Chciał się sprawdzić

                                       Andrzej Szymański

Gdy wybrano go na dyrektora oddziału był przerażony, nowe wyzwania z lekka go przerażały.

Czy Dariusza Majorka można nazwać człowiekiem sukcesu? Myślę, że tak. Ten 31-letni, niedowidzący, z trudem poruszający się mężczyzna (niedowład kończyn po dziecięcym porażeniu mózgowym), od ponad roku jest dyrektorem pomorskiego oddziału PFRON i kieruje 25 osobowym zespołem.

                    Uczyć się!

Urodził się w Gdańsku w marynarskiej rodzinie. Ojciec pływał we flocie handlowej. Darek praktycznie do 5. roku życia nie poruszał się samodzielnie. Matka, aby postawić syna na nogi i systematycznie prowadzić rehabilitację, zrezygnowała z pracy.

- Rodzice posłali mnie do szkoły masowej, a nie specjalnej, i to była ich wielka mądrość życiowa - mówi Dariusz. - Dzieci śmiały się ze mnie, przezywały, a ja się broniłem, nieraz pięścią i kopem walczyłem Z kolegami. Musiałem sobie jakoś radzić z agresją wobec mnie. Zahartowałem się.

W I klasie liceum, podczas gry w piłkę na 16-latka spada następne nieszczęście. Odwarstwia się siatkówka w jednym oku. Ograniczony wzrok nie pozwala Dariuszowi na samodzielne czytanie i pisanie.  

- Uczyłem się słuchowo i pamięciowo. Z dużą pomocą przychodziły mi koleżanki klasowe. Dopiero samodzielnie, choć z trudem zacząłem czytać na pierwszym roku studiów - wspomina Majorek.

Wybrał prawo na Uniwersytecie Gdańskim, choć nie bardzo wierzył, że przebrnie przez egzaminy wstępne. Na studiach nie stosowano taryfy ulgowej. Egzamin z prawa cywilnego oblał równo z 80 proc. koleżanek i kolegów. Co ciekawe, to potknięcie zachęciło go do głębszego zainteresowania się „cywilistyką” i dziś jest to jego mocna strona. Z uznaniem mówi o kontaktach kadry dydaktycznej ze studentami.

- W Gdańsku sporo egzaminów zdawało się ustnie, a to zmuszało ludzi do walki ze stresem. Inaczej to wygląda na Uniwersytecie Warszawskim. W tej „fabryce” prawników jest rzadki kontakt z profesorami. Egzaminy zdaje się testowo.

Na ostatnim roku prof. (imię) Bońca  z Katedry Teorii Państwa i Prawa przekonała go, by pisał dyplom na temat „Status prawny osób niepełnosprawnych”. Praca, obroniona na piątkę w 1996 roku była jedną z pierwszych poruszającą tę problematykę. Przeglądając literaturę zdecydowanie przychylił się do brytyjskiej filozofii prawnej dającej niepełnosprawnym przywileje, ale też nakładającej na nich obowiązki. W Anglii nie ma mowy o roszczeniowych postawach inwalidów.  

Świeżo upieczony magister otrzymuje propozycję pracy na ukończonym Wydziale. Wybiera studia doktoranckie, których zresztą do dziś nie zakończył tytułem naukowym. W trakcie ich trwania proza życia zmusza go do uzupełnienia skromniutkiego stypendium. Przez kilka lat zajmuje się obsługą prawną zakładów pracy chronionej. Teoria wyniesiona z uczelni jest wzbogacana o praktykę, o prawnicze rzemiosło. Trzy lata po ukończeniu studiów zostaje jednym z ekspertów Krajowej Rady Konsultacyjnej do spraw Osób Niepełnosprawnych.

Nadchodzi kwiecień 2002 roku. Centrala PFRON w Warszawie organizuje w swych 16 oddziałach konkursy na dyrektora placówki.

- I wtedy sobie pomyślałem, dlaczego nie spróbować, dlaczego nie sprawdzić się - mówi Dariusz. - Absolutnie nie zakładałem, że wygram te zawody, a jedynie chciałem się zareklamować. Tak sobie planowałem, że po rozstrzygnięciu konkursu pójdę do kadr i złożę ofertę na szeregowego pracownika!

Rzetelnie prowadzony egzamin był pioruńsko trudny. Potem odbyła się rozmowa kwalifikacyjna. W całym kraju w konkursie wzięło udział 130 kandydatów, w oddziale pomorskim - 10.

                 Pracować!

Po ogłoszeniu wyników Majorek był szczerze zaskoczony. Spodziewał się ponownego wyboru dyr. Małgorzaty Grabacz. Wielkie zdziwienie zapanowało wśród pracowników. A on, szef, przez kilka tygodni był przerażony, nowe wyzwanie z lekka go przytłoczyło. Do tej pory komuś tam doradzał, zawsze był w drugiej linii, tu nagle sam ma podejmować decyzje, kierować kilkudziesięcioma ludźmi. No i wkroczył jako młody gniewny, który chce zrobić rewolucję. Szybko się jednak uspokoił. - Nie tędy droga, Majorek - powiedział sobie. Zespół był podzielony. Zwolnił jedną osobę, kilka odeszło za porozumieniem stron. Do dziś jeszcze nie wie, czy mu się udało do końca zasypać wszystkie rowy pomiędzy pracownikami. W każdym razie nie otrzymał ani jednej negatywnej uwagi z Warszawy.

Pomorski oddział PFRON na trzy działy: kontroli, realizacji pomocy publicznej i księgowy. Decyzje podejmuje samodzielnie dyrektor, ale zazwyczaj radzi się pracowników.

- Nie mam monopolu na wiedzę, co cztery głowy to nie jedna - mówi stanowczo.

Pełnione stanowisko jest dla niego ogromnym wyzwaniem. Wiele się nauczył przez półtora roku. To zajęcie jest również ogromnym pożeraczem czasu. Dokumenty w czarnym druku czyta, ale bardzo wolno, a do przejrzenia jest nieraz kilkaset stron. Często zostaje dłużej w biurze. Życie prywatne uległo ograniczeniu. Zainteresowania - muzyka, turystyka górska, żeglarstwo - odłożone na bok.

Dyrektor Majorek twierdzi, iż dobrze się stało, że plany likwidacji Funduszu spełzły na niczym. - To byłby skok na kasę - mówi. - Pieniądze na rehabilitację zawodową i społeczną dla ponad 5 mln niepełnosprawnych utonęłyby w państwowym budżecie.

Po krytycznym 2002, w tym roku ściągalność wpłat od przedsiębiorstw i pożyczek od niepełnosprawnych jest lepsza, może dlatego, że mocno postawiono na windykację. W pomorskim oddziale program „Pegaz” (umożliwia inwalidom ruchu branie pożyczek na samochód) jest mocno obciążony nie spłacanymi ratami. Z kolei niewidomi klienci programu „Komputer dla Homera” są w 100 proc. wypłacalni. Można powiedzieć, że ten program realizowany od 1999 roku spełnił swoje zadanie i dziś każdy zainteresowany otrzyma bez problemu dofinansowanie na komputer.

                   Spojrzenie na PZN

Od czterech lat Dariusz Majorek jest sekretarzem Sądu Koleżeńskiego i potwierdza zasadność istnienia tego ciała.

- Konflikty między ludźmi były i będą. Szczególnie sporo jest ich w kołach PZN. Staramy się je łagodzić i nie ujawniać na zewnątrz.

Sam należy do koła Gdańsk Śródmieście liczącego 800 członków. Ostatnio trochę się zaktywizowało. Zdobyto od Urzędu Miejskiego środki na dwie imprezy plenerowe w Sobieszewie i Chwaszczynie. Generalnie jednak w Gdańsku współpraca inwalidów wzroku z władzami nie układa się najlepiej. Z Ratusza większa pomoc płynie do inwalidów ruchu czy niepełnosprawnych umysłowo niż do niewidomych. Cóż, może brak takich przebojowych działaczy jak pani Kohyt w Wejherowie czy pan Pożarowszczyk w Gdyni?

Majorek pracują na etacie w PFRON nie traci spojrzenia na Związek.

- Uważam, że jest on „nadgryziony zębem czasu” i warto by odmłodzić kadrę społeczną, ale jak wszyscy wiemy jest to niezwykle trudne. Zmniejszająca się z roku na rok dotacja z kilku stałych budżetowych źródeł zmusza nas do elastyczniejszego działania. Zaczęły już robić to niektóre koła wciągając do współpracy samorządy. Zdrowsza byłaby sytuacja gdyby PZN ograniczył się tylko do działalności rehabilitacyjnej, informacyjno-doradczej czy wydawniczej. Niestety sytuacja finansowa zmusza władze do prowadzenia działalności gospodarczej. Byleby tylko te spółki przynosiły zysk. Być może nowa ustawa o organizacjach pożytku publicznego i wolontariacie, dająca obywatelowi możliwość odpisania 1 proc. należnego podatku na organizacje pozarządowe, zmieni choć trochę ich sytuację finansową. Czas wkrótce to pokaże.

A ja z dziennikarskiego obowiązku chciałem dodać, że pan Dariusz nie jest jedynym niepełnosprawnym dyrektorem oddziału PFRON w Polsce. We Wrocławiu rządzi (imię) Utert inwalida poruszający się na wózku.

                    Pochodnia sierpień  2003