Order za uśmiech

Zbigniew Niesiołowski

Znany w naszym środowisku poeta STANISŁAW LEON MACHOWIAK 30 maja 2000 roku został Kawalerem Orderu Uśmiechu. Jak wiadomo, jest to jedyne w świecie wyróżnienie nadawane na wniosek dzieci. Z tej okazji udałem się do pana Staszka, by złożyć mu gratulacje we własnym imieniu oraz w imieniu czytelników "Pochodni", a także poprosić o krótki wywiad.

 

- Kiedy i w jakich okolicznościach dowiedział się pan o przyznaniu orderu?

- W marcu zadzwoniono do mnie z Kapituły Orderu i wówczas dowiedziałem się, że jeszcze w zeszłym roku dzieci ze szkoły nr 33 im. Zdobywców Cytadeli Poznańskiej wystąpiły z wnioskiem w tej sprawie. Była to dla mnie duża niespodzianka. Nigdy nie przypuszczałem, że moje liczne spotkania autorskie zaowocują tak miłą dla mnie inicjatywą.

- Czy domyśla się pan, czym podbił pan serca małych czytelników?

- W czasie spotkań autorskich z dziećmi staram się przekazać te wartości, które budują miłość do człowieka, regionu, kraju czy środowiska, w którym one żyją. Młodszym dzieciom dużo mówię na temat matki, wspaniałej symbolicznej postaci, starszym mówię o człowieku, który powinien nieustannie piąć się w górę. W moich opowieściach, a także wierszach symbolizują to góry biblijne.

- Wspomniał pan o spotkaniach z dziećmi i młodzieżą. Proszę powiedzieć, ile takich spotkań odbywa  pan rocznie i jak one przebiegają?

- Spotkań mam bardzo dużo, ponad 60 rocznie. Organizują je nauczyciele i bibliotekarze. Przyjeżdżam do szkoły, gdzie czeka na mnie około 50 dzieci. Najpierw opowiadam o sobie, o swojej drodze życiowej, potem przechodzę do twórczości. Mówię o książkach, które wydałem i o tym, co jest tematem moich wierszy. A jest nim nieustanne poszukiwanie jasności, tej najwyższej, nieprzemijającej. Takie spotkanie trwa 45 minut, ale jeśli trzeba, nauczyciele przedłużają je nawet do godziny. Dzieci oczywiście potem zadają pytania, ja udzielam odpowiedzi, wypisuję dedykacje i składam autografy, jeśli dzieci kupiły książki.

- Panie Staszku, spotyka się pan z około 3000 dzieci i młodzieży rocznie. Czy z pana obserwacji wynika, że młodzież zainteresowana jest tylko grami komputerowymi, kasetami video i telewizją?

- Te wszystkie obiegowe opinie w moim przekonaniu są nieprawdziwe. Młodzież jest bardzo zainteresowana twórczością literacką i naprawdę wrażliwa. To, czy się do niej trafi, zależy od tego, kto i jak potrafi przekazać te wartości, które znajdują się w wierszach czy utworach prozatorskich. Są tacy pisarze i poeci, którzy nie potrafią dotrzeć do młodzieży. Słyszałem o takim literacie, którego szkoły nigdy więcej nie zaproszą, ponieważ obrażał młodzież, używając nieparlamentarnych zwrotów.

- Pan jest bardzo aktywny w kontaktach z czytelnikami. Czy odnosi pan wrażenie, że ci, którzy kupują tomiki pana wierszy, są tym naprawdę zainteresowani i czytają je?

- Jestem przekonany, że czytają, ponieważ mam trzy grube tomy listów od dzieci i młodzieży. Te listy są najczęściej dla mnie bardzo miłe, chociaż czasem zdarzają się również opinie krytyczne. Od ponad dwudziestu lat miewam takie spotkania i wszystko rejestruję, więc nie opieram się tylko na wrażeniach czy zawodnej pamięci, lecz wszystko mam udokumentowane.

- Czy to, że pan nie widzi, jest w centrum zainteresowania dzieci i młodzieży na tych spotkaniach?

- Nie, raczej nie, wiedzą oczywiście, że ja nie widzę, bo o tym mówią nauczyciele. Ja również wspominam o tym w moim wystąpieniu, ale są na tyle delikatni, że tego tematu nie drążą.

- Wydał pan 17 tomików wierszy, ile jest w tym książek dla dzieci?

- Oprócz 17 tomików wierszy wydałem też jeden tom prozy, w tym są trzy tomiki dla dzieci: "W mieście ratuszowych koziołków", wydanie pierwsze, drugie wydanie poszerzone i zmienione, oraz "Święci wśród nas". Pierwszy tytuł, jak słyszę, w szkołach i w księgarniach jest bardzo poszukiwany. Miało się ukazać jego trzecie wydanie, ale wydawnictwo popadło w tarapaty finansowe i na razie sprawa jest zawieszona.

- Panie Staszku, ile książek wydał pan przed 1990 rokiem, a ile po tej dacie?

- Przed rokiem 1990 wydałem 4 tomiki, a w latach 90. co roku ukazuje się jeden, a niekiedy nawet dwa.

- Jak to jest, że wszyscy narzekają na to, że komercja zabija poezję, a panu się udaje?

- Potrafiłem dostosować się do reguł gry rynkowej i nie tylko piszę poezje, ale szukam sponsorów, załatwiam sprawy wydawnicze i rozprowadzam swoje książki. W tej chwili pod moją redakcją ukazały się lub będą się ukazywać trzy antologie poezji: o Gostyniu, Kościanie i Kaliszu. Ta ostatnia w wydaniu bibliofilskim, na pięknym kredowym papierze. Dlatego pod moją redakcją, ponieważ to ja ściągałem poznańskich poetów, którzy pisali o tych miejscowościach i swoim w nich pobycie. Potem doprowadziłem do zebrania tych wierszy, zapewniłem im odpowiednie graficzne oprawy i wydanie. W czerwcu ukażą się "Baśnie w królestwie wichrów", z pięknymi ilustracjami młodej graficzki. Wydanie tego tomiku udało się załatwić w Olsztynie. Na szczęście nie brakuje sponsorów, którzy są zainteresowani tym, by w książce ukazała się o nich wzmianka. W ten sposób i oni zapisują się we wdzięcznej pamięci czytelników.

- Jak to jest, że wśród tylu czasochłonnych zajęć znajduje pan jeszcze chwile na pisanie? Jak przebiega pana proces twórczy?

- Nie wiem, jak ja to robię i kiedy to robię, ale robię. Te moje wiersze powstają wszędzie: w drodze, w hotelu. Wieczorem, gdy kładę się spać, nagle przychodzi natchnienie i trzeba szybko wstać i zapisać, bo to nigdy nie wróci. Tylko raz w życiu udało mi się napisać wiersz, którego nie poprawiałem. Do każdego wiersza zwykle wracam po tygodniu lub dwóch, i coś tam wnoszę nowego. Poza tym jestem nowoczesnym poetą, piszę przy pomocy komputera. Gdyby nie to wspaniałe narzędzie pracy, nie wiem, jak bym dał sobie radę. Dzisiaj nie wyobrażam już sobie pracy z maszyną czarnodrukową czy brajlowską.

- Jeśli dobrze pamiętam, otrzymał pan komputer, mając 58 lat. Doskonale go pan opanował mimo tego, iż ma pan jedną rękę niewładną.

- Radzę sobie jak mogę, chociaż czasami są problemy. Ostatnio program zbuntował się i nie chciał numerować stron. Był u mnie przedstawiciel firmy, która mi ten program sprzedała, ale nie poradził sobie. Mam jednak nadzieję, że coś z tym zrobią. Ja do tego stopnia zrosłem się z komputerem, że nawet koperty adresuję przy pomocy drukarki komputerowej. Bez tego nie dałbym rady prowadzić tak rozległej korespondencji z innymi poetami, sponsorami czy wydawcami, a także czytelnikami. Codziennie wysyłam kilkanaście listów.

- Jak przebiegła uroczystość nadania panu Orderu Uśmiechu?

- Prowadziła ją uczennica. Na początku powitała prominentnych gości z Poznania i województwa. Potem podeszły do mnie dziewczynki i na tacy przyniosły puchar z sokiem z cytryny, który musiałem wypić z miłym uśmiechem na twarzy, a potem miał miejsce akt nadania mi Orderu Uśmiechu. Dokonał tego przedstawiciel kapituły. Uroczystość zakończył program artystyczny w wykonaniu dzieci z tejże szkoły, na który złożyły się piosenki z moimi słowami, wiersze napisane przeze mnie i przez dzieci. Po uroczystości zaprosiłem gości na małe przyjęcie.

- Życzę panu wielu wspaniałych przeżyć związanych z kontaktami z dziećmi i młodzieżą i jeszcze raz gratuluję w imieniu własnym i czytelników "Pochodni".

Rozmawiał  ZBIGNIEW NIESIOŁOWSKI    Pochodnia lipiec 2000