Część III

Dzieło. Duchowość i apostolstwo

 

1. Ksiądz Władysław Korniłowicz i jego wpływ na charakter Dzieła

 

Chcąc przedstawić udział ks. Korniłowicza (1884-1940) w formowaniu kierunku duchowego i intelektualnego Dzieła Matki Czackiej, niezbędne jest naszkicowanie życiorysu tego wielkiego kapłana.

Rodzina Korniłowiczów, żyjąca tradycjami udziału w powstaniach narodowych, przybyła do Warszawy z Litwy. Ojciec ks. Władysława Edward zyskał sławę znakomitego psychiatry, mającego na swoim koncie poważny dorobek naukowy. Był typowym warszawskim pozytywistą z końca XIX w., liberałem, ateistą i antyklerykałem, oddającym bez reszty swe siły pracy patriotycznej i społecznej. Podobne nastawienie przejęli po nim synowie, z których aż trzech, pomimo że studiowali kierunki medyczne lub techniczne, poświęciło się pracy w szkolnictwie, oświacie oraz na niwie społecznej.

Matka Władysława była osobą wierzącą i jej zawdzięczał formację religijną. Z gimnazjum został usunięty z "wilczym biletem" za udział w tajnej pracy samokształceniowej i narodowej. Ukończył tylko szkołę realną. Po maturze w 1903 r. oświadczył ojcu, że wstępuje do seminarium duchownego, co tenże bardzo źle przyjął i wysłał syna na studia przyrodnicze do Zurychu. Władysław spotkał tam, prócz dobrze zapowiadających się kilku Polaków, protestanckiego filozofa i pedagoga Friedricha Wilhelma Foerstera, (1) którego radę o pójściu za głosem powołania, potraktował poważnie. Po dwóch latach studiów w Zurichu ojciec nie stawiał już przeszkód w studiach syna w seminarium warszawskim. Gdy Władysław zaczął chorować, ojciec skierował go na wydział teologii do Fryburga szwajcarskiego. Zamieszkanie w konwikcie "Albertinum" oo. dominikanów wywarło decydujący wpływ na duchową formację młodego kleryka. Przejął się, wyraźnym za pontyfikatu wielkich ówczesnych papieży, (2) dążeniem do odnowy Kościoła. Środkami służącymi do tego miały być: ożywienie życia liturgicznego, zgłębianie ducha dzieł św. Tomasza z Akwinu i katolickiej myśli społecznej zawartej w encyklikach papieskich. Władysław czas wolny spędzał w Szwajcarii z polską młodzieżą przebywającą tu sezonowo. Nawiązał też przyjaźń z niemieckim kapłanem Maksymilianem Metzgerem, propagatorem idei ekumenizmu. (3)

Przez następne dwa lata młody Korniłowicz zbierał materiały do pracy doktorskiej. Święcenia kapłańskie przyjął w Krakowie w 1912 r. z rąk biskupa Adama Stefana Sapiehy. Kiedy w 1914 r. spędzał wakacje w rodzinnym domu w Zakopanem, wybuchła wojna i ks. Władysław został zmuszony do pozostania w Galicji. Pierwszą jego placówką duszpasterską stała się Szkoła Gospodarstwa Domowego Jadwigi z Działyńskich Zamoyskiej w Kuźnicach k. Zakopanego. Ta wielka patriotka, żyjąca, podobnie jak rodzina Korniłowiczów, tradycjami walk wyzwoleńczych, chciała przez katolickie i patriotyczne wychowanie dziewcząt podnieść poziom polskich kobiet, a przez to całego narodu. Ksiądz Korniłowicz wiele się od generałowej Zamoyskiej nauczył. Gdy w 1913 r. w Zakopanem zawiązała się pierwsza w tej części Polski drużyna harcerska w ramach Związku Harcerstwa Polskiego, ks. Władysław objął funkcję zastępcy dowódcy i kapelana, a w chwili gdy Andrzej Małkowski (4) musiał kraj opuścić, sam został dowódcą. To zbliżyło go do młodzieży z rozwiązanego Legionu Wschodniego. (5) Razem z przyjacielem i kolegą ze studiów, dominikaninem o. Jackiem Woronieckim (6) pracował nad katechizacją i dokształcaniem tych często zagubionych życiowo chłopców.

Gdy w 1916 r. front przesunął się na Wschód, ks. Korniłowicz mógł wrócić do macierzystej diecezji. Po krótkiej pracy wikarego na podwarszawskiej prowincji został mianowany archiwistą, cenzorem książek i notariuszem w Metropolitalnej Kurii Arcybiskupiej w Warszawie. Zaczął wtedy wśród pracujących tam księży szerzyć myśl o wspólnym pogłębianiu życia wewnętrznego przez ożywienie udziału w liturgii i studiowaniu dzieł św. Tomasza. Równocześnie uczył religii w trzech szkołach średnich oraz został kapelanem Szkoły Podchorążych w stolicy.

Po wybuchu wojny z Rosją bolszewicką w 1920 r., mianowany zastępcą biskupa polowego, udał się na front w okolice Lwowa do ochotników z Legii Akademickiej. Przesiadywał z nimi w okopach, mówiono, że wszystkich wyspowiadał. Wówczas też zorganizował w polskiej armii tzw. czołówki oświatowe. Dziewczęta i chłopcy z "czołówki" prowadzili kantyny, biblioteki i świetlice, troszcząc się jednocześnie o podniesienie życia religijnego oficerów i żołnierzy.

Poza zajęciami w Warszawie jako kapelan garnizonu we Włocławku miał zlecone wykłady z liturgii w tamtejszym seminarium. Jednym ze słuchaczy był późniejszy Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński. Tam też włączył się jako wicemoderator w prace Stowarzyszenia Kapłanów Świeckich Miłości Apostolskiej tzw. Charystów, (7) i do końca życia utrzymywał z nimi bliskie stosunki.

Po ustaniu działań wojennych towarzyszył trzem wybitnym biskupom: Sapieże, Teodorowiczowi i Łozińskiemu w paromiesięcznej studyjnej podróży po siedmiu krajach Europy Zachodniej. Poznał wtedy m.in. małżeństwo Maritainów, kard. Merciera i zetknął się z pracownikami katolickiego uniwersytetu w Lowanium.

Niemal od pierwszej chwili podjęcia pracy w Kurii Biskupiej ks. Korniłowicz rozpoczął apostolską działalność wśród młodzieży akademickiej. Uczęszczał na zebrania Koła Filozoficznego i korzystał z tej okazji, aby prowadzić indywidualne rozmowy ze studentami. Wkrótce koło jego osoby zaczęła gromadzić się młodzież, najczęściej niewierząca, lecz poszukująca prawdy. Tak powstało owo sławne Kółko, o którym wcześniej była mowa i które będzie jeszcze szerzej omówione. Okres powojenny cechowała wielka aktywność polskiego społeczeństwa. Spośród młodzieży akademickiej w kilku miastach wyłoniła się organizacja pod nazwą Chrześcijański Związek Akademicki (ChZA), która łączyła młodzież kilku wyznań. Ksiądz Korniłowicz wraz z częścią młodzieży z Kółka czynnie włączył się do ChZA. Ponieważ po pewnym czasie zarysowały się w niektórych oddziałach tendencje pseudomistyczne, nawet teozoficzne, zaniepokojony tym episkopat zabronił katolickiej młodzieży udziału w zebraniach ChZA i ks. Korniłowicz, chociaż z żalem, musiał się temu podporządkować. Utrzymał jednak indywidualne wartościowe kontakty. Organizacją, której wiele serca poświęcił, było Stowarzyszenie Akademickie "Odrodzenie". (8) Brał też zawsze udział w organizowanych w Lublinie Tygodniach Społecznych tej organizacji.

Przypadkowy kontakt z Matką Czacką w Kurii Arcybiskupiej w 1918 r., ożywiony odprawianiem Mszy św. przy ul. Polnej w czasie choroby ks. Krawieckiego, doprowadził do przejęcia przez ks. Korniłowicza duchowego kierownictwa nad Zgromadzeniem i całym Dziełem. W pełnieniu tego zadania wielkim utrudnieniem stała się jego nominacja w 1922 r. na dyrektora konwiktu księży w Lublinie. Jednakże ks. Władysław często przyjedżdżał do Warszawy. Dopiero w 1930 r. osiadł na stałe w Laskach.

Dla Lasek wejście człowieka o tak szerokich horyzontach i autentycznej świętości stało się nieocenionym skarbem. Zarazem spotkanie takiej osobowości jak Matka było dla ks. Korniłowicza okazją do własnego wzbogacenia i możliwością działania na niezwykłym polu budowania Dzieła. Ojciec miał cechy doskonałego improwizatora, Matka ceniła ponad wszystko ład i miała wybitny zmysł organizacyjny. Te właściwości wzajemnie się uzupełniały. Podobnie jak Ojciec, również Matka, kładąc podwaliny pod Dzieło, nie miała jego wyraźnej wizji. Ukonkretniała się ona w miarę poznawania najpilniejszych potrzeb społecznych lub środowiska niewidomych, jednocześnie nie była niczym ograniczana i mogła rozwijać się dynamicznie.

Gdy o. Jacek Woroniecki został rektorem Katolickiego Uniwerstytetu Lubelskiego, zaproponował ks. Korniłowicza na dyrektora konwiktu studiujących księży. Ojciec przyjął to stanowisko na całych 8 lat, rozluźniając przez to kontakt z Laskami. (9)

Włączenie się w działalność Matki Czackiej tak wybitnej osobowości, jaką był ks. Korniłowicz, nie mogło pozostać bez widocznego na nią wpływu. Matka tak o tym napisała: "Potrzeba i możliwość takiego apostolstwa tkwiła od początku w założeniu Dzieła niewidomych i od początku czekała na znalezienie odpowiedniego kształtu. Kształt ten nadało mu kierownictwo duchowe, odpowiadające najgłębszym jego założeniom. Kierownictwo duchowe objął ks. Władysław Korniłowicz, którego działalność apostolska ogarniała szerokie kręgi polskiej inteligencji i w którego sferę działania garnęli się ci nawet ludzie, których uprzedzenia trzymały z dala od Kościoła." (10)

Ksiądz Korniłowicz nazywany w Zgromadzeniu Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża Ojcem nadał Dziełu Matki Czackiej w 1924 r. nazwę "Triuno". (11) Dzisiaj już jej się nie używa. W dosłownym brzmieniu oznaczało to "w troistości Jedynemu". Miał to być wyraz uwielbienia dla Trójcy Przenajświętszej. Ojciec rozumiał przez słowo "Triuno" również występowanie w ramach Dzieła trzech rodzajów troistości.

Pierwszy stanowiła współpraca niewidomych, sióstr i świeckich jako równoprawnych współuczestników prowadzonej przez Laski działalności.

Drugi wyznaczał cele Dzieła: charytatywny, tyflologiczno-wychowawczy i apostolski.

Trzeci dotyczył podstaw formacji sióstr i pracowników świeckich. Formacja doktrynalna oparta była na wzorze dominikańskim, liturgiczna - na benedyktyńskim, życie zaś całe na samej Ewangelii tak, jak tego uczył św. Franciszek z Asyżu.

Cechą Ojca była powściągliwość i niepospieszność w pracy apostolskiej. Bał się wielkich słów, deklaracji, tworzenia struktur bez solidnego fundamentu od wewnątrz. Był propagatorem rekolekcji zamkniętych, pogłębiających życie wewnętrzne. Uczestników dni skupienia najchętniej wiązał od razu z Dziełem Matki Czackiej, uważając, że autentyczne życie wewnętrzne musi przejawiać się w czynie, w pracy dla drugich.

Ksiądz Korniłowicz działał w różnych środowiskach na terenie całego kraju, z czasem jednak ośrodkiem wszystkich jego akcji stały się Laski. Samo to słowo zaczęło w Polsce oznaczać więcej niż zakład dla niewidomych. I tak pozostało do dziś, Dzieło rozwija się nieustannie.

Pragnąc ustawić chronologię wydarzeń, związanych z działalnością duszpasterską Dzieła, możemy dokonać tego tylko w przybliżeniu. Nikt wówczas nie prowadził kroniki, a poszczególne akcje nieraz przeplatały się ze sobą. Ogólnie przyjmuje się rok 1918 za datę utworzenia w Warszawie dyskusyjnego zespołu tzw. Kółka, z którego wyrastały następne ruchy. O Dziele Adoracji sama Matka mówiła, że było "od samego początku", czyli prawdopodobnie od chwili otrzymania pozwolenia na otwarcie kaplicy przy ul. Polnej pod koniec 1918 r. W 1919 r. zaczęła powstawać Biblioteka Wiedzy Religijnej. W 1931 r. powstał "sklepik", a z czasem Księgarnia Religijna pod nazwą "Verbum". Rok 1933 wiąże się z budową w Laskach Domu Rekolekcyjnego. W 1934 r. nastąpiło założenie kwartalnika i wydawnictwa pod nazwą "Verbum".

W "Historii Triuno" Matka pisała: "Od samego początku, prócz charakteru charytatywnego, mającego na celu opiekę nad niewidomymi, miało Dzieło również cel zadośćuczynienia za duchową ślepotę świata. To założenie harmonizowało doskonale z działalnością księdza prałata Korniłowicza, któremu Bóg dał specjalny dar nawracania ludzi. Z drugiej strony sam fakt znoszenia ślepoty, uważanej powszechnie za jedno z największych nieszczęść, z pogodą, a nawet z radością, jest dla wielu cierpiących szkołą poddania się Woli Bożej, a dla niewierzących dowodem istnienia świata nadprzyrodzonego. Tym też można sobie tłumaczyć, że od początku nieomal Dzieło zaczęło przekraczać granice ślepoty fizycznej i zaczęło pociągać ku sobie ludzi szukających Boga i dotkniętych różnego rodzaju cierpieniami. W tym był zaczątek Domu Rekolekcyjnego i apostolstwa przez "Verbum", jak również łączność z Biblioteką Wiedzy Religijnej na Litewskiej, która powstała z inicjatywy księdza prałata Korniłowicza. Szczególną formą zadośćuczynienia w moim rozumieniu miały być adoracje..." (12)

W liście do A. Marylskiego Matka zwierza się z pragnienia powiązania wszystkich gałęzi Dzieła w jedną całość. "Mówiłam z Leonkiem [Czosnowskim - M. Ż.] i chciałabym żebyś dobrze się pomodlił i pomyślał, jak zrobić, żeby móc wszystkie te gałęzie naszego Dzieła związać w jakąś organizację: Adorację, "Verbum" i dom rekolekcyjny przeciwko ślepocie duchowej; [...] dzieci, których coraz więcej się gromadzi w kaplicy i po książki z biblioteki. P. Tyszkiewiczowa chce i swoją bibliotekę do Dzieła włączyć, wreszcie samo Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, jako miłosierdzie i uczynki miłosierne. Podobno H. [Henryk Tyszkiewicz, syn Ireny - M. Ż.] coraz bardziej się zapala do "Verbum" i pomaga." (13)

 

 

a. Kółko i Kółkowicze

 

Gdy ks. Korniłowicz został powołany do pracy w Warszawskiej Kurii Metropolitalnej, rozpoczął równocześnie pracę duszpasterską w kręgach uniwersyteckich. Żywość jego usposobienia, bezpośredniość w obcowaniu i zainteresowanie drugim człowiekiem jednały mu i przyciągały ludzi. Na jesieni 1918 r. spośród nowych znajomych utworzył owo sławne Kółko, nieformalny zespół, w którym toczono żarliwe dyskusje. Uczestnicy tych na poły towarzyskich spotkań byli w przeważającej części niewierzący lub świeżo nawróceni. Łączyła ich pasja poszukiwania prawdy, sensu życia, istoty pojęć dobra i piękna. Nie stanowiła przeszkody natomiast różnica pokoleń, przekonań politycznych, społecznych czy specjalności zawodowych. Liczba stałych członków nie przekraczała 8 osób, nie starano się o stworzenie więzów organizacyjnych, panowała zupełna otwartość. Tak wyglądały początki Kółka, o których już wspomniano. Z Kółka wyszli pierwsi świeccy współpracownicy Matki Czackiej: trzy pierwsze polonistki, które nie dokończyły studiów, ponieważ chciały poświęcić się nauczaniu niewidomych, i pięciu świeckich braci tercjarzy z Antonim Marylskim i Witoldem Świątkowskim na czele. Cztery osoby wstąpiły do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Inni, lekarze lub prawnicy, służyli rozwijającym się Laskom i Towarzystwu w zależności od swych zawodowych uzdolnień i możliwości. Wszyscy członkowie Kółka włączali się w prace Patronatu. Wyjazd o. Korniłowicza do Lublina wstrzymał nieco rozmach Kółka, lecz nie doprowadził do rozpadu. Opiekę przejął przyjaciel Ojca o. Wilhelm Michalski, misjonarz. Zebrania odbywały się na ul. Polnej albo w zaprzyjaźnionych domach na mieście, przede wszystkim u Józefów Tyszkiewiczów. Szybko rosnąca Biblioteka Wiedzy Religijnej, jak również otwartość gospodarzy domu, przyciągały członków Kółka spragnionych dobrej literatury. Ksiądz Korniłowicz co miesiąc odwiedzał Warszawę, kontaktował się z przyjaciółmi, utrzymywał z nimi więź duchową. W tym jednak czasie i on, i Matka mieli w związku z Kółkiem ciężkie przeżycie. Dwoje świeżo nawróconych młodych rzeźbiarzy związanych narzeczeństwem, a należących do stałych bywalców tego zespołu, postanowiło zrezygnować z małżeństwa i obrać życie zakonne. Zofia Sokołowska wstąpiła do nowicjatu w Laskach, a Franciszek Tencer do redemptorystów. Wkrótce Zofia zachorowała na gruźlicę i po ciężkich cierpieniach zmarła, równocześnie Franciszek zapadł na chorobę umysłową. Przewieziono go do Lasek, gdzie Matka odstąpiła mu swój pokój i osobiście z właściwym sobie oddaniem i dobrocią opiekowała się nim, lecz zmarł niebawem. Dla Matki strata jedynej, obiecującej osoby wykształconej w Zgromadzeniu była ciężką próbą. Widziała w Zofii swą następczynię. (14) Tę podwójną śmierć przyjęła jako ofiarę, mającą służyć za fundament dla rozwijającego się Dzieła. Tak zresztą pojęła swą śmierć również sama nowicjuszka. Dla Ojca zdarzenia te miały szczególnie przykry wydźwięk. Oskarżano go, iż rozegzaltowuje młodzież i marnuje talenty. Przez pewien czas był tak załamany, że odmówił prowadzenia rekolekcji dla członków Kółka i poprosił o to innego księdza.

Osiedlenie się ks. Korniłowicza na stałe w Laskach w 1930 r. przyczyniło się do ożywienia kółkowego zespołu i jego liczbowego wzrostu. Czas ten stał się okresem świetności Kółka. Skład jego stał się bardzo niejednolity, a na zebrania schodziło się niekiedy po 30-40 osób. Wśród uczestników było kilku poetów, literatów, artystów, prawników, członków organizacji katolickich, takich jak "Odrodzenie", obok zdecydowanych ateistów, działaczy socjalistycznych lub komunistycznych oraz przedstawicieli skrajnych odłamów narodowej demokracji. Ojciec, wychowany w rodzinie, w której z wyjątkiem matki wszyscy byli bezwyznaniowi, równocześnie szlachetni i bezinteresowni - rozumiał wszystkie postawy. W Kółku stwarzał atmosferę otwartości i zaufania. Szukał dróg porozumienia ponad deklaracjami ideowymi i programami. Nie tolerował pustych słów i gestów. W zasadzie na spotkaniach nie poruszano kwestii politycznych, zdarzały się jednak wyjątki. Po "wypadkach majowych" w 1926 r., kiedy zamach stanu Piłsudskiego kosztował ponad setkę zabitych i kilkuset rannych, Ojciec powiedział do zebranych, że "każdy ma obowiązek osądzić własny stopień odpowiedzialności za majowe wydarzenia." (15)

Kiedy Komisja Kodyfikacyjna zaczęła opracowywać projekt ustawy o przerywaniu ciąży, na zebranie zaproszono prawników, socjologów i lekarzy, ponadto członka Komisji Kodyfikacyjnej oraz prezesa Sądu Najwyższego. Prowadzone w tym gronie dyskusje wpłynęły korzystnie na brzmienie ustawy.

Dla Matki Kółko, z którego wyszli jej najbliżsi współpracownicy świeccy i zakonni, stanowiło przedmiot szczególnego zainteresowania. W idealny sposób realizowało myśl o apostolstwie wśród niewidomych na duszy. W tym coraz liczniejszym zespole mnożyły się nawrócenia. Ojciec nie miał zwyczaju kogokolwiek "nawracać", ukazywał tylko prawdę o Bogu i konieczność miłowania bliźniego, resztę pozostawiał Opatrzności. Droga do odnalezienia Boga i przemiany życia trwała często dobrych kilka lat. Kończyła się najczęściej generalną spowiedzią u Ojca, prowadzącą do radykalnych decyzji.

Kółko promieniowało i znalazło naśladowców w kręgach uniwersyteckich Wilna, gdzie powstało Kółko Wileńskie. Grupowało młodych zdolnych naukowców z Wydziału Humanistycznego i spowodowało przybycie do Lasek trzech kandydatek do Zgromadzenia. (16) W Kółku tym działał ks. Henryk Hlebowicz, zaprzyjaźniony z Ojcem od czasu studiów w Lublinie, beatyfikowany 13 czerwca 1999 r. w Warszawie.

 

 

b. Życie liturgią, duchem franciszkańskim, poznanie tomizmu

 

W centralnej Polsce w okresie zaborów życie liturgiczne utrzymywało się w dawnych tradycyjnych formach. Inteligencja z krytycyzmem, niemal pogardą odnosiła się do ludowej pobożności i niechętnie w nią włączała. Religię w kołach tych traktowano jako prywatną, a nawet intymną sferę każdego. Ksiądz Korniłowicz żył życiem Kościoła i wniósł w ówczesną atmosferę nowego ducha. Dla niego Eucharystia i Msza św. stanowiły centrum życia, widział w nich symbol jedności Kościoła. Pragnął wciągnąć świeckich do udziału we Mszy św. i zaczął organizować msze recytowane, z czasem śpiew gregoriański. W czasie Wielkiego Tygodnia opis Męki Pańskiej z reguły czytali w Laskach świeccy. Z jego inicjatywy zaczęto masowo sprowadzać z Belgii tzw. mszały benedyktyńskie łacińsko-polskie, zawierające teksty mszalne na wszystkie dni roku. Umiłowanie liturgii Ojciec szerzył we wszystkich placówkach, w których pracował. Zaraził nim całe laskowskie środowisko, przede wszystkim samą Założycielkę. W Laskach zaprzestano śpiewania sentymentalnych pieśni dziewiętnastowiecznych, zachowując dawne, piękne, o układzie wzorowanym na chorale. Do nauki śpiewu gregoriańskiego Ojciec sprowadzał wybitnego znawcę ks. Henryka Nowackiego, lecz kiedyś zaprosił z Anglii benedyktyńskiego opata z Farnborough - Dom Cabrola. Sam pięknie śpiewał i chętnie uczył śpiewu, ale nie znajdował na to czasu. W stosunku do dawnych polskich form liturgicznych ks. Korniłowicz okazywał wielkie zrozumienie, mimo że np. na Zachodzie nie były znane ani stosowane. Mam na myśli nabożeńswo rezurekcyjne na święto Zmartwychwstania Pańskiego oraz przez okres Wielkiego Postu nabożeństwo pasyjne - Gorzkie żale, nabożeństwa majowe, godzinki. Oceniał ich wartość, piękno i autentyzm. Wielką rolę odgrywała u niego w sprawach kultu strona wizualna.

Znalazło to wyraz w urządzeniu laskowskiej kaplicy. Proste, ciężkie ławy bez oparć wyrażały ubóstwo, kora pozostawiona na filarach i oprawie lamp - udział w oddawaniu chwały Bogu przez całą przyrodę. Tak bardzo chciał, aby kaplica była estetyczna, pełna prostoty, że całą zbiórkę pieniężną po jakimś uroczystym nabożeństwie przeznaczył na urządzenie kaplicy. Nie pozwalał na ustawienie w niej bocznych ołtarzy, obrazów lub figur. Tabernakulum i umieszczony nad nim duży krzyż miały koncentrować na sobie wzrok wchodzącego. Ubranie ołtarza wiązano ściśle z okresem roku kościelnego. Podczas Adwentu lub Wielkiego Postu ołtarz ogołacano ze wszystkiego, w maju cały ozdabiano kwiatami. W święto Matki Bożej Zielnej, czyli w uroczystość Wniebowzięcia, składano pod ołtarz płody pola, sadu i ogrodu, tworząc z nich harmonijną całość. Świece więc były grube, wytapiane z wosku laskowskiej pasieki. Stały w drewnianych świecznikach wytoczonych przez miejscowego stolarza. Kwiaty - w wazonach z ludowej ceramiki. Wszystko tchnęło autentyzmem, ubóstwem i prostotą. To ściągało do Lasek ludzi ze stolicy. Mimo ciągłego braku środków, ornaty i kapy były pięknie haftowane, alby i komże uszyte z mocnego białego płótna, zdobione niekiedy tylko kolorowym szlaczkiem u dołu. Żadnych ażurowych obrusów, żadnych koronek.

Laskowskie siostry odmawiały Małe Oficjum do Matki Najświętszej w kaplicy, stojąc w dwóch rzędach naprzeciw siebie. Wieczorem śpiewały podobnie kompletę. Modlitwy te były starannie przygotowane i pięknie recytowane. Dla ks. Korniłowicza mszał, brewiarz i inne księgi liturgiczne stanowiły źródło, z którego czerpał tematy do konferencji, a nawet do dyskusji z kapłanami. Do modlitwy brewiarzowej wciągał świeckich. Gdy ktoś go odwiedzał, od razu proponował mu wspólne odmawianie przypadającej części brewiarza. Dotyczyło to w szczególności księży, lecz odnosiło się też do laskowskich braci tercjarzy, gości lub rekolektantów. Duch liturgii przeniknął całe Laski. Wprowadzone przez Ojca innowacje wyprzedziły o parę dziesiątków lat wskazania Soboru Watykańskiego II. (17)

W czasie studiów na fryburskim uniwersytecie ks. Korniłowicz zetknął się ze świetnie prowadzonymi wykładami o "filozofii bytu" św. Tomasza z Akwinu. Toteż wpływ tomizmu był bardzo widoczny w jego własnym życiu. Przenikał jego umysł, styl pracy i oddziaływanie duszpasterskie. Summę znał wyjątkowo dobrze i szukał w niej często rozwiązania konkretnych życiowych problemów. Zachwycał go przede wszystkim duch tomizmu, jego uniwersalizm, polegający na czerpaniu prawdy, nawet z pism niezgodnych z chrześcijańską doktryną - jeśli choćby drobinę jej zawierały.

Nauka św. Tomasza pozwalała Ojcu porządkować pojęcia w żarliwie prowadzonych dyskusjach Kółka. Obiegowe na początku XX w. kierunki filozoficzne nie zaspokajały młodych umysłów, głosiły bowiem względność wszelkich teorii, niosły ze sobą niepewność i pesymizm. W przeciwieństwie do nich św. Tomasz dowodził zarówno realności świata, jak i osoby ludzkiej oraz możliwości dotarcia rozumem do pojęcia Boga. Mówił o wzajemnym przenikaniu się w człowieku pierwiastków ciała i ducha, czemu ks. Korniłowicz dawał świadectwo, interesując się całą materialną stroną życia swych penitentów lub rozmówców. Ojciec zafascynowany klarownością nauki św. Tomasza zainteresował jego dziełami także Matkę, która dla lepszego rozumienia tekstów liturgicznych oraz Summy w wieku 44 lat zaczęła uczyć się języka łacińskiego. Mimo nawału zajęć studiowała św. Tomasza w ujęciu francuskiego komentatora Pegues'a, a wśród pracowników propagowała rozmyślania tegoż świętego zamieszczone w dziele pt. Medulla. Ojciec Korniłowicz sam zapoczątkował wykłady tomizmu dla sióstr, z czasem zastępowała go w tym solidnie wykształcona s. Teresa Landy. Wprowadzenie tomizmu jako podstawy formacji intelektualnej i duchowej Zgromadzenia wyszło od niego. Gdy w 1934 r. Jacques Maritain (18) przybył na Kongres Tomistyczny do Poznania, zaproszono go też do Lasek, gdzie spędził kilka dni. Prowadził wtedy dla sióstr oraz członków Kółka seminarium filozoficzne, a w Warszawie, na poszerzonym zebraniu tegoż Kółka wygłosił odczyt. Gdy niedługo po tym zaczęto wydawać "Verbum", opublikowano w nim uzyskany specjalnie od Maritaina artykuł o filozofii przyrody. Również w Wydawnictwie "Verbum" ukazało się pierwsze w polskim języku tłumaczenie jego dzieła Trzej reformatorzy.

Podczas hitlerowskiej okupacji znalazł się Ojciec wraz z większą liczbą sióstr z Lasek w placówce Towarzystwa - Żułowie i przez pewien czas przebywał w majątku ordynata Aleksandra Zamoyskiego - Kozłówce. Ojciec przeprowadził wtedy dla nich regularny kurs tomizmu, a Matka postanowiła to wykorzystać i utworzyć w Kozłówce dom formacji zakonnej. Aresztowanie Zamoyskiego i wypadki wojenne pokrzyżowały te plany. Po wojnie Matka do nich jednak powróciła.

W Laskach spotkał się realizm praktyczny, płynący z ducha św. Franciszka z Asyżu, z tomaszowym realizmem w filozofii. Tak to trafnie określił jeden z biografów Ojca: "U tego Świętego całe stworzenie nosi w sobie odblask doskonałości Boga". Przyjęcie tych dwóch realizmów nie zostawiało już miejsca na pokutującą w wielu umysłach manichejską pogardę dla ciała ludzkiego i dla świata uosabiającego wcielenie skażonej materii.

Życie Matki Elżbiety było przykładem realizmu. W takim duchu i z tym realizmem prowadziła Zakład i Zgromadzenie. Noce często spędzała na modlitwie, miewała nawet mistyczne przeżycia, lecz co rano wstawała, by dźwigać, razem, z innymi, ciężar dnia. Samo ubóstwo, w którym żyły Laski, przyczyniło się to do zajęcia realiami życia.

 

 

c. Biblioteka Wiedzy Religijnej, Adoracje, Dom Rekolekcyjny

 

Chronologicznie biblioteka była drugą z kolei placówką Dzieła, służącą potrzebom religijnym polskiego społeczeństwa. Matka tak ujęła jej cele: "Biblioteka Wiedzy Religijnej [...] ma za zadanie dostarczanie książki religijnej zarówno katolikom, jak i ludziom dalekim od katolicyzmu i [...] tę swoją misję spełnia już z górą 15 lat. W ciągu tych 15 lat wiele uprzedzeń w stosunku do książki katolickiej znikło w znacznej mierze dzięki działalności Biblioteki Wiedzy Religijnej i trudno zdać sobie sprawę, jak bardzo zaważyła ona na sprawie odrodzenia religijnego w Polsce. Założenia ideowe tego apostolstwa są te same, co i reszty Dzieła, i dlatego stanowi z nim jedno, mimo odrębności organizacyjnej." (19)

Obfitująca w wielobarwne szczegóły historia Biblioteki wiąże się z przybyciem w 1918 r. do Warszawy Józefa i Ireny z Jezierskich Tyszkiewiczów, zamożnych ziemian z Ukrainy. W swoim majątku zajmowali się wśród wielu innych działań katechizacją dzieci i organizowaniem pięknej oprawy nabożeństw. Utrata majątku i przejścia wojenne pogłębiły ich życie wewnętrzne. Z czasem złożyli ślub życia w czystości małżeńskiej. Józef założył w Warszawie bank, co pozwoliło obojgu na dostatnie życie i wspieranie akcji apostolskich. W swym pałacyku przy ul. Litewskiej urządzili kaplicę. Bywał u nich nuncjusz Achille Ratti, a często towarzyszył mu o. Korniłowicz, który wkrótce stał się przyjacielem domu.

W 1919 r., w dniu imienin o. Korniłowicza, Irena ofiarowała mu oprawioną w kosztowną ramę kopię obrazu Leonarda da Vinci. Ksiądz poprosił, aby ramę sprzedać, a za uzyskane pieniądze kupić kilka książek religijnych. Wiedział, że w pozaborowej Polsce, ogołoconej z dobrej literatury, istnieją wielkie potrzeby. Irena zakupiła wówczas w jedynej katolickiej księgarni 60 książek, które stały się zalążkiem przyszłej biblioteki. Następnego zakupu dokonała we Francji, skąd przywiozła 4 skrzynie wartościowych pozycji. Księgozbiór, zajmujący pierwotnie dwie szafy, zaczął się rozrastać i wzbudzał od pierwszej chwili wielkie zainteresowanie. Z czasem zajął aż 6 pokoi. W 1939 r. zawierał 17 tys. doborowych książek w kilku językach europejskich. Zwiedzająca go grupa specjalistów z uniwersytetu w Lowanium oceniła bibliotekę jako najlepiej prowadzoną tego typu w Europie. Monsignor Ratti, niegdyś prefekt biblioteki watykańskiej i mediolańskiej, w jednej z rozmów z Ireną Tyszkiewiczową wyraził się, że była to w tym czasie "najważniejsza akcja apostolska." (20) Po latach, jako Pius XI przyjmując u siebie ks. Korniłowicza, dopytywał się o losy biblioteki. Przed wojną korzystało z niej ok. 4 tys. rodzin i instytucji, a więc kilkanaście tysięcy czytelników.

Irena Tyszkiewiczowa oddała Bibliotekę Wiedzy Religijnej pod opiekę św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Matka Czacka osobiście wzięła udział w uroczystości poświęcenia księgozbioru. Wybrano na ceremonię w 1925 r. specjalnie dzień kanonizacji "małej" Świętej. Tyszkiewiczowa od chwili założenia uważała swą bibliotekę za gałąź Dzieła mającą w szczególny sposób służyć niewidomym na duszy. Kiedyś wprost powiedziała Matce: "Ja Matce nigdy nie darowałam Biblioteki, bo Biblioteka od początku była Matki". Na co Matka odparła: "Moje Dziecko, ja nigdy nie myślałam inaczej." (21)

Około 1932 r. przy Bibliotece Wiedzy Religijnej powstał dział literatury dziecięcej. Bezpośrednim impulsem stała się wizyta małego chłopca, typowego warszawskiego andrusa, który przyszedł zapytać, czy nie znalazłaby się odpowiednia dla niego lektura. Chłopiec został życzliwie przyjęty przez panią domu, wręczono mu ciekawą pozycję. Przyciągnęło to jego kolegów i krąg ich stale się powiększał. W końcu liczba czytelników doszła do 2 tys. W czasie jednej zmiany odwiedzało bibliotekę około dwustu dzieci. Osobno przyjmowano chłopców, osobno dziewczęta. Prócz książek o tematyce religijnej dostarczano innych dobrych lektur, stosownie do wieku dziecka. Po pewnym czasie mali czytelnicy zaczęli prosić o książki dla swoich rodziców i trzeba było stworzyć dodatkowy księgozbiór popularnej, ale wartościowej, literatury dla dorosłych. Wszystkie koszta pokrywał Józef Tyszkiewicz, obie biblioteki były bezpłatne. Na rozrastającą się "Andrusarnię" państwo domu przeznaczyli w końcu dawną stajnię, którą przerobili za pieniądze zaprzyjaźnionej z nimi osoby. Wiemy, że później na małą skalę zaczęto prowadzić podobną akcję w placówce Patronatu Towarzystwa przy ul. Wolność 4. (22)

Następnym w kolejności ogniwem religijnym Dzieła była adoracja Najświętszego Sakramentu, na którą Matka uzyskała pozwolenie z Kurii Metropolitalnej. Zasięg jej z biegiem lat coraz bardziej się rozszerzał. Ofiarodawczyni posesji przy ul. Wolność 4, Katarzyna Branicka, nie chciała ujawnić swego nazwiska i pragnęła, by w powstałej tam kaplicy wprowadzić nieustającą adorację. W Historii Triuno znajdujemy o tym wzmiankę Matki: "Szczególną formą zadośćuczynienia w moim rozumieniu miały być adoracje, które od początku odbywały się w kaplicy na Polnej w pierwsze piątki miesiąca i w niektóre święta, potem zostały rozszerzone również na pierwsze niedziele miesiąca, a z czasem miały przekształcić się w nieustającą Adorację Najświętszego Sakramentu. Sprawa ta stała się szczególnie aktualna od chwili, gdy Towarzystwo otrzymało w roku 1929 darowiznę posesji przy ul. Wolność 4, z życzeniem ofiarodawcy, aby w kaplicy odbywały się adoracje, jako zadośćuczynienie za bezbożnictwo." (23)

"Adoracje Przenajświętszego Sakramentu wystawionego w monstrancji odbywają się w niedziele, czwartki i piątki oraz w szereg dni świątecznych w kaplicach Towarzystwa w Laskach i w Warszawie. W adoracjach biorą udział siostry, niewidomi i osoby świeckie, tworzące Koło Adoracyjne. Raz na miesiąc odbywa się w kaplicy na ul. Wolność Msza święta Koła Adoracyjnego z nauką ks. prałata Korniłowicza lub jego zastępcy. Intencją adoracji jest zadośćuczynienie za bezbożnictwo i uproszenie łaski Bożej dla apostolstwa intelektualnego przy Dziele Lasek." (24) Dzieło Adoracji zostało czasowo przez Matkę wstrzymane w związku z osobą wyznaczoną do organizowania Koła Adoracyjnego. (25) Dziś adoracje odbywają się we wszystkich placówkach Towarzystwa, choć w różnym zakresie.

Dom Rekolekcyjny w Laskach odegrał ogromną rolę. W 1930 r. szybko rozeszła się wieść o powrocie na stałe do Lasek ks. Korniłowicza i od razu zaczęli napływać ludzie pragnący z nim się spotkać. W Zakładzie brakowało zarówno miejsca, jak i spokoju na rozmowy lub wspólną lekturę. Ojciec od razu zaczął planować budowę domu rekolekcyjnego, położonego poza Zakładem, w lesie. Chciał przeznaczyć na ten cel jakiś rozległy teren, by postawić parę budynków i prowadzić własny ogród warzywny. Liczył, że dłużej przebywający rekolektanci będą w nim pracowali. Wkrótce rodzice jednej z nowicjuszek ofiarowali znaczną sumę pieniędzy na zakup terenu na leśnym wzniesieniu, zwanym dziś "Górą Ojca", a położonym na północ od posiadłości Towarzystwa. Przystąpiono do prac przygotowawczych: ogrodzono całą posesję, doprowadzono do niej brukowaną drogę, zwieziono budulec i postawiono drewniany budynek na mieszkanie dla przedsiębiorcy. Aż do wybuchu wojny nie udało się nic więcej wykonać, natomiast potrzeba stworzenia Domu Rekolekcyjnego nagliła. Ojciec rzucił wówczas pomysł budowy mniejszego obiektu na gruncie Towarzystwa, niedaleko od kaplicy. O dalszych losach tej inicjatywy dowiadujemy się z korespondencji Matki z Antonim Marylskim. Pierwsza wzmianka pochodzi z 1 lutego 1932 r. Widać, jak różni ludzie szukali możliwości rozmowy z Ojcem. Raz był to dobrze zapowiadający się młody malarz religijny, mający trudności w przyjęciu Boga, innym razem - dyrektor gimnazjum położonego w sąsiedztwie. (26)

Zainteresowanie społeczne budową domu rekolekcyjnego było bardzo duże, od razu posypały się projekty. Najlepszy pochodził od Dowbora, brata słynnego generała Józefa Dowbór-Muśnickiego, drugi od rodzonej siostry zmarłej zakonnicy s. Katarzyny Sokołowskiej. Była ona wraz z mężem cenionymi architektami. Matka dodaje, że tyle jest pięknych pomysłów, iż plany Łukasza Wolskiego, autora kaplicy w Laskach, nie zostały nawet wzięte pod uwagę. Ojciec Korniłowicz widać już wcześniej zaczął myśleć o budowie, skoro w liście z grudnia 1931 r. Matka informuje Marylskiego, że na ten cel urządzono koncert. W maju tegoż roku sprawa się skonkretyzowała. "Napisz mi - pisała Matka - czy nic nie będziesz miał przeciwko temu, żeby Ojciec na naszym gruncie postawił domek rekolekcyjny, ubogi, 10 cel i salkę. To jest potrzebne zaraz, a duży dom rekolekcyjny budowałoby się powoli. Ojciec myślał, że potem ten domek mógłby nam się przydać, np. na home dla niewidomych inteligentnych." (27) Widać odpowiedź przyszła zaraz, gdyż w tydzień później Matka wróciła do tego tematu i go uściśliła. "Co do domu rekolekcyjnego masz rację, że tak są ciężkie czasy, że trudno myśleć o budowie dużego domu. Ten złożony z 10 celek i sali dom z łatwością Ojciec zaraz wybuduje, bo materiał ma i pieniądze na robociznę i urządzenie wewnętrzne." (28)

W tak krótkim czasie doszło do postawienia domu, mającego zapewnić ciszę i spokój zmęczonym stałym pośpiechem mieszkańcom stolicy i ułatwić im odnalezienie Boga. Wiosną 1933 r. budynek był gotowy. Już od pierwszej chwili jego istnienia rozpoczął się napływ rekolektantów. Wśród gości byli marksiści, ateiści, żydzi. W niedużej kaplicy odbyło się wiele chrztów osób dorosłych. Nie wszyscy przybysze nawracali się, natomiast wszyscy zbliżali do Lasek i do Boga, a niekiedy po latach udzielali w trudnych chwilach pomocy. Ten dom został nazwany Starym Domem Rekolekcyjnym, gdyż w miarę upływu lat powstał drugi, mieszczący pierwotnie tylko kuchenkę i kancelarię. W 1974 r. został rozbudowany, Stary Dom Rekolekcyjny zaś stał się miejscem nadludzkiej pracy Ojca. (29)

"Stary Dom Rekolekcyjny [...] jak wszystko w Laskach [powstał] z istotnej potrzeby, jako ośrodek koncentrujący i dający pomoc duchową osobom, poszukującym tej pomocy w Laskach. W Domu Rekolekcyjnym odbywają się rekolekcje grupowe różnych organizacji i ugrupowań oraz rekolekcje indywidualne. Dom Rekolekcyjny dopuszcza również osoby, które szukają Boga i choć nie są jeszcze zdolne do odbycia formalnych rekolekcji, zgadzają się poddać regulaminowi Domu Rekolekcyjnego. [...] Już w chwili obecnej [1935 r. - M. Ż.] Dom Rekolekcyjny nie może pomieścić tych, którzy się zgłaszają." (30) I tak jest do dziś, do 1999 r. Dzieło trwa i rozwija się. "Wszystkie te intencje i działy z nim [Dziełem] związane realizowały się powoli, siłą konieczności i w miarę rosnących potrzeb niewidomych na duszy i na ciele, i w miarę przybywania ludzi odpowiednich do pracy." (31) Ta ogromna wrażliwość Matki na drugiego człowieka do dziś jest głównym, niezwykle twórczym motorem Dzieła.

Matka miała szeroką wizję przyszłości Dzieła, nie ograniczała jej do powstałych struktur. Ilekroć widziała ludzi chętnych, zdolnych, pragnących podjąć nową inicjatywę, odnosiła się do tego bardzo pozytywnie. W latach trzydziestych, gdy Zakład w Laskach uporał się już z głównymi problemami budowlanymi, Matka dostrzegła wielkie potrzeby okolicznych wsi. Zły stan szkół, brak katechizacji dzieci, opieki zdrowotnej domagały się zainteresowania tym problemem. Matka nie mogła wykorzystać sióstr, by udzielały pomocy. Było ich zbyt mało. Wówczas z pomocą miało przyjść Stowarzyszenie Młodych Ziemianek, które miało na celu  organizowanie i opiekę nad zakładanymi wtedy stowarzyszeniami młodzieży wiejskiej. Wspierało też ono w różny sposób Laski. Na przykład kilka ziemianek wstąpiło do Bractwa Pielgrzymstwa Polskiego, (32) którego moderatorem był o. Korniłowicz. Przełożona tego Bractwa Halina Doria-Dernałowicz pierwotnie zamierzała wstąpić do Zgromadzenia FSK w Laskach. Od niej wyszła myśl budowy na terenie Zakładu domu, w którym mieszkałoby kilka członkiń Stowarzyszenia, służących okolicznej ludności. Gdy plany domu były już gotowe, przełożona cofnęła swój zamiar wstąpienia do Zgromadzenia i cały projekt upadł. Matka bardzo się tym zmartwiła, a u ks. Korniłowicza widziano łzy w oczach. I choć współpraca ze Stowarzyszeniem Młodych Ziemianek była tylko połowicznie udana, to ukazuje rozległość zainteresowań Matki i gotowość podjęcia pracy wszędzie tam, gdzie chodziło o chwałę Bożą i zbawienie dusz.

 

 

2. Księgarnia i Wydawnictwo "Verbum"

 

 

a. Księgarnia i przygotowania do powstania wydawnictwa

 

Zainteresowanie wywołane powstaniem w Warszawie Biblioteki Wiedzy Religijnej wskazywało również na potrzebę utworzenia księgarni religijnej. Coraz więcej osób pragnęło posiadać w domowej biblioteczce dzieła z tej dziedziny. Ponieważ zasób książek religijnych w języku polskim był bardzo szczupły, należało je czerpać z zagranicznych zasobów. Sytuację ułatwiała rozpowszechniona w kołach polskiego ziemiaństwa i inteligencji znajomość języka francuskiego i francuskiej literatury religijnej. Należało tylko znaleźć odpowiednią osobę do nawiązania kontaktów z zagranicznymi firmami w celu negocjacji praw autorskich, druku książek oraz poprowadzenia księgarni. Matka Czacka przewidywała założenie ośrodka na posesji Towarzystwa, przy ul. Wolność 4. W Kółku zaś od lat dojrzewała myśl utworzenia własnego małego wydawnictwa, publikującego najciekawsze, nagromadzone przez lata wspólnej pracy, materiały.

Podobnie jak z księgarnią czekano na znalezienie odpowiedniej do tego osoby. Ksiądz Korniłowicz uważał, że stopień dojrzałości i wykształcenia religijnego członków Kółka nie pozwala jeszcze na podjęcie poważnej pracy wydawniczej. Ideę czasopisma zaczęła jednak energicznie propagować asystentka lwowskiego uniwersytetu Maria Winowska, mająca za sobą studia z filologii klasycznej i romańskiej. (33)

Podczas Tygodnia Społecznego, organizowanego przez "Odrodzenie" w 1927 r. w Lublinie, Winowska poznała dwie osoby z Kółka, zachwyciła się ich umysłowością i rzuciła myśl utworzenia wydawnictwa. W listopadzie 1931 r. Winowska powróciła z Francji do Polski. Otrzymała pokoik i pełne utrzymanie ze strony Towarzystwa w domu przy ul. Wolność 4. Matka Elżbieta zleciła jej prowadzenie umieszczonej tam małej księgarni i zorganizowanie adoracji.

Winowska, świadoma swego wykształcenia i uzdolnień, dążyła do objęcia od pierwszej chwili odpowiedzialnych funkcji: kierowania pracą patronacką i wygłaszania pogadanek religijnych. Matka nie zgodziła się na to, uważając, że nowo przybyła nie ma żadnego doświadczenia w pracy z niewidomymi i że powinna być bardziej przygotowana do prowadzenia działalności religijnej. Obie te prace zresztą nie dałyby się pogodzić z prowadzeniem księgarni. Uwagi Matki zostały jednak źle przyjęte przez zainteresowaną.

Tymczasem dojrzewały plany założenia wydawnictwa. 18 stycznia 1932 r. odbyło się zebranie, w którym oprócz Matki i Ojca uczestniczyli Maria Winowska oraz współzałożyciele skromnego wydawnictwa "Koło Studiów Katolickich" dr Eleonora Reicherówna i Leon Czosnowski. (34) Oboje byli zamożnymi ludźmi i, słysząc o projekcie założenia wydawnictwa przez Laski i Kółko, zaproponowali połączenie obu inicjatyw, obiecując znaczną pomoc finansową. Matka wyraziła zgodę na taką współpracę pod warunkiem przyjęcia ideowego i organizacyjnego kierownictwa Ojca, gdyż - zaznaczała - kierownictwo może być tylko jedno. Po żywej dyskusji Reicherówna wycofała się, pragnąc zachować pełną niezależność, natomiast Czosnowski i Winowska przyjęli bez zastrzeżeń warunki Matki. Zebranie i postawione tam zagadnienie posłużyły potem jako silny argument za tym, że w Dziele nie decydują względy materialne, lecz duchowe. Powtarzano w podobnych przypadkach dewizę Maritaina: "la primaute du spirituel" - "pierwszeństwo ducha". Tego, jak bardzo ta zasada stała się podstawą działania Matki i Ojca, dowodzi fakt, że gdy na spotkaniu Kółka zaprzyjaźniona z Laskami rzeźbiarka Zofia Trzcińska-Kamińska (35) prosiła o przyjęcie jej do spółki prowadzącej wydawnictwo, odmówiono jej. Dotąd nie należała ani do Kółka, ani do Lasek. W Kółku zaś panowało zdecydowane dążenie do ideologicznej jedności. Nie zawahano się przed odmową, mimo że Kamińska dysponowała znacznymi środkami finansowymi, a Kółko nie posiadało żadnych.

Po zebraniu z Reicherówną i Czosnowskim Matka i Ojciec przeprowadzili z Winowską wiele rozmów, by wyjaśnić jej do końca zasady współpracy. Przy okazji wysunęli zarzuty dotyczące jej postępowania. Przyjmowała wszystko bez zastrzeżeń. Wtedy Matka podkreśliła, że na odpowiedzialnym stanowisku nie może być ślepego posłuszeństwa, lecz konieczne jest przedstawianie przełożonemu swych racji.

Następna kontrowersja dotyczyła tym razem księgarni. Ulica Wolność leżała w ubogiej dzielnicy miasta, gdzie mieszkało wielu niewidomych. Księgarnia od początku otoczona była opieką Ireny Tyszkiewiczowej, mającej w tym zakresie duże doświadczenie. Już wcześniej Tyszkiewiczowie ofiarowali na księgarnię lokal w swojej kamienicy w Śródmieściu przy ul. Moniuszki 8. Wymagał on remontu i stał pusty. W pierwszym okresie działania księgarni przy ul. Wolność wpłynęły dość znaczne sumy (78% całego dochodu) ze sprzedaży mszałów rzymskich, łacińsko-polskich. (36) Na zebraniu Spółki w lecie 1932 r. podjęto dyskusję na temat odnowienia lokalu przy Moniuszki i przeniesienia doń księgarni. Ogromna większość kółkowiczów uznała, że ważniejsze jest przeznaczenie pieniędzy na sprawy wydawnictwa. I taka decyzja zapadła. Nie zewnętrzna oprawa powinna się liczyć, lecz istota rzeczy.

Tymczasem Winowska na własną rękę przeprowadziła księgarnię na ul. Moniuszki i wydała dość dużą sumę ze sprzedaży mszałów na remont lokalu. Matka w notatce o "Verbum" napisała, iż sama nie wie, jak się to stało, że nie zastosowano wobec Winowskiej zwyczaju umieszczania na stażu nowego współpracownika. Praca biurowa bez styczności z ludźmi dawała możliwość głębszego poznania powołania danej osoby.

 

 

b. Założenie Wydawnictwa "Verbum"

 

Od dłuższego czasu w łonie Kółka, jak wspomniano, dojrzewała myśl stworzenia wydawnictwa będącego ekspozyturą oraz umysłowym i duchowym dorobkiem tej grupy. Już w 1922 r. wydano w rocznicę dziesięciolecia kapłaństwa o. Korniłowicza jednodniówkę, zawierającą zbiór najcelniejszych referatów wygłoszonych na zebraniach Kółka. Taki model nadal odpowiadał członkom zespołu. Obecnie dysponowali bogatszym materiałem, nagromadzonym przez 22 lata współpracy. Winowska nie przestawała nalegać na publikowanie przez Laski własnego czasopisma. Po rozeznaniu sprawy oraz idąc za radą francuskiego Dominikanina o. Lajeunie zawiązano spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, opracowano statut, wybrano Zarząd i inne władze. Zdecydowano, że zarówno organizacja, jak i pismo będzie nosić nazwę "Verbum", wybraną spośród wielu proponowanych nazw przez Winowską. Na razie miano to miało odnosić się tylko do księgarni.

W 1933 r. doszło w końcu do powstania pisma. Na głównego redaktora powołano długoletniego członka Kółka prof. Konrada Górskiego, (37) historyka literatury obeznanego z pracą publicystyczną. Pomocą miała mu służyć Maria Winowska. W takim składzie przygotowano pierwszy numer "Verbum". Zgodnie z uchwałą Kółka wszystkie artykuły musiały być wpierw dyskutowane w pełnym zespole członków spółki. Matka, będąc jednym z nich, brała w zebraniach żywy udział.

Za motto nowego pisma przyjęto hasło Piusa XI dla tworzącej się w 1925 r. Akcji Katolickiej - "Instaurare omnia in Christo". Pismo miało ukazywać w świetle doktryny katolickiej problemy współczesnego świata, głównie z zakresu nauk społecznych, literatury, filozofii, sztuki, prawa i ekonomii. Ojciec Korniłowicz nie chciał uczynić z "Verbum" pisma religijnego, co ograniczyłoby jego zasięg. Pragnął, aby trafiało do wszystkich elit intelektualnych kraju. Uważał, że wprowadzenie do katolickiej publicystyki nowego czasopisma nakłada obowiązek wnoszenia nie tylko nowych treści, lecz zaznaczenia wyraźnie postawy grupy ludzi, którzy pismo tworzą i lansują. Ojciec stawiał wysokie wymagania i chciał wydawać numery, w miarę jak do redakcji będą napływać wartościowe materiały. Redaktorzy zaś uważali, że tylko regularnie wychodzący periodyk będzie opłacalny, gdyż oprze się na prenumeracie, a nie na dorywczej sprzedaży. Znaczna część członków Kółka podzielała pogląd Ojca, podobnie jak i współpracujące z nim Kółko w Wilnie. Dla nich najważniejszy był Duch Dzieła i umiejętność perfekcyjnego przekazu.

Dwie te przeciwne tendencje ścierały się z sobą, gdy tymczasem ukazał się pierwszy numer "Verbum". Sukces był ogromny. Z entuzjazmem przyjęli go zarówno wierzący katolicy, jak indyferentne kręgi inteligencji. Uderzała świeżość spojrzenia autorów, doskonałość formy. Winowska nie okazywała radości. "Verbum" zawiodło jej nadzieje. W pierwszym numerze nie zamieszczono ani jednej z trzech proponowanych przez nią prac. Nie wystarczyła błyskotliwość utworu, tekst musiał się też wiązać z problemami poruszanymi w danym numerze i przestrzegać zgodności z doktryną Kościoła. Wkład Winowskiej ograniczył się więc do czynności organizacyjnych i technicznych.

Gdy o. Korniłowicz przebywał na kuracji, redaktorzy przygotowywali 2. numer "Verbum". Chcieli doprowadzić do wydawania kwartalnika wbrew woli większości i Ojca, który wiedział, że presja terminów musi wpłynąć na spłycenie treści. Na zebraniu redakcyjnym w końcu maja lub początku czerwca o. Korniłowicz uznał, że treść proponowanych artykułów nie reprezentuje wystarczająco dobrego poziomu, co wywołało żywą dyskusję z        redaktorami. Niezależnie od tego Izba Skarbowa odrzuciła sposób księgowania rachunków księgarni przez Winowską.

Ks. Korniłowicz odbył z nią na przełomie maja i czerwca 1934 r. długą i szczerą rozmowę. "Marysia" powiedziała, że ma inną misję daną od Boga.

Na zebraniu Spółki 15 czerwca 1934 r. Winowska oświadczyła, że zdecydowała się zerwać z Laskami, lecz zamierza przejąć "Verbum" jako swoje własne pismo i wydawnictwo oraz zatrzymać księgarnię. W dniu 15 lipca na otwartym zebraniu Spółki wybrano nowy Zarząd. Matka i Ojciec nie zgodzili się na takie postawienie sprawy. Matka mocno podkreśliła, że na Ojcu spoczywa odpowiedzialność za religijny i moralny charakter "Verbum". Nikt nie ma prawa - poza laskowską grupą - wydawać czasopisma pod tym tytułem. Podobnie wypowiedziało się pozostałych 9 udziałowców. Razem z Matką i Ojcem było ich jedenaścioro, posiadających spośród 50 łącznie 46 udziałów, podczas gdy Winowska ze swoimi zwolennikami miała tylko 4.

Przedtem Winowska zwróciła się do Ireny Tyszkiewiczowej z prośbą o oddanie jej do dyspozycji lokalu księgarni, ofiarowanego przez Tyszkiewiczową Matce Czackiej i ojcu Korniłowiczowi. Spotkała się z odmową. Ojciec robił wszystko, co możliwe, by załagodzić powstający spór, proponował dalszą współpracę.

Konflikt jednakże doprowadził do wystosowania przez Winowską skargi na ks. Korniłowicza do nuncjusza, który przekazał spór do rozstrzygnięcia przez Konsystorz. Ten zaś aż do II wojny światowej sprawę rozpatrywał, lecz procesu nie zakończył. W czasie powstania warszawskiego akta w Kurii spłonęły, a ponieważ sprawa była czysta, po wojnie nie została wznowiona. Postawa Ojca i Matki nie budziła żadnych zastrzeżeń.

Ojciec pierwotnie nie chciał się bronić, z czasem uległ namowom przyjaciół i spisał na 22 stronach maszynopisu oświadczenie, będące materiałem wielkiej wagi. Matka również opracowała notatkę w tej sprawie; oświadczenia złożyły też inne osoby w charakterze świadków. W oświadczeniach świadkowie oraz członkowie Spółki jednoznacznie podkreślili trzy najważniejsze elementy. 1. Materiał wyjściowy służący do redakcji pierwszych dwóch numerów "Verbum" był dorobkiem dwudziestodwuletniej działalności Kółka, którego twórcą i kierownikiem przez cały czas był o. Korniłowicz. Jemu pismo zawdzięczało kierunek intelektualny, religijny, moralny, nawet artystyczny. 2. Podstawy materialne Wydawnictwa - lokal i dochód z księgarni pochodziły wyłącznie z Lasek. 3. Moralne poparcie środowiska Lasek stało się czynnikiem decydującym o sukcesie pierwszych numerów. Ten ostatni argument uważano za najważniejszy.

W dniu 31 sierpnia 1935 r. kard. Kakowski przyjechał do Lasek i napiętnował oszczerczą kampanię, podkreślając niewinność ks. Korniłowicza. Oświadczenie Kardynała nie wstrzymało dalszej akcji oskarżycieli, którzy kierowali pisma wprost do Rzymu.

W grudniu 1935 r. sprawa wciąż była jeszcze aktualna i powodowała wiele bólu u obojga najbardziej zainteresowanych twórców Dzieła. Matka zrezygnowała z możliwości wyjazdu, by być bliżej ojca Korniłowicza oraz "wiedzieć, jaki jest przebieg sprawy i Ojcu okazać wtedy serce, którego będzie potrzebował." (38)

Jednocześnie ze względu na dobre imię osób, które spowodowały taki wstrząs w środowisku laskowskim, Matka nakazała najdalej idące milczenie. Jeszcze w 20 lat później dyskrecja obowiązywała wobec Winowskiej i prof. Górskiego. (39)

Kierownictwo księgarni przejęła Helena Morawska, (40) siostra odpowiedzialnej za Patronaty Zofii Morawskiej. Prowadziła z powodzeniem tę placówkę mimo wojny aż do powstania warszawskiego. Po wojnie, gdy w 1946 r. udało się uruchomić dalszą pracę wydawniczą w Kielcach, Helena została główną redaktorką. Działalność "Verbum" zakończyła się w 1948 r. z powodu nieprzyjaznej postawy komunistycznych władz w stosunku do Kościoła. Wydawnictwo zamknięto.

Do wybuchu II wojny światowej wydano 22 numery "Verbum" i aż do końca cieszyło się ono wielkim uznaniem społeczeństwa. Stałym autorem cennych artykułów stała się s. Teresa Landy. Matka należała do udziałowców Spółki i żywo interesowała się treścią wydawanych numerów, lecz osobiście nie angażowała się w pracę.

Dzięki powściągliwości Matki, gdy w latach pięćdziesiątych zaczęły z Francji napływać życiorysy mało znanych wówczas kandydatów na ołtarze, jak ojca Kolbego, brata Alberta, siostry Faustyny itp., pióra Winowskiej, w Laskach zaczytywano się nimi bez przeszkód.

Z korespondencji z Antonim Marylskim dowiadujemy się, że Matka miała bardzo wyraźne przeczucie mających nastąpić przykrych wydarzeń związanych z "Verbum". Napisała wtedy: "Nie wiem, czy pamiętasz, co Ci dawałam w przeszłym roku do przeczytania, jak Bóg mi pokazał temu dwa lata w jesieni, co się będzie z nami działo. Nie przypuszczałam wówczas, że się to tak sprawdzi i w takiej formie. Módl się o siły, żeby to wszystko przetrwać - i przetrwać [tak], jak wówczas siebie widziałam: opartą o Kościół, opartą o Boga. Tak jasno mam to przed oczyma, że gdybym widziała, mogłabym to narysować." (41)

Po wojnie ustały dalsze skargi na ks. Korniłowicza, który umarł w 1946 r., natomiast sprawa "Verbum" parokrotnie była podnoszona w prasie katolickiej. Włączył się do powojennej dyskusji Konrad Górski i zwrócił się do sióstr w Laskach z prośbą o przypomnienie mu przebiegu konfliktu.

Otrzymawszy relację, opracowaną przez dawnego sekretarza Spółki Leona Czosnowskiego, wycofał zarzuty, natomiast wystąpiła z interpelacją siostra Marii Janina Winowska. Znalazłszy w papierach listy o. Lajeunie, zażądała zamieszczenia artykułu na ten temat w "Tygodniku Powszechnym" (19 IX 1993, nr 38). Odpowiedzią było wyjaśnienie złożone przez Sekretarkę Zgromadzenia FSK s. Benedyktę Bartnik (21 XI 1993, nr 47) i sprawa ucichła. (42)

W związku z otwarciem w 1978 r. procesu kanonizacyjnego ks. Władysława Korniłowicza wszystkie odnośne dokumenty zostały złożone w prowadzącym proces Trybunale Warszawskiej Archidiecezji aż do końcowego orzeczenia 26 czerwca 1995 r., kiedy kwestię "Verbum" ostatecznie umorzono.

Ataki na ks. Korniłowicza i Dzieło Matki Czackiej wywołały niepokoje w Kurii Warszawskiej. W związku ze złożonymi zarzutami władze jej postanowiły sprawdzić sytuację w Laskach. Wizytację przeprowadził prałat Aleksander Fajęcki, ten sam, który w 1921 r. długo wstrzymywał zezwolenie na otwarcie w Zakładzie kaplicy. Niezaprzeczalnie był źle usposobiony do Matki Czackiej i jej Dzieła. Do pewnego stopnia nie można mu się dziwić. Dla duchownych starszego pokolenia wiele działań mogło budzić zastrzeżenia. Nigdzie wówczas nie istniała partnerska współpraca zakonnic ze świeckimi, zwłaszcza mężczyznami. W zakładach prowadzonych przez siostry szarytki, elżbietanki, urszulanki, czy braci bonifratrów świeccy pełnili rolę płatnych pracobiorców. Niesienie Słowa Bożego i oświaty przy pomocy żyjących i pracujących wspólnie zakonnic, świeckich, często ludzi ułomnych, żyjących wspólnie, wielopłaszczyznowość tych działań, otwartość na pomysły, niekonwencjonalność kontaktów, a jednocześnie spójność Dzieła powoduje, że ustrój wspólnoty w Laskach wyprzedza o 20-30 lat katolickie zgromadzenia, istniejące w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych od końca lat sześćdziesiątych.

Ksiądz Fajęcki podpytywał młode siostry o relacje z braćmi tercjarzami, powodując u niektórych spore zmieszanie. Matka ustawiała te sprawy na zasadzie prostoty i otwartości, a nagle ktoś zaczynał budzić podejrzenia... Dopiero, gdy prałat natrafił na młodą, wykształconą i odważną s. Adelę Górecką, otrzymał od niej zdecydowaną odprawę. Matka udała się wtedy do kardynała Kakowskiego z prośbą, by zarządził przerwanie dalszej wizytacji. I tak się stało. Żadnych nieprawidłowości zresztą nie stwierdzono. Związany z Laskami od pierwszych lat po wojnie o. Józef Zawadzki, marianin, pamiętał jak ks. Fajęcki powiedział do s. Wacławy Iwaszkiewicz, przełożonej domu sióstr w Laskach: "Wizytacja skończona, wszystko w porządku. Zaproście abpa Galla na jakieś poświęcenie i śniadanie i będzie wszystko dobrze." (43)

Dla Matki, Ojca, a pośrednio i innych osób z laskowskiego środowiska sprawa "Verbum" okazała się trudną próbą cierpienia, które nie zniszczyło, lecz zbudowało ich samych i Dzieło. Było okazją do dania świadectwa prawdziwej miłości bliźniego.

 

 

3. Formacja współpracowników

 

a. Oczekiwania Matki wobec członków wspólnoty

 

Gdy z perspektywy lat przypatrujemy się początkom Dzieła, zadziwiają trudne warunki, w jakich ono powstało i okrzepło. Nie tylko niedobór środków materialnych stanowił poważną przeszkodę, lecz także brak odpowiednich ludzi. Matka wykazała ogromną odwagę, przyjmując do współpracy osoby o nieskrystalizowanych poglądach, świeżo nawrócone neofitki, młodych ludzi kwestionujących strukturę Kościoła... Tacy jednak w początkach przeważali i, co dziwniejsze, współtworzyli Dzieło. Matka, pełna wiary w Bożą opiekę, była bardzo wyrozumiała, nie gorszyła się. W powikłanych wewnętrznie duszach z właściwą sobie przenikliwością dostrzegała to, co Bóg zamierzał z nich uczynić. W zakładach na Polnej, a później w Laskach, pracował zespół ludzi wywodzących się z różnych środowisk i dzielnic Polski, o różnym stopniu wykształcenia i wychowania. Przeważająca liczba sióstr miała zaledwie ukończonych parę oddziałów szkoły powszechnej. Choć pełne wiary, nie miały jednak zbyt wiele wiedzy religijnej. By scalić i wykształcić to grono, będące fundamentem Dzieła, Matka dobierała bardzo różnorodne środki. Początkowo nie było jeszcze ideowych współpracowników świeckich, toteż Matka oddawała cały swój czas i wkładała ogromny wysiłek w formowanie pierwszych postulantek, poświęcając często samą siebie.

Trudniej jej było ze świeckimi. Matka zbliżała się do nich poprzez pracę tyflologiczną. Przychodzący do Zakładu nauczyciel lub wychowawca musiał przejść trzymiesięczny kurs tyflologiczny, prowadzony przez Matkę. Formację religijną zdobywał przez wspólny udział w nabożeństwach, poprzez odmawianie oficjum, spotkania w Kółku z ks. Korniłowiczem, dyskusje i lektury. Urządzano też spotkania w przeróżnych miejscach; wspomina jedna z sióstr: "Siostra Teresa miewała wykłady religii wg św. Tomasza jeszcze jako p. Zofia Landy. Zbieraliśmy się wtedy wszyscy: siostry, księża, pracownicy, niewidomi starsi - w lecie w lesie, w zimie w refektarzu. Wykłady były bardzo ciekawe i pouczające [...] Mnóstwo wtedy padało pytań." (44)

Zasadniczym środkiem formowania współpracowników były listy pisane oraz rozpowszechniane przez Matkę, najczęściej zatytułowane: "Do moich dzieci dużych i małych". Czuła na pragnienia wspólnoty, a także czujna wobec nieprawidłowości, pisała listy w miarę pojawiających się potrzeb. Matka zebrała je z czasem w niewielkie dziełko pt. "Dyrektorium", które obejmuje najrozmaitsze zagadnienia zawarte w listach z lat 1925-1932. Całość zachowała pierwotną formę zbiorku pism okólnych i nie stała się ascetycznym traktatem. Dla nas jest to najcenniejszy dokument prezentujący drogi formowania przez Matkę swych współpracowników.

Pierwsza część "Dyrektorium" odnosi się do całego Dzieła, druga, obszerniejsza, adresowana jest do sióstr zakonnych, choć jest też pożyteczna dla osób świeckich, co podkreślał o. Bernard Przybylski OP, długoletni kurator Zgromadzenia. "Dyrektorium" jest perłą piśmiennictwa Matki, zawiera w skondensowanej formie jej zapatrywania na różne aspekty życia duchowego, choć porusza też sprawy świeckie, jak organizacja Dzieła oraz rozmaite ludzkie zachowania. Ukazanie bogactwa myśli i głębi płynącej z poszczególnych listów wymagałoby osobnego opracowania. W mojej pracy ograniczę się do wskazania głównych wątków, mających najbardziej formacyjny charakter. Zapoznanie się z treścią "Dyrektorium" daje klucz do zrozumienia, kim była Matka i Dzieło, które stworzyła.

We wstępie napisała: "Dzieło to z Boga jest i dla Boga. Innej racji bytu nie ma. Gdyby zboczyło z tej drogi, niech przestanie istnieć. Ma ono na celu oddawanie czci Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. [...] Pan Jezus w Przenajświętszym Sakramencie jest centrum całego Dzieła, z Niego powinno wszystko wypływać, wszystko do Niego zmierzać." (45)

Obecnie w Laskach jest zwyczajem, że gości prowadzi się najpierw do zakładowej kaplicy. Jej charakter mówi sam za siebie, wyszedłszy z niej przyjezdni innymi oczami patrzą na resztę Zakładu. W liście z grudnia 1925 r., gdy kaplica została ukończona, Matka napisała znamienne słowa: "W obecnych czasach spodobało się Panu Jezusowi spojrzeć na niewidomych i przez szczególną łaskę powołać ich do wzięcia udziału w wielkim dziele Odkupienia. Niedołęstwo, kalectwo powołane jest do pełni życia Bożego." (46)

I dawniej nie brakowało w Kościele dzieł i zakonów opiekujących się niepełnosprawnymi, lecz Matka stała się prawdziwym prekursorem ich misji apostolskiej w świecie. Zadaniem osób widzących, współpracujących z niewidomymi, było doprowadzenie do zrozumienia przez nich wielkiej misji, choć niełatwej do przyjęcia. Ludzie, często odrzuceni z powodu kalectwa, marginesowo traktowani, mieli nieść Światło. Matka podkreśliła tę myśl niezwykle wyraziście: "Tu miernota nie wystarcza". Ci, którzy przychodzą do Lasek, szukając "przyjemności, wygód czy zysku", źle się czują i są nieszczęśliwi. "Laski nie są przedsiębiorstwem przemysłowo-handlowym, w którym wszelkimi dozwolonymi i niedozwolonymi sposobami dąży się do osiągnięcia jak największych korzyści. Tu rządzą inne prawa. Może dlatego tak wielu ludzi czuje się tu nie na miejscu, szerzy niezadowolenie i krytykę, wreszcie odchodzi [...]. Połowicznie [Bogu] służyć nie wolno." (47)

Całość wspiera się na dwóch filarach: Prawdy i Miłości. "Podstawą w Dziele, a tym bardziej w Zgromadzeniu, jest PRAWDA. Prawda w stosunku do Boga, prawda w stosunku do siebie i prawda w stosunku do bliźnich. Prawda we wszystkim, zawsze i wszędzie. Dlatego wszelki: fałsz, obłuda, dwulicowość, nieszczerość, wszelkie udawanie czegoś, wszelkie nieprzyznawanie się do winy, jeśli jest niezmienialną cechą charakteru lub zakorzenioną wadą, świadczy o tym, że takie osoby nie mogą i nie powinny być współpracownikami w Dziele." (48) Wiemy, jak Matka była pod tym względem nieustępliwa. Raziło ją nawet fantazjowanie i przesada, a osoby kłamiące zdecydowanie usuwała ze Zgromadzenia. Jej zdaniem można w błąd wprowadzić człowieka nie tylko słowem, lecz nawet tonem głosu, wyrazem twarzy, niekiedy milczeniem. Napisała: "W Zgromadzeniu powinna panować prawda aż do bohaterstwa." (49) Matka sama dawała tego najlepszy przykład - była "aż do szpiku kości prawdziwa." (50)

Matka nie pozwalała siostrom brać udziału w najbardziej niewinnym oszustwie. W czasie okupacji kazała udzielać władzom niemieckim prawdziwych danych o sprawach związanych z Zakładem. Raziła ją wszelka sztuczność, brak naturalności w zachowaniu. Sekretarka Zgromadzenia s. Vianneya opowiada, jak Matka poprawiała bruliony jej listów, pisanych z podziękowaniem za otrzymane dary. Ilekroć siostra użyła określeń takich, jak "ze wzruszeniem", musiała je korygować, gdyż zdaniem Matki słowa te były bez pokrycia, bo naprawdę wcale się nie wzruszyła. Sposób mówienia z przesadą lub namaszczeniem, wszelkie "pobożne gadanie" były jej zupełnie obce. O osobach usiłujących zwrócić na siebie uwagę za wszelką cenę, mówiła z ironią, że wykonują piruety. Porównywała je więc do baletnicy pragnącej olśnić widownię wirowaniem na czubkach palców.

Piękne są wskazania Matki w związku z prawdą. Mówiła o niej dużo na konferencjach do sióstr. "Prawda dobrze rozumiana, wypływająca z życia Bożego, musi być podstawą naszego życia. [...] Prawdą jest także, że czasami inni nie zwracają uwagi na to, co robimy, prawdą jest też, że nie jesteśmy już potrzebni, albo że nas już więcej nie cenią, prawda ta sprawia nam przykrość i ból." (51)

"Naszą drogą jest mądra prawda, prawda przemyślana. I ona jest tą silną więzią łączącą nas w Bogu. Życie w prawdzie sprawia, że nie ma u nas jednego szablonu dla wszystkich." (52)

W laskowskim zgromadzeniu nie stylizowano sióstr na jeden model, zostawiano im własną drogę ubogacania się, naturalny sposób bycia, wysławiania się, pozostawały w nich często cechy charakterystyczne dla dzielnic, z których pochodziły. Uderzało to przyjezdnych, szczególnie kapłanów. "Ten tylko wrasta w Dzieło, kto żyje prawdą" - mówiła Matka. (53) Uważała, że wstydzenie się własnego środowiska i ukrywanie go, jest brakiem pokory. Ludzi po raz pierwszy spotykających się z Matką uderzał jej autentyzm. Była sobą w pełni. Nikogo nie naśladowała, niczego nie udawała, spraw drażliwych nie owijała w bawełnę.

Nie podobało się jej, kiedy mówiono: To nie jest w duchu Matki. "Nie ma żadnego "ducha Matki", a w Laskach powinna być tylko Ewangelia." (54) Zygmuntowi Serafinowiczowi imponowała jej szczerość. Zapytana przez niego o przebieg operacji, w czasie oblężenia Warszawy w 1939 r., związanej z usunięciem oka bez znieczulenia, odpowiedziała z wielką żywością: "Wiesz, przechodziłam w życiu dwie tzw. ciężkie operacje i wszystko to było niczym w porównaniu z bólem, który miałam teraz". W pogadance do harcerek Serafinowicz wspomniał o powściągliwości Matki w mówieniu o cierpieniu. "Nie wygłaszała nigdy komunałów w rodzaju: cierp, cierp, jak będziesz dobrze, po chrześcijańsku cierpiał, to ci to wyjdzie na dobre. Najczęściej nie trafia to do cierpiącego. Więc Matka milczała, nie tylko [...] nie mentorowała, ale nieraz nie usiłowała nawet pocieszać. A jednak człowiek wychodził od Matki uspokojony. To dużo więcej warte, niż taka dostojna gadanina o celowości i godności cierpienia, która czasem może przynieść więcej szkody, niż pożytku. (55)

Matka nie starała się ukrywać bólu, gdy sama poniosła ciężką stratę, np. śmierć ukochanego brata Stanisława. Widziano ją wówczas płaczącą. Płakała również, gdy dowiedziała się o zniszczeniu gromadzonej przez 20 lat Biblioteki Tyflologicznej.

Z prawdą u Matki łączyła się dobroć i zrozumienie drugiej osoby. Kiedyś wyraziła się, iż modli się, aby umieć "Z prawdą zupełną łączyć tę formę, która sprawia, że prawda przestaje być przykra." (56) Wiedziała, jak trudno przyjąć bolesną prawdę o sobie, toteż gdy miała komuś aż dwie takie prawdy odsłonić, rozkładała to na dwa razy.

Przeciwieństwem i wrogiem prawdy jest obmowa, a nawet zwykła plotka. Aby w Laskach ograniczyć do minimum szerzenie plotek, Matka stosowała konfrontacje, które stanowiły dobrą lekcję dla zbyt długich języków. Obmowy niekiedy powodowały u Matki niesłuszne decyzje. Dowiedziawszy się prawdy, Matka Elżbieta natychmiast przepraszała skrzywdzoną osobę.

Głębsze podłoże filozoficzne do życia w prawdzie dało jej poznanie za pośrednictwem ks. Korniłowicza doktryny św. Tomasza z Akwinu. Wtedy to, co mogło wynikać z doświadczeń własnych oraz z czystej wiary uzupełnionej wiedzą, przybrało pełny wymiar Miłości i sięgnęło sfer ponadludzkich. Zdecydowane stanowisko Matki w dziedzinie prawdy miało wyraźne odbicie w życiu laskowskiej wspólnoty. Wiadomo było, czego się trzymać. Doskonale ujęła to matka Benedykta Woyczyńska w swoim "Wspomnieniu o Matce": "W układaniu spraw przez Matkę nigdy nie było nic z jakiejś gry, tak zwyczajnej ludziom, którzy [...] usiłują, aby wszystko ze sobą grało i trzymało się jako tako do kupy razem [...] i byle było bez wstrząsów [...] Matce wcale nie zależało na tym, by było bez wstrząsów i nieraz zdarzały się przykrości, pomówienia i porażki [...]. Matka nie bała się narażać, gdy chodziło o dobro sprawy i zachowanie prostej linii działania. Matka z niczego nie wycofywała się pod naciskiem gróźb, a dla najbliższych współpracowników najsilniejszy atut stanowiła świadomość, że pomiędzy jej myślami, słowami i czynami panuje idealna zgodność. Jeśli coś obiecywała, wiedziano, że wszystko zrobi, by dotrzymać i nigdy nie zostawi człowieka na lodzie. Siostry czuły, że podstawą takiego postępowania jest nie tyle jej męstwo, co ufność Bogu. Zawierzenie Jemu pozwalało Matce w najcięższych trudnościach zachować równowagę. Gdy Bóg zsyłał niepowodzenie, Matka nie traciła spokoju i uczyła się przyjmować to jako wyraz woli Bożej. [...] W każdej rozmowie z Matką miało się żywy kontakt wzajemny. Gdy Matce coś odpowiadało, żywo chwaliła, głupotę po imieniu nazywała głupotą, złu czy nawet miernocie przeciwstawiała się mocno. Białe w słowach Matki było białe, czarne - czarne, bez żadnego zamazywania, tuszowania, bez obawy narażenia się komukolwiek. Człowiek wychodził od Matki z jasnymi myślami w głowie, a najwięcej radował się tym, że wiedział, co naprawdę Matka myśli, że nie ma w rozmowie z Matką żadnej enigmatyczności, tajemniczości, żadnego pokrywania słowami czy milczeniem jakiejś ukrytej "arriere pensee" [myśli z tyłu głowy]." (57)

"To był człowiek żyjący Bogiem, w oparciu o Boga wykuwający swe plany - przez to wolny wobec ludzi i nieustraszony. Dlatego z kolei mógł być oparciem dla innych nawet wtedy, gdy nasze życie w Laskach było pełne wstrząsów i gdy rozmaite wśród niego elementy bynajmniej nie grały ze sobą. [...] A jednak wszystko stało na opoce. Tą opoką - ufność Bogu bez granic. Matka była tego nieprzerwanym, żywym przykładem. Nie tyle się liczyło na zręczność i takie czy inne ludzkie taktyczne posunięcia, co na samego Boga. [...]

W zasadniczej postawie życiowej Matki było zawsze coś takiego, co ośmieliłabym się nazwać obrazowo "z otwartą przyłbicą" - pisała matka Benedykta. - Naprawdę: tak - tak, nie - nie. I naprawdę nic poza tym i nic pod tym. Żadnej polityki, żadnej dyplomacji. Ufność Bogu i twardy wysiłek dnia. [...] Przed prawdą musiało ustąpić wszystko, nawet - nie chcę być tu źle zrozumiana - rozmaite motywy natury zakonnej. "Zakonność" nie mogła wziąć góry ponad prawdą ani ponad żadną inną zdrowo ujętą zasadą moralną. Dlatego nasza cała zakonność była zawsze bardzo zdrowa. [...] Zanim uczono nas milczeć na modłę zakonną, wpierw uczono mówić, gdy mówić należy, a jednocześnie unikać grzechu mowy." (58)

Matka przestrzegała siostry przed mówieniem źle o sobie po to, by drudzy temu zaprzeczali i chwalili. Jest to zwykły brak prawdy - "garbata pokora". Naturalność w sposobie bycia stała się rozpoznawczą cechą Zgromadzenia. Przestrzegała też przed wszelkim angelizmem. Prostotę i otwartość zalecała siostrom wychowawczyniom przy omawianiu z wychowankami delikatnych spraw płciowych. Ostrzegała przed pruderią.

Drugi filar Dzieła stanowi MIŁOŚĆ. Na trzech i pół stronach oryginalnego tekstu "Dyrektorium" Założycielka mówi o miłości, jaką chciałaby w nim widzieć. Zacytuję kilka uderzających sformułowań: "Podstawą życia w Laskach musi być miłość.

Miłość Boga i bliźniego.

Miłość nadprzyrodzona, której towarzyszy mądrość. [...]

Miłość, która potrafi karcić [...] mając na względzie dobro osoby i dobro jej otoczenia. [...]

Miłość, która z serdecznością potrafi smutnych pocieszać, dodając im siły i odwagi do życia. [...]

Miłość, która nie toleruje w sobie albo u innych sądów, krytyk, obmów, plotek, bolesnych żartów.

Miłość, która jest taka sama w oczy jak za oczy. [...]

Miłość surowa dla siebie, a wyrozumiała dla bliźnich. [...]

Miłość, która modlitwą i uczynkiem kocha przeciwników i nieprzyjaciół. [...]

Miłość, która cieszy się z powodzenia bliźnich, z ich zalet i cnót.

Miłość, która nikomu niczego nie zazdrości. [...]

Miłość przewidująca, roztropna i uporządkowana.

Miłość i dobroć w spojrzeniu, w wyrazie twarzy i całym zachowaniu. [...]

Miłość odważna i szlachetna. [...]

Miłość nie czułostkowa, lecz głęboka i prawdziwa." (59)

Mimo wzniosłości celu i promieniowania osoby Założycielki życie w Laskach nie było łatwe. Zmuszało do ciągłych wyrzeczeń. W jakich warunkach pracowano w Laskach, dowiadujemy się z opowiadań pierwszych sióstr. Początkowo spartański tryb życia urzekał, z czasem przychodziły chwile załamań, szerzyły się narzekania. Matka aż trzy listy skierowane do sióstr i świeckich poświęciła temu zagadnieniu. Napiętnowała rozsiewanie skarg po kątach, zarażanie jadem niezadowolenia innych, równie słabych i bezsilnych, co sami krytykanci. "Biedni ludzie. Wszystko chcą sądzić, wszystko krytykować, wszystkim się zajmować, co do nich nie należy. Jaka strata czasu tak nieprodukcyjnie spędzonego. [...] Im mniej człowiek wie, tym pewniejszy swego sądu, tym pewniejszy siebie. A dlatego, że jeszcze nic nie zrobił na świecie, wydaje mu się, że wszyscy wszystko źle robią, a on tylko jeden pokazałby, jak rzeczy powinny być wykonane." (60) Można powiedzieć, że ta uniwersalna prawda odnosi się do wszystkich środowisk, w których żyjemy i z których się wywodzimy również dziś.

Współpracownicy nie od razu poddawali się formacji, zdarzały się przypadki obrażania się jednych na drugich. Potępiając ten prymitywny sposób reagowania, Matka kończy słowami: "Póki miłość prawdziwa wśród nas nie zapanuje, póty zdarzać się będą smutne, a zarazem śmieszne dąsy i obrazy nieszczęśliwych ofiar miłości własnej i próżnej chwały." (61)

Matka Elżbieta obszernie pisze o strukturze organizacyjnej Dzieła, omawiając dobór metod pracy w dużej zbiorowości. Daje rady, co należy czynić, by utrzymać zgodę i harmonię.

W jednym z listów zamykających część pierwszą "Dyrektorium" Matka omawia szerzącą się w Laskach nieumiejętność czekania. Wszyscy chcieliby mieć wszystko od razu. I Matka wylicza po kolei spotykane na co dzień formy niecierpliwości, w końcu robi trafną uwagę, że najłatwiej znosi się czekanie wtedy, gdy samemu włącza się w podejmowane przez innych działania. Wiadomo, że cierpliwość jest cnotą mocnych i że właśnie ludzie słabi, nie mogąc się doczekać spełnienia pragnień, załamują się. Matka umiała czekać. Czekać na przemianę bliźnich. Sama czekała przez dziesięć lat na możność rozpoczęcia zaplanowanej działalności na rzecz niewidomych.

"Dzieło [...] stanowi całość bardzo spoistą i osoby pracujące albo zatracają się w tej całości dodając do niej swoją indywidualność i harmonizując zupełnie z nią, albo też, jako ciało obce, wywoływać będą chorobę w organizmie Dzieła, stanowić będą zgrzyt w jego harmonii. Oddalając się stopniowo, wreszcie całkowicie odpadną, pozostawiając po sobie ferment na dłuższy czas z niezmierną szkodą dla dusz wewnątrz i z zewnątrz Dzieła, choć mogą być skądinąd osobami wartościowymi, dobrej woli." (62)

W pracy dla Dzieła Matka stawiała względy moralne na pierwszym miejscu. Cel nie uświęca środków. "Nie wolno żadnych korzyści dla Dzieła zdobywać metodami złymi lub grzesznymi w najmniejszym nawet stopniu". Uznała posługiwanie się "niewinnym kłamstwem", za świadome wprowadzanie w błąd, obchodzenie prawa lub przepisu, czyn powodujący grzech u innych. Jeśli uczynki spełniane są z próżności, miłości własnej lub pychy, nie mogą przynieść trwałych owoców dla Dzieła. Nie wolno grać na niskich uczuciach ludzi, osiągać celu za pomocą flirtu, kokieterii, chwalenia poglądów politycznych stronnictw. Dzieło nie może być wmieszane w walki polityczne. Nie należy zdobywać środków materialnych za pomocą imprez połączonych z tańcami, kartami, grami hazardowymi, rewiami kabaretowymi. Nie zgadza się też z charakterem Dzieła przesadna, hałaśliwa i jaskrawa reklama.

Należy starannie unikać wszelkiego rodzaju rywalizacji między sobą. Wszystkie te wymagania zmuszały każdego do pracy nad sobą i prowadzenia życia na wysokim poziomie etycznym. Matka pisała: "Trzeba dobrze rozumieć, że żyć według nauki Kościoła, to nie znaczy tylko wypełniać obowiązujące ściśle praktyki religijne, ale to znaczy świadomie i stale wprowadzać tę naukę w życie codzienne na wszystkich jego odcinkach, na jej zasadach oprzeć wszelkie stosunki wzajemne, a w każdej dziedzinie życia i pracy liczyć się najstaranniej, przede wszystkim z prawem Bożym i z prawem Kościoła świętego. Te zasady mają nadawać charakter naszemu stosunkowi do władzy, do współpracowników, do wychowanków naszych zakładów i do ludzi z zewnątrz: z tymi zasadami mamy zawsze uzgadniać wytyczne naszej pracy w każdej dziedzinie: nasze metody wychowawcze i pedagogiczne, nasze poglądy społeczne, zasady gospodarowania dobrami materialnymi itd. [...] Dlatego wszyscy pracownicy Dzieła, każdy na poziomie i w zakresie dla niego dostępnym, powinni odbywać odpowiednie studia, które im dadzą znajomość podstawowych praw i zagadnień, a także praktyczne wskazówki do rozwiązywania spotykanych trudności." (63) Wszyscy pracownicy powinni się też odznaczać karnością, posłuszeństwem i umiłowaniem porządku. Ażeby modlitwy i uczynki były skuteczne, muszą płynąć z pełni życia wewnętrznego, mającego źródło w sakramentach świętych, modlitwie i całkowitym oddaniu się Bogu. "Nawet za pieniądze [...] znaleźć do nas trudno odpowiednią osobę, bo znaleźć się może znowu ktoś, który będzie robotę psuć. [...] Do nas, nawet do życia świeckiego, potrzeba powołania". Matka nie ukrywała trudności płynących od ludzi. Chciała, by jej współpracownicy okazywali się sprawnymi narzędziami w ręku Boga. Twierdziła, że "Każde dzieło Boże ma wartość, o ile nie wyrosło z pomysłu ludzkiego [...]. Dzieło Boże ma o tyle wartość, o ile narzędzia, które przyczyniają się do jego tworzenia, są czyste". I dodała: "Spośród ludzi, którzy kierowali Dziełem od początku, przetrwałam ja jedna. Trudność stanowiło to, że niektórzy współpracownicy nie mieli do mnie zaufania i może słusznie, bo nie wiedzieli do czego dążę. Wielu ludzi mnie opuściło, gdy były największe trudności." (64)

Otwartość Matki na sprawy ludzi była jednym z najlepszych sposobów ich formowania. Wspólnota laskowska, przyjmując nowych członków świeckich, nie miała ich odczłowieczać, zmechanizować ani robić z nich ćwierćzakonników. Oczekiwano pogłębiania ich życia wewnętrznego, a więc nie wiązało się to z narzucaniem żadnych zewnętrznych, sztucznych form zachowania. Najlepszym wzorem była sama Matka, naturalna i swobodna, nie potępiająca "grzesznego świata", nie wypierająca się swych zainteresowań. Zachowało się wiele świadectw osób świeckich, potwierdzających tę postawę. Zacytuję z nich parę.

Młode osoby pracujące w Laskach dziwiły się, że Matka Założycielka wielkiego Dzieła może interesować się tak typowo kobiecymi sprawami, jak uczesanie lub kolor sukni. Niekiedy muśnięciem ręki sprawdzała czyjąś fryzurę, o kolorach kazała sobie opowiadać.

Co prawda, braci tercjarzy ubierały siostry w przygodne, nieraz dziwne ubrania, pochodzące z darów, albo same coś dla nich szyły. (Antoni Marylski nosił spodnie i marynarki z wielkimi łatami, kpiąc sobie z opinii ludzkiej). Jednak dla Matki było jasne, że elegancka panna powinna być estetycznie ubrana i że miewa różne drobne potrzeby, od których zależy jej samopoczucie. Kiedy więc świeżo przyjęta do Działu Tyflologii Alicja Gościmska, po studiach romanistycznych, chciała na wzór braci pracować bez wynagrodzenia, to Matka zaproponowała, że co miesiąc będzie jej dawała 100 zł z dyspozycyjnych pieniędzy bez obowiązku kwitowania. Alicja była za tę delikatność szczerze wdzięczna. Niekiedy pragnęła porozmawiać z Matką na osobności i zgłaszała się na rozmowę. Czasem otrzymywała telefon, że Matka uzgodnionego terminu nie może dotrzymać i prosi o przyjście z książką w ręku, gdyż trzeba będzie poczekać. Ten wielki szacunek dla nowego, szeregowego pracownika budził chęć naśladowania podobnej postawy. (65)

Również gdy chodziło o siostry, interesowała się wszystkim. Dbała o to, by nosiły habity i bieliznę nadające się do prania samemu. Sprawdzała ubiór postulantek, czy dobrze jest dostosowany do pory roku.

Gdy kiedyś Zofia Morawska wybierała się zimą na narty, Matka długo wypytywała się, jak one wyglądają, jak są długie, jak się na nich jeździ. Nic z tego, co dotyczyło współpracowników, a zwłaszcza tych najbliższych, nie było dla Matki obojętne. Rozumiała, że nawet poważnie zaangażowani w pracę młodzi ludzie, potrzebują czasem odprężenia i rozrywki.

W Żytomierzu s. Elżbieta przemyślała i przemodliła kształt przyszłego Dzieła i Zgromadzenia. Obserwacja wydarzeń rozgrywających się w rewolucyjnej Rosji pozwoliła jej ocenić wielkość zagrożeń i przemian społecznych mających nastąpić w przyszłości. Na jej koncepcje wpłynęły też w kilku dziedzinach uwagi nuncjusza Rattiego, zwłaszcza ta, by nie naśladować żadnej podobnej instytucji, co najwyżej zakład opieki św. Józefa Cottolengo, (66) jego "Małą chatkę Bożej Opatrzności" Piccola Casa della Providenza Divina w Turynie. Święty ten oparł wszystko na Opatrzności Boskiej. Wydał każdemu powołanemu przez siebie członkowi zgromadzenia surowy rozkaz, by nie przechowywać na dzień następny ani skibki chleba w spiżarni, ani jednego pieniążka w kasie. Przed zachodem słońca trzeba było wszystko rozdać. Mimo to jego Piccola Casa della Providenza Divina po 100 latach objęła całą dzielnicę - 500 budynków w Turynie, a opieką otoczyła 13 tys. podopiecznych.

Siostra Elżbieta z całą powagą przyjęła rady nuncjusza Rattiego i zapewne pod jego wpływem postanowiła, że Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża będzie radykalnie ubogie. Miało nie posiadać żadnej własności, a otrzymywać utrzymanie wyłącznie od Towarzystwa. (67) Trwało to do chwili, kiedy zmianę w Konstytucjach wprowadził ks. prymas Stefan Wyszyński. W latach wzmagających się w Polsce prześladowań religijnych obawiał się, by komunistyczny rząd nie upaństwowił Lasek i nie usunął sióstr. Od tego czasu Zgromadzenie posiadało już własne nieruchomości.

Można dopatrywać się wpływu Achille Rattiego również w decyzji Matki przyjmowania aspirantek z kalectwem, gruźlicą lub brakiem wzroku. Podobny zwyczaj nie był raczej w Kościele praktykowany. W pierwszych Konstytucjach z 1922 r. istniała wzmianka, że liczba niewidomych nie może przekraczać połowy sióstr w Zgromadzeniu. Również brak posagu czy wykształcenia nie stanowił przeszkody w przyjęciu. Na tym tle łatwiej zrozumieć zdecydowaną postawę Matki wobec tego, że Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża będzie jednochórowe. (68) W owym czasie stanowiło to nowość i to bardzo szokującą.

Matka kierowała się wyłącznie dobrem Dzieła i wprowadzając nowości nie oglądała się na ustrój innych zgromadzeń. Za przykład może posłużyć też sprawa kompetencji. W całym Dziele i wewnątrz Zgromadzenia o wyznaczaniu osób na kierownicze stanowiska decydowały zdolności kandydatek. Więcej one znaczyły niż długości zakonnego stażu. Tak więc młoda siostra, niekiedy nawet postulantka, mogła kierować długoletnimi profeskami. Inną osobliwość stanowiły wzajemne zależności. Na skutek różnorodności działów oraz zakresów działania, przełożeństwo mogło się przeplatać z podporządkowaniem. Ktoś kierujący danym działem pracy, będący równocześnie pracownikiem innego działu, mógł być raz przełożonym, raz podwładnym tej samej osoby. Matka zdawała sobie sprawę zarówno z kreatywności takich powiązań, jak i z trudności; oświadczyła jednak, że kto nie ma w sobie pokory, nie nadaje się do pracy w Dziele, tym bardziej w Zgromadzeniu. Odbiegający od przyjętych schematów ustrój gwarantował fachowość i chronił od wynoszenia się i dziwactw.

W całym Dziele panowała godna uwagi, a nieczęsto spotykana w innych instytucjach kościelnych, zasada troski o każdą osobę ludzką. Na ogół daje się pierwszeństwo zbiorowości. W Laskach dbałość o współpracowników była wyrazem dobrze rozumianego chrześcijańskiego personalizmu, dążącego do zapewnienia każdej jednostce warunków najlepiej odpowiadających jej zamiłowaniom i uzdolnieniom. Podziwiał tę cechę o. Bernard Przybylski, uważając to za jedną z najbardziej uderzających cech Dzieła. Istotę i cel Zgromadzenia Matka ukazała, wyjaśniając znaczenie godła: "Miłość Chrystusa przynagla nas" (Caritas Christi urget nos) oraz "Pokój i radość w Krzyżu" (Pax et gaudium in Cruce). (69)

 

 

b. Formacja sióstr

 

Druga część "Dyrektorium" nosi tytuł: "O charakterze Zgromadzenia i o powołaniu sióstr" i uderza oryginalnością myśli. Rzeczowy i jędrny styl Autorki odbija od najczęściej spotykanego języka książek ascetycznych. Matka niewątpliwie głęboko przemyślała i przemodliła każdy rozdział tego zbioru.

Matka uściśla to, co powiedziała o fundamentach Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Podstawą postępowania sióstr mają być przykazania Boże i nauka Kościoła zawarta m.in. w encyklikach papieskich, w doktrynie św. Tomasza z Akwinu, w liturgii i prawie kanonicznym. Gdyby Zgromadzenie potrzebowało kiedyś odnowienia, to nauka Kościoła najpewniej uchroni je od wypaczeń oraz prywatnych interpretacji i dlatego dewizą Dzieła było "sentire cum Ecclesia" ("czuć razem z Kościołem"). Matka wyjątkowo ceniła modlitwę liturgiczną i paraliturgiczną i nie było wówczas w Zgromadzeniu innej modlitwy wspólnej. Matka nie lubiła włączania do niej prywatnych dewocji w rodzaju nowenn. Modlitwie osobistej poświęciła jednak piękne strony w "Dyrektorium". W życiu wewnętrznym zalecała siostrom rozważanie katechizmu. Zadośćuczynienie za duchową ślepotę ludzi wyrażało się w składanym przy rannym pacierzu akcie ofiarowania całodziennego krzyża - nieustannej pracy, trudów, chorób, obowiązków - na intencję Ojca Świętego, Kościoła i Ojczyzny, nic sobie z własnych zasług nie zatrzymując.

Skoro głównym celem Zgromadzenia jest naśladowanie Pana Jezusa, to Służebnice Krzyża powinny iść przede wszystkim swoją drogą i nie naśladować innych zgromadzeń. Przez miłość do Chrystusa siostry powinny służyć niewidomym na ciele i duszy, i tak spełniać obowiązki zakonne, by nie ciążyło to niewidomym. (70)

Matka nakreśliła wizerunek siostry ze Zgromadzenia. Na pierwszym miejscu postawiła to, co poleciła całej wspólnocie, tj. nienaśladowanie nikogo. Każda zakonnica musi być sobą i zachować jak największą naturalność. Powinna być: uczciwa, prawdomówna, rzetelna w pracy, mężna i wesoła, dobra dla innych, taka, by można było zawsze na nią liczyć. Gdy siostry będą dobrymi chrześcijankami, to na polu ich cnót przyrodzonych mogą wyrosnąć cnoty nadprzyrodzone. Nigdy inaczej. Życie sióstr ma być "bardzo proste i pospolite", mają uświęcać się przez dobrze wykonaną pracę. (71)

Matka kiedyś przeczytała motu proprio papieża Piusa XII o pracy tramwajarzy i pielęgniarek, w którym Ojciec Święty zaznaczył potrzebę ciągłego doskonalenia się każdego chrześcijanina w obranym zawodzie. Założycielka Dzieła obawiała się, by siostry nie chroniły się, nie "uciekały" przed trudem dobrze wykonanej pracy w zakonność. Nie zapominała uwag na ten temat nuncjusza Rattiego i pod jego wpływem przyjęła na kierownika duchowego całego Zgromadzenia księdza diecezjalnego. Nawet do prowadzenia rekolekcji nie zapraszała zakonników. Nie chciała, by siostry zastanawiały się, "czy mają trzymać ręce na szkaplerzu, czy pod szkaplerzem..." (72) Nie była jednak pryncypialna; chodziło przecież o zdolności duchowe, toteż jedne z najpierwszych rekolekcji głosił właśnie zakonnik - redemptorysta o. Bernard Łubieński.

W formacji sióstr nie wzorowała się na przyjętych w dawnych zakonach zwyczajach, powszechnie stosowanego upokarzania nowicjuszek oraz nadzwyczajnych umartwień, łamania ich egoizmów presją z zewnątrz. Uważała za najlepszą pokutę dobre przyjęcie ciężaru dnia z jego trudem, zmęczeniem, niedomaganiami i w ten sposób siostry same przełamywały się wewnętrznie. Zdecydowanie nie chciała, by chodziły ze spuszczonymi oczami. "Byłyby to czyste dziewice, lecz chcę - pisała Elżbieta Czacka - by one były przede wszystkim matkami, patrzącymi ludziom prosto w oczy i odczytującymi ich potrzeby. [...] Wypraszam sobie mieć w Zgromadzeniu białe gąski, które by się gorszyły i płakały. Siostry muszą być mocne i mężne - jak amazonki." (73)

Sióstr w Laskach nie stylizowano. Matka chciała, by siostry były sobą i zachowywały zupełną naturalność, by podawały rękę świeckim, w tym również mężczyznom. Nie spotykało się tego w innych zgromadzeniach.

Na kwestę na prowincji, jeśli znalazła odpowiednią osobę świecką, wysyłała ją razem z siostrą jako socjuszką. Sama najczęściej wybierała się w drogę do Warszawy w towarzystwie Antoniego Marylskiego. Podobnie chodziła z nim z rana do kościoła w Babicach. Nic sobie nie robiła z tego, co o tym ludzie powiedzą. Gdy młody wychowawca - a późniejszy ksiądz Stanisław Piotrowicz - w drodze z Lasek do Warszawy użył raz słowa "nie wypada", Matka zaraz zareagowała: "U nas nie ma "wypada - nie wypada", u nas jest tylko Ewangelia." (74) I rzeczywiście, poczęstowana czekoladą przez rodzinę w Porycku, nie odmówiła, choć w Laskach inaczej postępowała. W czasie podróży do Włoch, gdzie wszyscy przy posiłkach piją wino, robiła to, co inni. Nie gorszyła się, gdy jej powiedziano, że jedna z sióstr na przyjęciu rodzinnym wypiła kieliszek wina. Kiedyś siostry powiedziały Matce, że młodziutka s. Vianneya Szachno tak gdzieś biegła, że aż welon fruwał. Matka się uśmiechnęła: "Niech biega! Jak będzie miała 40 lat, to już na pewno nie będzie się jej chciało." (75)

Tę samą prostotę i jedność w sposobie bycia Matka pomagała osiągnąć siostrom w życiu wewnętrznym, ważnym dla każdego, szczególnie dla zakonnicy, ponieważ tylko wtedy jest szansa zbliżenia się do Wszechmocnego. Razem z Jezusem można ofiarować się podczas ofiarowania, dawać się przez Niego przemieniać podczas Przeistoczenia, potem Go wielbić, w końcu On sam weźmie nas całkowicie w posiadanie w Komunii św. Chce być w niej dla nas wszystkim. "Żyjąc w nas, chce, byśmy Mu służyli w naszych bliźnich, byśmy Go słuchali w Przełożonych naszych, byśmy wraz z Nim cierpieli. Obecność Jego w dalszym ciągu nas przemienia" - pisała Matka o uczestniczeniu we Mszy św." (76)

Matka wiedziała z doświadczenia, jak trudno utrzymać w ciągu dnia wyniesione z Mszy św. skupienie. Przestrzegała, by nie dać się porwać troskom i niepokojom, zamieszaniu i pośpiechowi, byśmy nie chcieli w końcu sami rządzić i decydować o swoim życiu. Wtedy przemienia się ono w czynność własną. Jest to "smutnym złudzeniem dusz", nie umiejących pogodzić obowiązków życia zewnętrznego z życiem wewnętrznym. Pan Jezus w nas staje się wtedy opuszczony, a cierpią na tym nasze obowiązki. (77)

Przez pierwszych parę dziesiątków lat obowiązywało siostry absolutne milczenie w godzinach pracy. Mogły tylko odpowiadać na pytania. Matka opracowała nawet osobny "Regulamin milczenia". Zwróciła uwagę na dwie główne przyczyny łamania go. Pierwszą jest zwykła ciekawość, świadcząca o tym, że życie w Bogu nam nie wystarcza i wyrywamy się do świata. Drugie źródło tkwi w nierozwiązaniu własnych problemów, które nam ciążą. Szukamy wtedy osoby, która by się nami zajęła i współczuła. Zubożamy tym nasze życie w Bogu.

Na sprawę mowy kładła szczególny nacisk: "Nigdy nie mówić za oczy tego, czego w stosunkach z ludźmi nie można powiedzieć w oczy. [...] Starać się mówić jak najtreściwiej. Nie tracić czasu na próżne rozmowy. Szanować je [skupienie] w drugich. Ustępować zawsze innym z tego, co nam wygodne lub przyjemne. Z tego, co jest naszym obowiązkiem nie ustępować nigdy, choćbyśmy się mieli narazić na niezadowolenie lub śmieszność, znosząc wszystkie konsekwencje naszego uczynku." (78)

Matka miała szczególne zrozumienie znaczenia posłuszeństwa, które w jej przekonaniu było wyrazem pełnienia woli Bożej, w sposób jednak nie wykluczający udziału intelektu. Nie chciała, by podwładni uznając rozkaz przełożonego za wadliwie pomyślany, wykonywali go, wmawiając sobie, iż jest on trafny. To powoduje wewnętrzny fałsz. Matka tego nigdy nie chciała. Podwładny miał śmiało dzielić się z przełożonymi swoimi zastrzeżeniami, a jeśli mimo to polecenie zostało podtrzymane, zachowując własny osąd, miał wykonać je, ponieważ jest to Boża wola. (79)

Wskazania dawane przez Matkę siostrom, niezależnie od tego, do jakiej pracy nad sobą się odnosiły, zmierzały do ukazania im konieczności oparcia wszystkiego na Bogu. Największe wysiłki, mające czysto ludzkie podłoże, nie dadzą wielkich wyników: "O biedni, biedni ludzie, którzy nie w Bogu szukają pokoju i siły do życia". Myśl tę kierowała Założycielka między innymi do dobrego odprawiania rekolekcji. Uczyła, że nie wystarczy pilnie słuchać nauk, czytać lub rozumować, lecz należy starać się obcować z Bogiem. I dodawała: "Sam Bóg [siostrom] pokaże, co w nich jest złego i da moc i siłę potrzebną do poprawy". Równocześnie przestrzegała przed zbyt intensywnym doszukiwaniem się w sobie braków i niedoskonałości, gdyż może to powiększyć jeszcze skłonność do zajmowania się sobą. (80)

Zachęcała do czujności w odszukiwaniu woli Bożej w codziennych przeciwnościach. Na przykład uważała, że niespodziewane przerwanie nauk rekolekcyjnych przez wyjazd rekolekcjonisty, było tym znakiem od Boga, który trzeba odczytać i do niego się zastosować.

 

Matka dawała siostrom wskazówkę, by wywołane podczas modlitwy z kaplicy, wychodziły uśmiechnięte, niczym nie dając poznać niezadowolenia, ponieważ (81) natchnienia Pana Jezusa, znaki zewnętrzne (wywołanie z kaplicy), nauki kierowników, spowiedników i przełożonych, są najlepszą książką ukazującą duszy to, czego Pan Jezus sam uczy i czego oczekuje.

Piękne są uwagi Matki o pracy ludzkiej. "Nie dość być zajętym, trzeba poczuć ciężar pracy. Zmęczenie spowodowane pracą jest zdrowym zmęczeniem. Szczególnie zmęczenie fizyczne daje równowagę i sprawia, że cały organizm człowieka funkcjonuje normalnie. Zresztą spełnienie obowiązku daje człowiekowi pokój i zadowolenie, a poczucie, że może być pożytecznym, daje mu świadomość własnej wartości." (82) Wielu ludzi wstydzi się pracy fizycznej, zwłaszcza w rolnictwie. Siostry winny ją traktować jako zadośćuczynienie za pychę, lenistwo i niedbalstwo narodu.

W pracy przeżywamy nieraz niepowodzenia, a gdy nasz trud wydaje się daremny - zniechęcenia. "Sprawy po ludzku nieudane mogą mieć największą wartość wobec Boga, gdyż pozwalają pełnić akty cnót, które dla dusz i Dzieła są wartości najwyższej." (83) Nie możemy kierować się zazdrością, widząc, że innym lepiej się powiodło. "Powinniśmy cieszyć się z każdego udanego wysiłku naszych współpracowników. [...] w pracy każdego starać się widzieć to, co dobrego zrobił lub może zrobić." (84) Pracę i trud innych ludzi umiała właściwie ocenić. Nie zważając na zwyczaje i obowiązujące przed I wojną przepisy, udzielała wolnego dnia pracownikom po szczególnie wytężonym wysiłku. (85)

Uwagi poświęcone cierpieniu należą do najpiękniejszych. "Bywają w życiu niektórych ludzi wielkie katastrofy, które druzgocą, łamią, rwą i przewracają wszystko" - słowa te Matka czerpała z własnych doświadczeń. "Nic już nie pozostaje z tego, co wiązało z życiem. Uderzenie jest tak mocne, że za jednym zamachem ogołaca człowieka ze wszystkiego. Prócz miażdżącego bólu zdaje się, że już nic nie pozostaje. Bóg jest wtedy najbliżej. Szczęśliwy człowiek, jeżeli wśród bólu wyzwolony ze wszystkiego, tylko Boga szuka i Jego znajduje [...]. Póki się bardzo cierpi, trzeba unikać ludzi, natomiast cały swój ból Bogu przynosić i u Niego jedynie szukać pociechy i ratunku. Gdy ofiarowuje się tak cierpienie swoje Bogu bez ustanku, dochodzi ono jakby do punktu kulminacyjnego, wreszcie przemienia się w wielką radość lub Bóg je cudownie odbiera." (86) Matka daje tutaj głęboką, wypróbowaną przez siebie radę: "Cierpienie swoje trzeba jak najmniej ludziom pokazywać. [...] Pokazywanie swoich cierpień upoważnia ludzi do wchodzenia w tajniki serca, które właściwie należą do Boga i tylko przed spowiednikiem lub przed prawdziwym i mądrym przyjacielem wyjawione być mogą". Ulgi trzeba szukać w czym innym: "W cierpieniu doskonałym lekarstwem jest praca. Praca absorbująca, która nie pozwala rozczulać się nad sobą oraz sumienne i wierne spełnianie obowiązków, choćby się je spełniało w poczuciu śmierci. [...] Gorączkowe szukanie ulgi w pomocy lekarskiej nie tylko nic nie pomoże, ale przeciwnie ból zwiększy." (87)

Matka analizuje ludzkie sposoby zaradzania ostrości bólu, jaki sprawia cierpienie. Wspomina o metodach uodpornienia się na ból starożytnych stoików oraz o wprowadzających się w stan znieczulenia i odrętwienia buddystach. Nie tak ma postępować chrześcijanin. Chrześcijanin "cierpi z całą świadomością. Wie, że jest członkiem Ciała Mistycznego Pana Jezusa. Przyjmuje wraz z cierpieniem łaski płynące z Męki Pana Jezusa. [...] Przyczyną niepotrzebnych cierpień są niepokoje, które nieopanowana wyobraźnia podsuwa, chętnie przedstawiając czasem urojone powody cierpień, często zwiększając istniejące". Matka odradza zbytnie analizowanie lub wpatrywanie się we własne cierpienie. Tym jeszcze się je pogłębia, lepiej "przyjść z pomocą jakiejś prawdziwej niedoli". Cały ten rozdział ma szczególne znaczenie w miejscu takim jak Laski, gdzie się pracuje wśród cierpiących ludzi. "Tylko wiara może dać siłę do dźwigania ciężaru kalectwa." (88) Matka wdrażała siostry do uczynności i ta cecha stała się z czasem jednym ze znaków rozpoznawczych Zgromadzenia. "Nie o to chodzi, by siostry mówiły o Bogu, ale by Bogiem żyły. Gdy podczas milczenia nie odpowiedzą niewidomemu na jego pytanie, zrobią mu tym przykrość. [...] Stosunek sióstr do niewidomych i pracowników powinien być stosunkiem matki do dzieci." (89)

"Nie chodzi o to, co się robi, ale jak się robi. Ta sama szklanka wody podana bliźniemu może być podana w najrozmaitszy sposób. Ta drobna usługa może wlać całą falę ciepła, serdeczności i pogody do serca osoby, która jest jej przedmiotem, albo może zadławić gorzkim uczuciem upokorzenia i bólu, jeżeli jest spełniona gorzko, twardo i bez miłości." (90)

"Doskonałe spełnienie obowiązku, ład i porządek w domu, troskliwość, staranie i sumienność w zaspokajaniu potrzeb codziennego życia. [...] One tworzą atmosferę pogodną i miłą, w której każdemu dobrze. [...] Ile otuchy potrafi wlać czasem do serca człowieka serdeczna intonacja głosu, spojrzenie życzliwe. W zetknięciu z bliźnim, ile siostry mogą sprawić bólu albo radości, stosownie do tego, jakimi się w stosunku do bliźniego okażą. Szczególnie dom, w którym są dzieci i młodzież, powinien być pełen wesołości, radości". Tajemnicę wartości drobnych usług lub wyrzeczeń Matka upatrywała w życiu wewnętrznym sióstr: "Akty zewnętrzne, pełnione mocą płynącą od wewnątrz, czerpią z Chrystusa moc, światło, siłę i wytrwałość. Wtedy pełnimy wiele aktów cnót." (91)

Matka przestrzegała siostry przed przesadą i dziwactwami wywołanymi lękiem o stan zdrowia, zalecała przyjmowanie upokorzeń i niedociągnięć w pielęgnacji w czasie choroby z cierpliwością, pogodą i wyrozumiałością. Wiele sióstr było słabego zdrowia, niektóre całymi latami chorowały. Matka bardzo wiele troski okazywała chorym, lecz stanowczo zabraniała rozmów o chorobach i o snach. (92)

Wśród sióstr znajdowało się kilkanaście wdów, które wstąpiły do Zgromadzenia najczęściej po przebyciu jakiejś rodzinnej tragedii. Matki to nie przerażało, siostry wdowy wniosły do Dzieła niezaprzeczalne wartości z racji swego życiowego doświadczenia, znajomości ludzi, umiejętności tworzenia domowej atmosfery. Zdarzało się, iż po odbyciu nowicjatu od razu powierzano im przełożeńskie stanowiska.

Matka zazwyczaj kończyła poszczególne rozdziałki "Dyrektorium" jakimś silnym akcentem, wnioskiem mającym służyć w życiu. Podkreślała, że każda rzecz jest dobra lub zła nie dlatego, że tak ją ludzie widzą, lecz w zależności od tego, jak Bóg ją widzi i w jakim stopniu realizuje ona plan Boży. Tylko w Nim jest źródło naszych cnót. Jego mamy prosić o uświęcenie naszych ludzkich zachowań, takich nawet, które nie zasługują na miano cnót, jak: słowność, punktualność, zaradność, solidność w pracy itp. Panującą w Laskach prostotą zachwycali się przyjezdni, podziwiając, jak harmonijnie łączyła się z panującym w Zakładzie ubóstwem. Antoni Marylski znany był z tego, że listy wysyłał w starych odwróconych kopertach. Korespondencja wewnętrzna w Zakładzie kursowała podobnie, tyle tylko, że kopert nie odwracano, lecz przekreślano stare adresy, pisząc nowy. W całym Zakładzie nikt nie nosił tytułu dyrektora. Jeszcze długo po II wojnie światowej niewidome dzieci i młodzież mówiły po prostu "pan Serafinowicz" albo "pan Ruszczyc" i każdy wiedział, że chodzi o dyrektora szkoły lub kierownika internatu. Podobnie było z siostrami. Wymieniano ich imię zakonne nie dodając funkcji przełożeńskiej. Nawet o ks. Korniłowiczu nie mówiło się "ksiądz Prałat", tylko "Ojciec". Ta tradycja przeszła na jego następcę ks. Fedorowicza, który pozostał ojcem Tadeuszem, mimo iż posiada tytuł prałata i infułata. Podobnie pokoju Matki nikt nie nazywał celą, a domu sióstr - klasztorem. Matka obawiała się wszelkich zewnętrznych form "zakonności", które łatwo mogły stać się przedmiotem wywyższania się albo odłączania od reszty ludzi.

Styl prostoty wnosili ze sobą współpracownicy Lasek tam, gdzie powstawały nowe ośrodki Towarzystwa, a więc w Warszawie, Żułowie lub Sobieszewie. Wielu przybyszów ze stolicy, zwłaszcza przedstawicieli nauki i sztuki, lubiło spędzać w Laskach niedziele. Urzekała ich atmosfera ubóstwa i prostoty, zachwycali się zakładowym cmentarzykiem z grobami z ziemi, otoczonymi kamieniami i z drewnianymi jednakowymi krzyżami bez pasyjek. Matka mawiała, że "Ukrzyżowanego my sami mamy zastąpić." (93)

Jednym z obiektów szczególnie interesujących gości był umieszczony w powojennym niemieckim baraku postulat i Biblioteka Wiedzy Religijnej. W pokoju przyjęć pachniało czystością. Jedyną ozdobę stanowiły ludowe gliniane "siwaki", w których, zależnie od pory roku, ustawiano kwitnącą gałązkę, kilka kłosów lub czerwieniejące jesienne liście. Natomiast w całych Laskach, także w szkołach i internatach, nie spotykało się miękkich kanap, foteli, dywanów, firaneczek. Goście w tych warunkach odczytywali prostotę jako przebłysk nieba i tym bardziej ciągnęli do Zakładu.

Matka nie znosiła konwenansów, ceniła za to bardzo dobre wychowanie. W jej rozumieniu oznaczało to delikatność, umiejętność okazania wdzięczności, takt - zanotował w cytowanym już "Wspomnieniu" ks. Stanisław Piotrowicz. Do dobrego wychowania konieczne jest zapomnienie o sobie i wyrzeczenia. Płytkie światowe wychowanie nie ostoi się wobec trudności życiowych, natomiast prawdziwe i dobre określała Matka jako międzynarodowe, powszechne. "Ludzie dobrze wychowani rozpoznają się bez słów." (94)

 

 

4. Pisma formacyjne Matki Elżbiety Czackiej

 

Ustalenie zbioru pism matki Elżbiety Czackiej jest bardzo trudne z kilku powodów:

- nie istnieje podstawa, jaką jest zwykle rękopis. Matka pisała na maszynie lub dyktowała tekst osobie zapisującej, albo też redagowała tekst ze współautorką. Tekst pisany, ręką innej osoby, mógł więc być tworzony przez Matkę lub współtworzony przez zapisującą;

- na wielu pismach redagowanych bądź współredagowanych przez Matkę nie umieszczało się z zasady nazwiska autora, redaktora. Konstytucje Zgromadzenia, regulaminy w Zgromadzeniu lub placówkach Towarzystwa, memoriały albo podania do różnych instytucji, redagowane czy też współredagowane przez Matkę, nie noszą Jej nazwiska. Przypisywane są Elżbiecie Czackiej na podstawie świadectw współpracowników lub tradycji przechowanej w Zgromadzeniu;

- tylko niektóre artykuły, tworzone lub współtworzone przez Matkę, opublikowano z nazwiskiem czy nazwiskami autorek. Druki, takie jak ulotki, broszury, mogły, ale nie musiały, być pisane przez Elżbietę Czacką. Tylko w odniesieniu do niektórych mamy świadectwo o autorze. Ale wszystkie teksty do publikacji były przez Matkę zatwierdzane, mamy więc pewność, że były zgodne z Jej zamysłem.

Wśród zachowanych pism matki Elżbiety wyróżnić można: 1) pisma propagujące sprawę niewidomych w społeczeństwie, 2) pisma rozpatrujące w poważny, kompetentny sposób szczegółowe zagadnienia wychowania, kształcenia i rewalidacji niewidomych, 3) pisma o charakterze formacyjnym, zwrócone do sióstr lub do szerszego grona sióstr, współpracowników świeckich i uczniów; "do moich dzieci małych i dużych", jak zaczynała niektóre ze swoich listów. Ta grupa pism przechowywana i rozpoznana jest najstaranniej.

Wyróżnić w niej można kilka rodzajów pism:

Konstytucje Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, redagowane przez lub we współpracy z kolejnymi kapłanami, oparte były na Regule św. Franciszka, później na Kodeksie Prawa Kanonicznego. W punktach określających "cel drugorzędny", czyli zadanie oraz charakter Zgromadzenia, wyrażać musiały myśl Założycielki lub były przez Nią formułowane. Ostatnia redakcja tekstów formacyjnych Konstytucji, dopracowana przy końcu życia Założycielki, zawiera sformułowania zbieżne z pouczeniami "Dyrektorium", co świadczy o bezpośrednim autorstwie Matki Elżbiety Czackiej.

Prawnuczka znakomitego prawnika Tadeusza Czackiego miała wielki szacunek dla prawa i praworządności, wierzyła w formującą moc regulaminów. Zwłaszcza te pisane później zawierają nie tylko postanowienia, ale i głębokie uzasadnienia stawianych wymagań.

Podstawowym zbiorem pism formacyjnych m. Elżbiety Czackiej jest "Dyrektorium". Zbiór składa się z listów pisanych do Wspólnoty Dzieła lub do Zgromadzenia w latach 1925-1932. W ostatnim okresie czynnego życia Matka z pomocą siostry Teresy Landy ułożyła listy w porządku rzeczowym i dopracowała redakcyjnie ich treść, nadając całości tytuł - "Dyrektorium". Tekst ten został zatwierdzony do użytku w Zgromadzeniu dekretem ks. prymasa Stefana Wyszyńskiego z 20 VIII 1965 r. Jest używany w Zgromadzeniu i udostępniany współpracownikom świeckim.

Moralną Konstytucją Dzieła jest redagowany kilkakrotnie we współpracy z ks. Władysławem Korniłowiczem tekst pt. Triuno (czyli "Bogu w Trójcy Jedynemu"); nazwa ta, nadana Dziełu, nie przyjęła się powszechnie. Obecnie mówi się Dzieło Lasek. Ostateczna wersja Triuno opublikowana została w opracowaniu Bogdana Cywińskiego pt. Twórcy Lasek (w: Chrześcijanie, t. 2, Warszawa 1976, s. 253-261). W tym samym opracowaniu opublikowano, zachowany również w maszynopisie, tekst Matki pt. Historia Triuno (ibidem, s. 241-225).

"Notatki z konferencji" głoszonych przez Matkę do sióstr zostały opracowane redakcyjnie przez s. Teresę Landy i Zofię Wyrzykowską jeszcze za życia Matki. Redaktorki nie uzyskały jednak autoryzacji, gdyż Matka zajęta była w tym czasie inną pracą.

Maszynopisowy tekst pt. Założenia ideowe Dzieła został opublikowany w antologii pt. Wypisy tyflologiczne, zredagowanej przez s. Cecylię Gawrysiak i wydanej przez ATK w Warszawie w 1977 r. Treść tegoż maszynopisu zbieżna jest z treścią artykułu Dzieło niewidomych, opublikowanego bezimiennie w miesięczniku "Caritas" (1946, nr 10).

Ten sam tytuł: "Ideowe założenia Dzieła" nosi zeszyt, w którym s. Vianneya Szachno zebrała krótkie pisma, a nawet fragmenty niedokończonych pism Matki mówiące o Dziele.

"Notatki osobiste" spisywała m. Elżbieta Czacka na polecenie swego kierownika duchowego ojca Korniłowicza. W notatkach odnajdujemy trzy wątki: wspomnienia z dzieciństwa, zapewne pisane jako wstęp do biografii duchowej; rozważania dotyczące Dzieła, które traktuje jako Dzieło Boże; opis modlitw, łask mistycznych i przeżyć charyzmatycznych, które ukrywała przed otoczeniem.

"Listy", a w szczególności listy do Antoniego Marylskiego są z pewnością pismami formacyjnymi, choć celem ich było formowanie jednej tylko osoby - adresata listu.

Wszystkie te dzieła są przechowywane w Archiwum Franciszkanek Służebnic Krzyża.

 

s. Elżbieta Więckowska

 

 

5. Uwagi Matki o modlitwie

 

Zygmunt Serafinowicz, blisko związany z Matką przez przeszło 30 lat, gdy proszono go o pogadankę o niej dla harcerek w Laskach, zaczął: "To, co wam powiem, to będzie zwykły bełkot". Tak powiedział jeden z najinteligentniejszych ludzi z laskowskiej wspólnoty. O ileż trudniej mówić o Matce tym, którzy osobiście jej nie znali! A jednak warto odsłonić coś z tego, co nam przekazała Matka w pismach, konferencjach dla sióstr i "Dyrektorium". Matka, sama tak naturalna we wszystkim, a zwłaszcza w dziedzinie wiary, silnie podkreślała więź, jaka musi łączyć modlitwę i życie.

 

Modlitwa a praca

 

"[...] bardzo ważną rzeczą jest łączenie życia modlitwy z pracą. Największym błędem ludzi dążących do doskonałości jest rozdział między życiem i modlitwą." (95)

"[...] jedynie ten potrafi dobrze się modlić, kto dobrze żyje i vice versa, mówi św. Augustyn." (96)

"Trzeba nam pamiętać o tym, że musimy być przede wszystkim zwyczajnymi uczciwymi ludźmi, pełniącymi wszystkie codzienne obowiązki. Aby temu podołać, trzeba żyć modlitwą." (97)

"[...] uświęcenie człowieka powinno się odbywać poprzez warunki i poprzez obowiązki jego życia, a nie w oderwaniu od nich, zatem uchylanie się od ich spełnienia nie jest spełnieniem woli Bożej." (98)

"Gdy przy układaniu planu dnia wzywa się pomocy Ducha Świętego, wskazuje On, co jest obowiązkiem w tym dniu, co ważniejszym, a co mniej ważnym." (99)

 

Modlitwa a przeciwności

 

"Miał być dziś dzień wypoczynku [...] w Bogu. Tymczasem Bogu się podobało, by było inaczej." (100)

"[...] uczynek miłosierny, spełniony z miłości ku Bogu, jest dalszym ciągiem modlitwy." (101)

"Ile nieraz hałasu z powodu wzburzonych namiętności zamiast ciszy i pokoju w duszy. Była okazja do walki i zwycięstwa. Trzeba było natychmiast, gdy pokusa nadchodziła, szukać ratunku i pomocy u Pana Jezusa, który był tak blisko i tak pragnął pomóc, by zwyciężyć wspólnymi siłami. Tymczasem człowiek stawiał jakieś głupstwo na pierwszym planie. Sam chciał być na pierwszym miejscu. W głupocie swojej, zaślepionej namiętnościami, wysuwał się na pierwszy plan, myślał, że sam da sobie radę, ale walczył głupio, bo walczył sam." (102)

"Życie nasze zwyczajne, obowiązki proste, pospolite spełniamy wraz z Nim, dla Niego. Jemu służymy. Wpatrzeni w Niego nie dajemy się porwać prądowi niespokojnych trosk i zajęć, których On nie trzyma pod kierującą i rządzącą wolą swoją w nas. On nie chce, byśmy w niepokoju, zamieszaniu i pośpiechu przestali Jego szukać, Jego słuchać, a chcieli sami rządzić i decydować o wszystkim, zastępując Pana Jezusa przez czynność własną." (103)

 

Modlitwa a spokój życia wewnętrznego

 

"Bez milczenia nie może być skupienia, a bez skupienia nie może być życia wewnętrznego. [...] Język wtedy tylko będzie opanowany, jeżeli wyobraźnia, pamięć, zmysły, namiętności i żądze będą ujarzmione." (104)

"Jest wielkim błędem myśleć, że warunki zewnętrzne przeszkadzają życiu wewnętrznemu. Nie powinny one przeszkadzać, a wszystko służyć powinno ku większemu skupieniu." (105)

"Powinno się dążyć do stałego skupienia [...] Niezdrowy pośpiech bardzo przeszkadza [...]. Działajmy energicznie, sprężyście, ale bez niezdrowego pośpiechu [...] Na to, co się teraz dzieje, powinniśmy odpowiadać modlitwą i unikaniem grzechu". - Matka mówiła to podczas powstania warszawskiego. (106)

"Są dusze, które dziwnie rozumieją skupienie: wyobrażają one sobie, że skupienie leży jak gdyby na zewnątrz nich i swoje roztrzepanie i roztargnienie przypisują warunkom zewnętrznym. Nie widzą winy w sobie, a zawsze pragnęłyby się znaleźć w takim miejscu, gdzie znalazłyby skupienie. [...] Nie rozumieją tego, że powinny uświęcać się w tych warunkach, w jakich się znajdują, bo do tych warunków Pan Jezus da im potrzebne łaski, byle one trwały wiernie przy Nim." (107)

"Dajmy Panu Jezusowi w nas królować, niech On rządzi nami i naszymi sprawami zewnętrznymi, wtedy w spełnianiu naszych obowiązków będzie spokój i moc, energia i wytrwałość." (108)

"[...] kluczem do znalezienia Boga jest u człowieka wola. Jeśli umie szukać Boga w każdej chwili i w każdym stanie, znajduje Go, choćby nawet nie miał poczucia, że Go znalazł [...]. Taki człowiek ciągle żyje aktualnie w obecności Bożej i nie traci pokoju w zamęcie zewnętrznym." (109)

 

Modlitwa a stawanie w Prawdzie

 

"Dał mi Pan Jezus zrozumieć, że Bóg w bogactwie swoim ma dla każdej duszy inny sposób obcowania z nią i że nigdy nic sztucznego nie może być w tym obcowaniu [...]. Wtedy odnalazłam całą swobodę i znalazłam się przez wiarę, nie widząc nic, przed Niebem otwartym." (110)

"Cały stosunek ludzkości do Boga opierać się musi jedynie na Panu Jezusie, a co za tym idzie, modlitwa człowieka jedynie w zjednoczeniu z Jego zasługami i z Jego modlitwą nabiera prawdziwej wartości. Bez tego oparcia modlitwa człowieka jest nikła, mizerna, pełzająca po ziemi. Tylko łaska płynąca z zasług Pana Jezusa unosi modlitwę do nieba i zanosi ją do Stwórcy." (111)

"Krótkie "Chwała Ojcu", wypowiedziane ze zrozumieniem wartości tych słów i z głębokim zrozumieniem, do kogo się zwracają, więcej łask zleje na duszę, więcej cnót do życia powoła, niż tysiące słów modlitwy odmawianej z przyzwyczajenia." (112)

"Brak porządku i kolejności w rozmyślaniu sprawia, że osoby znające często całą literaturę pobożną wszystkich czasów, znające wszystkie systemy rozmyślania, dyskutujące o wszystkich stanach duszy, stopniach modlitwy, tak mają dusze tymi teoriami przesiąknięte, że zapominają o podstawowych prawdach wiary i prostym, a jedynie potrzebnym stosunku do Boga. [...] Modlitwa nie przygotowuje ich do życia i nie uczy ich żyć. Szukają w modlitwie przyjemności i wrażeń, a odwracają się od twardych i nudnych obowiązków życia codziennego. W ustach ich wiele słów o Bogu, lecz w duszy pustka, zamieszanie i ciemności, a w obcowaniu z bliźnimi brak miłości, sądy zuchwałe, często pogarda i ton wyższości. Biedne te dusze robią wrażenie, jakby gęś chciała udawać łabędzia." (113)

 

Modlitwa i jej jakość

 

"Modlitwa nie polega na mnożeniu pacierzy [...] Mnożenie nowenn nie jest najlepszym rozumieniem modlitwy..." (114)

" Im więcej rozważamy tajemnice różańca, tym bardziej zdajemy sobie sprawę, że to, co wiemy i to, co z tych tajemnic rozumiemy, jest fragmentaryczne, szczupłe, ciemne. Rozumiemy, że za tym, co wiemy, jest pełnia, którą zaledwie przeczuwać można. Dlatego, gdy tajemnice te w całości i pełni ich ofiarowujemy Bogu, wyzwalają się z nich skarby łask nie znanych, nie oczekiwanych, spływają na nas i na tych wszystkich, za których je ofiarujemy [...]. Różaniec, dobrze odmawiany co dzień, uczy żyć i uczy umierać w Bogu, a miłość nasza, okazywana w nim Matce Najśw.[iętszej], zapewnia nam Jej opiekę w życiu i przy śmierci." (115)

 

 

Matka o swej własnej modlitwie

 

Łaski Boże

 

"Dziś rano dał mi Bóg wielką łaskę. Miałam świadomość żywej obecności Pana Jezusa w mojej duszy. Przeżywałam chwilę po chwili Mękę Pana Jezusa, począwszy od konania w Ogrójcu. Czułam moc Bożą wychodzącą z Pana Jezusa, spływającą na duszę moją i na duszę moich kochanych i bliskich. Krew Pana Jezusa obmywała mnie i ich wszystkich. [...]

Dziś przed Mszą św., oddając się Duchowi Świętemu, czułam jak brał duszę i ciało moje w swoje posiadanie w zupełnie specjalny sposób. Potem zaczęłam rozmyślać nad męką Pana Jezusa i miałam żywą świadomość Jego obecności i łask, które spływały na moją duszę i na dusze innych. Bóg przemieniał dusze i ciała, a Krew Przenajświętsza je obmywała z win. W chwili, kiedy Pan Jezus zamknięty w więzieniu, otoczony był przez straż ludzi prostackich i głupich, którzy sądzili Pana Jezusa po swojemu, zrozumiałam jasno, że wina ich, płynąca z głupoty, była bardziej dokuczliwa niż bolesna Panu Jezusowi. Te sądy były dokuczliwe jak rój much, krążących wkoło Pana Jezusa i zrozumiałam, że i ja mogłam w ten sposób grzeszyć i że wtedy niejedną z tych much dokuczających Panu Jezusowi były moje sądy grzeszne i zuchwałe, skierowane ku bliźnim [...], które godziły w samego Pana Jezusa, a które we wszechwiedzy swojej wtedy wycierpiał. Zrozumiałam, że z tego, co Pan Jezus wówczas wycierpiał, spłynęło na mnie uleczenie. O ile sięgnę po tę moc płynącą z Pana Jezusa i złączę z moim żalem i skruchą, da mi uzdrowienie ran, które te grzechy, na pozór drobne, zadały duszy mojej. Tak pozornie były drobne, że nie do odżałowania. Gdy potem w ciągu dnia sądziłam postępowanie jednej osoby, przypomniałam sobie naukę ranną i choć... mogłam mieć rację, jednak nie wiem i nie mogę wiedzieć, czy Panu Jezusowi sąd mój nie był jedną z tych much dokuczliwych.

Następnie, gdy Pan Jezus stanął przed Piłatem, Oblicze Jego promieniało w przeciwieństwie do ciemnej i nikłej postaci Piłata. Od razu zrozumiałam potworność tego, co teraz tak często widzi się na świecie - to ludzi należących do świata ciemności, którzy sądzą przedstawicieli Kościoła.

Cierniem ukoronowanie - Krwią swoją Przenajświętszą Pan Jezus obmywał pychę naszą. Potem biczowanie Pana Jezusa ... pochłonęło ono mnie całą. Ciało przemieniało, a Krew obmywała wszystkich nas w tej mierze, w jakiej to było każdemu potrzebne. Szczególnie dwie osoby poddawałam temu Bożemu działaniu. Ciało przemieniało, Krew Przenajświętsza obmywała je.

Komunię św. przyjęłam przepełniona tą obecnością Pana Jezusa, która się raz jeszcze wzmogła. Trwałam długo pod działaniem tej obecności i łask spływających z Pana Jezusa, aż przyszła do mnie jedna osoba i oskarżyła się, że wbrew posłuszeństwu pocałowała drugą osobę w rękę, co wywołało zbyt wielką serdeczność drugiej osoby. Poruszona byłam tym bardzo... Poleciłam jej pójść do spowiedzi. Zmartwiłam się bardzo tym zdarzeniem, ale tym bardziej potem trwałam w Bogu. Modliłam się w dalszym ciągu. Krew i Woda z Serca Pana Jezusa obmywały z kolei nas wszystkich. Modliłam się jeszcze długo..." (116)

"Dziś Bóg dał mi wielką łaskę. Leżąc w łóżku z powodu grypy, modliłam się, prosząc o światło Ducha Świętego. Nagle zrozumiałam z całą jasnością naukę św. Tomasza o darach Ducha Św.[iętego], a raczej o Darze Rozumu. Jest to wielka i prawdziwa łaska. Wczoraj, jak mnie pytano, czy można dopuścić s. Bon. [kilka słów nieczytelnych, ale chyba mowa o studiach nad dziełami św. Tomasza - M. Ż.] powiedziałam, że są stanowczo za trudne. Dziś zrozumiałam, że to, co po ludzku za trudne, Duch Święty sprawia, że się to rozumie. Zrozumiałam moje miejsce wobec Boga. Zrozumiałam, że w niczym nie stoję wyżej od najprostszej babulki i tak mi dobrze i spokojnie na tym ostatnim miejscu z wiarą, że im bardziej szukać będę ostatniego miejsca, tym Duch Święty więcej mi swego światła użycza. W pracy mojej nad skrótami dał mi również Duch Święty światło i radę. Niech Mu będą dzięki za tę pomoc." (117)

"Wczoraj wieczorem, gdy odprawiałam rozmyślanie, dał mi Bóg zrozumieć predestynację. Zrozumiałam, jak Bóg trzyma człowieka w obłoku swojej łaski. W człowieku zaś są dwie siły: jedna dośrodkowa, która wprowadza coraz głębiej w obłok Boży, druga odśrodkowa, która wyciąga człowieka z obłoku łaski i trzyma go na powierzchni, gdzie dochodzą odgłosy świata i nęcą go pokusy ucieczki od Boga.

Im człowiek bardziej szuka Boga, tym głębiej wchodzi w obłok, tym bardziej się uświęca. Biedny, nieszczęsny człowiek, który przez grzech śmiertelny da się z obłoku wyrwać. Nic go już nie trzyma, chyba wola dojścia na nowo do obłoku, chyba szukanie drogi ..." (118)

 

Zjednoczenie z Bogiem

 

"[...] w takim oddaniu się Bogu ani ludzie, ani cierpienia fizyczne, ani hałas nic nie przeszkadza w zjednoczeniu z Bogiem." (119)

"Bóg mi daje dziś realne odczucie swojej łaski. Obłok mnie otacza, przenika, unosi, podnosi i jednoczy z Bogiem. Co za szczęście." (120)

"Gdym trwała w tak ścisłym i gorącym zjednoczeniu z Panem Jezusem, Matka Najśw.[iętsza] była ciągle obecna [...] okazała mi swoją potęgę i oddała mię Synowi swemu. Znowu miałam wrażenie, że ciało moje wcale nie egzystuje i zdawało mi się, że wcale poruszyć się nie mogę [...]. Gdy tak trwałam, w takim gwałtownym zjednoczeniu, w obecności Matki Najśw.[iętszej], zostałam wprowadzona pomiędzy Trójcę Przenajświętszą. Czułam się pogrążona w Esencji Bożej [...], miłość bez granic i szczęście, i pragnienie, by się to nigdy nie skończyło." (121)

"Rano, gdym pisała, byłam jakby odurzona tym, co przeszłam, a także tak jeszcze zjednoczona z Bogiem, że mogłam żyć bardziej chwilą obecną, jak wracać myślą do tego, co przeszło." (122)

Gdy ktoś wszedł do Matki po Mszy św., trwała znów w głębokim zjednoczeniu. "Nie wiedziałam, jak się zachować. Nie chciałam sama tego zjednoczenia przerywać [...] prosiłam Pana Jezusa, by sam mnie nauczył, jak się mam zachować [...]. Przełamałam się, by wstać na śniadanie. [...]. Poszłam na nie, by nie zwracać uwagi, i na to, co się ze mną dzieje [...]. Obecnie jest już po południu, mam jakąś trudność w obcowaniu z ludźmi, tak bardzo trwam jeszcze w skupieniu [...]. Rano, gdy kilka osób się do mnie zbliżyło, miałam wrażenie, że Pan Jezus wciągnął mnie do samej głębi mojej duszy, by nikt nie mógł przeszkadzać w obcowaniu z Nim [...]. (123)

 

 

6. Cudowne zdarzenia

 

Matka w stosunku do osób powołujących się na mistyczne przeżycia była bardzo powściągliwa. Zapamiętano jej nieco ironiczne odezwanie się do osoby opowiadającej o swoich mistycznych stanach. "Trzeba być z tymi rzeczami bardzo ostrożnym, bo to może być żołądkowe." (124)

O widzeniu bolesnych zdarzeń, jakie w dwa lata później nastąpiły w związku z redakcją "Verbum", napisała tylko lakoniczną wzmiankę do Antoniego Marylskiego. Nie wyjaśniła wcale, w jaki sposób otrzymała taką zapowiedź. (125)

Matka utrzymywała w tajemnicy swoje przeżycia duchowe, ale pomimo to niektóre z jej doświadczeń zostały ujawnione.

Podczas oblężenia Warszawy w 1939 r. Matka dała znać swym przyjaciołom Doroszewskim, że mają koniecznie opuścić mieszkanie i przenieść się do innej dzielnicy. Witold Doroszewski, znany językoznawca, naukowiec, był temu bardzo przeciwny, w końcu ustąpił żonie i wyprowadzili się. W kilka dni po tym bomba padła na ich dom i zburzyła go doszczętnie.

W Archiwum Zgromadzenia znajduje się dłuższe opowiadanie znanej dobrze w Laskach siostry Marty Jaworek. Zaczyna się od rozmowy Matki z młodą siostrą: "Co słychać u ciebie, moje dziecko, w twojej rodzinie, jak twoje siostry?" Siostra Marta odpowiedziała, że wszystko w porządku, jedna siostra będzie niedługo rodzić. I poprosiła o modlitwę. Wtedy posłyszała z ust Matki zaproszenie: "Napisz do niej, aby tu przyjechała i w Laskach odbyła swoją chorobę." Niedaleko od Zakładu wykwalifikowana położna Cyryla Neuman założyła wzorową izbę porodową, co dawało gwarancję dobrej opieki. Słysząc to siostra Marta zafrasowała się. Do tej pory nigdy nie korzystała z pomocy Zakładu dla swojej rodziny i nadal nie zamierzała tego czynić. Zaczęła wysuwać trudności. Jej siostra urodziła w domu szczęśliwie czworo dzieci, po co teraz nagle robić wszystko inaczej? Matka wyczuła wewnętrzne opory siostry, sama załatwiła z Antonim Marylskim zakwaterowanie w Domu Rekolekcyjnym i poleciła przyjazd. S. Marta z poczucia posłuszeństwa zakwaterowała siostrę, jak nakazano, a gdy wystąpiły pierwsze bóle, zaprowadziła do izby porodowej. Tam szczęśliwie przyszła na świat córeczka, lecz potem nastąpił gwałtowny krwotok, którego żadnymi środkami nie można było zatrzymać. Przybył ksiądz z olejami św., przybiegł lekarz zakładowy, ściągnięto z Warszawy pogotowie. Stan był bardzo ciężki i przewiezienie chorej jeszcze żywej do szpitala wydawało się niemożliwe. Zaryzykowano jednak. Poszła od razu na stół operacyjny, zrobiono transfuzję krwi i w dwa tygodnie później pacjentka zdrowa wróciła do domu. Dopiero wtedy s. Marta zdała sobie sprawę z proroczego przeczucia Matki. Gdyby jej siostra pozostała w odległej od miasta wsi, nie miałaby żadnych szans na przeżycie. Ale skąd Matka to mogła wiedzieć? (126)

Można mnożyć przypadki, kiedy Matka pomogła chorym lub cierpiącym, a zwłaszcza niewidomym wychowankom.

Jasia Pilikowska zachorowała na nowotwór. Poprzednio usunięto jej obie gałki oczne. Cierpiała tak bardzo, że jej własna matka widząc, jak dziecko się męczy i jęczy z bólu, prosiła Boga o śmierć dla córki. Opowiedziano o tym Matce Elżbiecie, kiedy odwiedzała internat dziewczynek. Poszła do pokoju Jasi i modliła się za nią. Dziewczątko wkrótce przestało cierpieć i po kilku dniach mogło już zupełnie zdrowe bawić się z koleżankami. (127)

"Inna wychowanka, Helena Śwircz, w 1943 r. przechodziła ciężką chorobę jedynego oka, jakie jej pozostało. Matka kazała jej modlić się z wiarą i ufnością, mówiąc, że nie może to być modlitwa zdawkowa "na wszelki wypadek". Tymczasem dr Altenberger, sławny, zaprzyjaźniony z Laskami okulista, nie widział innego rozwiązania, jak operację. Helenka przybiegła z płaczem do Matki, gdyż bała się bardzo bolesnego zabiegu i nie chciała się nań zdecydować. Usłyszała wtedy: "Będę w twojej intencji się modliła, jak również wszystkie siostry, ale jeśli operacja okaże się konieczna, to zdecyduj się i zaufaj Bogu." W kilka dni później lekarz ponownie oglądał dziewczynkę i stwierdził, że w stanie oka zaszła tak wielka poprawa, iż nie ma potrzeby robić operacji. Dziwił się bardzo, jak to się mogło stać. (128)

Sytuacja materialna Zakładu przez cały okres międzywojenny była bardzo trudna. Brakowało najbardziej podstawowych rzeczy, przede wszystkim żywności. Siostra Leonia Dubińska opisała fakt, który był dokładnie zapamiętany. Pewnego wieczoru - a było to jeszcze w Zakładzie na Polnej - przyszły do Matki siostry, mówiąc, że na kolację zjadły już ostatni kęs chleba i nazajutrz nie będą miały co podać na śniadanie, pieniędzy również nie zostało. Matka w takich wypadkach miała zwykle jedną odpowiedź: "Dzieci, módlcie się, Pan Bóg wie o wszystkim i ma wszystkiego dosyć, tylko trzeba Go o to prosić." Gdy z rana wszyscy spali, zbudził siostry dzwonek u drzwi wejściowych. To przyszedł piekarz, przynosząc dwa kosze chleba. (129) Odpowiedź na ufną modlitwę przyszła natychmiast.

Podobne przypadki, choć w różnej formie, zdarzały się też w Laskach. Siostra Czesława Mackiewicz pozostawiła we wspomnieniach zapis tej treści: "Matka bardzo wierzyła w Opatrzność Bożą. Kiedyś przed wojną [...] nie było [...] co jeść. Przyszłyśmy na śniadanie i Matka przyszła i powiedziała, że mamy iść do pracy. Ona i my będziemy się modlić do Opatrzności Bożej. Poszłyśmy każda do swojego działu pracy [...]. Przed obiadem przyjechał samochód z jakiegoś majątku i coś przywiózł. Był dzwon. Matka poleciła zebrać się w kaplicy i podziękować Panu Bogu. [...] Potem był obiad trochę później, razem ze śniadaniem. Tak było kilka razy, ale ten jeden raz dobrze pamiętam." (130)

Zaprzyjaźniona z ks. Korniłowiczem i Antonim Marylskim Karolina z Czapskich Przewłocka opowiedziała mi historię nie znaną większości sióstr. Kiedyś w Laskach wszystkie zapasy się wyczerpały i strapiona siostra szafarka przyszła do Matki, pytając, co ma zrobić. Czy wziąć resztę mąki ze składziku na poddaszu, czy nie podawać? Matka od razu dała odpowiedź: "Idź i bierz." Siostra udała się do składziku i wzięła część mąki, a gdy przyszła po raz drugi, zauważyła, że mąki nie ubyło, lecz utrzymuje się ta sama ilość co poprzednio. To powtórzyło się parę razy, lecz Matka surowo zabroniła siostrom o tym mówić. (131)

Istną zmorą dla mieszkańców Zakładu były spłaty weksli, na które pobierano kredyty. W razie niespłacenia w porę, groziła licytacja mienia zakładowego. Siostra Teresa Landy we wspomnieniu o Matce opowiedziała jeden z przypadków, w którym Opatrzność w sposób graniczący z cudem przyszła twórcom Dzieła z pomocą: "Pewnego razu, gdy groziło zaprotestowanie weksla (o ile pamiętam na trzy tysiące złotych, co było na owe czasy sumą znaczną) Witold Świątkowski, który zastępował w tym czasie Antka [Marylskiego], zarządził pospolite ruszenie po pieniądze. Należało pożyczyć lub ukwestować potrzebną sumę do godziny 3. po południu, czyli do ostatniego terminu, by uniknąć zaprotestowania weksli. Sprawa była o tyle trudna, że w pełni lata i wakacji większość znajomych i przyjaciół była na wczasach. Oczywiście Matka pierwsza stanęła do apelu i choć Witold nie chciał przyjąć tej oferty, Matka nie ustąpiła. Był bardzo dokuczliwy upał, tak że Witold z niepokojem przyjął ofertę Matki i prosił, by co pewien czas telefonować z miasta do domu, czy należy kwestę kontynuować, czy też już jest suma wystarczająca. On sam trwał przy telefonie i miał dawać instrukcje. Kiedy nie mogąc się pochwalić obfitym plonem, zatelefonowałyśmy do zakładu, by dowiedzieć się, czy kontynuować naszą wędrówkę, Witold powiedział: "Wracajcie natychmiast, stał się cud, mam potrzebną sumę". Po powrocie okazało się, że w czasie naszej mało owocnej wędrówki, dwie [nieznane] panie w głębokiej żałobie, zapytawszy poprzednio przez telefon, czy zastaną kogoś w zakładzie Towarzystwa, przyszły z ofiarą trzech tysięcy na zakład, zgodnie z ostatnią wolą ich brata Teodora, który zobowiązał je na łożu śmierci, by złożyły tę ofiarę na Dzieło niewidomej Matki Czackiej". (132)

Spośród wszystkich opowiadań o niezwykłych wydarzeniach, związanych z Matką Czacką jednym z najbardziej uderzających jest świadectwo złożone u ks. proboszcza Ostródy w 1962 r. przez Alicję Byszewską. Niegdyś czynnie zaangażowana w pracę Akcji Katolickiej na Wołyniu, była w stałym kontakcie z biskupem łuckim Adolfem Szelążkiem. Oto tekst jej wypowiedzi: "Na jesieni w 1934 r. (dokładnej daty nie pamiętam) zawezwał mnie biskup Szelążek do domu biskupiego i opowiedział [...] następujące zdarzenie, które dokładnie cytuję, bo wyryło mi się w pamięci na całe życie. Zaczął ks. biskup w te słowa: "Ponieważ wiem, jak Pani kocha Laski i Matkę Czacką, więc opowiem, co mi się wydarzyło. Wczoraj późnym wieczorem zadzwoniono do mnie. Zjawił się doktor medycyny, ateista, z tego powodu dobrze mi znany. Był bardzo wzruszony, tak, że ledwie mógł utrzymać się na nogach i opowiedział, co następuje: zostałem wezwany dziś do chorego w Porycku, hr. Czackiego, którego leczyłem już dłuższy czas i byłem zdziwiony nagłym pogorszeniem, bo czuł się ostatnio prawie dobrze. Wszedłem do pokoju chorego. Przy łóżku siedziała siostra jego, która tam bawiła, wezwana do chorego brata. Była to ociemniała zakonnica Róża Czacka z Lasek, jak mówiono. Nagle ujrzałem nad jej głową aureolę, jakiegoś niezwykłego blasku światło"."

Uzupełniając to opowiadanie relacjami innych osób dodam, że lekarz dojrzał jakieś dziwne promienie zmierzające od postaci niewidomej zakonnicy ku jej konającemu bratu, który jakby pod ich wpływem zaczął odzyskiwać siły, a po kilku godzinach wrócił całkowicie do zdrowia.

""Ledwie byłem w stanie zbadać chorego. Coś się we mnie załamało - biskup powtarzał słowa doktora i ciągnął dalej - a teraz proszę ekscelencję wyspowiadać mnie, a przede wszystkim nauczyć pacierza, Ojcze nasz, bo zapomniałem. Nie modliłem się od wielu lat, właściwie od dzieciństwa." Ks. Biskup bardzo był wzruszony, gdy to opowiadał i dodał: "Uklękliśmy obydwaj. Przypomniałem mu - Ojcze nasz. Modliliśmy się razem. Wyspowiadałem go z całego życia. Zanocował u mnie. Rano przyjął z wielką wiarą Komunię św."" (133)

Ta niezwykła historia, która w owym czasie musiała nabrać rozgłosu, wymaga uzupełnienia. W korespondencji z Antonim Marylskim znajduje się list, w którym Matka otwarcie przyznaje modlitwom swego syna duchowego zasługę uzdrowienia jej brata i za to mu dziękuje. Sobie nie chciała niczego w tym zdarzeniu przypisywać: "W Twoim liście z czwartku 21. piszesz mi, że była Msza św. I że jesteś spokojny, że ze Stasiem będzie dobrze, bo Bóg Stasia przenika i Staś jest w ręku Boga Żywego. Czy wiesz, że tego dnia dr Jarnuszkowski, po zbadaniu pulsu wieczorem, nachylił się do mnie i powiedział: "To cud, tętno dobre". I od tej pory zaczęło się stopniowo poprawiać. Bóg zapłać, Anteczku, za te modlitwy." List ten wskazuje na ewentualny błąd w datowaniu tego zdarzenia przez Alicję Byszewską, podającą rok 1934, nie zaś 1935, lecz Matka Czacka w liście z 11 grudnia 1935 r. pisze: "Podobno w Porycku wszyscy mówią, że cud wyzdrowienia Stasia przypisują modlitwom. Dr Jarnuszkowski mówił to proboszczowi. Mam przekonanie, że Twoje modlitwy w dzień Matki Boskiej przeważyły szalę. Pisałeś o tym do mnie i ten list mam. Nie umiem Ci powiedzieć, jaką mam wdzięczność za to dla Ciebie." (134)

Cykl opisów cudownych zdarzeń zakończę historią uzdrowienia matki jednej z bardzo znanych i kochanych w Laskach sióstr - s. Alojzy Kot. Jest to jedyny zanotowany przypadek pośmiertnej interwencji Matki Elżbiety. U matki s. Alojzy choroba tarczycy spowodowała w 1961 r. utworzenie się na szyi guza wielkości jajka, twardego jak kość. Kobieta opadła całkowicie z sił, musiała wiele leżeć. Lekarz w Warszawie orzekł, iż jedynym wyjściem jest poddanie się operacji i radził pośpiech, mówiąc, że istnieje groźba zaduszenia się. Dał skierowanie do szpitala i nie chciał zapisywać żadnych leków. Wówczas s. Alojza zaczęła w czasie od 6. do 14. sierpnia nowennę do Matki Najświętszej za przyczyną Matki Elżbiety Czackiej. Wielkie było zdziwienie s. Alojzy, gdy w dniu zakończenia nowenny, 15. sierpnia, jej rodzona matka przyszła do niej zupełnie wyleczona. Z dużego guza pozostał ledwie wyczuwalny ślad na skórze. "Wierzę mocno - kończy relację s. Alojza - że była to przyczyna naszej Mateńki." (135)

Innego rodzaju zjawisko opowiedziały mi raz laskowskie siostry. Podczas pożaru w Zakładzie 13 listopada 1958 r. płonął cały dach budynku, w którym mieści się piekarnia, czyli na domu św. Alojzego. Po chwili intensywnego gaszenia zabrakło wody w studniach i zaczęto używać do gaszenia piasku. Był dość duży mróz, co utrudniało całą akcję. Silny wiatr gnał płomienie w kierunku kompleksu domów, w którym mieści się główny dom sióstr i na końcu drewniana kaplica. Papa na najbliższym dachu była gorąca i jedna z sióstr, Bartłomieja, zadeptywała padające iskry. Lada chwila mogło się zapalić pokrycie dachowe. Wtedy siostry wyprowadziły Matkę, prosząc, by zechciała pobłogosławić płomienie. Matka rzeczywiście zrobiła w ich kierunku znak Krzyża św. Wiatr zmienił kierunek i groźba zapalenia dalszych budynków ustała. Tymczasem nadjechała straż pożarna i pożar ugasiła. (136)

Matka Elżbieta Czacka miała świadomość otrzymywanych od Boga darów charyzmatycznych. Ażeby nie budzić sensacji, ukrywała przed otoczeniem fakt, że jest bezpośrednio prowadzona przez Ducha św. Opisała to natomiast wyraźnie w "Notatkach osobistych" z 26. i 27. września 1930 r.

"Dał mi Bóg jeszcze raz Łaskę, której niejednokrotnie doznałam. To jest, że budzę się z jasną bardzo świadomością obecności Bożej i tego co Bóg ode mnie żąda. Zrozumiałam jasno, że Bóg chce, bym nakłoniła panią Eugenię do spowiedzi... Modliłam się długo. Widziałam, że sama nic nie potrafię. Widziałam moją nieudolność, moją słabość. Oddałam się za narzędzie Duchowi Świętemu. Rozumiałam, że mi zwlekać nie wolno. Czułam, że mam iść naprzód z całą świadomością mojej słabości. Byłam naglona, gnana siłą Bożą, w napięciu modlitwy, w obłoku Łaski. Często mam to jasne poczucie Łaski, jakby obłok przenikający i otaczający mnie... Poszliśmy z Antkiem [Marylskim] po Mszy św. do chorej. Była spokojna i zadowolona. Wszyscy wyszli. Wtedy mówiłam do niej, nie wiem dokładnie co". To zdarzyło się 26. września 1930 r, a dnia następnego Matka Czacka napisała: "Czułam, że muszę wyczerpać wszystkie argumenty, że jeśli osłabnę i ustąpię, to sprawa będzie przegrana, a chodzi o zbawienie duszy..." (137) Rzeczywiście po tej rozmowie chora poprosiła o księdza i wyspowiadała się.

Matka nikomu chyba poza o. Władysławem Korniłowiczem nie zwierzała się z tych przeżyć. Jednakże otoczenie, a nawet osoby, które rozmawiały z nią po raz pierwszy, wyczuwały jej niezwykłość i moc, niekiedy wprost mówiły o jej świętości.

W życiu Matki spełniło się to, co sformułowała w Konferencji do sióstr. 17. października 1937 r. wyjaśniała: "Chodzi o to, aby Pan Jezus zajął całe miejsce w nas, owładnął nami i całkowicie w nas królował..."

"Człowiek przede wszystkim wywiera wpływ tym, czym sam jest. Gdy modli się i czuwa, Duch Święty sam poprzez niego działa na innych ludzi" - pisała 29. listopada 1930 r.

"Mało jest ludzi, a szczególnie kobiet, które by były zawsze obiektywne, które by trwały pod działaniem Ducha św." - dzieliła się swoimi przemyśleniami w Konferencji z 30. grudnia 1934 r.

Matka znała działanie Ducha Świętego w sobie i tak pięknie i prosto napisała: "Ta miłość, która spływa z Krzyża do dusz naszych, zapala miłość do Boga w sercach naszych. Zapala miłość ku bliźnim naszym. Miłość, Duch Święty, modli się w nas, bierze nas w posiadanie swoje. Co za pełnia życia w tych tajemnicach. Co za szczęście być posłusznym narzędziem Bożym. Trwać w Bogu, a On w nas".

 

 

Przypisy:

 

1. Friedrich Wilhelm Foerster (1869-1966), niemiecki pedagog i socjolog, profesor, wykładowca w Zurychu, Wiedniu, Monachium, krytyk niemieckiego nacjonalizmu i militaryzmu, od 1919 na emigracji.

2. Wybitnymi papieżami na przełomie XIX i XX w. byli: Leon XIII Vincenzo Gioacchimo Pecci (1810-1903, papież od 1878), Pius X Giuseppe Sarto (1835-1914, papież od 1903) święty, Pius XI, Achille Ratti (1857-1939, papież od 1922).

3. Maksymilian Metzger - ksiądz, zaangażowany w mało wówczas popularną ideę zbratania wszystkich kościołów chrześcijańskich, walczył też z nazizmem. Zginął ścięty w Berlinie w czasie II wojny światowej.

4. Małkowski Andrzej (1888-1919) główny twórca polskiego skautingu i kierownik pierwszego kursu skautowskiego we Lwowie (1911). Twórca Harcerstwa Polskiego. Zmuszony uchodzić z Polski, w latach 1916-1917 szerzył harcerstwo na emigracji, zginął w czasie podróży morskiej w 1919 r.

5. Legion Wschodni - stworzony przez Józefa Hallera, późniejszego generała, w Galicji. Składał się z bardzo młodych ochotników. Legion został rozwiązany, by uniknąć wcielenia tej niewyszkolonej młodzieży do armii austriackiej.

6. Woroniecki Adam Korybut, w zakonie ojciec Jacek (1878-1949), dominikanin, teolog, filozof, pedagog, w latach 1922-1924 rektor KUL. Inicjator nowych placówek i Instytutu Tomistycznego, przyczynił się do wielkiego rozwoju zakonu.

7. Stowarzyszenie Charystów Diecezji Włocławskiej - wspólnota kapłańska, założona w 1919 r. przez ks. A. Bogdańskiego, księży F. Koszyńskiego i L. Wasilkowskiego w celu pogłębienia życia wewnętrznego i sharmonizowania osobistej ascezy z działalnością duszpasterską. Po II wojnie światowej stowarzyszenie zawiesiło swą działalność.

8. "Odrodzenie", Stowarzyszenie Katolickiej Młodzieży Akademickiej, powstało w 1919 r., wydawało własne pismo "Dyszel w głowie". Składało się z 5 oddziałów w głównych miastach Polski. Ugrupowanie to, o charakterze elitarnym, złożone z wierzących i praktykujących studentów, stawiało sobie za cel dążenie do autentycznego, dynamicznego katolicyzmu, w przeciwieństwie do tego "z metryki". Jako środki do tego przyjęło: pogłębienie życia liturgicznego, zwłaszcza przez msze recytowane i śpiew gregoriański, studiowanie doktryny katolickiej w duchu św. Tomasza oraz znajomość encyklik papieskich poświęconych myśli społecznej Kościoła.

9. Nie zrażając się oporem ze strony wielu wychowanków konwiktu, ks. Władysław starał się rozbudzać wśród księży szersze zainteresowania, walczył ze zeświecczeniem, zachęcał do wspólnego odmawiania brewiarza, studiowania liturgii i dzieł św. Tomasza. Kładł nacisk na pogłębienie życia wewnętrznego, nawiązał trwałe przyjaźnie, jak choćby z ks. Stefanem Wyszyńskim, uważającym go odtąd za swego duchowego ojca, lub ks. Henrykiem Hlebowiczem, zmarłym w czasie wojny męczeńską śmiercią. Ks. Hlebowicza z powodu radykalnych przekonań przezywano "bolszewikiem", ks. Wyszyńskiego "eminencją". Młodzi księża dziwili się, że tak ceniony i zapracowany kapłan znajduje jeszcze czas na dawanie zamkniętych rekolekcji w dworach ziemiańskich. Odpowiadał im na to: "Dziedzice też mają dusze i prawo do zbawienia". Uważał, że praca apostolska w tej warstwie społecznej ma szczególne znaczenie ze względu na szeroki zakres oddziaływania na stosunki na wsi. Jednakże los młodych kapłanów pozostał dlań do końca życia sprawą pierwszej wagi. Uważał, że pracę nad przebudową świata i odnową Kościoła trzeba zaczynać od księży.

10. HT, s. 253, 254-261.

11. HT, s. 243.

12. HZO.

13. L, 16 V 1932.

14. Siostra Katarzyna - Zofia Sokołowska, patrz Chrześcijanie, s. 427-438 i J. Stabińska, op. cit., s. 226.

15. Patrz dzieło sióstr Teresy Landy i Rut Wosiek, pt. Ksiądz Władysław Korniłowicz, Warszawa 1978, s. 104 i 96-106.

16. Z Kółka lub za pośrednictwem jego członków tercjarzami zostali: Antoni Marylski, Zygmunt Serafinowicz, Henryk Ruszczyc, Antoni Rostworowski, Witold Świątkowski; dołączyli później: Stefan Rakoczy i Stanisław Piotrowicz; siostrami zakonnymi FSK zostały: s. Teresa Landy, s. Katarzyna Sokołowska, s. Katarzyna Steinberg, s. Maria Gołębiowska, s. Maria Stefania Wyrzykowska. Z Kółka w Wilnie przybyły do Zgromadzenia: s. Antonina Żebrowska, s. Maria Wiktoria Staniewicz i siostra, potem matka Benedykta Woyczyńska oraz nauczycielka Stefania Żyłko.

17. "Współpraca ze świeckimi, do jakiej obecnie wzywa zakony Sobór, w Laskach była formułowana teoretycznie i realizowana w praktyce na czterdzieści kilka lat przed Soborem. Trudno się też dziwić, że dla obserwatorów z zewnątrz była ona nieraz zaskoczeniem czy zgoła kamieniem obrazy" - siostra Rut Wosiek, Matka Elżbieta Czacka, [w:] W nurcie zagadnień posoborowych, t. II, Warszawa 1968, s. 498.

18. Jacques Maritain (1882-1973), uczeń Bergsona, autor dzieł filozoficznych, wybitny neotomista, przyjaciel ks. Korniłowicza.

19. HZO, por. też ss. T. Landy i R. Wosiek, op. cit., s. 63.

20. HZO.

21. R. Wosiek, Irena Tyszkiewiczowa, siostra Maria Franciszka, [w:] Ludzie Lasek, s. 255, s. 250-265. Biblioteka Tyszkiewiczów przyciągała członków "Kółka", lecz trzeba dodać, że pani domu dostrzegała u swych przyjaciół nie tylko potrzeby intelektualne, lecz również materialne i duchowe. Z wielką delikatnością umiała godzić zwaśnionych i wspomagać potrzebujących. Taktem i dyskrecją przyczyniła się do niejednego nawrócenia. W jej domu zawsze były wolne pokoje dla członków Kółka pragnących odbyć rekolekcje, a w kaplicy domowej dokonał się niejeden chrzest. Matka Czacka i ojciec Korniłowicz mieli tam zawsze pokój do dyspozycji.

22. "... mnóstwo dzieci przychodzi znowu na [ul.] Wolność. Jest ich z górą 60. Pallotyni, którzy przychodzą na różaniec, uczą ich podobno ministrantury, a p. Wielowieyska katechizmu. To dziwna rzecz, jak się te dzieci garną. U p. Tyszkiewiczowej około 500 andrusów przychodzi po książki. Chcą Tyszkiewiczowie dawną stajnię przerobić, żeby było gdzie ich pomieścić" - L, 3 IV 1932.

23. HZO.

24. HZO. Zarząd Adoracji: ksiądz prałat Władysław Korniłowicz - kierownik, Katarzyna hr. Branicka - zastępczyni przewodniczącej, Halina Doria-Dernałowicz - przewodnicząca, pani Anna Wołowska - sekretarka.

25. Chodzi o Marię Winowską, patrz rozdział następny.

26. "Dziś ma przyjechać na rekolekcje do Ojca jakiś młody malarz przysłany przez Pię Górską. Podobno że wielki talent, maluje religijne obrazy, a wiara niekompletna. Pomódl się za niego. Odprawia też rekolekcje dyrektor gimnazjum na Bielanach. Podobno brat Dowbora, architekt, z kolegą swoim, zrobili prześliczny plan domu rekolekcyjnego. Wszyscy się tym planem zachwycają. Podobno i Brukalskich plan także bardzo ładny. Wolskiego plany w kąt poszły" - L, 1 II 1932.

27. L, 14 V 1932.

28. L, 20 V 1932.

29. Dziś mieści się tam jadalnia, po wojnie dobudowano jeszcze piętro. W kaplicy Starego Domu o. Korniłowicz spowiadał całymi nocami, prowadził indywidualne rozmowy, dawał konferencje. Kiedyś w czasie II wojny światowej wyznał, że tej pracy długo nie byłby wytrzymał. Jako doświadczony duszpasterz w każdym penitencie dostrzegał całego człowieka wraz z jego problemami życiowymi. To tłumaczy fakt, że w latach 30. czyli w okresie kryzysu gospodarczego i bezrobocia, starał się dla wielu swych penitentów o zatrudnienie w Zakładzie. Pracowali najczęściej jako wychowawcy w internacie chłopców lub pełnili różne funkcje w administracji.

30. HZO, s. 21.

31. HT, s. 249.

32. Relacja ustna s. Joanny Lossow z 1994 i 1995 w Żułowie, spisana przez autora i w jego posiadaniu. Szczególnym polem duszpasterskiej działalności o. Korniłowicza stało się Bractwo Pielgrzymstwa Polskiego. Jego założycielka Maria Kleniewska (1863-1947?) była współorganizatorką wzorowo przez jej męża Jana prowadzonych majątków na Lubelszczyźnie. Przed I wojną światową z ich inicjatywy powstał na terenie Królestwa - Związek Ziemian i Stowarzyszenie Ziemianek. W 1918 r. Maria Kleniewska założyła też Stowarzyszenie Młodych Ziemianek, którym jako zadanie postawiła pracę społeczną na wsi. Miały zakładać lub ożywiać: Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, Młodych Polek, opiekować się ochronkami. Niektóre włączyły się w pomoc Laskom, przepisując książki brajlem i wpływając na rodziców, by wspierali Zakład darami w naturze. W 1924 r. Kleniewska ściągnęła do siebie na rekolekcje siedem najbardziej zaangażowanych młodych ziemianek i utworzyła z ich udziałem Bractwo Piegrzymstwa Polskiego o charakterze religijno-patriotycznym. Członkinie nazwano bratkami. W rok później zaprosiła do prowadzenia rekolekcji o. Władysława Korniłowicza w nadziei, że nada nowej wspólnocie ścisłe ramy organizacyjne. Spotkał ją zawód, gdyż Ojciec zdecydowanie odrzucił jej plany i skierował zespół wyłącznie ku życiu wewnętrznemu. W pracę społeczną bratek nie wnikał, choć namawiał do szkolenia się w szkołach gospodarczych oraz do studiów w szkołach społecznych, np. w Poznaniu lub za granicą. Spotykał się z bratkami raz w miesiącu, co roku dawał rekolekcje. Trzy bratki wstąpiły do Zgromadzenia ss. Franciszkanek Służebnic Krzyża w Laskach. Były to: Danuta Czarlińska - s. Odylla, Emilia Górecka - s. Adela i Halina Lossow - s. Joanna. Przełomowym momentem stały się w sierpniu 1937 r. nauki rekolekcyjne głoszone przez szwajcarskiego teologa Charles'a Journet'a u Marii Kleniewskiej w Dratowie. Uczestniczył w nich ks. Korniłowicz jako jeden ze słuchaczy i spowiednik. Ks. Journet, nawiązując do uroczystości Przemienienia Pańskiego, ukazał zebranym wielką głębię tej tajemnicy, podkreślając konieczność wewnętrznej przemiany przed wszelką działalnością zewnętrzną. Doszło wtedy do radykalnych zmian w zespole, którego czternaście członkiń utworzyło nową wspólnotę pod nazwą Bractwa Przemienienia Pańskiego. I tym razem jednak o. Korniłowicz nie zgodził się na ściślejsze ustalenie celów i programów organizacji. Wybrano przełożoną Halinę Doria - Dernałowicz (1894-1980), zamieszkałą przy Zakładzie w Laskach. Zatwierdzenie nastąpiło dopiero po wojnie w 1945 r. Ojciec uznał, iż członkinie wspólnoty zasłużyły na to, wykazawszy w trudnych latach zawieruchy wojennej wierność swemu powołaniu. W rok później Bractwo zostało uznane przez Kościół za świecki instytut życia konsekrowanego. W 1948 r. władze Polski Ludowej rozwiązały go razem z innymi stowarzyszeniami religijnymi i odtąd instytut mógł działać tylko nieoficjalnie. Warto wspomnieć o mało znanej inicjatywie związanej z ks. Korniłowiczem. W 1926 r. powstała jedyna w kraju średnia szkoła sanatoryjna dla dziewcząt w kuracyjnej miejscowości Rabka. Założona przez trzy siostry - Irenę, Zofię i Krystynę Szczuka - miała wyraźny charakter katolicki, a wychowywała głównie dziewczęta z zamożnych rodzin w duchu pracy dla narodu. Ks. Korniłowicz bardzo to dzieło popierał, dwa razy głosił tam rekolekcje, co roku szkołę odwiedzał. Niewątpliwie z jego porady u pań Szczuka uczyli religii dwaj blisko związani z nim młodzi katecheci: ks. Jan Zieja i ks. Henryk Hlebowicz, a wśród personelu było parę bratek. Sekcja społeczna tej szkoły podejmowała prace usługowe dla laskowskich niewidomych dzieci. Zainteresowanie szkołą w Rabce odpowiadało zasadzie ks. Korniłowicza "pracy wśród elit". Jedna z pań, Zofia Szczuka (1899-1959), umierając przekazała posiadłość i gmach szkoły na Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi i Zgromadzenie w Laskach. Dzisiaj w Rabce znajduje się ważna placówka szkolno-wychowawcza, filia Lasek; por. prace Joanny Bańki, "Dzieje Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sanatoryjnego im. św. Tereski w Rabce w latach 1926-1939", "Szkoła - Gimnazjum św. Tereski 1926-1939", A. Tow. oraz "Wspomnienia byłych wychowanek", pr. zbior. pod red. L. Jacórzyńskiego, mps, 1995, A. Tow.

33. Por. M. Winowska, "Veni Sancte Spiritus", mps, 1981, AFSK, s. 1. Maria Antonina Helena Winowska (1904-1983), córka Karola, radcy sądowego w Tarnopolu i Heleny de la Gardine. Osierocona w wieku 6 lat, dzieciństwo i młodość spędziła we Lwowie. Tam też w 1927 r. uwieńczyła doktoratem studia filologii klasycznej i romańskiej. Przez 5 lat była asystentką. Cztery lata studiowała we Francji. W latach 1931-1934 pracowała w księgarni, a następnie w Wydawnictwie "Verbum" w Warszawie przy ul. Wolność 4. Okres okupacji spędziła we Francji, służąc polskiej sprawie. W latach 1953-1993 opublikowała 38 pozycji książkowych, tłumaczonych na wiele języków - "Niedziela" 25 IV 1993, nr 36.

34. Leon Czosnowski (1898-1981), w latach 30. zrezygnował z kariery dyplomatycznej i objął księgowość w Laskach. W 1939 wywieziony do Rosji, żołnierz Armii Andersa, przebywał w Anglii, ostatnie lata spędził w Laskach. Tercjarz.

35. Zofia Kamińska z Trzcińskich (1890-1977), rzeźbiarka, autorka popiersia i rąk Matki oraz rzeźb w kaplicy w Laskach.

36. Mszały te na dogodnych warunkach udostępniło opactwo benedyktyńskie w St. Andre w Belgii, dzięki staraniom Ireny Tyszkiewiczowej. Wydatki na podróż Marii Winowskiej do Polski i na jej dziewięciomiesięczne utrzymanie oraz skromną pensję były pokrywane z tzw. środków dyspozycyjnych Lasek.

37. Konrad Górski (1895-1990), historyk i teoretyk literatury, zwłaszcza staropolskiej i romantycznej, prof. Uniwersytetu w Wilnie (1934-1939), Toruniu (1945-1950 i 1956-1965), teoretyk edytorstwa naukowego.

38. L, 16 VIII 1935.

39. Wypowiedź s. Marii Franciszki Tyszkiewiczowej około 1953 r. spisana przez autora i w jego posiadaniu.

40. Helena Morawska (1902-1952), córka prof. Kazimierza Morawskiego.

41. L, 16 VIII 1935.

42. Akta "sprawy Verbum" znajdują się w AFSK w Laskach.

43. Zeznania złożone przez księdza Józefa Zawadzkiego ze Zgromadzenia Księży Marianów 30 IV 1975 r., AFSK. Tekst o ks. W. Korniłowiczu oparty jest na następujących pracach: B. Cywiński, op. cit., s. 313-402; W. Wojdecki, Rekolekcjonista ks. Władysław Korniłowicz, Leszno 1994; S. Wyszyński, Nasz Ojciec ks. Władysław Korniłowicz, Warszawa 1980; T. Landy, Ks. Korniłowicz i Laski, Kraków 1959; T. Landy, R. Wosiek, op. cit.; Ludzie Lasek, passim; R. Wosiek, Władysław Korniłowicz [w:] Polscy święci, Warszawa 1986, s. 267-353; E. J. Niszczota, Ojciec wszystkich poszukujących, Warszawa 1998.

44. s. Róża, s. 10.

45. D, A I-II.

46. D, A III.

47. D, A X.

48. D, A V.

49. D, A LXXXIII.

50. Z. Serafinowicz, relacja ustna spisana przez autora, w jego posiadaniu.

51. K, 31 XII 1934, mps, AFSK.

52. K, 9 VIII 1933.

53. K, 8 VIII 1933; Jest rzeczą charakterystyczną, że cytowane wypowiedzi Matki na temat Prawdy pochodzą z roku, w którym zaczęły się trudności z "Verbum". Wtedy to Matka zorientowała się, że ludzie za to odpowiedzialni nie idą prostą drogą i powodują wielkie zamieszanie w umysłach.

54. Siostra Maria Franciszka Tyszkiewicz, relacja ustna, 1953, spisana przez autora i w jego posiadaniu (dalej s. Maria Franciszka Tyszkiewiczowa). S. Maria Franciszka - Irena z Jezierskich Tyszkiewicz (1887-1964), przyjaciółka Matki, założycielka Biblioteki Wiedzy Religijnej w Warszawie, owdowiawszy w 1944 wstąpiła w 1945 do Zgromadzenia FSK i zorganizowała ponownie podobną bibliotekę dla Zgromadzenia, obecnie na Piwnej 9. Por. też artykuł siostry Rut Wosiek i Ireny Tyszkiewiczowej zamieszczony w Ludzie Lasek, s. 250.

55. Serafinowicz mówił z własnego doświadczenia, gdyż przeżywszy bardzo ciężko śmierć rodzonej matki, wpadł w bezsenność i nie mógł w żaden sposób ukoić swego bólu. Gdy przyszedł do Matki i opowiedział jej o wszystkim, usłyszał: "Może chcesz, to pomodlimy się chwilkę razem". Po tej modlitwie "wszystko mi odeszło i powrócił spokój" - Z. Serafinowicz, relacja ustna, ok. 1966, rkps, A. Tow.

56. Nie można dojść, skąd ten tekst pochodzi.

57. Matka Benedykta - Wiesława Woyczyńska, "Wspomnienie o Matce", rkps, 1962, s, 3 AFSK. Matka Benedykta - Wiesława z Walickich Woyczyńska (1901-1979) w Zgromadzeniu FSK od 1933, obroniła doktorat z filozofii na Uniwersytecie Wileńskim; asystentka, była też nauczycielką w szkole średniej. W latach 1937-1939 mistrzyni nowicjatu, w latach 1950-1956 i 1956-1962 Przełożona Generalna Zgromadzenia, od 1964 r. do śmierci pracowała w Bibliotece Wiedzy Religijnej na ul. Piwnej.

58. Ibidem.

59. D, A VI.

60. D, A X, D, A XIII.

61. D, A XV.

62. Wstęp do regulaminów w zbiorze pt. Ideowe założenia Dzieła.

63. Ibidem.

64. NO 25 XII 1927.

65. A. Gościmska "Gawęda do harcerek o Matce" mps, 1965 i "Sto złotych z rąk Matki" mps 1966. Oba w A. Tow.

66. S. Maria Franciszka Tyszkiewiczowa. Według niej zwyczaj nadawania budynkom imion świętych patronów pochodził właśnie z Piccola Casa w Turynie.

67. Por. D, D L XXIV i L XXV .

68. W większości zgromadzeń zakonnych istniały wtedy "dwa chóry", czyli podział sióstr na te, które miały cenzus naukowy i odmawiały po łacinie oficjum w chórze oraz bezcenzusowe; była natomiast wspólna jadalnia i wspólne rekolekcje.

69. D. B I.

70. D. B IV.

71. D. B VII.

72. Rozmowa s. Joanny Lossow z autorem, 1994, rkps, A. Tow., także ks. T. Fedorowicz, rkps, ok. 1994, A. Tow.

73. Rozmowa s. Joanny Lossow z autorem, 1994; D, D LXXVI.

74. Ks. Stanisław Piotrowicz napisał "Wspomnienie o Matce", mps AFSK.

75. J. S. Stabińska op. cit., s. 224 n.

76. D, C IX.

77. D.C. IX.

78. D, C XVI.

79. D, D LXXXVIII.

80. D. C XIX.

81. Relacja ustna Karoliny Przewłockiej, ok. 1951 r., spisana przez autora i w jego posiadaniu. Karolina z Czapskich Przewłocka (1891-1957) była blisko związana z ks. Korniłowiczem i Laskami.

82. D, C XLVI.

83. D, C XLIX.

84. D, C LII.

85. W Laskach po okresach szczególnego wysiłku udzielano pracownikom krótkich urlopów, co nie było w Polsce prawie nigdzie praktykowane.

86. D, C XXXI, XXXIII.

87. D, C XXXIII.

88. D, C XXXIV, D, C L VIII.

89. D, C LVII.

90. D, C LVII.

91. D, C LVII; por. też fakt, że pewnej niedzieli w latach sześćdziesiątych napływ gości z Warszawy był tak wielki, że w zakładowej kuchni zabrakło dla nich w południe jedzenia. Wówczas 44 siostry dobrowolnie zrzekły się obiadu. Nigdy goście o tym się nie dowiedzieli.

92. Relacja ustna Zofii Morawskiej z 1997 r., D, C XL.

93. Relacja ustna Karoliny Przewłockiej oraz s. M. Franciszki Tyszkiewiczowej.

94. D, D LXXII.

95. K, 25 VIII 1944.

96. K, 31 XII 1935.

97. K, 17 X 1937.

98. NO 20 VIII 1927.

99. NO 31 VIII 1927.

100. NO 23 X 1927.

101. NO 24 X 1927.

102. D, C XIII.

103. D, C IX.

104. D, C XV.

105. D, C XII.

106. K, 22 VIII 1944.

107. D, C XIV.

108. D, C IX.

109. K, 31 XII 1935.

110. NO 12 III 1928.

111. D, C VIII.

112. D, C XXIV.

113. D, C XXII.

114. K, 22 VII 1940.

115. D, C XXV 25 III 1929.

116. Notatki zatytułowane "Łaski Boże", a nie włączone do "Notatek osobistych", AFSK (dalej cyt. ŁB) 14 XI 1933.

117. 24 XI 1933.

118. ŁB 29 XI 1933.

119. ŁB 31 VIII 1928.

120. NO 2 XII 1927.

121. NO 17 III 1928.

122. NO 18 III 1928.

123. NO cd z 17 III 1928.

124. J. Stabińska, op. cit., s. 224.

125. L, 16 VIII 1935.

126. Siostra Marta, relacja z 4 IV 1966, mps, AFSK, s. Marta - Stanisława Jaworek, wstąpiła do Zgromadzenia 1944 r. Niestrudzona kwestarka w aptekach.

127. Por. "Wspomnienia" siostry Cecylii Gawrysiak, AFSK.

128. Zapis rozmowy z Heleną Śwircz, spisał ks. Stanisław Piotrowicz, mps, 1969, AFSK.

129. "Wspomnienie o Matce Elżbiecie Czackiej siostry Leonii Dubińskiej", spisał ks. S. Piotrowicz 3 V 1967, mps, AFSK.

130. S. Czesława.

131. Relacja ustna K. z Czapskich Przewłockiej, rkps, ok. 1953 spisana przez autora i w jego posiadaniu.

132. Siostra Teresa Zofia Landy, "Moje wspomnienia o Matce", mps,1961, AFSK (dalej s. Teresa).

133. Alicja Byszewska, relacja z 27 III 1962, mps, AFSK.

134. L, 2 XII 1935.

135. Siostra Alojza Kot, relacja z 6 VIII 1963, mps, AFSK.

136. Wspomnienie autora, jako naocznego świadka oraz relacje ustne sióstr spisane przez autora i w jego posiadaniu.

137. NO 26 i 27 IX 1930.