Przypadek czy wybór. Z Wiesławą Szczepaniak-Maleszką  

Naczelnikiem Wydziału Kształcenia Specjalnego w MEN

rozmawia Marzena Spanier

Co wpłynęło na fakt, że swoje życie zawodowe związała Pani ze sprawami dzieci niepełnosprawnych, w tym niewidomych i słabowidzących?

- Kłamała bym, gdybym powiedziała, że to był świadomy wybór. Do szkolnictwa specjalnego trafiłam po czternastu latach pracy w szkole średniej, na skutek namowy przyjaciół-nauczycieli, którzy uważali, że mam łatwość nawiązywania kontaktów z dziećmi. Był to 1968 rok. Wtedy zaczęły masowo powstawać szkoły specjalne. W Ostrołęce, gdzie pracowałam, tworzono właśnie ośrodek szkolno-wychowawczy dla dzieci z upośledzeniem umysłowym. Pracę tę podjęłam nie mając przygotowania pedagogicznego do pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. Miałam przygotowanie pedagogiczne, ale ogólne. Początki były bardzo trudne. Miewałam takie  okresy, że byłam bliska załamania i rezygnacji. Ale to trwało krótko - pół roku. Potem już nigdy nie zamieniłabym tej pracy na inną.

Po roku pracy  zostałam kierownikiem internatu i wówczas podjęłam pięcioletnie magisterskie studia z zakresu oligofrenopedagogiki w Krakowie. Kończyłam te studia w WSPS w Warszawie.  

Zmiana drogi zawodowej wiązała się także z osobistymi względami. Gdy moja córka miała sześć lat okazało się, że zagrożona jest ciężkim kalectwem. Kiedy stan jej zdrowia się pogarszał, kierowano ją do Stołecznego Centrum Rehabilitacji (STOCER) w Konstancinie. Wtedy po raz pierwszy, właśnie w Konstancinie, zetknęłam się z dziećmi niepełnosprawnymi. Kontakt z tymi dziećmi zmienił mój świat wartości. Właśnie pobyty w STOCER zbiegły się z propozycją podjęcia pracy w szkolnictwie specjalnym.

 Wydaje mi się, że rozumiem niepełnosprawne dzieci i ich rodziców. Gdy przychodzi do mnie czasem rodzic niepełnosprawnego dziecka, i nie wie do kogo ma się udać, żeby pomóc sobie i swojemu dziecku, to ja się z tym człowiekiem utożsamiam, bo po prostu go rozumiem.

Po ośmiu latach pracy w szkole specjalnej w Ostrołęce zaproponowano mi podjęcie pracy w ostrołęckim kuratoriu oświaty i wychowania. Był to 1975 rok. Organizowałam tu dział kształcenia specjalnego. W czasie mojej ośmioletniej pracy w kuratorium powstało kilka szkół, placówek, udało się podnieść poziom ich pracy dydaktycznej, wykształcić nauczycieli, opracować kilka nowych programów pracy z dziećmi, wdrożyć niektóre innowacje. Wtedy zaproponowano mi pracę w Ministerstwie Edukacji... i tu już pracuję czternaście lat. Początkowo zajmowałam się dziećmi z upośledzeniem umysłowym, a potem w efekcie reorganizacji resortu - tak zdarzył przypadek - zajęłam się działem szkolnictwa dla niewidomych i słabowidzących.

Które z osiągnięć zawodowych, związanych z oświatą dla niewidomych i słabowidzących, ceni sobie Pani najbardziej?

- Moje kontakty z kształceniem dzieci niewidomych i słabowidzących zaczęły się w roku szkolnym 1989/1990. Sądzę, że udało mi się zintegrować kadrę kierowniczą placówek kształcenia niewidomych i słabowidzących w kraju. Kadra ta tworzy taki zespół, którego zazdroszczą nam wszystkie inne działy kształcenia specjalnego. Udało nam się wspólnie wprowadzić kilka nowych kierunków kształcenia zawodowego, których absolwenci bez problemu znajdują pracę - reżyser dźwięku, stroiciel-korektor pianin i fortepianów, telefonista, nowoczesne techniki biurowe. We współdziałaniu z Zarządem Głównym Polskiego Związku Niewidomych powstał Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Dąbrowie Górniczej. W roku 1992 otworzyliśmy w Radomiu pierwszy w kraju ośrodek szkolno-wychowawczy dla dzieci niewidomych ze sprzężoną niepełnosprawnością. Są tam dzieci z uszkodzonym wzrokiem jednocześnie upośledzone umysłowo w stopniu lekkim, umiarkowanym i znacznym.

W Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dls Dzieci Niewidomych i Słabowidzących w Bydgoszczy udało się zorganizować oddział dla dzieci głuchoniewidomych. Tutaj ogromną inwencją wykazał się Zarząd Główny PZN, a także Towarzystwo Pomocy Głuchoniewidomym. Organizowane były w Bydgoszczy międzynarodowe sympozja naukowe - bardzo pożyteczne i ogromnie dużo dające nauczycielom. Oddział dla głuchoniewidomych w Bydgoszczy jest w zasadzie jedynym w Polsce, który w sposób zorganizowany pracuje z dziećmi z tego rodzaju niepełnosprawnością. Tam też jest kadra pedagogiczna najlepiej przygotowana do tej pracy.

Dzięki realizacji programu "Komputeryzacja szkolnictwa specjalnego" udało się nam, między innymi w oparciu o środki PFRON wyposażyć prawie wszystkie szkoły dla niewidomych w nowoczesny sprzęt komputerowy. W Krakowie rozbudowano Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych przy ul. Tynieckiej. W Ośrodku tym zostało zorganizowane profesjonalne studio nagrań - potrzebne istniejącej tam szkole muzycznej.

Dzięki współpracy Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej ze szkołami i ośrodkami specjalnymi, kształcenie nauczycieli organizowane było na miejscu w szkołach. Wykładowcy WSPS dojeżdżali na zajęcia do studentów. W tym dziale szkolnictwa specjalnego jest największy procent nauczycieli z wykształceniem magisterskim i jednocześnie tyflologicznym.

Zostało zainicjowane i jest kontynuowane wydawanie podręczników powiększoną czcionką dla dzieci słabowidzących. Podręczniki te są na tyle dobre, że dzieci mogą i przede wszystkim chcą z nich korzystać. Wydawane są również dwa czasopisma dziecięce: "Promyczek" i "Światełko" - w brajlu od dawna, od kilku lat również powiększonym drukiem. Dla dzieci niewidomych wydawana jest także tzw. "Książka Wakacyjna". Nasze najnowsze osiągnięcie w dziedzinie wydawnictw to druk lektur szkolnych. Dotychczas lektury szkolne nie były w brajlu wydawane. Wydawnictwa te są ogromnie kosztowne. Rodzice nie kupiliby ich swoim dzieciom. Wydawane są zatem na koszt Ministerstwa Edukacji Narodowej. Niektóre nasze placówki od kilku lat prowadzą wczesną rewalidację dziecka - od urodzenia do szóstego roku życia. Organizują to z dużym powodzeniem Ośrodki w Krakowie i we Wrocławiu, w ścisłej współpracy z Zarządami Okręgowymi PZN. Robią to naprawdę doskonale. W roku 1997 w przygotowanym przeze mnie do nowelizacji zarządzeniu w sprawie kształcenia specjalnego wprowadziłam rozdział pt. "Wczesna rewalidacja" opracowany wspólnie z nauczycielami i pracownikami PZN. Jeżeli sytuacja finansowa resortu okaże się sprzyjająca, to mam nadzieję, że to, co zaproponowałam będzie się mieściło w kierunkach rozwoju oświaty i w reformie systemu edukacji.

Co poczytuję sobie również za zasługę to nasze bardzo dobre kontakty z Polskim Związkiem Niewidomych. One są naprawdę dobre nie formalnie - ale merytorycznie. Nie udałoby się wielu rzeczy Ministerstwu zrobić bez takiej dobrej, merytorycznej współpracy.

Jakie działania podejmuje się na rzecz niewidomych i słabowidzących dzieci kształconych w szkołach ogólnodostępnych ?

- Coraz więcej tych dzieci, bo przeszło 50 proc. podejmuje naukę w szkolnictwie ogólnodostępnym, na różnych poziomach. Nasze zarządzenie w sprawie kształcenia specjalnego zachęca między innymi szkoły dla niewidomych i słabowidzących do świadczenia pomocy metodycznej nauczycielom pracującym w szkolnictwie ogólnodostępnym z dziećmi niepełnosprawnymi. W ubiegłym roku udało nam się wydać podręcznik metodyczny dla nauczycieli autorstwa  Tadeusza Majewskiego. Poradnik ten mogą otrzymać wszyscy nauczyciele, którzy pracują z dzieckiem z uszkodzonym wzrokiem w szkole ogólnodostępnej.

Staramy się proponować dziecku różne możliwości spełniania obowiązku szkolnego. Uważamy, że najlepiej aby rodzice mieli wybór różnych form kształcenia. Większość dzieci z uszkodzonym wzrokiem to dzieci w normie intelektualnej. Do grupy tej odnosi się więc wszystko to, co dzieje się w szkolnictwie ogólnodostępnym, również przygotowywana reforma kształcenia. Będziemy się starali wspierać te dzieci w ich procesie integracyjnym, aby mogły z powodzeniem kontynuować naukę w średnich szkołach ogólnodostępnych, jak również podejmować studia.

Na czym będzie polegało to wspieranie?

- Na tym, aby mogły one realizować wszystko to, co realizują w szkole specjalnej - czyli, aby mogły mieć zapewnione: naukę pisma brajla, zajęcia z orientacji przestrzennej, rehabilitację widzenia, itp. Staramy się też wspomóc nauczyciela. On musi mieć ogólną wiedzę o dziecku niewidomym lub słabowidzącym, musi znać metody pracy z tym dzieckiem i musi wiedzieć, gdzie szukać materiałów, żeby się doskonalić, u kogo szukać pomocy itd. Spotkałam się z takim przypadkiem - bardzo budującym, i myślę, że podobnych będzie coraz więcej - w województwie legnickim. W małej wiejskiej szkole, była dziewczynka niewidoma od urodzenia. Nauczycielka tej szkoły podjęła się pracy z dzieckiem. Tak bardzo się zaangażowała, że jeździła do Wrocławia - do naszej placówki dla dzieci niewidomych, do Zarządu Okręgu PZN, zaczęła się uczyć brajla. Gdy byłam tam rok temu, dziewczynka była już w szóstej klasie i z powodzeniem kontynuowała naukę szkolną. Takich przypadków na pewno jest więcej. Nauczyciele są to najczęściej skromni ludzie i swoimi osiągnięciami się nie chwalą.

Sądzę jednak, że placówki specjalne są potrzebne. Szkoła ogólnodostępna często nie jest przygotowana do pracy z dzieckiem niewidomym. Równie istotne są względy społeczne - ciągle jeszcze spora grupa niepełnosprawnych dzieci pochodzi ze środowisk o niskim statusie materialnym i o niskim poziomie wykształcenia. Dzieci te bywają zaniedbane pedagogicznie. Poziom ich rozwoju intelektualnego w stosunku do rówieśników jest znacznie opóźniony. Z tego tytułu pobyt w ośrodkach - bolesny, bo w oderwaniu od rodziny - jest jednak dla nich korzystny. Tam od maleńkiego - dziecko stymulowane jest do rozwoju.

Jak poprzez swoje doświadczenia zawodowe ocenia Pani stosunek społeczeństwa do niepełnosprawnych?

- Gdy zaczynałam pracę z niepełnosprawnymi były to trudne czasy. Szkół specjalnych było niewiele; stosunek środowiska, nawet nauczycielskiego, do szkół specjalnych był "różny". Bywało i tak, że kiedy ja, czy moje koleżanki szłyśmy z naszymi dziećmi na spacer, to nas wyzywano. A nie rzadko i rzucano za nami kamieniami.

Teraz mówimy, że nasze społeczeństwo jest nieczułe i nietolerancyjne. Widzę jednak ogromną drogę jaką my wszyscy - w tym i nauczyciele - przeszliśmy. Występuje olbrzymia różnica między stosunkiem społeczeństwa do niepełnosprawnych dziś, a tym jaki był kiedyś. To przecież nie jest taka duża odległość w czasie. Dla pojedynczego człowieka 30 lat to dużo, ale dla społeczeństwa to mgnienie, chwila. W dużej mierze, i chyba przede wszystkim, jest to zasługa nauczycieli szkolnictwa specjalnego.

Co stanowi dla Pani szczególne źródło satysfakcji zawodowej, osobistej?

- Mogę powiedzieć tak: dla mnie osobistą satysfakcją jest to, że mam wspaniałe dzieci. Takie, które wspaniałe są nie tylko dla mnie, ale również dla otoczenia.

Jeśli natomiast chodzi o moją zawodową satysfakcję, to myślę, że udało mi się na każdym etapie mojej pracy zostawić po sobie coś, czego się nie muszę wstydzić. Mam absolwentów tej mojej pierwszej szkoły - średniej, w której pracowałam - którzy do mnie do dzisiaj piszą listy, choć już mają wnuki. O, taki świeżo rozpieczętowany list mam na biurku, od swojej absolwentki. Ale nie muszą tego robić, prawda?  Dla mnie sprawdzianem tego, że coś pozytywnego w dziale kształcenia się dzieje, są listy, które dostaję czasami od rodziców dzieci niewidzących,  często od nauczycieli i od dyrektorów. Dyrektor odchodzący na emeryturę nie ma żadnego obowiązku, żeby pisać do mnie list, w którym mi dziękuje za kilkuletnią współpracę, i w którym pisze, że - może to nieskromnie zabrzmi - miał we mnie kompetentnego partnera, osobę na którą zawsze mógł liczyć, a przede wszystkim człowieka, do którego mógł się z każdą sprawą zwrócić.

Dla mnie to ogromna radość, gdy widzę dyrektorów na naszych wspólnych spotkaniach. Stanowią oni wspaniałe grono. Jeżeli nam wspólnie udało się zrobić cokolwiek dla szkół dla niewidomych i słabowidzących - to uważam, że  jest to także moja satysfakcja, że to nie był zmarnowany czas. Mnie praca w szkolnictwie specjalnym, kontakty z niepełnosprawnymi nauczyły ogromnej pokory wobec ludzi, którzy na ten temat naprawdę dużo wiedzą. Przede wszystkim wobec nauczycieli, bo to są ludzie z tej "pierwszej linii frontu" - to oni pracują z dzieckiem.

Pracuję już 44 lata, a jest to trudna praca. Ciągle jednak dająca mi satysfakcję. Najwięcej satysfakcji dają mi spotkania z ludźmi w terenie. Czuję się tam po prostu potrzebna. Spotkania z nauczycielami, dyskusje, wspólne rozwiązywanie problemów to największa radość. Radość, że człowiek jeszcze jest potrzebny, że jeszcze może ludziom pomóc - i merytorycznie i w różnych innych sprawach. Myślę, że chyba największą klęską dla człowieka jest to, kiedy dochodzi do wniosku, że jest nikomu niepotrzebny. Dopóki jesteśmy potrzebni rodzinie, dopóki jesteśmy potrzebni otoczeniu, mamy po prostu poczucie własnej wartości.

Czy uważa Pani, że bycie kobietą predysponuje do pracy na rzecz niepełnosprawnych?

- Myślę, że tak. Kobieta ma w sobie bardzo dużo ciepła. Większość kobiet to są przecież matki. Kobieta rozumie potrzeby dziecka. Ma większą niż mężczyzna możliwość dotarcia do niego, nawiązania z nim bliskiego kontaktu. Na każdym etapie wychowania dziecka bardzo potrzebny jest ojciec. Bardzo. Ale rzadsze są chyba przypadki, kiedy, gdy dziecku zabraknie ojca, to matka o to dziecko nie zadba - niż odwrotnie. Matka jeżeli zostaje z dziećmi, to dla niej te dzieci są wszystkim. Kobieta potrafi swoje serce, ciepło, zaangażowanie przelać na dzieci niepełnosprawne. Poza tym kobieta ma chyba więcej możliwości stworzenia dzieciom namiastki domu rodzinnego.

Jak udało się Pani godzić pracę zawodową z życiem rodzinnym?

- Bywało to trudne. Dla mnie takim bardzo trudnym okresem był czas, kiedy pracując, mając rodzinę, kontynuowałam studia. Zdarzyło się, że w tym samym czasie dwójka moich dzieci składała egzaminy maturalne, a ja broniłam pracy magisterskiej. Był to niesamowity okres. Miałam jeszcze w domu swoją sparaliżowaną babcię, którą się opiekowałam. Część pracy magisterskiej np. konsultowałam telefonicznie. Nie wiem dzisiaj, skąd czerpałam siły, ale pracę magisterską obroniłam z wyróżnieniem, a dzieci pozdawały matury i poszły na studia. Myślę, że czasami takie ogromne obciążenie daje nam jakieś nadludzkie siły. Nie umiem w tej chwili sobie wyobrazić jak tym zadaniom podołałam... Ale podołałam.

 

Pani Naczelnik,

gratulujemy i dziękujemy a w związku z marcowym Świętem Kobiet zarówno Pani jak i wszystkim naszym     Czytelniczkom składamy najserdeczniejsze życzenia.

Niewidome Dzieci   marzec 1998