Część VI.

Matka po II wojnie światowej

 

 

1. Nowe warunki życia

 

Pokój w Poczdamie w 1945 r. był ukoronowaniem układów "wielkiej trójki" w Jałcie i Teheranie. Państwa zachodnie pozwoliły Moskwie na narzucenie mocarstwowych planów w odniesieniu do wszystkich państw środkowej i południowej Europy, w tym sprzymierzonej z nimi Polski. Polska wygrała u boku aliantów wojnę i została podporządkowana ZSRR. To była wielka tragedia narodowa. Prawie każda rodzina straciła w czasie II wojny kogoś bliskiego. Rozpoczynał się nowy terror. Przemieszczenia ludności z ziem wschodnich II Rzeczpospolitej na ziemie zachodnie, powroty z obozów koncentracyjnych, lagrów. Wschodnia granica Polski została ustalona na Bugu, zachodnią oparto na Odrze.

Straty wojenne były ogromne, wystarczy powiedzieć, że pięć największych miast zostało zniszczonych. Według obliczeń Polska znalazła się na pierwszym miejscu wśród państw poszkodowanych.

Utrzymano system kartkowy. Zaczęła szerzyć się spekulacja, złoty nie miał pokrycia ani w złocie, ani w obcych walutach, wydano zakaz posiadania prywatnie dewiz. W 1945 r. wprowadzono oficjalnie system planowania gospodarczego.

Po utworzeniu w lipcu 1944 r. namiastki rządu, zapanował terror. Sfałszowane wybory do Sejmu oddały władzę współpracownikom ZSRR.

System rządzenia coraz bardziej upodabniał się do moskiewskiego. Aresztowania "osób podejrzanych" stały się masowe, wielu, wychodząc z pracy, ginęło w czeluściach Urzędu Bezpieczeństwa, który już 1947 r. liczył 200 tys. pracowników. Dokonano czystek w sądownictwie, szkolnictwie. Rosła liczba funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, wojsko podlegało stacjonującej w Polsce Armii Radzieckiej. Procesy przeciwko uczciwym Polakom, najczęściej członkom AK, jako "wrogom ludu", kończyły się najczęściej kilkunastoletnim więzieniem lub śmiercią. Aresztowano duchowieństwo. W połowie 1948 r. w więzieniach przebywało ponad 21 tys. więźniów politycznych.

Wzmagała się kampania przeciw papieżowi. W lipcu i sierpniu aresztowano publicystów wydających katolicki "Tygodnik Powszechny", a publikację jego wstrzymano. W październiku 1948 r. po śmierci prymasa Polski kard. Augusta Hlonda następcą jego został biskup lubelski Stefan Wyszyński. W następnym roku zniesiono małe seminaria i nowicjaty oraz prasę katolicką. W 1952 r. Sejm uchwalił konstytucję, zaakceptowaną przez Stalina, w świetle której społeczeństwo nie miało żadnego znaczenia.

Wówczas 8 maja 1953 r. ks. Prymas wypowiedział sławne: "Non possumus" (Nie możemy) i wytknął rządowi wszystkie nadużycia władzy. W nocy z 25 na 26 września aresztowano prymasa Stefana Wyszyńskiego.

W październiku 1956 r. nastąpił kryzys rządowy i tzw. odwilż. Zwolniono Prymasa, a w grudniu doszło do podpisania nowego układu Kościoła z rządem. Przywrócono religię w szkołach, duszpasterstwo w szpitalach i więzieniach, nastąpił powrót biskupów tytularnych na Ziemie Odzyskane. Powstał Klub Inteligencji Katolickiej, otwarto "Tygodnik Powszechny", w sejmie dopuszczono 5-11 posłów katolickich do utworzenia Klubu poselskiego "Znak" oraz do zasiadania jednego ich przedstawiciela w Radzie Państwa. Osiągnięcia te jednak były nietrwałe.

Wkrótce wybuchł nowy atak na Kościół. Nałożono ogromne podatki na kościoły, popierano "księży patriotów" i Stowarzyszenie "Pax", mające za zadanie rozsadzać Kościół od wewnątrz. Wycofano ze szkół lekcje religii, nakazano usunąć z klas krzyże.

 

 

2. Sytuacja Lasek w zmienionym ustroju politycznym

 

Podczas gdy wiosną 1945 r. toczyły się ostatnie walki z okupantem, większość społeczeństwa już zdawała sobie sprawę, że odzyskana wolność nie równa się z suwerennością. Od chwili wkroczenia sowieckiej armii odczuwano atmosferę terroru i szpiegostwa. W pierwszych dniach po wejściu Czerwonej Armii jeden z pracowników Lasek usłyszał, (1) jak we wsi enkawudzista popisywał się znajomością stosunków w Zakładzie i wymienił bez wahania nazwiska Marylskiego i Ruszczyca. Gdy doszło to do uszu Matki, rozkazała natychmiast ukryć obu panów w powiatowym mieście Pruszkowie.

Niedługo po tym wydarzeniu Antoni Marylski wyjechał na pół roku na Bukowinę, dołączając do przebywających tam laskowskich dzieci. Ruszczyc zaś został wydelegowany do opieki nad ociemniałymi żołnierzami na Lubelszczyznę do Surhowa. W ten sposób Matka Elżbieta zabezpieczyła, lecz zarazem utraciła na dłuższy czas dwóch najbliższych współpracowników. Z dawnych tercjarzy pozostał tylko Zygmunt Serafinowicz (2) (który miał wkrótce odegrać główną rolę w tworzącej się szkole) i niewidomy Stefan Rakoczy. (3)

Towarzystwo zostało przez Niemców oficjalnie rozwiązane, lecz dalej działało w ukryciu. Po wojnie sytuacja długo pozostawała bez zmian, na zewnątrz występowano pod nazwą "Zakłady dla Niewidomych", a kierownictwo pełniła s. Wacława Iwaszkiewicz. Z dawnych pracowników wielu wyjechało, z nowych wybijała się rzutkością w zdobywaniu środków finansowych Zofia Morawska. Niegdyś kierowniczka patronatów, niebawem została, i to na długie lata, skarbnikiem Zarządu Towarzystwa. Po dwóch latach, w marcu 1947 r. udało się jej ponownie zarejestrować Towarzystwo z dawnym statutem w Wydziale Stowarzyszeń Stołecznego miasta Warszawy. Pierwsze walne zebranie odbyło się 23 czerwca 1947 r. i od tej pory Zarząd działał normalnie. Na życzenie Matki prezesem został Antoni Marylski, wiceprezesem - Henryk Ruszczyc, skarbnikiem - Zofia Morawska, sekretarzem - Zygmunt Serafinowicz. Ponieważ zarząd miasta Warszawy upaństwowił prywatne posiadłości na terenie stolicy, Towarzystwo bezpowrotnie utraciło swój punkt oparcia przy ul. Wolność 4, później przy ul. Elektoralnej 9, jak również ofiarowany w listopadzie 1944 r. pałacyk Tyszkiewiczów przy ul. Litewskiej 6. Tymczasową prawną siedzibą w Warszawie stał się klasztor Sióstr Rodziny Maryi przy ul. Hożej 53.

Sytuacja materialna Towarzystwa uległa znacznemu pogorszeniu, gdyż utraciło główne środki utrzymania. Rząd cofnął uprawnienie do urządzania ogólnopolskiej zbiórki, a na skutek ustawy o reformie rolnej z 1944 r. zbieranie darów w naturze od ziemian było niemożliwe. Na mocy tejże ustawy Laski utraciły 56 ha lasów i zagajnika, a Żułów las i dwa folwarki Kraśniczyn i Wolicę, razem ok. 600 ha, wchodzące w skład tego klucza. W Żułowie upaństwowiono ziemię, pozostawiając do dyspozycji 120 ha. Ustała też przedwojenna dzierżawa 280 ha w Pieścidłach. (4)

W lecie 1945 r., po powrocie do Lasek Antoniego Marylskiego, zaczęto intensywnie szukać nowych dróg zdobywania pieniędzy na bieżące wydatki i odbudowę zniszczonych w czasie wojny budynków. Jedną z pierwszych instytucji, które udzieliły pomocy, b
ył Fundusz Odbudowy Stolicy oraz sześć ministerstw i niektóre banki. Choć to nie wystarczało na pokrycie kosztów zaplanowanych inwestycji, przystąpiono do pracy. Wielkie znaczenie miała pomoc amerykańskiej UNRRA, od której Zakład otrzymał pierwszych: 20 krów, 8 koni, 2 ciężarówki, 1 półciężarówkę i paczki żywnościowe. Brak gotówki czasem stawał się tak dokuczliwy, że gdy ustała pomoc amerykańska, Towarzystwo nie miało środków na wykupienie przydziałów żywności. Przychodziły z pomocą również inne instytucje charytatywne z Ameryki i krajów europejskich, zwłaszcza Francji, Szwecji i Szwajcarii. (5)

Ofiarna pomoc z zagranicy miała swoje źródło we wcześniejszej działalności Założycielki Lasek. Wszak jeszcze przed I wojną światową Róża Czacka prowadziła ożywioną korespondencję w trzech językach z międzynarodowymi organizacjami pracującymi dla niewidomych, a w dwudziestoleciu międzywojennym te stosunki podtrzymywała. Nie chciała jednak wszystkiego zatrzymywać dla siebie i po II wojnie światowej dzieliła się z innymi zakładami w Polsce materiałami dydaktycznymi. Miała też wiele międzynarodowych powiązań i kontaktów, które wykorzystywała na rzecz wspierania Dzieła. Między innymi spośród przyjaciół Lasek powstała w 1947 r. w Stanach Zjednoczonych akcja pomocy Dziełu pod nazwą Komitet Nowojorski. (6)

W 1945 r. starsza niewidoma kobieta Julia Rzeszotarska, która ostatnio przebywała w Laskach, a poprzednio była właścicielką dużego majątku Wojnowo na Kujawach, ofiarowała testamentem pozostawioną jej przez państwo 17-hektarową resztówkę z dworkiem i parkiem. Osadzono tam parę sióstr i urządzono kolonie letnie dla kilku niewidomych dziewczynek.

Towarzystwu potrzebne były większe ośrodki rolne, toteż w 1946 r. wystąpiono o odzyskanie dzierżawy Pieścideł i otrzymano zgodę na przejęcie od państwa w stuletnią dzierżawę 127 ha areału. W delcie Wisły pod Gdańskiem udało się otrzymać poniemieckie 70-hektarowe gospodarstwo w miejscowości Bąsak-Sobieszewo, gdzie planowano urządzanie kolonii letnich dla wychowanków i wczasów dla pracowników. Towarzystwo przyjęło propozycję założenia domu dla niewidomych w Grybowie i Kamiannej na Podkarpaciu, lecz szykany władz, niechętnych tworzeniu placówki katolickiej na tym terenie, doprowadziły do rezygnacji z projektu.

Stowarzyszenie Niewidomych Śląskich wystąpiło do Zarządu Towarzystwa z prośbą o przewłaszczenie na ich rzecz przekazanych przed wojną nieruchomości w Chorzowie. Po uzyskaniu zgody uniezależniło się całkowicie od Towarzystwa.

W przydzielonym dworku z parkiem w Pniewie długo utrzymywał się 60-osobowy zespół niewidomych wraz z widzącymi staruszkami i siostrami. Po kilku miesiącach przeniesiono większość z nich do Żułowa. Zapewniono przyszłość 30 widzącym dzieciom, które utraciły rodziców w czasie wojny i wychowywały się w Laskach. Skierowano je do odpowiednich zakładów zakonnych męskich i żeńskich. W 1949 r. abp Stefan Wyszyński ofiarował Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża oddane Kościołowi poaugustiańskie zabudowania w Warszawie wraz ze zbombardowanym kościołem św. Marcina. Na razie Zgromadzenie nie posiadało środków, aby doprowadzić je do stanu używalności.

 

 

3. Dom ociemniałych żołnierzy w Surhowie

 

Jesienią 1944 r., gdy we wschodnich województwach objął rządy komunistyczny Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, prezes PCK w Lublinie mecenas Ludwik Christians poprosił o przyjazd przełożoną z Żułowa s. Joannę Lossow. Przedstawił jej los ociemniałych podczas wojny żołnierzy, potrzebujących opieki i rehabilitacji. Siostra zaproponowała, odległy o kilka kilometrów od Żułowa, Surhów. Na podstawie ustawy o reformie rolnej dwór został właśnie odebrany dotychczasowym właścicielom i przeznaczony do rozbiórki. Zarząd PCK zatwierdził ten wybór, siostra zaś oddelegowała do przyszłej placówki dwie zakonnice i uzyskała zwolnienie z wojska uzdolnionego organisty, przyszłego animatora i nauczyciela śpiewu Bolesława Harbarczuka. Do uprawomocnienia tych decyzji potrzebna była zgoda Matki Czackiej i Zarządu Towarzystwa. Dojazd z Lubelszczyzny do Warszawy i Lasek stał się możliwy dopiero po ruszeniu ofensywy wojsk radzieckich w styczniu 1945 r. Matka, wysłuchawszy relacji s. Joanny, w pierwszej chwili nie okazała zadowolenia - bez wiedzy i zgody Zarządu podjęto postanowienie o poważnych konsekwencjach. (7) Rozważywszy głębiej sprawę, uznała jej doniosłość i całym sercem włączyła się w pomoc dla poszkodowanych żołnierzy. Wkrótce wysłała pięciu doskonale zrewalidowanych niewidomych jako instruktorów. Na ich czele postawiła Henryka Ruszczyca, który zresztą musiał opuścić, jak pisałem, Laski. Życie pokazało jak wybór Ruszczyca był trafny.

Obrabowany z mebli dwór w Surhowie, dzięki staraniom przełożonej z Żułowa, nadawał się niebawem do zamieszkania. Zaczęli napływać pensjonariusze. Ruszczyc wynajdywał ich w szpitalach całego kraju. Początkowo przeżywali ciężkie załamania, z trudem przyjmowali swe ograniczenia, jak np. nieumiejętność poruszania się i bezradność w wielu dziedzinach. Co gorsza, po przeżyciu okropności wojny stracili wiarę w podstawowe ludzkie wartości. Niejednokrotnie bywali odtrącani przez własne rodziny, nawet żony lub narzeczone. Wielu nosiło się z myślą o samobójstwie. Przywrócenie im chęci do życia było głównym zadaniem przysłanego przez Laski zespołu.

W procesie rehabilitacji dużą rolę odegrała obecność duchownego, byłego kapelana wojskowego, ks. Nikodema Domańskiego. Pogodnego usposobienia, lubiący żarty i krotochwile, prędko znalazł z dawnymi wojakami wspólny język. Z czasem coraz liczniej przychodzili na nabożeństwa do domowej kaplicy. Ruszczyc z intuicją i doświadczeniem pedagogicznym zaczął od nadania nowemu ośrodkowi silnych ram organizacyjnych. Ułożył statut "schroniska", zaprowadził regulamin dnia. Obok nauki czytania i pisania brajlem i godzin pracy w warsztatach, przewidział wiele miejsca na naukę śpiewu, spacer i wieczorne spotkania przy kominku. Do każdej sypialni włączył po jednym z niewidomych instruktorów, by własnym przykładem budzili pozytywne zachowania u wychowanków. Dzięki temu atmosfera domu stawała się coraz cieplejsza, bardziej rodzinna, a załamania zaczęły ustępować. Decydujący wpływ miało jednak włączenie do nauki śpiewu grupy dziewcząt ze wsi. Z ich udziałem powstał trzygłosowy chór, a pierwszy jego występ w powiatowym mieście Krasnymstawie wywołał w okolicy sensację. Zaczęły się zaproszenia na wieczorki taneczne w miejscowej remizie strażackiej i odwiedziny dzieci szkolnych, które pełniły rolę przewodników na spacerach z niewidomymi. Rehabilitacja pomyślnie się rozwijała, zawiązało się kilka udanych małżeństw z pannami ze wsi. (8) Kilku ociemniałych wróciło do rodzin.

W 1946 r. zaczęły się trudności. Doszło do kontrowersji między Zarządem Głównym PCK w Warszawie a Zarządem Towarzystwa. W Zarządzie PCK nie wszyscy członkowie znali się na sprawach inwalidzkich, niektórzy należeli raczej do pragnących się wyróżnić koniunkturalnych działaczy. Wpadli na pomysł przeniesienia ociemniałych żołnierzy do jakiejś podwarszawskiej miejscowości z równoczesnym przekazaniem Surhowa wraz z wszystkimi obciążeniami Towarzystwu. Zamierzali umieścić tam ociemniałe kobiety.

Nieprzemyślany ten projekt groził poważnymi konsekwencjami. Przekreślał z trudem osiągnięte włączenie ociemniałych w życie widzących i przywrócenie im sensu istnienia. Równał z ziemią wysiłek miejscowej ludności. Wydawało się wątpliwe, by chciano okazać ponownie równie wiele życzliwości i serca ociemniałym kobietom.

Matka ostro zareagowała, wysyłając do Zarządu Głównego PCK stanowczy list z protestem. Prosiła o stosowanie pełnego partnerstwa w podejmowaniu decyzji i proponowała urządzenie spotkania przedstawicieli obu stron w celu ustalenia wytycznych oraz sposobów finansowania instytucji. Z racji statutu - wyjaśniała - Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi ma obowiązek troszczenia się o wszystkich ociemniałych z wojny, więc również o osoby cywilne. Opiekę nad nimi Towarzystwo stawia jako warunek dalszej współpracy. Ostrzegała, że w razie niedojścia do porozumienia wycofa laskowski personel, materiały do szkolenia i pomoce naukowe. Wyczuwając z drugiej strony brak dobrej woli, wyliczyła wszystko, co w ciągu ostatniego roku Laski dostarczyły schronisku. Bez stałej pomocy z Żułowa pensjonariusze byliby głodni. Miesięczna dotacja z PCK w wysokości 70 tys. zł nie pokrywała nawet najniezbędniejszych potrzeb.

W archiwach Lasek nie zachowała się żadna odpowiedź ze strony Zarządu PCK, znamy jednak dalszy bieg wydarzeń. Ruszczyc rozpoczął działania na własną odpowiedzialność. Nawiązał stosunki z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej, uzyskał od nich obietnicę przydziału wojskowej ciężarówki i 600 tys. zł dotacji. Zarząd Główny PCK storpedował oba te przydziały, a ponadto zawiadomił, że przekazuje surhowską placówkę lewicującemu Związkowi Ociemniałych Żołnierzy. Wtedy Ruszczyc udał się do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej i doprowadził do prawnego przejęcia przez nie schroniska. Otrzymał też wstrzymaną dotację pieniężną i ciężarówkę. Zwycięstwo było zupełne i przeprowadzone legalnie.

Następnie, przychylając się do koncepcji Ministerstwa włączenia ociemniałych do pracy w przemyśle, doprowadził we wrześniu tegoż roku do przeniesienia zakładu z Surhowa do Jarogniewic i Głuchowa w Wielkopolsce. Tam w dwóch sąsiadujących ze sobą dworach zorganizował ośrodek szkolenia i rehabilitacji. W tym też czasie, zimą 1945 r., doprowadził do założenia przez dawnych wychowanków, niegdyś członków uczniowskiej spółdzielni w Laskach, pierwszej w Polsce Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Lublinie.

Sukcesy te doprowadziły w zimie 1947 r. do nominacji Ruszczyca na radcę Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej. Zlecono mu organizowanie na terenie całego kraju szkolenia dorosłych ociemniałych z wojny i znalezienie dla nich stanowisk pracy w przedsiębiorstwach państwowych. Również z tego zadania wywiązał się doskonale i spośród około tysiąca przeszkolonych niewidomych dla trzystu uzyskał miejsca pracy. Było to bezprecedensowe osiągnięcie Ruszczyca. (9)

Matka Elżbieta na okres 3 lat straciła jednego z najlepszych pracowników, utalentowanego wychowawcę i prekursora szkolenia zawodowego w Polsce. Rezygnując na tak długo z jego współpracy, Matka wykazała wielką dalekowzroczność i bezinteresowność. Przed interesem własnej instytucji postawiła dobro inwalidów całego kraju.

 

 

4. Zmiany w organizacjach niewidomych w Polsce

 

Tymczasem również w życiu niewidomych w Polsce zaszły wielkie zmiany. W 1946 r. wieloletni nauczyciel w Laskach dr Włodzimierz Dolański (10) podjął samodzielną działalność. Utworzył federacyjny Związek Pracowników Niewidomych z zarządem głównym i oddziałami terenowymi, który miał stanowić nadrzędną organizację nad wszystkimi istniejącymi. W myśl opracowanego statutu, związek miał stać się zrzeszeniem o charakterze samopomocowym, opartym na działalności gospodarczej. W 1949 r. nastąpiło przekształcenie prowadzonych przez Związek zakładów w spółdzielnie i włączenie ich do nowo utworzonej Centrali Spółdzielni Inwalidów.

Stosunek nowo utworzonej instytucji do Lasek był zdecydowanie nieżyczliwy. Towarzystwo utraciło po wojnie prawa, lecz i niezbędne środki do prowadzenia patronatów, zresztą sami niewidomi nie chcieli utrzymywać dłużej tej formy opieki. Wyłaniające się sprawy niewidomych dorosłych rozwiązywano więc na własną rękę. W panujących układach Towarzystwo miało ograniczone pole działania ze względu na wrogą postawę władz wobec instytucji katolickich.

Jednocześnie niewidomy kombatant mjr Leon Wrzosek, mianowany kuratorem Związku Pracowników Niewidomych, w ciągu jednego roku przekształcił go w instytucję dotowaną przez państwo i od niego całkowicie zależną. Przyjął narzuconą przez reżim marksistowską ideologię, koncentrując się na prowadzeniu biblioteki brajlowskiej, biura przepisywania książek, tworzeniu zespołów artystycznych i sportowych, zdobywaniu od państwa dalszych przywilejów. Włodzimierz Dolański został ze Związku wyłączony.

Gdy w 1951 r. zakończył się okres tzw. kurateli mjr. Wrzoska, Związek Pracowników Niewidomych przeobraził się w Polski Związek Niewidomych (PZN), a dotychczasowy kurator Wrzosek został prezesem Zarządu.

W dziedzinie wychowania i kształcenia niewidomych dokonywały się również duże zmiany. Powstały trzy nowe zakłady dla niewidomych i trzy dla niedowidzących. Poziom ich był dobry, lecz kierunek wychowania zupełnie laicki i wrogi Kościołowi. Dzieciom nie pozwalano na udział w życiu sakramentalnym. Laski pozostały jedynym zakładem katolickim dla niewidomych w Polsce.

 

 

5. Odbudowa Zakładu i praca szkół w nowych warunkach

 

Brak dostatecznych funduszy nie powstrzymał Zarządu Towarzystwa od przystąpienia do pracy. W latach 1945-1949 wyremontowano budynki szkolno-internatowe albo postawiono od nowa. Nie zaspokajało to jednak wszystkich potrzeb, toteż dzięki pomocy władz wojskowych sprowadzono z Ziem Odzyskanych 6, a potem jeszcze 4 poniemieckie baraki. Pochodziły z dawnego stallagu i posiadały w dobrym stanie podłogi, glazury, terakotę, nawet centralne ogrzewanie. Przywiezienie ich do Lasek wywołało ogólną radość i zaraz parę z nich przeznaczono na: mieszkania dla pracowników Zakładu i Pieścideł, warsztaty szczotkarskie i tkacko-dziewiarskie, bibliotekę brajlowską, infirmerię na 35 łóżek oraz postulat.

Na razie ośrodek zdrowia znajdował się na terenie Zakładu, lecz Towarzystwo postarało się o przeniesienie go z powrotem na wieś i wyposażyło w gabinet dentystyczny oraz inne urządzenia. Powojenną odnową Zakładu zajęli się Antoni Marylski i Zofia Morawska, Matka zaś wszystkiemu patronowała i nadal brała udział w zebraniach Zarządu.

W 1946 r. Matka ukończyła siedemdziesiąty rok życia i zdrowie miała mocno nadwątlone. Świadoma znaczenia dorobku swej pracy dla dobra niewidomych, nie łudziła się, że odtworzy go własnymi siłami. Przestały bowiem istnieć: Biblioteka Tyflologiczna, duża część Biblioteki Brajlowskiej, Biuro Przepisywania Książek Brajlem, Archiwum Dzieła, Biblioteka Czarnodrukowa. Upadło Wydawnictwo "Verbum" (reaktywowane po dwóch latach już w Kielcach). W powstaniu warszawskim została zniszczona Biblioteka Wiedzy Religijnej, przestało działać Koło Adoracyjne.

W 1946 r. we wrześniu zmarł ks. Władysław Korniłowicz. Matka do końca go nie odstępowała. I chociaż tak nie płakała, jak przy śmierci ks. Krawieckiego, to boleśnie tę śmierć odczuła. Odchodził człowiek, który współtworzył z nią Dzieło i nadawał mu duchowy kierunek. (11)

Odtąd Matka była zdana na wciąż nowych kapelanów, aż dopiero w 1950 r. ogólne kierownictwo nad Zgromadzeniem objął bliski zmarłemu ks. Tadeusz Fedorowicz.

Nie tylko w pracy patronatowej działalność Towarzystwa natrafiła na trudności, również w pracy szkół musiała dostosować się do zmian zachodzących w systemie oświaty. (12) W nowych warunkach niekorzystne wydało się Matce i Zarządowi, by naczelne kierownictwo szkół i internatów znajdowało się w ręku zakonnicy - s. Teresy Landy, mimo iż posiadała oficjalne do tego uprawnienia. Postanowiono mianować kierownikiem osobę świecką. Matka wybrała na to stanowisko Zygmunta Serafinowicza, wychowawcę i nauczyciela, na którego postawę moralną zawsze można było liczyć. Propozycję tę przyjął na wyraźne życzenie Matki, lecz nie bardzo mu odpowiadał rodzaj przyszłej pracy. Co roku prosił Matkę Elżbietę o wyznaczenie na tę funkcję kogoś innego, lecz na próżno, pozostał na tym stanowisku 21 lat. Do dziś dnia uważa się go za człowieka, który najbardziej przyczynił się do uratowania katolickiego charakteru laskowskich szkół.

Od pierwszej chwili praca jego nie zapowiadała się łatwo. Jeden z dwóch budynków szkolnych nie był w całości odbudowany, pomieszczenia słabo ogrzewane, brakowało krzeseł, ławek, pomocy szkolnych i wielu innych potrzebnych rzeczy. Również w gronie nauczycieli odczuwało się niedobory, wielu dawnych kolegów odeszło, a wymagania Kuratorium wzrosły. Każdego nauczyciela, nawet wychowawcę z wyższym wykształceniem obowiązywało ukończenie dwuletniego studium w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej (PIPS). Mimo wszystko rok szkolny 1945/1946 rozpoczął się z niewielkim tylko opóźnieniem. Inspektor Ministerstwa Oświaty kolejno zatwierdzał powstawanie jakby od nowa poszczególnych jednostek szkolnych pod nazwami: Prywatnej Szkoły Podstawowej dla Niewidomych Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, Prywatnego Koedukacyjnego Gimnazjum Zawodowego dla Niewidomych i wreszcie Przedszkola.

Dzięki kilku zdolnym i ofiarnym nauczycielkom szkoła stanęła od razu na wysokim poziomie, zwłaszcza w zakresie przedmiotów humanistycznych. Naukę podjęło ogółem 125 uczniów, w następnym roku 159. Liczba ta stale wzrastała. Serafinowicz mimo wieloletniego stażu nauczycielskiego w szkole specjalnej musiał starać się o obowiązujące wszystkich uprawnienia. (13)

Spośród wszystkich dziedzin pracy Towarzystwa zawsze najbliższą Matce była działalność szkół i internatów oraz rehabilitacja dorosłych niewidomych. Matki nadal nie zawodziło poczucie realizmu, zdolność dostrzegania największych potrzeb społecznych i umiejętność znajdowania środków. Jeszcze przed końcem wojny Matka Elżbieta włączyła, jak wspomniałem, zespół zdolnych współpracowników w akcję reedukacji ociemniałych żołnierzy. W Laskach rozwijała się podobna działalność w szkołach. Zakład zrehabilitował ogółem około 100 młodocianych inwalidów, w tym 25 bez jednej i 5 bez dwóch rąk, i stał się jedynym dużym ośrodkiem w kraju, który nimi się zajął. W Polsce nie było wtedy doświadczonych specjalistów od reedukacji takiej młodzieży, trzeba było wypracować własne metody. Natomiast nadzieję budziło zawiązywanie się w Polsce spółdzielni niewidomych i realne widoki zatrudnienia absolwentów.

Wielkie zasługi w tym zakresie położył Henryk Ruszczyc. Zmieniona sytuacja społeczno-gospodarcza ułatwiała zatrudnienie wszystkich ludzi niepełnosprawnych. Pod okiem Matki Ruszczyc rozpoczął i później przez 20 lat prowadził eksperymenty, mające na celu znalezienie dla niewidomych nowych zawodów. Postawa jednak Lasek jako katolickiej instytucji drażniła komunistyczne władze, które podjęły kroki w celu likwidacji Zakładu.

Tymczasem, ponieważ na skutek wojny znaczna liczba wychowanków przebyła amputacje rąk, nóg lub choćby palców, kierownictwo zmuszone było do szukania nowych metod nauczania i szkolenia, opracowywania dostosowanych do nich pomocy szkolnych.

W zakresie wychowania cenną nowością okazało się organizowanie dla wychowanków kolonii letnich w Sobieszewie, Pieścidłach i początkowo Wojnowie. Akcją tą obejmowano rocznie od 50 do 60 uczniów. Przebywanie w warunkach obozowych i kontakcie z przyrodą wspólnie z przełożonymi dobrze wpływało na zżycie się wzajemne. W internacie chłopców utworzono samorząd i powołano harcerstwo. Matka już przed wojną popierała wszystkie formy wychowania, wyzwalające inicjatywę i samorządność wychowanków.

W jesieni 1948 r. ku radości Zarządu wrócił do Lasek Henryk Ruszczyc. Pod jego kierunkiem zaczęły się rozwijać nowe działy warsztatowe: przysposobienia do pracy w przemyśle, dziewiarstwa maszynowego i tkactwa. Jeszcze przed 1939 r. Towarzystwo podejmowało próby szkolenia w obu wymienionych kierunkach, lecz wszystko zniszczyła wojna. Perspektywa opanowania nowych zawodów wywołała u niewidomej młodzieży entuzjazm, urządzano wystawy i pokazy, niewidomi z amputacjami mieli okazję do zaprezentowania swych osiągnięć. W dziewiarstwie opracowano pierwsze programy szkolenia, co wywołało zainteresowanie nawet w Ministerstwie Oświaty. Władze oświatowe prosiły o udostępnienie wstępnych wersji programu szkolenia.

Matka ceniła Ruszczyca i widziała jego wielkie zdolności, znała przy tym jego temperament i umiejętność przewodzenia. Wydała - prawdopodobnie na przełomie 1948/1949 - zachowany bez daty w Archiwum FSK pamiętny okólnik: "Do czuwania nad całością działu wychowania niewidomych delegowany jest przez Zarząd p. Henryk Ruszczyc. Nie znaczy to jednak wcale, by p. Ruszczyc miał z tego tytułu jakiekolwiek kompetencje kierownicze w naszych zakładach wychowawczych, męskich czy żeńskich albo w szkołach czy innych działach, posiadających własnych kierowników. Delegacja, którą p. Ruszczyc otrzymuje od Zarządu, nie jest bynajmniej równoznaczna z powierzeniem mu funkcji rządzenia. [...] P. Ruszczyc ma pomagać Zarządowi w wypracowaniu ogólnych dyrektyw i wskazówek dla kierowników odnośnych działów, a następnie z ramienia Zarządu czuwać nad wprowadzaniem ich w życie; ma czuwać nad tym, czy [zarówno] wychowanie internatowe, jak nauczanie ogólne i szkolenia zawodowe w naszych zakładach idą po linii zasadniczych założeń wychowawczych Dzieła. [...] Nie ingeruje p. Ruszczyc bezpośrednio w żadne sprawy szkół czy innych działów, nie wydaje w nich żadnych zarządzeń, całkowicie przestrzega poszanowania kompetencji ich kierowników.

Z zupełnie innego tytułu - jako kierownik Domu św. Teresy [internat chłopców - M. Ż.] - ma p. Ruszczyc powierzone sobie kierownictwo internatów męskich i bezpośrednią zwierzchność nad pracującymi w nich wychowawcami. [...] Jednak i tu ma tylko ogólne kierownictwo wychowawcze, czuwa nad pracą wychowawców, może mieć i osobiste kontakty z wychowankami, ale zostawia wychowawcom pełną odpowiedzialność i autonomię, nie hamuje ich inicjatywy, a zakres ich obowiązków i kompetencje ustala z Zarządem."

Z pewnym zdziwieniem również odczytujemy sprawozdania z zebrań Zarządu Towarzystwa w latach 1948-1949, podczas których inicjatywy Ruszczyca były drobiazgowo omawiane. Jednak założenia jego były trafne i zmierzały do zapewnienia w przyszłości godziwych zarobków absolwentom szkół w Zakładzie. Wiemy, że Matka specjalną troską otaczała osoby chore i słabe, toteż w pełni po jej myśli szła rehabilitacja inwalidów wojennych, którym wiele serca poświęcał właśnie Ruszczyc. Dbał o zdobycie dla nich najwyższej jakości protez, o prawidłową "pielęgnację kikutów", o opanowanie więcej niż jednego zawodu, by łatwiej mogli znaleźć pracę.

Pomimo ubóstwa w urządzeniu internatów, skromnego odżywiania, braku opału, ciasnoty pomieszczeń, w Zakładzie tętniło życie. W gronie nauczycieli szkoły zawodowej kilka ideowych osób z gruntownym wykształceniem i dłuższym stażem pracy stworzyło doskonałą atmosferę, wzbudzało szacunek uczniów i kolegów. Przyjezdnych zaskakiwała pogoda, a nawet wesołość wychowanków. Uderzał też fakt, że ciągle coś się dzieje, że mimo trudnych warunków Zakład wciąż idzie naprzód. Wielki wpływ na nastrój wśród młodzieży miało jej umuzykalnienie. Niewidomi są szczególnie podatni na odbiór wrażeń słuchowych. Duże zasługi w tej dziedzinie położył muzykolog, pianista i kompozytor Witold Frieman. (14)

Niezależnie od tego przygotowywano zespół najzdolniejszych uczniów do matury, organizowano kursy masażu. (15)

W wyniku bliskich kontaktów Zygmunta Serafinowicza z prof. Marią Grzegorzewską i Instytutem Pedagogiki Specjalnej studenci tej uczelni przyjeżdżali do Lasek na regularne hospitacje zajęć lekcyjnych. W 1950 r. na życzenie władz oświatowych Towarzystwo urządziło w związku ze zjazdem nauczycieli szkół specjalnych wystawę obrazującą zakres i sposoby szkolenia oraz przygotowywania niewidomych do zawodu. Na polecenie władz Towarzystwo utworzyło w Laskach pierwsze klasy szkoły specjalnej dla niewidomych upośledzonych umysłowo. W jedynej w Polsce takiej szkole było na razie 26 uczniów.

Coraz bardziej nieprzyjemny charakter przybierały wizytacje przedstawicieli Kuratorium warszawskiego. Nauczyciele szkoły podstawowej, w tym wielu niewidomych, coraz bardziej ulegali nastrojom niepokoju. (16)

 

 

xx6. Życie Matki w tym czasie

 

19 listopada 1948 r., Matka zwołała wszystkich niewidomych zatrudnionych w Zakładzie (liczba ich przekraczała 30) i oznajmiła, że tworzy Radę Współpracowników Niewidomych, mającą współdziałać z Zarządem, służyć mu radą, doświadczeniem i zgłaszaniem swoich potrzeb. W skład tego organu weszło kilku szczególnie wartościowych ludzi, jak zwłaszcza pierwszy i drugi przewodniczący Rady: Stefan Rakoczy - instruktor szczotkarstwa i Leon Lech - nauczyciel. Zakładając Radę, Matka chciała osiągnąć różne cele: jednym z nich było większe zdemokratyzowanie działalności Towarzystwa w dobie postępującego radykalizmu, drugim - stworzenie wśród samych niewidomych przeciwwagi w stosunku do kolegów, którzy ulegli presji reżimu. Jeszcze raz Matka wykazała niezwykłą dalekowzroczność. W cztery lata później zorganizowane przez dwóch pierwszych przewodniczących Rady solidarne wystąpienie absolwentów Lasek przyczyniło się do uratowania Zakładu przed przekształceniem go w placówkę dla niewidomych z niedorozwojem umysłowym.

Tryb życia Matki Elżbiety uległ dużym zmianom. Zmniejszyło się grono ludzi, pragnących się z nią spotkać i rozmawiać. Wynikało to z trudnej sytuacji osób żyjących w zrujnowanej Warszawie. Pogorszyły się środki dojazdu do Lasek. W rezultacie tego Matka mogła przeznaczać więcej czasu na rozmowy z siostrami i wygłaszanie do nich konferencji. Twierdziła, że dzięki temu lepiej poznaje szczegóły ich pracy, z których sobie dawniej nie zdawała sprawy. Brała udział w lekcjach katechizmu, prowadzonych dla sióstr przez s.Teresę Landy, lub w pogadankach liturgicznych.

Wizyty, które przyjmowała, nieco zmieniły swój charakter. Przybywali teraz do niej dostojnicy Kościoła, twórcy Instytutu Pedagogiki Specjalnej, dziennikarze. Matka opublikowała artykuły o niewidomych. Zrobiła to we współpracy z siostrami i wydała bezimiennie. (17) Aż do 1950 r. prowadziła obszerną korespondencję. W związku ze znacznym napływem powołań do Zgromadzenia poświęcała więcej czasu na formację postulantek.

Największy wysiłek jednak wkładała w wykończenie Konstytucji. Wyraźnie zaznaczała, że już nie pragnie zajmować się zewnętrznymi sprawami, lecz tylko właśnie tą jedną. Dzięki temu w 1948 r. konstytucje zostały ukończone, a "Dyrektorium" przy współudziale s. Teresy doczekało się ostatniego literackiego szlifu.

Założycielka Dzieła żywo interesowała się sprawami odbudowy Zakładu, tworzenia i zagospodarowywania nowych placówek, lecz najbardziej tym wszystkim, co miało bezpośredni związek z niewidomymi, jak: Biblioteka Brajlowska, Dział Przepisywania Książek, introligatornia itp. Nadal leżały jej na sercu metody wychowania dziewczynek, lecz na kontakty z nimi przeznaczała niewiele czasu. W sprawy chłopców angażowała się tylko wtedy, gdy miały charakter konfliktowy. Stanowiła najwyższą instancję. Orzeczenia jej były przyjmowane bez zastrzeżeń. (18)

W okresie powojennym Matka mogła poświęcać więcej czasu na lekturę. W zasadzie nie czytywała książek świeckich. Poza Naśladowaniem, które wciąż jakby od nowa odczytywała i Pismem Świętym, które miała zapisane w brajlu, chętnie słuchała czytanej przez Antoniego Marylskiego Summy św. Tomasza z Akwinu z komentarzem Pegues'a. Gustowała w dominikańskich wydawnictwach z Francji i teologicznych pracach o. Garrigou-Lagrange'a. Wszystkich tych tekstów słuchała po francusku. Matka z zainteresowaniem słuchała czytania bogatej powojennej literatury religijnej lub świecko-religijnej. Zaczynał wtedy wychodzić "Tygodnik Powszechny", miesięczniki i kwartalniki, a także życiorysy świętych. Nie gustowała natomiast w powieściach biograficznych. W ostatnich latach ograniczała się prawie wyłącznie do czytania encyklik papieskich, dawnych, bo Leona XIII i Piusa X, i nowych Piusa XII, kórego życiorysu pióra ks. prymasa Wyszyńskiego chętnie słuchała i pragnęła, by wyszedł drukiem. Na koniec prosiła zawsze Marylskiego o odmówienie po łacinie długiego egzorcyzmu i tak kończyła wieczorne zajęcia.

Do końca życia Matka dochowała wierności ślubowi ubóstwa. Nie było ono "eleganckie" (czego zawsze się wystrzegała), ale prawdziwe. A więc - pokój nie zawsze opalany, siennik z ubitej sieczki w drewnianej skrzyni zamiast łóżka, twarde meble, stół służący do pisania, szycia oraz spożywania posiłków z ks. Korniłowiczem i Antonim Marylskim. W tym samym pokoju stała szafa, spełniająca rolę podręcznej brajlowskiej biblioteczki. Jedyny "luksus" tego pomieszczenia stanowiło okienko w ścianie do kaplicy, pozwalające na uczestniczenie we Mszach św. i modlitwach sióstr. Z sypialni Matka miała przejście do malutkiej łazienki z wanną umieszczoną na cementowej podłodze. Do końca życia nie pozwoliła założyć tam terakoty. Ze swego pokoju miała blisko do klauzury i malutkiego ogródka.

Posiłki Matki, zawsze bardzo skromne, nie odbiegały od tego, co jadała reszta Zgromadzenia. Dietetyczne, ze względu na chorobę wątroby, składały się przeważnie z kasz, ziemniaków w mundurkach, kisielu, prostych zup.

Habity Matka nosiła aż do zupełnego zdarcia, chodziła boso, nieraz z poranionymi nogami, jesienią wkładała trepki z rafii, przemakające i nie dające ciepła.

Istotą prawdziwego ubóstwa jest niezależność od dóbr materialnych. Matka miała u siebie tylko wieczne pióro, służące do podpisów i dwie maszyny do pisania: jedną czarnodrukową, drugą brajlowską. Pieniędzmi dysponował wyłącznie Zarząd Towarzystwa. Otrzymując czasem ofiary od gości, Matka przeznaczała je na książki religijne dla przyjaciół lub osób potrzebujących duchowego wsparcia. Jedyny luksus stanowiło małe kryształkowe radio, z którego niekiedy słuchała koncertów muzyki klasycznej.

Mimo pogarszającego się zdrowia brała udział w comiesięcznych zebraniach Zarządu Towarzystwa. Zacierająca się wyrazistość podpisu pod protokołami świadczy o stopniowej utracie jej sił. Jakkolwiek zastrzegała się, że zamierza zajmować się wyłącznie sprawami Zgromadzenia, to jednak uczestniczyła w zebraniach kierownictwa Dzieła i to dawało jej pełną informację o istniejących problemach. Od niej pochodziły zasadnicze decyzje. W grudniu 1948 r. Matka doznała pierwszego, niezbyt ciężkiego wylewu krwi do mózgu. Powtórzyły się jeszcze dwa następne, lecz ukrywano to przed otoczeniem.

Matka miała pełną świadomość swego stanu i uznała za rzecz najważniejszą znalezienie po sobie następczyni. Było to pokłosie rozmów z o. Albertem Krąpcem OP, który znał sytuację zgromadzeń, w których Założyciele nie przekazali władzy następcom we właściwym czasie. Dostrzegała dwie możliwe kandydatki: s. Joannę Lossow, z ukończonymi wyższymi studiami i kilkuletnim stażem przełożeńskim, oraz s. Benedyktę Woyczyńską, ze zdolnościami organizacyjnymi i stażem asystenckim na uniwersytecie. Siostra Joanna pełniła przejściowo najwyższe po Matce funkcje w Zgromadzeniu, mimo to, po wielu rozmowach z Prymasem Wyszyńskim wybór padł na s. Benedyktę. 15 listopada 1949 r. ks. prymas mianował ją Przełożoną Generalną, lecz siostrom ogłoszono to dopiero 25 marca 1950 r., objęcie zaś funkcji przez nową "generalną" nastąpiło w lipcu 1950 r. Do wszystkich niewidomych Matka rozesłała list następującej treści:

 

"Laski, dnia 12 czerwca 1950.

Do wszystkich moich niewidomych dzieci dużych i małych. Chcę, by wiadomość o pewnych zmianach u nas przyszła do was, moi kochani, bezpośrednio ode mnie, byście wiedzieli właśnie ode mnie samej, jak się należy do tej sprawy ustosunkować. Ze względu na mój wiek i stan zdrowia przekazałam stanowisko i obowiązki przełożonej generalnej w Zgromadzeniu, dotychczasowej przełożonej domu w Laskach s. Benedykcie Woyczyńskiej, aby we współpracy ze mną i pod moim kierunkiem prowadziła tę pracę dalej. Chcę, aby moje niewidome dzieci wiedziały, że przez to nie odchodzę od nich, wcale się nie oddalam, lecz przeciwnie, tym bardziej jestem z nimi nie tylko modlitwą i sercem, ale również przez pośrednictwo i pomoc s. Benedykty, która gorąco pragnie być ze mną w ścisłej współpracy. Ponadto w miarę sił i zdrowia, jakich mi jeszcze Bóg w swoim miłosierdziu zechce użyczyć, gotowa jestem służyć niewidomym i całej sprawie niewidomych w naszym Dziele, prowadzonym przez Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, którego Zarządu nadal jestem członkiem. Bogu wszystkie moje dzieci oddaję.

m. Elżbieta Czacka"

 

Nowa "generalna" często przychodziła radzić się w różnych sprawach Założycielki. Matka Elżbieta natomiast całkowicie podporządkowywała się jej zarządzeniom i nie wypowiadała zastrzeżeń. Bardzo to siostry podziwiały. Na walnym zebraniu w 1950 r. obrano Matkę prezesem Zarządu Towarzystwa. Dotychczas, od 1937 r. funkcję tę pełnił na jej życzenie Antoni Marylski. W protokołach zebrań Zarządu zaznaczano zawsze jej obecność, natomiast nie zawsze widnieje na końcu jej podpis. Ostatni znajdujemy pod sprawozdaniem z 12 września 1950 r. Wiadomo, że okres ten łączył się z definitywnym pogorszeniem jej zdrowia.

Rok 1949 zaznaczył się w całej Polsce zaostrzeniem kursu polityki. Rząd coraz śmielej atakował istnienie prywatnych instytucji i likwidował słabsze jednostki. Towarzystwo zwróciło wtedy państwu nieopłacalne z powodu podatków i kontyngentów, lecz dobrze zorganizowane, gospodarstwo w Pieścidłach, które przekazano Państwowym Gospodarstwom Rolnym. W Żułowie w podobny sposób utracono pozostawione poprzednio 120 ha ornej ziemi; pozwolono jedynie uprawiać 26 ha. Tamtejszy Zakład zamieniono na dom opieki dla starszych niewidomych. Towarzystwo wtedy przeniosło 36 dziewcząt do Pniewa i zorganizowało im półtoraroczny kurs dziewiarstwa i tkactwa.

Dzięki zdolnym i dzielnym instruktorkom szkolenie prowadzone było na dobrym poziomie technicznym i artystycznym. Kierownictwo całości spoczywało w ręku sióstr. Po upływie roku zjechała do Pniewa komisja z Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi w celu przeprowadzenia wizytacji. Członkowie jej nie ukrywali wrogiego nastawienia do sióstr i ideowych pracowników świeckich. Zażądali skrócenia kursu do 12 miesięcy, a uczestniczki zaprosili do Łodzi, obiecując dobre warunki mieszkania i pracy. Wówczas 36 uczennic, nie zwlekając zdało egzaminy czeladnicze, niektóre nawet mistrzowskie z obu zawodów.

W Laskach cała ta sprawa wywołała zaniepokojenie. Do Pniewa przyjechał Antoni Marylski z absolwentem Zakładu dziewiarzem Adolfem Szyszką. (19) Zwołano kursantki, urządzono zebranie i zaproponowano potraktowanie go jako zebrania założycielskiego nowej spółdzielni tkacko-dziewiarskiej pod nazwą "Przyjaźń". Zaplanowano utworzenie jej w Łodzi. Na prezesa zarządu wybrano Adolfa Szyszkę. Sukcesem Ruszczyca było wtedy wywalczenie dla założycielek spółdzielni osobnego internatu żeńskiego, zamiast proponowanego przez władze koedukacyjnego.

Wyposażenie warsztatów w Pniewie przewieziono do Lasek oraz Żułowa, podobnie rozdzielono kadrę nauczycielską i instruktorską. W styczniu 1951 r. Pniewo zostało przejęte przez władze terenowe.

W maju 1951 r. Wojewódzka Rada Narodowa w Lublinie wystąpiła do Towarzystwa z propozycją upaństwowienia zakładu w Żułowie jako nie mającego dostatecznych środków utrzymania. Laski pokryły wtedy finansowe potrzeby domu i uratowały sytuację.

Atak na Laski nie był skierowany wprost, lecz uderzał w placówki Towarzystwa z myślą o ich likwidacji i odcięciu Zakładowi środków utrzymania. Ażeby zrozumieć grozę ówczesnego położenia, trzeba wgłębić się w protokoły zebrań Zarządu z tego czasu.

Zacznijmy od 1950 r. Protokół z 17 listopada tegoż roku ukazuje trudne warunki materialne Zgromadzenia. Przede wszystkim brakowało środków na pokrycie kosztów utrzymania starszych, chorych lub nie pracujących sióstr. By temu zaradzić, 20 sióstr młodych przepracowało dodatkowo 160 godzin i Zgromadzenie zwróciło się do Zarządu z prośbą o przelanie na swoje konto ekwiwalentów w gotówce. Poza tym siostrom brakowało wielu rzeczy, odzieży i pościeli, a sprawy te normowała umowa. O wielkości potrzeb świadczy powzięta uchwała postanawiająca wydanie siostrom 500 m surowego płótna, 100 sztuk kocy, 600 ręczników, 50 m flaneli oraz pończoch.

Pod datą 12 października 1951 r. czytamy, że Zarząd, odpowiadając na propozycję Zgromadzenia, uprawnionego do zarządzania Domem Rekolekcyjnym, zgadza się na urządzenie tam mieszkań dla pracowników. W ten sposób zabezpieczono ważną placówkę duszpasterską przed ewentualną rekwizycją. Walka z Kościołem przybierała coraz bardziej na sile. W 1952 r. resztówkę w Wojnowie przekazano na Dom Pomocy Społecznej. Niewielki areał 13 ha ziemi, szczupły domek i trudny dojazd nie stwarzały tam dla Towarzystwa perspektyw urządzenia pożytecznej dla niewidomych placówki.

Protokół zebrania z 24 września 1951 r. wart jest szczególnej uwagi, gdyż tym razem władze oświatowe zaatakowały Zakład bezpośrednio. Do Lasek przysłano młodą osobę, członkinię komunistycznej organizacji Związku Młodzieży Polskiej - ZMP. Przyjezdna w rozmowie z m. Benedyktą oświadczyła, iż otrzymała polecenie utworzenia w Laskach komórki tej organizacji i zostania jej przewodniczącą. Po porozumieniu z kierownikiem szkoły Matka Generalna odpowiedziała, że Zakład nigdy na to się nie zgodzi i wręczyła jej pieniądze na powrót. Okazało się bowiem, iż przybyła nie miała za co wrócić. Na zebraniu Zarządu m. Benedykta, referując to zdarzenie, powołała się na wydane przez Episkopat Polski wskazówki dla zgromadzeń zakonnych, zawierające uwagę, by tam, gdzie pracują siostry, nie zgadzać się na zakładanie kół ZMP ani harcerstwa polskiego - ZHP, gdyż i ono pozostawało wówczas pod silnymi wpływami reżimu. Z kolei Ruszczyc przytoczył pierwszy punkt statutu szkoły, zapewniający dyrektorowi zupełną swobodę w zawieraniu umów z personelem. Stwierdzono, że członkini ZMP nie przywiozła ze sobą żadnego zlecenia ze strony władz oświatowych, które nawet nie uznały za stosowne zawiadomić kierownictwa szkoły o jej przyjeździe. Cała ta sprawa nosiła cechy zastraszenia, dlatego odważne wystąpienie kierownictwa ucięło dalsze podobne kroki.

Wskrzeszone po wojnie wydawnictwo "Verbum" prowadziła w Kielcach pracująca w nim już wcześniej Helena Morawska. W 1948 r. zostało ono przez państwo zamknięte. Krąg nienawiści ideologicznej coraz bardziej się zacieśniał, Laski zaś nadal promieniowały odwagą i dobrem. Założycielka, ogólnie znana i szanowana, przestała pełnić wiodącą rolę. Nadchodziła więc pora frontalnego ataku. Jednakże Matka była ze swoimi "dziećmi" i otaczała je Miłością, która nigdy nie ustaje, mimo zapadania na zdrowiu.

Atak nastąpił w roku szkolnym 1951/1952. Prowadził go wytrawny działacz partyjny... i, jak mówiono, funkcjonariusz służby bezpieczeństwa, starszy wizytator X. Przypisywano mu zlikwidowanie już czterech szkół wyznaniowych, teraz nadchodziła pora na Laski. Wszystko zostało precyzyjnie przemyślane.

W czerwcu 1952 r. wizytator zaprosił na rozmowę wychowawczynię przedszkola i oznajmił jej, że placówka ta zostanie w Laskach zamknięta. Zaproponował analogiczną pracę z wyższym uposażeniem w podwarszawskim Otwocku. Przedszkolanka odmówiła. Kolejnym krokiem było zażądanie ze strony Wojewódzkiego Wydziału Oświaty wydania 79 teczek z dokumentami uczniów szkoły podstawowej i zawodowej bez udzielenia żadnych wyjaśnień. W następstwie tego kroku pod koniec wakacji, 23 sierpnia, Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, WRN, dało znać, że zabiera z Lasek dzieci z przedszkola, młodzież ze szkoły zawodowej i część uczniów - najzdolniejszych - ze szkoły podstawowej i przenosi do państwowych zakładów specjalnych, bez wiedzy rodziców. Laskowska placówka miała być nieodwracalnie przeznaczona dla dzieci niewidomych z upośledzeniem umysłowym.

Wówczas Zarząd Towarzystwa złożył na ręce prezydenta Bolesława Bieruta memoriał, w którym prosił o interwencję w sprawie bezprawnego postępowania władz oświatowych. Władze wystąpiły przeciw prawom przysługującym rodzicom oraz szkole, a działalność ta mogła ujemnie zaważyć na losach dotkniętej nią młodzieży.

Ani kancelaria prezydenta, ani Ministerstwo Oświaty nie dało żadnej odpowiedzi. Nie zareagowały nawet na propozycję podjęcia rozmów z delegacją szkoły i Zarządu. Wówczas sama Matka Czacka oraz ks. prymas Wyszyński wystosowali pisma do Bieruta, lecz również nie udzielono im odpowiedzi.

Na końcu do akcji przystąpili niewidomi. Wcześniej wspomniani dwaj członkowie Rady Współpracowników Niewidomych ułożyli pismo do wszystkich absolwentów Lasek i obesłali nim wszystkie większe skupiska i spółdzielnie niewidomych. Zachęcali do wysyłania listów z protestami do kancelarii prezydenta.

Wakacje dobiegały końca i rodzice z dziećmi zaczęli się zjeżdżać do Zakładu. Ze względu na formalne stanowisko władz nie wolno było wpuścić wielu z nich do internatu. Zapanował niepokój i przygnębienie. Ostatnia próba osobistej interwencji delegatów Zarządu u życzliwego wicewojewody nie dała rezultatu. Wtedy nagle zjawił się w Laskach Kurator Okręgu Szkolnego Warszawskiego i oznajmił, że sprawa jest już nieaktualna i dzieci można spokojnie przyjmować.

Do dziś dnia nie da się z pewnością ustalić, który z zastosowanych środków przeważył. Przypuszcza się, że interwencja niewidomych. Być może, że o pozytywnym rozwiązaniu zadecydowały nie tyle ludzkie starania, co pełne wiary modlitwy Matki. A jej wstawiennictwo u Boga nadal okazywało się potrzebne, gdyż władze oświatowe nie dawały za wygraną i w następnych latach powróciły do metody zabierania z Lasek najzdolniejszych uczniów. Na małą skalę im to się udawało, choć raz spotkali się z ostrym protestem rodziców, którzy gromadnie udali się do Kuratorium i postawili na swoim. Innym razem zbytni pośpiech i nieporządek w pracy urzędniczej wobec bliskiego początku roku szkolnego spowodował rezygnację z projektu przeniesienia pewnej liczby uczniów do innych szkół. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych zaczęła się walka o usunięcie krzyży z klas i wyeliminowanie nauki religii ze szkół. Matka jednak już się w te sprawy nie angażowała, ale była i samym swym istnieniem dawała siłę do działania współpracownikom jej Dzieła.

 

 

7. Pogorszenie stanu zdrowia i śmierć Matki

 

Wiosną 1951 r. Matka przeżyła tak wielkie osłabienie, że Antoni Marylski określił to jako stan agonii. Po kilku tygodniach walki ze śmiercią powróciła do sił. Rozpoczął się długie lata trwający okres wahań świadomości tego, co się dookoła niej dzieje, i zmian samopoczucia.

Opieka lekarska s. Katarzyny Steinberg i innych lekarzy doprowadziły do okresowego wprawdzie, lecz wyraźnego polepszenia zdrowia Matki. W latach 1952-1953 przychodziła już o własnych siłach do kaplicy, klękała w swoim klęczniku, a gdy odmawiała razem ze wszystkimi modlitwy po Mszy św., głos jej wyraźnie wybijał się wśród innych głosów.

Matka źle sypiała, często w nocy wstawała i wychodziła do ogródka znajdującego się przy jej domku. Czuwająca przy niej siostra słyszała wtedy stukanie laską o krawężniki ogródka. Raz, a musiało to być stosunkowo niedługo po ostatnim wylewie, weszła w nocy do kaplicy i przebywała tam dłuższy czas, nie mogąc trafić do wyjścia. Wreszcie zaczęła pukać. Usłyszał ją nocny dozorca i dał znać siostrze dyżurnej, która Matkę odprowadziła. Nazajutrz Matka pytała się Antoniego Marylskiego, jak należy tę przygodę interpretować. Odpowiedział, że trudno to jednoznacznie tłumaczyć. Matka przyjęła to jako znak postępującej sklerozy, lecz wszystko oddała Bogu. (20)

Zwykle na posiłki przychodzili Antoni Marylski i Zofia Morawska. Dopiero na 2-3 lata przed śmiercią Matka zaczęła jadać sama. Stało się to na prośbę towarzyszącej jej siostry, która widziała, że Matka musi nieraz długo czekać na spóźniających się zapracowanych towarzyszy stołu.

Z czasem piesze wędrówki zastąpiły spacery po lesie w wózku. Czas ten Matka wykorzystywała na nieustanną modlitwę, zwłaszcza różańcową. Bywało, że cały różaniec odmawiała parę razy w ciągu dnia. Lubiła wspólnie odmawianą litanię loretańską. Pod koniec życia, gdy ustna modlitwa sprawiała jej wielki wysiłek, prosiła siostrę towarzyszącą, by jej śpiewała. Na głośne czytanie przychodziło na zmianę kilka sióstr. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych czytał Matce opracowane przez siebie teksty biblijne wypuszczony z więzienia ks. prof. Jan Stępień, biblista. Z upodobaniem go słuchała.

Kiedy ks. Prymas przebywał w areszcie domowym w Komańczy w 1955-1956 r., kontaktowała się z nim przez odwiedzające go laskowskie siostry. Zauważono, że ilekroć ks. Prymas odwiedzał później Matkę, nie było nigdy trudności w porozumieniu między nimi. Raz, a było to już krótko przed śmiercią, wychodząc odezwał się do sióstr: "Czegoż wy chcecie od Matki, przecież, ile razy jestem u niej, rozmawia ze mną jak dawniej." (21)

Rok powrotu ks. Prymasa po internowaniu zbiegł się z uroczystymi obchodami 80-lecia urodzin Założycielki. W urządzonej z tej okazji akademii nie wzięła udziału, lecz ofiarowała przyjaciołom trzysta reprodukcji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej z własnoręcznym podpisem.

W 1957 r. przyjechał do Polski ks. Charles Journet, (22) późniejszy kardynał. Zaprzyjaźniony z ks. Korniłowiczem, odwiedzał Laski przed wojną, a teraz zapragnął widzieć się jeszcze raz z Matką. Świadek spotkania tych dwojga świętych, Zofia Morawska, nigdy nie zapomni wrażenia, jakie na niej wywarło ich powitanie. Ksiądz Journet, podobnie jak Matka niewielkiego wzrostu, zbliżywszy się objął ją ramionami i uściskał. Wymienili ze sobą kilka zdań po francusku. Matka była w pełni świadoma tego, z kim rozmawia, on zaś gorąco dziękował za możliwość zobaczenia się z nią.

Przytomność Matki podczas wizyt ks. prymasa Wyszyńskiego i ks. Journeta wskazuje na fakt, że wyobrażenia wielu osób z jej otoczenia o utracie świadomości przez Założycielkę były przesadzone. Braków pamięci i przytomności umysłu oraz związanych z tym reakcji nie można utożsamiać z utratą świadomości. Ile razy była traktowana przez wizytujących poważnie i z szacunkiem - mobilizowała się i nawiązywała kontakt.

Spotkałem się ze zdaniem sióstr ze Zgromadzenia FSK, że ten ostatni okres życia Matki należy uznać za najwyższy wymiar jej świętości.

Siostry zapamiętały i spisały różne słowa wypowiedziane przez Założycielkę w ostatniej chorobie: "Pragnę żyć i umierać dla Ciebie, Boże. Każde słowo, każda myśl, każda modlitwa, każde spojrzenie tylko dla Boga. Oddałam wszystko i chcę oddawać tak do końca życia wszystko Bogu. [...] Wszystko, co żyje i oddycha, niech żyje i oddycha dla Boga [...]. Niczego nie chcę, co by było nie dla Boga. Każda myśl, każdy uczynek z Bogiem i przez Boga."

W dniu 10 kwietnia 1959 r. Matka, oglądając klucze powiedziała: "Klucze to symbol rządów w Królestwie Bożym na ziemi. Rządy powinny być miłosierne, sprawiedliwe, z miłością. Bez chwały własnej i okrzyku, pokorne i ciche od początku do końca. Nie trzeba mówić o tym, co się robi. [...] Żeby nie było żadnego nadużycia władzy, imponowania swoją władzą, żadnego gwałtu".

"Prostymi drogami uświęcajcie się sami i w ten sposób świećcie przykładem innym, znosząc najmniejsze, najdrobniejsze dolegliwości takimi metodami Pana Jezusa: cichością, miłością, pokorą, siłą bez gwałtu, niesprawiedliwości... [...] Wszystko metodami Pana Jezusa [...] zaczynając od dołu aż do góry, niech Pan Jezus zapanuje wszędzie, żeby Mu ludzie nie przeszkadzali..." - powiedziała później.

Innym razem zwróciła się do sióstr: "Idźmy wszyscy prosto do nieba. Jak Matka Boska zechce, to wszyscy mogą prosto pójść do nieba. Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Pan Bóg może nawet wszystkich ludzi naraz zabrać."

Dnia 16 kwietnia 1959 r., wieczorem, poprosiła s. Katarzynę, lekarkę: "Zostań ze mną Katarzusiu, tak mi potrzeba serca. Czułość lat dziecięcych i młodzieńczych mnie odstąpiła, na stare lata zostałam taka samotna [...]. Wszyscy tacy dobrzy jesteście dla mnie, ale dużo się oziębiło, bo temperatura ogólna się oziębiła. Dużo jest w Laskach ludzi z dobrym sercem, a tak często nie umieją okazać tego. To tak psuje stosunki między nami. Trzeba, żebyśmy się wszyscy nauczyli prostej, Bożej serdeczności, żeby to prosto szło od Boga przez nas do ludzi i od ludzi do nas." (23)

Prosiła, by nie skracać jej mąk konania, by mogła także te ostatnie chwile Bogu ofiarować. Śmierci się nie obawiała. Wykazywała wielkie opanowanie w cierpieniu. Zapamiętano jednak skargę Matki na krótko przed śmiercią: "O, jak ciężko, jak ciężko, ale przecież sama tego chciałam." (24) Wypowiadała zdania po ukraińsku, francusku i angielsku. Były to reminiscencje z dzieciństwa. W miarę, jak sił ubywało, zmieniał się czy raczej upraszczał tryb jej życia. Coraz mniej osób przyjmowała, we Mszy św. uczestniczyła tylko przez otwarte okienko swej celi. Pierwotnie na Komunię św. wyprowadzano ją do kaplicy, z czasem przyjmowała Pana Jezusa klęcząc w pokoju na klęczniku. Później tylko na fotelu, w końcowym okresie - na łóżku. Nigdy nie zapominała podziękować księdzu za przyniesienie Komunii św.

Pod koniec życia, gdy już dużo spała, ks. prymas Wyszyński pozwolił jej przynosić Pana Jezusa o każdej porze, nawet po posiłku, jeżeli wtedy jest przytomna. Ci, którzy byli najbliżej Matki, wiedzieli, że już dawno zrobiła całkowitą ofiarę z siebie za Ojczyznę, Zgromadzenie, za ks. Prymasa - a jak niektórzy twierdzą, zwłaszcza za Antoniego Marylskiego, o którego zawsze się niepokoiła. Jedne z ostatnich słów, które dosłyszano, były ukochanym przez nią wyjątkiem z Psalmu 126: Euntes ibant et flebant, mittentes semina sua. Venientes autem venient cum exultatione, portantes manipulos suos. (25)

Matka do końca kazała się budzić o godzinie piątej rano, bez względu na to, czy mogła w nocy spać, czy nie. Wstawała z łóżka, ruszała się po pokoju, niezmordowanie szydełkowała. Z zachowanej w Laskach ustnej tradycji wiemy, że w ostatnich latach życia Matka przechodziła ciężkie wewnętrzne doświadczenie - opuszczenia przez Boga. Zawsze powściągliwa w mówieniu o sobie, nie potrafiła jednak ukryć tego przed otoczeniem. Była to dla niej dotkliwa próba. 28 kwietnia 1961 r. nastąpił atak paraliżu prawej strony. Matka przestała mówić. Cierpiała bardzo. Usta musiano stale zwilżać. Siły umierającej podtrzymywano kroplówkami. 30 kwietnia 1961 r. ks. Tadeusz Fedorowicz udzielił jej sakramentu chorych. Przez ostatnich siedem dni trwała agonia. Matka nie mogła już jeść, pić, ani spać, ostatni raz Komunii św. udzielono jej 6 maja. Odtąd bez przerwy utrzymywał się stan wielkiego cierpienia. Wtedy pozwolono najbardziej zaangażowanym pracownikom świeckim przyjść pożegnać się z Matką. Nadszedł dzień 15 maja. Siostra lekarka, powołując się na wcześniejszą wskazówkę konającej, że nie należy skracać jej mąk konania, kazała dać zastrzyk wzmacniający. Matka odzyskała siły, lecz cierpiała jeszcze bardziej. Widząc to od lat zaprzyjaźniona z Matką dr Eleonora Reicher powiedziała stanowczo: "Dajcie już Matce spokojnie umrzeć." (26) Od tej chwili przestano stosować wszelkie leki. Około godziny 17.15 Matka Elżbieta Czacka oddała ducha Bogu.

Ciało pozostawiono w pokoju i ułożono w trumnie, dopiero 17 maja wystawiono w kaplicy. Tłumnie wtedy schodzili się ludzie z okolicy i niewidomi wychowankowie. (27) Dotykali trumny, a niektórzy całowali jej ręce. Z Zakładu rozesłano telegramy do większych zgrupowań niewidomych oraz zaprzyjaźnionych domów zakonnych, dano też nekrologi w prasie.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się 19 maja 1961 r. Sam ks. Prymas wygłosił podczas Mszy św. pamiętne kazanie o zmarłej: "Mirabilis Deus in sanctis suis." (28) Mszę św. odprawił ks. bp Czesław Falkowski, kondukt prowadził ks. bp Zygmunt Choromański. W pogrzebie wzięło udział wielu ludzi z okolicznych wiosek i z Warszawy. Kilku biskupów, kilkudziesięciu kapłanów, tłum niewidomych. Za trumną postępowali przełożeni i przełożone generalne kilku zakonów, znane postacie ze świata kultury, sztuki, polityki. Uderzał nastrój wielkiej pogody, spokoju i radości z tego powodu, że odprowadza się na miejsce spoczynku prawdziwą świętą.

Ksiądz prymas Wyszyński nie wziął udziału w pochodzie, lecz udał się do pokoju Matki i tam się modlił. Nad grobem w imieniu niewidomych przemówili: uczennica Anna Kaźmierczak, dyrektor zakładu rehabilitacji w Bydgoszczy i dawny nauczyciel w Laskach Józef Buczkowski oraz założyciel pierwszej w Polsce spółdzielni niewidomych Modest Sękowski. Dziękowali Matce za wszystko, co zrobiła dla polskich niewidomych, zwłaszcza za podniesienie ich ludzkiej godności i włączenie w służbę na rzecz prawdziwych wartości.

Grób Matki znajduje się w centralnym punkcie cmentarza zakładowego obok grobu ks. Korniłowicza oraz grobu ks. Antoniego Marylskiego, zmarłego 12 lat później. W środku nad tymi trzema grobami stoi brzozowy krzyż. Na grobie tablica z napisem u góry: "Dzieło to z Boga jest i dla Boga", a poniżej: "Nasza Matka Elżbieta Róża Czacka, ur. 22 X 1876 r., zm. 15 V 1961 r. - Założycielka Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża".

 

 

Przypisy:

 

1. Pracownikiem tym był Stanisław Piotrowicz, późniejszy ksiądz.

2. Zygmunt Serafinowicz (1897-1971), brat "Lechonia", adiuntant gen. J. Dowbora w 1920 r. Od 1928 r. został wychowawcą i nauczycielem w Laskach. W latach 1945-1969 był kierownikiem szkoły podstawowej, przedszkola i dyrektorem szkół zawodowych. Współpracował z Marią Grzegorzewską; był członkiem Komisji Doradczej ds. Niewidomych przy Ministerstwie Oświaty; w latach 1947-1969 pracował jako sekretarz Zarządu Towarzystwa. Obronił katolicki charakter Zakładu wobec ataków władz PRL - Pan Zygmunt z Lasek, pr. zbr. pod red. Aleksandry Zgorzelskiej, Warszawa 1990.

3. Stefan Rakoczy (1911-1960), wychowanek Lasek, mistrz szczotkarstwa, długoletni nauczyciel zawodu, wychowawca, kierownik pracowni szczotkarskiej, tercjarz.

4. Księga protokołów walnych zebrań Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi 1911-1945. Sprawozdanie Zarządu z dn. 23 VI 1947, s. 6, A. Tow.; Z. Wyrzykowska, op. cit., s. 51-52.

5. Pomocy udzielały: Rada Polonii Amerykańskiej, Help the Children Found. Care, American Foundation for Overseas Blind, Bretern Church, Don Suisse, Comite d'Aide aux Enfants Victimes de Guerre de Pologne, Czerwonxyzy Krzyż ze Szwecji i Szwajcarii - Z. Morawska, Relacja ustna, z października 1996; Z. Wyrzykowska, op. cit., p. 55; J. Stabińska, op. cit., s. 269.

6. Założycielami "Komitetu Nowojorskiego" byli Felicja z Lilpopów i Kazimierz Krancowie oraz Dorothy Adams Kostanecka; w ich działalność włączyły się trzy siostry Felicji, z domu Lilpopówny: Halina Rodzińska, żona sławnego dyrygenta Artura, Aniela Mieczysławska i Maria Uniłowska. Płynące stąd fundusze pozwoliły wznieść cztery większe budynki w Laskach, a wykończyć parę mniejszych. - M. Zielińska, "Historia Komitetu Nowojorskiego", mps, 1997 A. Tow.

7. S. Joanna Lossow, relacja ustna, rkps. A. Tow., 1994.

8. M. Żółtowski, op. cit., s. 76-78; A. Gościmska, s. 110-114.

9. Dalszym owocem jego starań było założenie w latach 1949-1950 jeszcze dwóch spółdzielni niewidomych. Oficjalnie zakładali je dawni wychowankowie z Lasek lub z ośrodków szkoleniowych w Wielkopolsce, lecz nieoficjalnie pod jego kierunkiem. Dało to zatrudnienie znowu paruset osobom.

10. Włodzimierz Dolański (1886-1973), jest postacią wielce zasłużoną dla sprawy niewidomych. Wychowany w Rumunii, wcześnie ociemniały, jednoręczny pianista, musiał zrezygnować z kariery wirtuoza. Oddał się pracy społecznej dla dobra niewidomych i sam zaczął się kształcić. Po roku wyższych studiów we Lwowie osiągnął licencjat z psychologii na Sorbonie, a po ukończeniu wydziału filozoficznego (humanistyka) w Warszawie, zdobył tytuł doktora. Oparcie i pracę znalazł w Laskach jako nauczyciel muzyki i nauk matematycznych. Na zakładowym gruncie, dzięki pożyczce państwowej, wybudował według własnych planów willę. Jednakże zaczęły się nieporozumienia z kierownictwem Zakładu. Nasiliły się w czasie okupacji, a wzmogły w okresie rozpoczęcia przez Dolańskiego ogólnopolskiej działalności związkowej. Jego "Szkic o sprawie niewidomych w Polsce", skierowany do rządu, był ostrą krytyką wszystkiego, co dotąd uczyniono w tym zakresie, m.in. także w Laskach, i stanowił wyzwanie w stosunku do wszelkiej filantropii. Hasłem Dolańskiego było: "Nic o nas bez nas". Zachowanie jego w stosunku do Zarządu nie było bez zarzutu i Matka mu to ostro raz wypomniała. Potrafił jednak później przeprosić ją przy świadkach. W 1950 r. wykluczony z Polskiego Związku Niewidomych uchwałą Okręgu Warszawskiego i skazany na bezczynność zwrócił się ku Laskom. Dzięki stosunkom z wojskowością i własnym zdolnościom organizacyjnym wybudował w Zakładzie 2 km dróg bitych, basen pływacki i brodzik dla dzieci. W tym czasie jednak nie utrzymywał kontaktu z Zarządem inaczej niż przez osoby trzecie. Toteż urządzenie mu w 80 rocznicę urodzin uroczystej akademii i wyciągnięcie ręki do pojednania należy uznać za piękny gest ze strony Lasek. Dolański swą willę przekazał Zakładowi na potrzeby dzieci głuchoniewidomych. Mimo różnic poglądów i oddalenia od Dzieła, Dolański pozostanie postacią wielce zasłużoną. Od lat trzydziestych łącznie z przywódcami innych organizacji niewidomych z terenu Stanów Zjednoczonych oraz Europy podjął akcję powołania międzynarodowej organizacji zrzeszającej inwalidów wzroku. Ponownie podjął tę inicjatywę po II wojnie światowej. Już po jego odwołaniu ze stanowiska przewodniczącego Zarządu Głównego Pracowników Niewidomych powstała przy organizacji Narodów Zjednoczonych w 1951 r. Światowa Rada Pomocy Niewidomym. W latach sześćdziesiątych Rada ta nadała Dolańskiemu tytuł członka honorowego. Dolański, mając ukończone dwa fakultety, był niezaprzeczenie prócz Matki Czackiej jednym z najlepszych znawców sprawy niewidomych w Polsce. Warto zaznaczyć, że gdy w 1949 r. nastąpiło połączenie Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS) z Polską Partią Robotniczą (PPR), Dolański wystąpił z PPS, oświadczając, że jest człowiekiem wierzącym. Prawdopodobnie wpłynęło to na pozbawienie go stanowiska przewodniczącego w Zarządzie Głównym Związku. Między innymi jednak dzięki niemu władze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej potraktowały sprawę niewidomych naprawdę poważnie - A. Szyszko, Włodzimierz Dolański, jego życie i praca [w:] Wypisy tyflologiczne, t. II, Warszawa 1977, s. 112-119, por. też rozmowę z Z. Morawską, 1996, rkps, A. Tow. oraz notatki M. Żółtowskiego,1997, rkps A. Tow.

11. Drobny na pozór fakt w czasie pobytu w Żułowie zdecydował o jego życiu. Znany z żywości ruchów ksiądz kilkakrotnie uderzył czołem o futrynę niskich drzwi żułowskiej kaplicy. Powstał stąd duży guz, który spowodował nowotwór na mózgu. Ani zakonspirowana operacja w Warszawie w czasie okupacji, ani następna w oswobodzonej już ojczyźnie, nie dały pożądanego rezultatu. Ojciec nie zwracał na to uwagi i bez reszty oddawał się apostolskiej działalności. Wreszcie wiosną 1946 r. zaczął widocznie słabnąć, a w końcu zaniemówił. Zmarł 26 września 1946 r. Pogrzeb jego stał się wielką manifestacją, w której wzięło udział kilku biskupów. Ks. Korniłowicz był "łowcą dusz". Nie żałował czasu ani trudu dla swych penitentów. W konfesjonale udało mu się wyprostować niejedno zagubione lub skrzywione ludzkie życie. Załamanych wzmacniał, wlewając ufność w ich serca, umiał jednak być wymagający. W Kurii Warszawskiej odnaleziono przeszło 100 dokumentów, będących świadectwem oficjalnego przyjęcia do Kościoła penitentów Ojca. Kilku księży uważało go za swego duchowego Ojca, wśród nich na pierwszym miejscu należy wymienić ks. prymasa Wyszyńskiego.

12. Zakład w Laskach został po paru latach wyjęty spod władzy Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej. Podporządkowano go wyłącznie Ministerstwu Oświaty, reprezentowanemu przez Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego, któremu poprzednio podlegał łącznie z Ministerstwem, Pracy i Opieki Społecznej.

13. Ze względu na znajomość dydaktyki niewidomych należał do trzyosobowej Komisji Doradczej przy Ministerstwie Oświaty oraz do Komisji Programowej tamże, uczestniczył również w pracach PIPS, kierowanego przez Marię Grzegorzewską. Toteż w styczniu 1948 r. Kuratorium nadało mu tytuł dyrektora laskowskigo gimnazjum. Serafinowicz nie pozwalał się nigdy tytułować inaczej niż kierownikiem. Pozornie życzliwe akty władz nie pokrywały ich tajonej niechęci do instytucji, która choć oficjalnie świecka nie wypierała się swego "wyznaniowego" oblicza. Wyrazem tego było zatwierdzenie powstałych szkół jedynie na okres jednego roku i co roku należało występować z prośbą o pozwolenie dalszego ich prowadzenia. Nie wpływało to dodatnio na atmosferę w szkole ani na personel nauczycielski.

14. Dzięki niemu laskowska młodzież uczestniczyła w różnego rodzaju imprezach, tak w samym Zakładzie, jak i na zewnątrz, występując ze śpiewem lub grą na instrumentach. Dwóch zdolnych absolwentów z ukończonym kursem stroicielstwa i napraw umieszczono w fabryce fortepianów, dwóch innych wysłano do takiejże fabryki na przeszkolenie. Były to nowatorskie osiągnięcia.

15. Jedna absolwentka po odbyciu w sanatorium kursu rehabilitacji podjęła pracę rehabilitantki w szpitalu Akademii Medycznej w Warszawie. Dla absolwentów zorganizowano dwa kursy masażu, które ukończyło łącznie 24 uczniów. Niezwłocznie znaleźli zatrudnienie w miejscowościach kuracyjnych. Rozszerzały się możliwości zatrudnienia niewidomych, a co ważniejsze, dotyczyło to zawodu wymagającego inteligencji i osobistej kultury.

16. Zakład odwiedzali ludzie oddani partii, reżimowi. Interesowali się nie tyle poziomem nauczania, ile rozdziałem żywności pochodzącej z paczek amerykańskich. Pragnęli dowieść, że Zgromadzenie czerpie z tych darów nielegalne korzyści, dążyli do upaństwowienia Zakładu lub chociażby usunięcia z Lasek sióstr i ideowego personelu świeckiego. Znalazło się wtedy paru nauczycieli, w tym jeden z dawnych wychowanków, którzy spodziewali się być może własnego awansu na wypadek przejęcia Zakładu przez państwo. Współdziałali z władzami i krytykowali Towarzystwo, szerzyli zamęt. Jeden z nauczycieli zgłosił do partii komunistycznej w Pruszkowie wniosek o upaństwowienie Zakładu. Na zebraniu partii pierwszy sekretarz zabrał głos mówiąc, że nie widzi celu takiego kroku. Zakład dobrze pracuje, a państwo ma w związku z tym mniejsze wydatki. Po co więc upaństwawiać? I wniosek upadł - Z. Morawska "Wspomnienia".

17. Na przykład jej artykuł: Dzieło niewidomych wydrukowano w numerze 10 w lipcu 1946 w piśmie "Caritas", organie Krajowej Centrali "Caritas". Napisała go Matka i s. Teresa Landy. Artykuł: Laski - przystań niewidomych, został prawdopodobnie napisany przy współudziale s. Adeli Góreckiej. Został zamieszczony w numerze 25 w październiku 1947 r. też w "Caritasie".

18. Dzięki relacji naocznego świadka posiadamy opis rozstrzygnięcia przez Matkę konfliktu, jaki wybuchł w 1947 r. pomiędzy najstarszą grupą internatową a niewidomym wychowawcą Stefanem Rakoczym. Grupa liczyła trzydziestu chłopców w wieku od szesnastu do dwudziestu kilku lat, była więc bardzo zróżnicowana. Trzech najstarszych paliło ukradkiem papierosy mimo zakazów ze strony kierownictwa szkoły i internatu. Sprawa została ujawniona. Ażeby okazać solidarność z trójką palących, cała grupa rozpoczęła dwa czy trzy dni trwający strajk. Chłopcy nie szli na lekcje lub warsztaty, lecz wychodzili do lasu. Wszelkie próby dialogu zawodziły, a młodzież nie wykazywała najmniejszej chęci ustąpienia. Dowiedziawszy się o tym, Matka wezwała obie strony do siebie. Opowiadający nie pamięta już jej argumentacji, lecz wielkość wrażenia, jakie wywarły na chłopcach jej słowa. Wyszli "wyciszeni i uspokojeni", a w przyszłości już się podobny incydent nie powtórzył. Matka zresztą okazała trzem najstarszym chłopcom duże zrozumienie, pozwalając im na palenie papierosów, lecz wyłącznie w miejscu na to przeznaczonym, w suterenie internatu - wg relacji Józefa Szczurka-Gałęzowskiego z 8 VIII 1997 r. A. Tow.

19. Adolf Szyszko (ur. 1922), absolwent Szkoły Zawodowej w Laskach, mgr ekonomii, masażysta, nauczyciel zawodu w Surhowie, założyciel i prezes spółdzielni "Przyjaźń" w Łodzi, długoletni kierownik rehabilitacji w PZN, autor wielu publikacji.

20. Siostra Augustyna - Marianna Daszuta, relacja ustna, 1997, A. Tow. (dalej s. Augustyna). S. Augustyna - Marianna Daszuta ur. 1914 r., w Zgromadzeniu FSK od 1935 r. W latach 1948-1961 opiekowała się i obsługiwała chorującą Matkę Czacką.

21. S. Augustyna.

22. Charles Journet (1891-1975), teolog, dogmatyk i eklezjolog, uczestnik obrad Soboru Watykańskiego II, od 1965 kardynał, przyjaciel Lasek.

23. "Słowa Matki w ostatniej chorobie", mps, bez daty, AFSK.

24. Słowa te słyszała s. Agnieszka Jamiołkowska. S. Agnieszka - Filomena Jamiołkowska (1900-1979) w Zgromadzeniu FSK od 1920 r. Ukończyła kurs pielęgniarki, pracowała przy chorych.

25. J. Stabińska, op. cit., s. 280. "Idą, idą i płaczą, niosąc na zasiew ziarno, wracać będą ze śpiewem, niosąc swoje snopy" - ps. 126, tłum. Cz. Miłosz.

26. S. Augustyna.

27. Henryk Ruszczyc na wiadomość o śmierci Matki zebrał cały internat chłopców w kaplicy i zaczął się modlić za Zmarłą. Po chwili wybuchnął płaczem, zasłabł i nie mógł dłużej prowadzić modlitw. Zrobiło to ogromne wrażenie na wychowankach - list niewidomego absolwenta Włodzimierza Leśniaka do autora z 1995 r. i rozmowa w grudniu 1996 r., rkps, A. Tow.

28. "Tygodnik Powszechny" 1961, nr 97.

 

 

 

Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek

Służebnic Krzyża 1961-1999

 

 

38 lat po śmierci Założycielki Matki Elżbiety Czackiej

 

W okresie trzydziestu ośmiu lat Zgromadzenie FSK nie powiększyło się liczebnie, skupiając od 195 do 220 sióstr.

Rozwój Zgromadzenia można podzielić na kilka głównych etapów, związanych z kadencjami poszczególnych przełożonych generalnych, następczyń (1) Matki Założycielki.

Mianowana przez Matkę Elżbietę Czacką pierwsza jej następczyni matka Benedykta miała trudne zadanie - trwania w okresie stalinowskim. Dzięki pomocy kardynała Stefana Wyszyńskiego podjęła zasadniczy krok w kierunku innego niż dotąd rozwoju Zgromadzenia. W Warszawie przy Kościele św. Marcina powstał Dom Generalny i formacyjny Zgromadzenia. Matka Elżbieta Czacka jeszcze żyła i swoim cierpieniem-modlitwą wspierała Dzieło służące niewidomym na duszy i na ciele.

Następny etap wiąże się z Soborem Watykańskim II i odnową Kościoła. Zgodnie z zaleceniami Kościoła, kolejna przełożona generalna matka Stefania Wyrzykowska przez piętnaście lat podejmowała głównie pracę nad umocnieniem wewnętrznym Zgromadzenia poprzez dostosowanie do wymagań Soboru, Konstytucji i całego prawa. Położyła nacisk na formację wszystkich członków. Największa wspólnota sióstr w Laskach została podzielona na trzy odrębne wspólnoty. Istniały nadal: Dom Generalny w Warszawie oraz wspólnoty w Żułowie, Sobieszewie i Izabelinie. W sumie było siedem domów erygowanych i placówka w Rabce. W 100-lecie urodzin Założycielki, w 1976 r., powstał w Szczawnicy Dom Modlitwy.

Następny okres dwunastu lat, kiedy matką generalną była siostra Alma Skrzydlewska, naznaczony był odchodzeniem do wieczności najstarszego pokolenia sióstr. Przybywały też siostry nowego powołania i równowaga liczebna się utrzymywała. Zgromadzenie na tyle się umocniło, że opracowywane przez wiele lat Konstytucje zostały zatwierdzone w Rzymie w 1981 r.

Równocześnie Zgromadzenie przeszło na prawo papieskie, co miało doniosłe znaczenie dla historii i dalszego rozwoju. Rodziły się projekty pracy wśród niewidomych na misjach.

W tamtym okresie powstała pierwsza placówka zagraniczna - we Włoszech, blisko Asyżu, jako przyczółek dla pracy misyjnej. Był rok 1986 - dwadzieścia pięć lat od śmierci Matki Elżbiety Czackiej. W tym czasie rozpoczęły się prace przygotowawcze do procesu beatyfikacyjnego Założycielki.

Przez dziesięć lat dojrzewały projekty pracy na rzecz niewidomych w południowej części Indii.

Największy rozwój pracy misyjnej Zgromadzenia datuje się w latach 1989-1995, gdy matką generalną została siostra Terezja Dziarska. Zostały zrealizowane projekty indyjskie i w sześć lat powstały tam dwie placówki, (2) w których siostry opiekują się najbiedniejszymi dziećmi niewidomymi.

Równolegle otworzyły się możliwości pracy na Wschodzie, nieformalnie prowadzonej od trzydziestu lat, i powstały dwa domy na Ukrainie: w St. Skałacie k. Tarnopola w 1991 r. i w Charkowie w 1994 r. Siostry towarzyszą i pomagają niewidomym, na ile jest to możliwe w tamtejszych warunkach, i uczą w szkole dla niewidomych. W tym okresie spalił się dom w Sobieszewie i placówka Zgromadzenia została zamknięta.

Kolejny okres, od 1995 r., kiedy zostałam matką generalną, rozpoczęło otwarcie odbudowanej w latach 1991-1995 szkoły specjalnej dla dzieci niewidomych w Rabce. Odrodził się tu na nowo dom zakonny, ale w związku z tym musiał zostać zamknięty dom modlitwy w Szczawnicy.

W chwili obecnej Zgromadzenie liczy w Polsce 9 domów (3) i za granicą 5. (4)

"Dzieło to z Boga jest i dla Boga, innej racji bytu nie ma, gdyby zboczyło z tej drogi, niech przestanie istnieć" (Matka E. Czacka "Dyrektorium").

Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża na każdym etapie swego trwania czuje się ściśle związane z Kościołem i próbuje odczytywać zostawiony przez Założycielkę charyzmat, rozpoznawać znaki czasu w służbie Bogu oraz niewidomym na duszy i ciele.

 

Z upływem czasu zmieniają się akcenty i pogłębia świadomość aktualnego miejsca Zgromadzenia w Kościele. Coraz bardziej dojrzewa nurt ekumeniczny w szerokim tego słowa znaczeniu, zasiany na tej glebie przez współzałożyciela Dzieła - ks. Władysława Korniłowicza.

Można zauważyć, jak wciąż jest bardzo potrzebna służba niewidomym w Polsce, szczególnie w okresie przebudowy, i na misjach. Przez niesienie pomocy niepełnosprawnym budzimy świadomość społeczną w naszym kraju, wiele osób oraz instytucji pomaga w sprostaniu potrzebom niewidomych, uzupełniając znikome siły Zgromadzenia.

W Zgromadzeniu niezmienny pozostaje wymiar duchowy - służba światu przez zadośćuczynienie za duchową ślepotę naszą i ludzi, ponawiana codziennie przez ofiarowanie Bogu krzyża, trudów i cierpień. Tu Siostry odnajdują najgłębszy, zawsze żywy nurt swego powołania i niezastąpione miejsce w Kościele.

 

s. Goretti Podoska

przełożona generalna

Laski, marzec 1999 roku

 

 

1. Matka Benedykta Woyczyńska - dwie kadencje, 1950-1962, matka Stefania Wyrzykowska - dwie i pół kadencji 1962-1977, siostra Alma Skrzydlewska - dwie kadencje 1977-1989, matka Terezja Dziarska - jedna kadencja 1989-1995, kadencja moja, matki Goretti Podoskiej rozpoczęła się w 1995.

2. Bangalore - rok 1990; Kotargiri (dom formacyjny) - 1993.

3. Laski 4 domy zakonne i 2 przy parafiach: w Laskach i Izabelinie oraz domy w: Warszawie, Żułowie i Rabce.

4. 1 we Włoszech, 2 w Indiach, 2 na Ukrainie.

 

 

Posłowie

 

Praca Michała Żółtowskiego ukazała nam postać Matki Elżbiety Róży Czackiej jako prekursora nowoczesnych idei w szkoleniu i wychowaniu niewidomych w Polsce. Dzieło Matki Czackiej było i pozostaje nadal dziełem nowatorskim i to zarówno w kategoriach tyflologicznych, jak i religijnych. Matka Czacka praktycznie wyłączyła się z kierowania Towarzystwem i Zgromadzeniem na początku lat pięćdziesiątych, ale mimo to Jej myśl twórcza jest ciągle żywa w Dziele. Nadal trwa i rozwija się swoista symbioza wywodząca się z idei Triuno - współpraca sióstr ze Zgromadzenia, osób świeckich i samych niewidomych. Po blisko 38 latach od śmierci Matki jedność w Dziele nie tylko nie osłabła, ale odnoszę wrażenie - umacnia się, a zagrożenia, jakie często niosą za sobą wydarzenia bieżące, stanowią specyficzne efemerydy, szybko przemijające jak wiosenne burze. Dzieło natomiast rozwija się i ugruntowuje.

Po śmierci Matki Elżbiety rozpoczęła się w Polsce druga faza urzędowej ateizacji. Znów naciskano na Zakład w Laskach o zdjęcie krzyży w pomieszczeniach szkolnych, ograniczenie praktyk religijnych. Ówczesny kierownik szkoły Zygmunt Serafinowicz nie uległ naciskom. W 1965 r. resort oświaty podjął decyzję o przekształceniu szkół specjalnych w tzw. ośrodki szkolno-wychowawcze. W 1966 r. Zygmunt Serafinowicz ustąpił ze stanowiska kierownika szkół laskowskich, a Zarząd Towarzystwa zatrudnił jako dyrektora Ośrodka dr Ewę Bendych. Równocześnie powołano dyrektorów szkół wchodzących w skład Ośrodka. Wielkim ciosem dla Dzieła była śmierć Zygmunta Serafinowicza w 1971 r. oraz Henryka Ruszczyca i Antoniego Marylskiego w 1973 r. Funkcję prezesa Zarządu po ks. Antonim Marylskim objął inż. Jerzy Wróblewski, a w dwa lata później, w 1975 r. - Władysław Gołąb. Od roku 1962 funkcję pierwszego wiceprezesa Zarządu Towarzystwa pełniły kolejno przełożone generalne Zgromadzenia: matka Maria Stefania Wyrzykowska, matka Alma Skrzydlewska, matka Terezja Dziarska, a od roku 1995 - matka Maria Goretti Podoska. Przez cały okres powojenny funkcję skarbnika pełni Zofia Morawska. W Ośrodku Szkolno-Wychowawczym im. Róży Czackiej (tę nazwę nadał Ośrodkowi na wniosek Zarządu Towarzystwa ówczesny minister Oświaty i Wychowania Jerzy Kuberski) w 1981 r. funkcję dyrektora objął dr Andrzej Adamczyk i pełnił ją aż do śmierci w 1989 r. Obecnie dyrektorem Ośrodka jest Piotr Grocholski.

Dziś Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi prowadzi: Zakład w Laskach, filię Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Rabce, dom pomocy społecznej dla niewidomych kobiet pod nazwą "Dom Nadziei" w Żułowie, gospodarstwo rolne i ośrodek kolonijny w Gdańsku-Sobieszewie oraz dom dla niewidomych mężczyzn w Niepołomicach, zorganizowany przez ks. Jacka Ponikowskiego.

Główną placówką Towarzystwa jest Zakład w Laskach. Tu obok Ośrodka Szkolno-Wychowawczego znajdują się Warsztaty Szkolenia i Rehabilitacji Zawodowej, biblioteka, szpitalik i różne działy służebne.

W Ośrodku Szkolno-Wychowawczym jest obecnie około 320 niewidomych dzieci i młodzieży. Czterdzieścioro z nich przebywa w filii Ośrodka w Rabce; jest to sześć klas szkoły specjalnej dla dzieci niewidomych z lekkim upośledzeniem umysłowym. Wychowanie i szkolenie z każdym rokiem staje się trudniejsze. Coraz więcej dzieci poza utratą wzroku cierpi na różne dodatkowe schorzenia. Wiele z nich pochodzi z domów zaniedbanych moralnie. U dzieci tych niejednokrotnie trzeba wypracowywać nie tylko podstawowe sprawności niezbędne do zaspokajania codziennych życiowych potrzeb, jak ubieranie, poruszanie się, jedzenie itp., ale przede wszystkim wrażliwość uczuciową. Jest to jednak piękne i radosne działanie, gdy obserwuje się, jak te dzieci budzą się do życia pełnego wrażeń opromienionych miłością.

Drugim niezwykle trudnym zadaniem szkoleniowym jest właściwe przygotowanie zawodowe. Matka Czacka chciała uczynić z niewidomych ludzi użytecznych, społecznie i zawodowo. Dziś, gdy rynek pracy mocno zawęził się dla niewidomych, trzeba szukać nowych kierunków szkolenia. W Warsztatach, zmodernizowanych w latach dziewięćdziesiątych, uruchomiono dzięki Państwowemu Funduszowi Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych blisko dwadzieścia nowych pracowni: informatyka, studio nagrań (dla szkolenia reżyserów dźwięku), pracownia multimedialna do nauki języków obcych, poligrafia z introligatornią, wikliniarstwo (z nastawieniem na pracę chałupniczą na wsi), wyroby z gliny itp. Po śmierci Henryka Ruszczyca Towarzystwo powołało specjalny dział dla absolwentów, którego zadaniem jest poszukiwanie pracy, wprowadzanie ich w nowe środowisko oraz niesienie pomocy zatrudnionym tracącym pracę, przeżywającym stresy lub trudności materialne.

Najzdolniejsi absolwenci liceum i technikum idą na wyższe studia, a najlepsi uczniowie szkoły podstawowej - do szkół średnich kształcących w systemie integracji.

Pewną formą realizacji koncepcji Matki Czackiej jest także powołanie w 1995 r. szkoły muzycznej. Nauką w szkole muzycznej objętych jest przeszło sześćdziesięcioro wychowanków. Do zadań tej szkoły należy wyszukiwanie szczególnie uzdolnionych muzycznie dzieci i zapewnienie im wyszkolenia na poziomie pozwalającym na profesjonalne uprawianie muzyki, przygotowanie do właściwej jej percepcji, jako dzieła sztuki oraz wychowanie przez muzykę, która uwrażliwia na otoczenie, wzmacnia refleksję nad sensem życia.

Szkolenie i wychowanie w Laskach głęboko osadzone jest w nauce Kościoła. Zgodnie ze wskazaniem Matki chcemy, aby niewidomy potrafił zaakceptować swoje kalectwo i związany z nim krzyż przyjmował jako dar i zadanie, a nie obciążenie lub przekleństwo. Radosny uśmiech na twarzy niewidomego dziecka jest najwyższą nagrodą dla wychowawcy.

Dzieło Matki Czackiej trwa i rozwija się. Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, odpowiedzialne nie tylko za merytoryczną stronę działalności, ale i za stronę materialną, codziennie doświadcza cudu Opatrzności. Póki cud ten trwa, mamy pewność, że "Dzieło to z Boga jest i dla Boga" i nie zbacza z tej drogi. Jeżeli z tej drogi by zboczyło, na pewno przestanie istnieć.

 

Władysław Gołąb

Prezes Zarządu Towarzystwa Opieki

nad Ociemniałymi w Laskach

Laski, 21 marca 1999 roku