Biografia prasowa

 

Antonina  Markiewka

działaczka spółdzielczości inwalidów

Na przepomie lat 70. i 80.  dyrektor Krajowego Centrum Kształcenia Niewidomych w Bydgoszczy

 Pracownik Wojewódzkiego Ośrodka  Zatrudnienia i Rehabilitacji Niewidomych  

 

     Bydgoskie eksperymenty  

   Grażyna Wojtkiewicz  

Antonina Markiewka, całkowicie niewidoma absolwentka polonistyki, która wiele lat przepracowała na kierowniczych stanowiskach, od listopada 1992 roku jest pracownikiem Wojewódzkiego Ośrodka Zatrudnienia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Zajmuje się szukaniem stanowisk pracy dla niewidomych. Do Wojewódzkiego Ośrodka Rehabilitacji skierował ją okręg P$z$n - po prostu słusznie wykalkulowano, że wobec ogromnych problemów z zatrudnianiem ludzi pozbawionych wzroku, najlepiej poradzi sobie z tym osoba całkowicie niewidoma, która zna ich możliwości. I tak się też stało.  

 Przeszło rok pracy pani Markiewki na stanowisku inspektora do spraw zatrudnienia dał wspaniałe rezultaty - udało jej się zatrudnić 14 ludzi w środowisku naturalnym. Obecnie tylko jedna osoba na terenie działania bydgoskiego okręgu czeka na pracę, a to już duży sukces!Żeby jednak skutecznie zatrudniać, trzeba mieć ku temu odpowiednie predyspozycje - znać doskonale potrzeby rynku, umieć przekonać ewentualnego pracodawcę, iż najkorzystniejsze będzie dla niego właśnie zatrudnienie inwalidy. Trzeba też być nie byle jakim prawnikiem, a poniekąd także psychologiem.Te wszystkie cechy dobrego menagera, sprzedającego na rynku umiejętności niewidomych, posiada najbardziej pani Antonina - osoba bystra, inteligentna, elokwentna, zawsze nienagannie ubrana, świetnie zrehabilitowana. Wszystko to robi dobre wrażenie, gdy przystępuje do rozmów o pracy. A jak to robi?"To cała psychologia - mówi pani Antonina.  

 - Nigdy nie zaczynam rozmowy z potencjalnym pracodawcą od stwierdzenia, że chcę u niego zatrudnić niewidomego. Mówię po prostu, że chcę zatrudnić osobę z wadą wzroku. Następnie staram się przekonująco przedstawić wszystkie korzyści z tego płynące. Skutek takich pertraktacji bywa różny. Najtrudniej znaleźć pracę dla całkowicie niewidomego, chyba że jest to masażysta. Rzemieślnicy najchętniej poszukują inwalidów III grupy, przeszkolonych w różnych kierunkach".Państwowe zakłady produkcyjne przeważnie w ogóle nie chcą słyszeć o zatrudnieniu niewidomego. Trochę lepiej jest z przedsiębiorstwami budżetowymi i nowo powstającymi zakładami prywatnymi.

 Pani Antonina bierze po prostu spis firm działających na terenie województwa i przystępuje do pertraktacji z ewentualnymi pracodawcami. Organizuje ponadto przy różnych okazjach spotkania z ludźmi nowo przyjętymi do pracy oraz tymi, którzy chcą pracować. Uczy ich innego stosunku do życia, choć nie jest to łatwe, gdyż najtrudniej - jak pisał w jednym ze swych artykułów Stanisław Kotowski - zmienić świadomość. Niewidomi przez 40 lat realnego socjalizmu przyzwyczaili się do tego, by brać i wymagać od otoczenia. Teraz czasy się zmieniły, pani Markiewka usiłuje więc też zmieniać ten ich roszczeniowy stosunek do świata. Uczy, jak rozmawiać z pracodawcą, jak najkorzystniej zaprezentować swoje umiejętności, by go przekonać, że z niewidomym pracownikiem nie będzie miał kłopotów. Pragnie, by jej podopieczni mieli aktywny stosunek do życia i pracy, nie czekając na przysłowiową mannę z nieba. Kogo udało się zatrudnićWszystkich, którzy chcieli pracować, i to w różnych zawodach, a więc: telefonistów, kierownika gminnego domu kultury, pracownika robiącego świeczniki w zakładzie obróbki drewna. Masażystów pani Antonina sprowadza już spoza Bydgoszczy, tyle jest chętnych zakładów do zatrudnienia. Dwie dziewczyny z II grupą z powodu wzroku pracują w firmie szwalniczej przy pracach porządkowych - układają towar, jedna pracuje w hurtowni, też przy pracach pomocniczych, inna w zakładzie naprawy sprzętu gospodarstwa domowego, rozmontowując naprawiony sprzęt, dwie osoby są zatrudnione przy pracach porządkowych w sklepie, jedna dziewczyna jest księgową w prywatnej firmie (przedtem skończyła w bydgoskim Ośrodku Szkolenia i Rehabilitacji kurs komputerowy). Jest także jedna sprzątaczka i dwóch pracowników fabryki makaronu w Tucholi. Najtrudniej było przekonać dyrekcję bydgoskiej szkoły dla niewidomych, by zatrudnić tam niewidomą bibliotekarkę.

Co zmienić w szkolnictwie zawodowymNa podstawie doświadczeń pani Markiewki z rynku pracy, nie należy szkolić niewidomych w szczotkarstwie, lecz w elektronice. Niewidomi z II grupą z powodu utraty wzroku są w stanie taki zawód opanować. Mogliby wtedy pracować na przykład przy montażu domofonów czy podzespołów telewizyjnych. Łatwiej zatrudnić elektroników, lecz o bardziej wszechstronnych kwalifikacjach, na stanowiskach zmechanizowanych. Jest też praca dla informatyków, ale wybitnych. Ten zawód nigdy nie będzie zawodem masowym, ponieważ kwota przeznaczona na oprzyrządowanie stanowiska pracy informatyka z Funduszu Rehabilitacji nie wystarczy, by kupić potrzebny do tego sprzęt dla osoby całkowicie niewidomej, taki jak drukarka brajlowska czy syntezator mowy. Jest duże zapotrzebowanie na telefonistów, nawet w "radio_taxi", ale taki telefonista musi być bardzo sprawny i znać pismo Braille'a, by notować zgłoszenia. Niewidomy prawnik dobrze znający prawo handlowe, także łatwo znalazłby pracę. Nowo powstające spółki szukają takich prawników. Trudniej natomiast znaleźć pracę dla niewidomego w administracji, ale na przykład w poradnictwie podatkowym w izbie skarbowej znalazłoby się dla inwalidy wzroku miejsce.

Warsztaty terapii zajęciowej... ... to także bydgoski eksperyment. Powstały pół roku temu, a było to tak. Pani Markiewka zadzwoniła do prezesa bydgoskiej spółdzielni niewidomych - Edmunda Janke z tak zwaną "propozycją nie do odrzucenia". Był to pomysł zorganizowania przy spółdzielni warsztatów terapii zajęciowej. Prezes temat "chwycił", więc złożyli odpowiedni wniosek do pracodawcy pani Antoniny. Wniosek odleżał się w urzędniczych biurkach, aż wreszcie przyszła upragniona pozytywna decyzja.Przystąpiono do spraw organizacyjnych. Wydzielono w spółdzielni pomieszczenia i zaczęto szukać chętnych. Najtrudniej było przekonać ludzi do pracy, która nie liczy się do stażu, a w dodatku zarabia się około 600 tysięcy miesięcznie przy pracy od 8 do 14 godzin. Wprawdzie to, co robią uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej trudno nazwać pracą, ale zawsze...W warsztatach może być zatrudniony ten, kto ma w orzeczeniu Komisji do Spraw Inwalidztwa zapis "żadna praca". Wszyscy uczestnicy pobierają renty inwalidzkie lub zapomogi, jeśli natomiast ktoś bez usprawiedliwienia opuści 30 dni w roku, może być zwolniony. Założenie jest takie, by przyjmowani byli do nich mniej sprawni niewidomi, z dodatkowymi dysfunkcjami, którzy nie poradzą sobie w zwykłym zakładzie produkcyjnym. Warsztaty mają usprawnić ich manualnie, wyrównywać zaniedbania środowiskowe, tak by po odpowiednim czasie mogli przejść do zakładu pracy chronionej.Są to założenia tego typu placówek, zaś rzeczywistość jest taka, że większość z tych ludzi nigdy nie będzie mogła pracować nawet w zakładzie pracy chronionej.Pracownicy warsztatów... ... to osoby w różnym wieku, z różnych środowisk, o różnej sprawności i stopniu zaniedbania. Pani Antonina Markiewka z ramienia Wojewódzkiego Ośrodka do Spraw Zatrudnienia przewodniczy w warsztatach zespołowi rehabilitacyjnemu, zaś ich kierownikiem jest pan Mieczysław Fudali. W warsztatach przebywa obecnie 15 osób, a do końca roku planuje się przyjąć jeszcze 5. Czuwa nad nimi zespół rehabilitacyjny: dwóch lekarzy, pielęgniarka, przedstawiciel spółdzielni i pani Antonina.Uczestnicy warsztatów to ludzie w wieku od 18 do 40 lat. Jest jedna osoba z zespołem Downa, dwie ukończyły zawodową szkołę w Bydgoszczy (jedna z psychicznymi dysfunkcjami, jedna z padaczką). Wojtek prawie nie mówił i nie można było z nim nawiązać kontaktu. Po półrocznym pobycie w warsztatach są znaczne postępy w jego rehabilitacji - obecnie jest nawet zbyt rozmowny. Józek z kolei nie panował nad własnym "językiem". teraz się wyciszył, uspokoił, z czego najbardziej cieszy się żona. Dwie osoby trzeba było zwolnić z powodu alkoholizmu. Wszyscy uczestnicy mieszkają w Bydgoszczy i są dowożeni do pracy i odwożeni.

Tworząc warsztaty, ich organizatorzy nie mieli żadnych doświadczeń. Wszystko robili na wyczucie, poparte jedynie wiedzą teoretyczną, nie ustrzegli się więc od błędów. Błędem było na przykład zorganizowanie dwóch warsztatów - szczotkarskiego i elektromontażu. Szczotkarstwo jest obecnie w zaniku, lepiej więc było zrobić stół montażowy i uczyć różnych czynności.Pomieszczenia warsztatowe są pięknie i nowocześnie urządzone, dorównując zachodnim standardom. Nawet obrazy na ścianach kupiono z myślą o możliwościach percepcyjnych niewidomych - są to skórzane płaskorzeźby, dostępne do oglądania dotykowego. Jest bijący zegar, dużo gier, brajlowskie czasopisma, piękna stołówka, gabinet fizykoterapii, pomieszczenie dla muzyków, przyrządy usprawniające, świetlica z telewizorem i wideo, organizowane są wycieczki, kuligi i najróżniejsze imprezy okolicznościowe. W marcu zaś wszyscy uczestnicy wyjechali do Ciechocinka, by sprawdzić się z dala od rodziny, która często utrudnia proces rehabilitacji nadopiekuńczą postawą.Czynności wykonywane przez pracowników warsztatów terapii zajęciowej są przekrojem produkcji spółdzielni - a więc: wszelkiego rodzaju szczotki, rozkręcanie wtyczek, sortowanie. Istniejąca zaledwie pół roku placówka doczekała się pierwszego małżeństwa - jeden z uczestników warsztatów w najbliższym czasie zmieni stan cywilny. Prezydent Bydgoszczy obiecał młodej parze mieszkanie, a uroczystość ślubna odbędzie się w spółdzielczej świetlicy.

Pani Antonina jest zadowolona z tego co robi. Lubi pracę koncepcyjną, ciągły ruch i atmosferę, w której coś się dzieje. Jeśli jeszcze zważy się efekty, które już w pracy osiągnęła, można powiedzieć, iż jest to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Pochodnia kwiecień 1994