„zawsze redaktor”
Odpowiedzialny człowiek i świetny organizator Wszystko to przez cały okres istnienia spółdzielni działo się pod kierunkiem prezesa Kazimierza Lemańczyka. Od chwili powstania zakładu - przez pół roku - pełnił funkcję wiceprzewodniczącego zarządu. Prezes Mieczysław Bielecki dbał głównie o aspekt ekonomiczny, ściągał ludzi ze spółdzielni "Poziom", którą przedtem kierował, nie dostrzegał natomiast innych, pozagospodarczych potrzeb zakładu. Szybko zauważył to pan Ruszczyc i wskazał na niebezpieczeństwa stąd płynące. Rada nadzorcza odwołała Mieczysława Bieleckiego. W połowie marca 1957 r. prezesem zarządu został Kazimierz Lemańczyk, znający dobrze psychikę, potrzeby i aspiracje niewidomych. Nikt wtedy pewnie nie przeczuwał, że dzięki swym przymiotom stanowisko to będzie piastował przez kilkadziesiąt lat. W jednej z rozmów na łamach prasy w latach osiemdziesiątych Kazimierz Lemańczyk powiedział: W chwili, kiedy zostałem wybrany na prezesa, byłem w Warszawie, a może nie tylko na terenie miasta, najmłodszym albo co najmniej jednym z najmłodszych w spółdzielczości. Nie miałem nawet ukończonych dwudziestu trzech lat. Stanowisko przyjąłem z obawą, czy podołam powierzonym mi obowiązkom. Świadom byłem mego braku doświadczenia, ale też w pełni świadom zaufania, jakim mnie obdarzyli moi koledzy. Dlatego przyrzekłem sobie, że będę pilnie strzegł się przed popełnieniem rażących błędów, nietaktów, podejmowaniem pochopnych decyzji, wygłaszaniem nieprzemyślanych opinii... i zbytnią pewnością siebie. Od pierwszej zatem chwili przypadła mi do gustu zasada dokładnego konsultowania spraw wymagających podejmowania decyzji. Jakkolwiek decyzje w ostateczności podejmowałem sam - na mnie bowiem spoczywał i spoczywa ten obowiązek - to jednak dopiero po przeprowadzeniu dokładnej konsultacji; po uwzględnieniu doświadczeń i wiedzy innych kompetentnych osób. Myślę, że chyba moje starania narzucenia sobie rygorów samokontroli nie całkiem poszły na marne... Zresztą ci, którzy mnie wybierali, byli w tym samym co i ja wieku albo młodsi, z wyjątkiem inicjatora i twórcy spółdzielni, naszego wychowawcy, pana Henryka Ruszczyca. Ojciec Kazimierza- Julian Lemańczyk - przyjechał do Polski w 1919 roku jako uczestnik Błękitnej Armii Józefa Hallera. Brał udział w kampanii antybolszewickiej. Pod koniec 1920 roku został wysłany na Pomorze, aby przejmować ziemie polskie od Niemców. Przez cały okres międzywojenny pracował w straży granicznej. 24 stycznia 1921 r., w kościele parafialnym w Borowym Młynie /w powiecie chojnickim/ wziął ślub z Martą Kruza. Z tego małżeństwa urodziło się sześcioro dzieci. Kazimierz- najmłodszy z rodzeństwa- przyszedł na świat we wsi Wierzchocina w maju 1934 r. Dzieci były wychowywane w atmosferze patriotyzmu i religijności, co w dorosłym życiu zaowocowało poczuciem odpowiedzialności, uczciwości i odwagą w podejmowaniu trudnych zadań. W 1939 roku Niemcy zamordowali jego najstarszego, osiemnastoletniego brata Jana za przynależność do patriotycznej organizacji pod nazwą Związek Zachodni, a ojca wzięto do niewoli. Rodzina znalazła się w bardzo ciężkiej sytuacji materialnej. Mając sześć lat, Kazimierz rozpoczął wraz ze starszym bratem pracę u gospodarza. Najpierw pasł owce, a potem - krowy. Już jako 9-letni chłopiec wykonywał najcięższe prace. Do niego należała również orka w polu. 27 marca 1945 roku jechał wozem zaprzężonym w trzy konie. Jeden z nich nastąpił na minę przeciwpancerną. Wybuch rozszarpał konie, a on sam odniósł rany, w wyniku których utracił wzrok. We wrześniu tego samego roku rozpoczął naukę w drugiej klasie miejscowej szkoły. Uczył się tylko z pamięci, ale rozsądny nauczyciel stawiał mu takie same wymagania jak innym uczniom. Pod koniec sierpnia 1946 roku przyjechał do ośrodka dla niewidomych dzieci w Laskach. Tutaj ukończył szkołę podstawową, a następnie - zawodową. Tutaj w pełni ukształtowała się jego osobowość. W dużej mierze było to zasługą Alicji Gościmskiej, która zamkniętego w sobie i raczej nieśmiałego chłopca wciągnęła do harcerstwa, powierzyła mu dowodzenie zastępem "Słoneczników", później "Mieczy". Jako mądra i doświadczona wychowawczyni wiedziała, że znacznie więcej niż słowami można zdziałać cierpliwym i konsekwentnym postępowaniem. Powierzała zatem kilkunastolatkowi trudne zadania, które początkowo wywoływały w nim lęk - ale okazane zaufanie powodowało, że jednak się ich podejmował i odnosił sukcesy. Prowadzone przez Alicję Gościmską harcerstwo stało się dla niego nie tylko fascynującą przygodą, kształtującą wszechstronne zainteresowania i umiejętności współdziałania w grupie, ale przede wszystkim dobrą szkołą charakteru. Ten hart ducha niedługo potem zaczął owocować. Kazimierz Lemańczyk został przewodniczącym Prezydium Centralnej Rady Domu Chłopców. Odpowiedzialny za wychowanie młodzieży Henryk Ruszczyc przywiązywał ogromną wagę do pracy samorządowej, którą traktował jako szkołę samodzielności. Dawał wychowankom duże uprawnienia, ale i nakładał na nich nie mniejsze obowiązki. Poprzez samorząd przygotowywał ich do odpowiedzialności w życiu dorosłym. Ważną rolę w życiu niewidomych chłopców, często pełnych różnych lęków i kompleksów, odegrał Antoni Marylski. Potrafił z uwagą wysłuchiwać wychowanków, był gotów do rozmowy na każdy temat. Chłopcy bez obaw i bez skrępowania mogli mówić o swych najbardziej intymnych problemach. Wiedzieli, że nie zostaną z nimi sami, że pan Marylski wszystko im spokojnie wyjaśni i - jeśli trzeba - udzieli rady jak mądry i wyrozumiały ojciec. Matkowały zaś chłopcom siostry franciszkanki. Kazimierz Lemańczyk szczególnie serdecznie wspomina s. Hiacyntę pracującą w spiżarni i s. Czesławę ze szwalni. Potrafiły one zapewnić oderwanym od domów dzieciakom ciepłą, prawdziwie rodzinną atmosferę. W szkole zawodowej zdobył dyplomy czeladnicze w trzech dziedzinach - szczotkarstwie, tkactwie i dziewiarstwie. W tej ostatniej - także dyplom mistrzowski. Z Lasek Kazimierz Lemańczyk wyniósł wiarę we własne siły i możliwości - bez której niemożliwa byłaby skuteczna służba na rzecz innych. I Laski dały mu dojrzałą formację religijną, bez której służby tej pewnie by się nie podjął. W 1953 r. opuścił zakład i zamieszkał w Warszawie, w internacie przy ulicy Słupeckiej. W tym samym roku dostał się na kurs masażu leczniczego, który ukończył rok później, jednak pracy w lecznictwie nie podjął, gdyż wiązało się to z koniecznością opuszczenia stolicy, a na to nie chciał się zgodzić. 27 maja 1954 r., w dwudziestą rocznicę urodzin, rozpoczął pracę jako szczotkarz w Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy. W tym zakładzie był zatrudniony tylko przez pięć miesięcy. 1 listopada wrócił znowu do Lasek, ale już jako nauczyciel szczotkarstwa. Jednocześnie doskonalił swoje umiejętności w dziedzinie dziewiarstwa. Po zdaniu egzaminu mistrzowskiego, 15 czerwca 1956 r., przystąpił do pracy w cepeliowskiej spółdzielni "Poziom" w Warszawie, ale nie na długo, gdyż już 1 października przeniósł się do własnej placówki - "Nowej Pracy Niewidomych". Wkrótce też powierzono mu funkcję jej szefa. Obawiał się, czy podoła trudnemu zadaniu, ale pan Ruszczyc - inicjator spółdzielni - przekonał go, że dla dobra całej załogi powinien przyjąć stanowisko prezesa zarządu. Obowiązków przybywało, gdyż w tym samym roku - 1956 - Lemańczyk podjął decyzję o dalszej nauce. Poziom laskowskiej szkoły zawodowej był wysoki, toteż od razu zdał egzamin do dziesiątej klasy liceum ogólnokształcącego. Dwa lata później otrzymał świadectwo dojrzałości. Po rocznej przerwie rozpoczął studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki /Szkoła Główna Handlowa/ na Wydziale Handlu Wewnętrznego. Wraz z nim naukę podjęli Andrzej Skóra i Marian Adamczyk. Miało to istotne znaczenie, ponieważ w grupie łatwiej się uczyć. Mieli wspólnych lektorów, razem przygotowywali się do egzaminów. Studia pomagały Lemańczykowi w dobrym wypełnianiu obowiązków prezesa spółdzielni, gdyż wiedzę zdobywaną podczas wykładów i seminariów od razu można było przekładać na język praktyki. Studia ukończył w 1965 roku. Temat pracy magisterskiej - "Efekty ekonomiczne i pozaekonomiczne produkcji spółdzielni cepeliowskich w latach 1958-1963" - ściśle wiązał się z jego pracą zawodową. 23 kwietnia 1962 roku, Kazimierz Lemańczyk i Maria Miziak zawarli związek małżeński. W Kościele św. Marcina w Warszawie, ślubu udzielił im ks. Tadeusz Fedorowicz- ówczesny krajowy duszpasterz niewidomych. W ciągu sześciu lat urodziło się troje dzieci: Monika, Paweł i Anna. Wielkim dramatem państwa Lemańczyków stała się tragiczna śmierć najstarszej córki, która w wieku trzynastu lat podczas pobytu na koloniach letnich utonęła w czasie kąpieli w jeziorze. Chyba tylko głęboka wiara uchroniła ich od całkowitego załamania i pozwoliła, po wielu miesiącach, otrząsnąć się z nieszczęścia. Działalność Kazimierza Lemańczyka nie kończyła się na pracy zawodowej, zbyt wiele było w nim sił witalnych i potrzeby służenia ludziom. Pracę zawodową i społeczną traktował na równi. Stanowiły jakby dwie odnogi tego samego nurtu życiowej aktywności. Kierowania spółdzielnią chyba nigdy nie postrzegał jedynie w wymiarze zawodowym, równie ważny był aspekt społeczny. Nie chodziło przecież tylko o to, by ludzie mieli pracę i otrzymywali za nią godziwą zapłatę, lecz także, aby mogli się kształcić, rozwijać swoją osobowość. Prezes Lemańczyk przywiązywał również ogromną wagę do działalności rehabilitacyjnej. Chciał, aby jak najwięcej inwalidów mogło skorzystać z pomocy w zaopatrzeniu w sprzęt ułatwiający samodzielne życie, uczestniczyło w życiu kulturalnym, miało zapewniony wypoczynek oraz - przede wszystkim - jak najlepsze warunki dla rozwoju duchowego i intelektualnego. "Nowa Praca Niewidomych" od początku należała do "Cepelii". We władzach tej organizacji Kazimierz Lemańczyk pełnił odpowiedzialne funkcje. Przez kilkanaście lat był członkiem rady nadzorczej. Wybrano go również na przewodniczącego warszawskiej Społecznej Komisji Środowiskowej - największej cepeliowskiej organizacji regionalnej. Powierzenie mu tak trudnych zadań świadczyło o zaufaniu do jego dojrzałości społecznej i intelektualnej oraz odpowiedzialności. Swoim doświadczeniem dzielił się również z innymi spółdzielniami, przez kilka kadencji należał bowiem do Rady Centralnego Związku Spółdzielni Niewidomych. Dużo wysiłku i czasu poświęcił na bezinteresowną pracę w Polskim Związku Niewidomych. Od października 1981 do marca 1987 roku pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego PZN, a od marca 1987 do sierpnia 1988 roku - przewodniczącego. Zależało mu, aby władze Związku znały i rozumiały potrzeby ogółu niewidomych i chciały im z oddaniem służyć, ale wtedy ten kierunek w gremiach kierowniczych PZN nie znajdował należytego zrozumienia. Ważnym nurtem jego działalności jest praca społeczna w zakładzie w Laskach. Począwszy od 1974 r., przez 24 lata, był członkiem zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. W 1973 r. w Laskach został powołany Komitet Budowy Domu Przyjaciół Niewidomych im. Henryka Ruszczyca. Lemańczyk przyjął funkcję przewodniczącego komitetu. Dom, którego budowa finansowana była w dużej części ze środków zebranych od osób prywatnych i zakładów pracy, wykończony został w ciągu czterech lat. Lemańczykowi również powierzono przewodnictwo komitetu budowy domu opieki dla samotnych niewidomych kobiet w Żułowie. Funkcję sekretarza komitetu pełniła siostra Maria Immaculata. I ten dom wspierany był przez datki społeczne, ale główny ciężar sfinansowania nowego obiektu wziął na siebie Nowojorski Komitet Pomocy Niewidomym w Polsce. Żułowski dom opieki wybudowano w ciągu pięciu lat. W 2000 r. powstał Komitet Rozwoju Lasek. Do jego zadań między innymi należy: wspieranie budowy nowych obiektów, realizacja reformy oświaty z uwzględnieniem specyfiki kształcenia niewidomych dzieci i młodzieży, podnoszenie standardu istniejących placówek i pomoc w rozwiązywaniu ekonomicznych problemów zakładu. Mgr Lemańczyk jest członkiem dziewięcioosobowego zarządu tego komitetu. Kazimierz Lemańczyk miał to szczęście, jak sam przy różnych okazjach podkreślał, że mógł w pełni poświęcić się pracy zawodowej i społecznej dzięki żonie, która wzięła na swoje barki trud wychowywania dzieci i prowadzenia domu, nie szczędząc starań, aby panowało w nim poczucie bezpieczeństwa, ciepło i ład. Oparcie, jakie znajdował w rodzinie, pozwalało mu odważnie stawiać czoło wszelkim trudnościom i przeszkodom. Niemała w tym również zasługa lojalnych współpracowników w zespole kierowniczym "Nowej Pracy Niewidomych", ponieważ nie musiał tracić energii na walkę o utrzymanie swego stanowiska. Dzięki temu mógł skoncentrować się na tym, co naprawdę ważne: pracy na rzecz środowiska niewidomych. Spółdzielnię traktował zawsze jako zadanie, które powierzył mu pan Ruszczyc, i dlatego z całych sił o nią dbał i ta troska stała się dla niego najważniejsza. Za swe zasługi w pracy zawodowej i społecznej otrzymał liczne odznaczenia, a wśród nich, w 1986 r. - Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Nieprzerwanie kieruje spółdzielnią już ponad 44 lata. W tym okresie zakład odnosił sukcesy ekonomiczne, socjalne i rehabilitacyjne. Po latach prosperity, na początku lat dziewięćdziesiątych, z powodu przemian ustrojowych, przyszły trudne czasy, ale spółdzielnia pod kierunkiem swego doświadczonego prezesa i jego oddanych współpracowników wyszła z nich zwycięsko. Mimo upływającego czasu i rozmaitych przemian Kazimierz Lemańczyk nadal pracuje społecznie. Jest członkiem rady zrzeszeń "Cepelia" oraz jak dawniej - przewodniczącym Komisji Środowiskowej. Od 1995 roku należy do rady nadzorczej Fundacji Sportu Niepełnosprawnych "Start", a w maju 2000 r. wybrano go do zarządu 26-osobowego Komitetu Paraolimpijskiego. Z tego tytułu w październiku 2000 towarzyszył polskiej ekipie niepełnosprawnych sportowców podczas igrzysk w Australii. /Fragment monografii Nowej Pracy Niewidomych - "Ręce, które widzą" Wydanie 2001 /
|