Biografia prasowa  

 

Józef Mendruń

  Członek najwyższch władz   Polskiego Związku Niewidomych

Długoletni kierownik   Działu Tyflologicznego   Zarządu Głównego PZN  Redaktor naczelny  czasopisma o charakterze naukowym: " Przegląd Tyflologiczny"

 Inicjator i wykonawca licznych  publikacji   dotyczących  problematyki niewidomych  

 Założyciel Towarzystwa Pomocy   Głuchoniewidomym  

współtwórca Fundacji Polskich Niewidomych i Słabo Widzących "Trakt" i  

  przewodniczący jej zarządu   

 

 Jeśli nie chcemy przegrać  

Józef Szczurek  

 

 Od wielu lat wszystko, co jest ważne dla niewidomych w Polsce,cof wyznacza słuszne kierunki działania PZN - dzieje się przy jego czynnym udziale, a bardzo często  z jego inspiracji. Nie istnieje granica pomiędzy pracą zawodową i społeczną.Angażuje w nią wszystkie swe siły fizyczne i psychiczne. Jego życie osobiste ściśle związane jest z historią i teraźniejszością  PZN i te dwie płaszczyzny rzeczywistości przeplatają się ze sobą.Jest aktywny, czujny i wrażliwy na każde zdarzenie, które mogłoby zaszkodzić naszym sprawom.Od prawie trzydziestu lat pracuje w Zarządzie Głównym PZN.Przez cały ten czas, dzięki swej inicjatywie wiedzy i znajomości problematyki inwalidów wzroku,rozszerza i wzbogaca działalność Związku.

                 Józef Mendruń urodził się w listopadzie 1938 roku we wsi Borki Wielkie  koło Tarnopola i tam przebywał do końca II wojny światowej. W 1945 roku jego rodzina, w ramach repatriacji,przeniosła się na zachód Polski - do dzisiejszego województwa wrocławskiego. W czasie trwającego wiele dni transportu , podczas  przerwy w podróży mały Józek znalazł na dworcu kolejowym zapalnik. Konsekwencje wybuchu to ciężkie rany, w wyniku których stracił wzrok i lewą dłoń.   Prawdopodobnie nie doszłoby do tak wielkiego dramatu, gdyby interwencja lekarska przyszła prędzej, ale w tamtym czasie na Ziemiach Odzyskanych nie było jeszcze zorganizowanych  form lecznictwa. O tym okresie swego życia Józef Mendruń mówi następująco:

- "Po powrocie ze szpitala miałem jeszcze resztki wzroku w lewym oku.  W dwa lata później zacząłem chodzić do miejscowej szkoły.Byłem już nieco przerośnięty. W jednym roku  przyswoiłem program pierwszej i drugiej klasy, Potem zaczęło się dziać coś niedobrego w moim trochę widzącym oku. Nastąpiły  kuracje szpitalne,  operacje, ale bez pożądanego  rezultatu. Wzrok  zaczął zanikać. Do szkoły już nie wróciłem. Od 1948 do 1955 roku przebywałem bezczynnie na wsi. Starałem się oszukiwać otoczenie, że nie jest gorzej, gdyż  bardzo się wstydziłem , że nie widzę. Ciągle mnie pytali: "widzisz to, widzisz tamto"? A ja widziałem coraz mniej, ale udawałem, że widzę. Rosła jednak we mnie świadomość, że już niedługo nie będę mógł udawać. Zacząłem więc naciskać na  rodziców,  żeby szukać jakichś rozwiązań , zwłaszcza, że lat przybywało."

W 1955 roku Józef Mendruń dostał się do szkoły w Laskach. Przebywając na wsi, pomagał w nauce swej młodszej siostrze i sam się przy tym wiele nauczył, toteż w Laskach przyjęto go od razu do V klasy.Szkołę podstawową ukończył z bardzo dobrymi wynikami. Wtedy Henryk Ruszczyc przeprowadzał udane eksperymenty z uczniami  mającymi dodatkowe inwalidztwo. Dzięki temu Józef Mendruń zdobył zawód tkacza i otrzymał dyplom czeladnika.  Uczył się także innych czynności. W czerwcu 1961 roku skończył naukę w Laskach,  a we wrześniu rozpoczął pracę w branży tkackiej   w spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" w Warszawie. Od razu też podjął naukę w średniej ogólnokształcącej szkole korespondencyjnej.      

" Dyrektorka liceum  powiedziała,że może mi zaliczyć  szkołę zawodową , jako klasy pierwszą i drugą, ale muszę zdać określone  egzaminy. Należało się do nich odpowiednio przygotować, bo przecież programy szkoły zawodowej i ogólnokształcącej znacznie się różniły. Wtedy okazało się, jak wielu mam życzliwych ludzi.  Bardzo dużo pomogła mi siostra  Monika z Lasek,dokształcając mnie   w różnych przedmiotach,a także   siostra  Mieczysława - polonistka i siostra  Miriam - matematyczka. Pomagali również inni . Egzaminy  do III klasy szkoły ogólnokształcącej     zdałem bardzo dobrze i w 1963 roku otrzymałem świadectwo dojrzałości.

 Chciałem się uczyć dalej. Pociągała mnie psychologia, ale miałem też zdolności matematyczne. Zapytałem s. Monikę, co mi radzi.Odpowiedziała: - "Nieważne czy będziesz psychologiem,  matematykiem, czy jeszcze kimś innym. Ważne , żebyś był dobrym matematykiem, dobrym psychologiem lub dobrym tkaczem".Jestem przekonany, że to jest naprawdę głęboka myśl, nie tracąca na aktualności. Zdecydowałem się na psychologię."

  Zaczęły się starania o dopuszczenie do egzaminu. Nie brakowało jednak  przeciwników, którzy nie wyobrażali sobie, żeby niewidomy mógł studiować  psychologię . Dzięki życzliwości i zaufaniu dr Włodzimierza Dolańskiego oraz profesorów - Marii Grzegorzewskiej, Janiny Doroszewskiej i Tadeusza  Tomaszewskiego - Józef Mendruń pomyślnie zdał egzaminy i  w październiku 1963 otrzymał indeks studenta Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Pięć lat później ukończył studia i 1. stycznia 1969, przy dużym zaangażowaniu i pomocy mgr. Adolfa Szyszki,już jako magister psychologii rozpoczął pracę w Dziale rehabilitacji Zarządu Głównego PZN na stanowisku instruktora. Pierwszym jego zadaniem było opracowanie programu pomocy nowo ociemniałym. Większość założeń tego programu do dziś nie straciła na aktualności.  

We wrześniu 1970 roku Józef Mendruń przyjął propozycję ówczesnego dyrektora generalnego  Związku - Włodzimierza Kopydłowskiego i został kierownikiem warszawskiego okręgu PZN. Okręg ten obejmował wielki obszar , między innymi dzisiejsze województwa; siedleckie, płockie, ciechanowskie, ostrołęckie. Wszędzie trzeba było dotrzeć autobusem lub pociągiem, gdyż samochodów jednostki terenowe Związku  nie miały.  

 " Ta praca była dla mnie najlepszą szkołą. Musiałem być administratorem, księgowym, specjalistą od rehabilitacji i kultury, organizatorem pracy. Chciałbym przy tej okazji wspomnieć o pani Marii Gajek - pracowniku okręgu. Była to kobieta mądra, uczciwa, rzetelna, odpowiedzialna, kulturalna i całym sercem oddana sprawie. Pochodziła ze znanej rodziny Treuguttów. Na niej można było  całkowicie polegać. Dziś, po latach, pragnę złożyć jej hołd."    

W styczniu 1974 Józef Mendruń został powołany  na kierownika działu tyflologicznego Zarządu Głównego. Wtedy jeszcze takiego działu nie było, ale należało go stworzyć. Władze organizacji uznały, iż tu najbardziej potrzebne będą  i najlepiej wykorzystane doświadczenia, wiedza i kompetencje  dotychczasowego kierownika okręgu warszawskiego.    

Potem przyszły pamiętne zawirowania roku 1976-1977. Z funkcji prezesa Zarządu Głównego zrezygnował Dobrosław Spychalski, a na skutek rozlicznych błędów musiał także odejść  Włodzimierz Kopydłowski. Na łódzkim krajowym zjeździe delegatów PZN społecznym  przewodniczącym Związku  został Antoni Maślanka z Wrocławia. W lipcu 1977 na urzędującego  sekretarza generalnego i kierownika Związku wybrano Józefa Mendrunia. W jego życiu rozpoczął się nowy okres - trudny i  odpowiedzialny.

 Na zjeździe krajowym w październiku 1981, a więc w okresie burzliwych przemian politycznych w Polsce,   na przewodniczącego Zarządu  Głównego   wybrano Włodzimierza Kopydłowskiego, który powracał na arenę władzy związkowej, jako" skrzywdzony przez reżim przed czterema laty". Dotychczasowego  sekretarza generalnego Józefa Mendrunia uważał on za swego głównego rywala, dając mu to boleśnie odczuć.     Wkrótce doprowadził do odsunięcia go od kręgów decyzyjnych. Ten okres Józef Mendruń tak wspomina:    

   "Najbardziej dramatycznym momentem w moim życiu było odejście ze stanowiska sekretarza  i to nie dlatego, że przestałem pełnić określoną funkcję, lecz że w tę pracę tak bardzo się zaangażowałem i włożyłem tak wiele serca. Tylu pomysłów oraz wysiłku intelektualnego i psychicznego w działalność Związku nie włożyłem nigdy przedtem i nigdy potem. I nigdy też nie doznałem tylu krzywd. Wielu kolegów, którzy przedtem  okazywali mi szacunek i przyjaźń, całkowicie się odwróciło i stało się moimi przeciwnikami. To było  bardzo przykre doznanie, zostawiające głębokie blizny na zawsze. Na szczęście nie wszyscy się odsunęli, znaleźli się tacy, którzy mimo nieprzyjemnego klimatu nie zerwali ze mną współpracy. Wróciłem na stanowisko kierownika działu tyflologicznego.  Pomyślałem wówczas, że muszę  się wziąć za  jakąś podstawową  robotę. Moja główna filozofia polegała na tym, że trzeba pomagać ludziom, którzy oprócz utraty wzroku mają  jeszcze inne dodatkowe schorzenia i  związane z nimi problemy. Udało się zainteresować tymi zagadnieniami wielu zaangażowanych, wartościowych ludzi, tak w samym Związku, jak i na zewnątrz. Razem z nimi wypracowywałem nowe koncepcje, wdrażałem nowe programy.

 Wtedy właśnie , dzięki przemyśleniom, inicjatywie i energii Józefa Mendrunia i jego współpracowników PZN podjął nowe zadania - pomaganie  małym niewidomym dzieciom i ich rodzicom, rehabilitacja słabowidzących, którzy stanowią olbrzymią większość w Związku,  nauczanie oraz  rehabilitacja głuchoniewidomych i zorganizowanie opieki nad nimi, wszechstronna pomoc dla niewidomych chorych na cukrzycę, pomoc lecznicza i rehabilitacyjna dla niewidomych ze stwardnieniem rozsianym. Aby te zadania mogły być realizowane, nawiązano współpracę z różnymi instytucjami, między innymi z Wyższą Szkołą Pedagogiki Specjalnej w Warszawie i akademiami medycznymi w różnych miastach.  W celu zapewnienia Związkowi wykwalifikowanych kadr co roku kilku pracowników PZN i innych instytucji związanych z problematyką niewidomych  przyjmowano na pedagogikę specjalną  w lubelskim Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej i do WSPS w Warszawie.

Wielkie znaczenie dla upowszechniania wiedzy o niewidomych w różnych środowiskach ma działalność wydawnicza, którą zainicjował mgr Mendruń. Zaczęło się od " Przeglądu Tyflologicznego", półrocznika o charakterze publicystyczno-naukowym. Pierwszy numer wyszedł w 1974 roku. Później dział tyflologiczny zaczął wydawać inne pozycje, które z biegiem czasu przekształciły się w dwie stałe serie wydawnicze - "Zeszyty Tyflologiczne"  i "Materiały Tyflologiczne". Obejmują one tłumaczenia zagraniczne i  pozycje książkowe  naszych naukowców. Chcąc pomagać rodzicom niewidomych dzieci w ich prawidłowym wychowywaniu, dział tyflologiczny wydaje od wielu lat miesięcznik "Nasze Dzieci".  

 W 1987 roku Józef Mendruń został powołany na dyrektora do spraw rehabilitacji w Zarządzie Głównym. W cztery lata później doprowadził do powstania Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym i uznaje to za największe dokonanie swego życia, ponieważ jednoczesna głuchota i ślepota stanowi tak wielkie kalectwo, że człowiek nim dotknięty bez pomocy innych nie jest w stanie sam się  podźwignąć. Problematyką głuchoniewidomych zajmuje się nie tylko w kraju. Od 1985 roku wchodzi w skład Komisji do Spraw Głuchoniewidomych Europejskiej Unii Niewidomych, a od 1995 roku jest przewodniczącym tej komisji. Ten z konieczności skrótowo  potraktowany rys biograficzny niech zakończy wypowiedź, w której dyrektor Mendruń przedstawia swój pogląd na aktualne problemy istniejące w PZN.

 "Przeobrażenia , które nastąpiły w Polsce po roku 1989, zmuszają nas do przeprowadzenia  zmian w naszej związkowej organizacji. Musi być opracowana nowa formuła, określająca kierunki ,formy, cele i zasady działania.  Bez znalezienia odpowiedzi na  pytanie, co i jak mamy robić, nie znajdziemy właściwego, konstruktywnego  miejsca w przekształcającym się  społeczeństwie, w nowej sytuacji ekonomicznej i politycznej.

  Wiadomo , że pieniądze na pewno  centralnie będą dawane w coraz mniejszym stopniu i na bardzo określone cele - poszukiwanie nowych rozwiązań, opracowywanie ściśle określonych programów, głównie profilaktyki i rehabilitacji. Na inne cele pieniądze  trzeba  uzyskiwać w gminach, miastach czy  od wojewodów . Jeśli nie  nauczymy się , jak zdobyć pieniądze od wójta czy  burmistrza na opłacenie na przykład wyjazdu szkoleniowego dla  niewidomego z jego terenu czy zakup sprzętu rehabilitacyjnego, daleko nie zajdziemy. Zarząd Główny Związku powinien na władzach państwowych wymuszać korzystne dla niewidomych uchwały i rozporządzenia, obowiązujące w całym kraju, natomiast fundusze na ich realizację należy zdobywać głównie w gminach i województwach.  

Poszczególne koła czy okręgi często mają ciekawe, wartościowe doświadczenia i osiągnięcia. Ktoś powinien się zajmować ich zbieraniem, gromadzeniem  i  upowszechnianiem w całym kraju. To jest kolejne zadanie dla  centralnych władz PZN. Trzeba wymyślić  nowy styl, nowe zasady  działania, które będą przylegały do konstytucji i do nowej   struktury ekonomicznej i społecznej państwa.

 Zmieniona  sytuacja wymaga,i to wydaje mi się najważniejsze,  aby zaktywizowały się  koła i okręgi PZN. Nie mogą one dalej czekać jedynie  na odgórne zalecenia. Większość działaczy nie chce lub nie może tej prawdy przyjąć i zaakceptować. Jeśli tak się nie stanie, to wszyscy  przegramy.  Na te zagadnienia trzeba spojrzeć po nowemu. Nie możemy się  rozsypać na małe, słabe grupy i stowarzyszenia, bo ta droga prowadzi donikąd. Uratuje nas natomiast aktywizacja na wszystkich szczeblach, ale szczególnie na  tych podstawowych. Świat dostarcza nam wiedzy o  różnych rozwiązaniach i  doświadczeniach. Wybierzmy najlepsze i przenieśmy je  na nasz polski grunt. Najważniejsza jest ogólna mobilizacja i aktywizacja, bez oglądania się na innych, bo Związek to nie oni, lecz my wszyscy. Zrozumienie tej prawdy teraz jest szczególnie ważne."  

         Pochodnia  październik 1997