Czterdziestolecie

Józef Szczurek  

1. października 1996 r. skończyła 40 lat warszawska spółdzielnia "Nowa Praca Niewidomych". Z tej okazji odbyła się dla pracowników miła uroczystość. Rozpoczęła ją msza św. w pobliskim kościele. Po nabożeństwie uczestnicy spotkali się w świetlicy spółdzielni, gdzie prezes Kazimierz Lemańczyk przypomniał historię zakładu.

  W zebraniu założycielskim, 31 lipca 1956, uczestniczyły 23 osoby. Dzisiaj spośród nich w spółdzielni jest tylko jeden pracownik - właśnie prezes Lemańczyk. W dwa miesiące później rozpoczęła się produkcja. "Nowa Praca Niewidomych" od początku należała do "Cepelii" - zrzeszenia gospodarczo-społecznego, skupiającego zakłady o profilu ludowo-artystycznym. W zorganizowaniu spółdzielni olbrzymią rolę odegrał Henryk Ruszczyc. Przez wiele lat był członkiem jej rady nadzorczej, dzięki czemu mógł czuwać nad właściwym rozwojem placówki.  

Dziesięciolecie spółdzielni w 1966 roku świętowano w Domu Chłopa w Warszawie. Występowali artyści, a wśród nich Sława Przybylska. W uroczystości brali udział między innymi Henryk Ruszczyc i Modest Sękowski.  

 Dwudziestolecie odbyło się w świetlicy spółdzielni. Plastycy opracowali piękną dekorację z kolorowej wełny i wystawę pod nazwą "Widzące ręce". Zebranie zaszczycili: prezes CZSN Bogdan Trąmpczyński, prezes "Cepelii" Tadeusz Więckowski i sekretarz Rady Państwa - Ludomir Stasiak.

Jubileusz trzydziestolecia obchodzono w hotelu Forum. Wtedy właśnie Kazimierz Lemańczyk otrzymał za swe zasługi w pracy społecznej Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. W czasie wszystkich spotkań jubileuszowych modelki prezentowały wyroby spółdzielni, co przyczyniało się do skutecznego ich reklamowania.  

  Czterdziestolecie we własnej świetlicy było skromne, ale rodzinne, ciepłe i serdeczne. Teraz nie ma funduszów ani atmosfery na bardziej huczne obchody. Pracownicy otrzymali nagrody pieniężne, a ich wysokość zależała od ilości lat przepracowanych w zakładzie. Nie zabrakło szampana, dobrego poczęstunku i okolicznościowych piosenek w wykonaniu całej sali.

 Jubileusz "Nowej Pracy Niewidomych" stał się okazją, aby umówić się z prezesem spółdzielni, Kazimierzem Lemańczykiem i nieco powspominać, z czasowego dystansu spojrzeć na to, co było i nadal jest ważne. Oto jego wypowiedź.

 "W przeszłości mieliśmy liczne sukcesy. Wyroby naszej spółdzielni cieszyły się bardzo dobrą opinią, uczestniczyliśmy w różnych konkursach i wystawach, także międzynarodowych - w Paryżu, Wiedniu, Moskwie. Otrzymywaliśmy nagrody, głównie za osiągnięcia w dziedzinie wzornictwa. Źródeł sukcesów było kilka, ale najważniejsze tkwiło w tym, że nasza załoga wyróżniała się aktywnością i ambitnymi celami. W czasie czterdziestu lat ponad siedemdziesięciu niewidomych,  pracując w spółdzielni, ukończyło średnią szkołę, a osiem osób, do których i ja się zaliczam, zdobyło wyższe wykształcenie. Sprzyjała temu panująca w zakładzie atmosfera, dążenie do rozwoju intelektualnego i duchowego. Zwyciężała świadomość, że większa wiedza czyni życie bogatszym, pełniejszym i lepszym.

Zawsze też dbaliśmy o odpowiednią kulturę osobistą pracowników. Dzięki temu nie było u nas wulgarności i chamstwa. Sprzyjało to kształtowaniu się poczucia ludzkiej godności. Zresztą w "Cepelii", do której jako jedyna w Polsce spółdzielnia niewidomych przez cały czas należeliśmy, atmosfera zawsze była kulturalna, życzliwa i rodzinna. Nie obserwowało się intryg i rozrabiania.  

  W minionych latach produkowaliśmy różne przedmioty i sprzęt domowy na przykład stoły, stoliki, lampy, wyplatane krzesełka, taborety i pamiątki. Przez dłuższy czas mieliśmy dobrze rozwinięty dział tkacki, jednak od początku najważniejszą rolę odgrywało dziewiarstwo maszynowe i ręczne. To ostatnie cieszyło się olbrzymim powodzeniem. U nas ubierali się artyści, pracownicy ambasad, przedstawiciele władz. Niestety, w 1991 roku musieliśmy je zlidwidować, ponieważ stało się za drogie, nie wytrzymywało konkurencji. Zostało nam tylko dziewiarstwo maszynowe.

 W najlepszym okresie spółdzielnia zatrudniała 360 pracowników, w tym 180 niewidomych. Teraz pracuje 85 osób, w tym pięćdziesięciu niewidomych. Zawsze dbaliśmy o to, aby na rynek dawać wyroby modne i ładne, przedtem jednak nie mieliśmy kłopotów ze zbytem. Teraz, pomimo wysiłku i starań, aby produkty były atrakcyjne, dobre i ciekawe, ze względu na ogromną konkurencję, sprzedaż jest bardzo trudna.

Przez cały czas swego istnienia spółdzielnia przywiązywała dużą wagę do zagadnień socjalnych. Andrzej Skóra jako szef pionu rehabilitacji załatwił mnóstwo mieszkań dla pracowników. W tym dziale mieściła się działalność oświatowa, kulturalna, socjalna i lecznictwo. Duży wpływ na rozwój zakładu miała praca zastępcy prezesa do spraw technicznych - Stanisława Kozyry, który ofiarnie i z oddaniem starał się, aby pracy nie brakowało dla nikogo.

 

   Szczególnie mocno chciałbym podkreślić, że osiągnięcia spółdzielni w czasie czterdziestu lat jej działalności są zasługą całej załogi. Warto jeszcze przypomnieć, że przy spółdzielni od dwu lat istnieją warsztaty terapii zajęciowej dla 36 osób. Uważamy je za duży sukces i przejaw troski o tych, którzy nie potrafili znaleźć sobie innego miejsca w życiu."  

Całe aktywne życie zawodowe Kazimierza Lemańczyka związane jest z "Nową Pracą Niewidomych". Nie zdarzyło się dotychczas, aby ktoś kierował zakładem przez tak długi okres, ale przecież jego działalność nie ograniczała się tylko do spółdzielni. Znajdował czas i siły, aby pracować społecznie na wielu innych odcinkach. W okresie trzech kadencji był członkiem rady "Cepelii". Od dwudziestu lat należy do zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Jemu powierzano kierowanie pracami komitetu budowy Domu Przyjaciół Niewidomych w Laskach i komitetu budowy domu dla starszych kobiet w Żułowie. Obydwie inwestycje zostały szybko i sprawnie zrealizowane. W latach osiemdziesiątych przez dwie kadencje pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego PZN, a prawie przez dwa lata - przewodniczącego. Pytam więc na zakończenie spotkania, jak to się działo, że mimo absorbującej pracy zawodowej znajdował jeszcze czas i siły na pracę społeczną.  

"Na pewno złożyło się na to kilka czynników, ale chciałbym wymienić tylko dwa spośród nich, jak mi się wydaje - najważniejsze. Przez czterdzieści lat pracy w spółdzielni ani jednej minuty nie poświęciłem rozważaniu, jak walczyć o stołek, mogłem więc skoncentrować się całkowicie na tym, co robić, aby dla spółdzielni i jej pracowników było najlepiej. Nieraz sprzeczaliśmy się, prezentowaliśmy inne zdania, ale ta twórcza dyskusja służyła dobrej sprawie.  

Drugi bardzo ważny czynnik miał charakter osobisty - powierzane mi funkcje społeczne sprawiały, że często musiałem przebywać poza domem. Moja żona wszystkie sprawy domowe wzięła na siebie. Miałem w domu oparcie, serdeczną atmosferę i ciepło, dające siłę. Żona w pełni akceptowała moją pracę i zadania społeczne. Dzięki temu mogłem w domu spokojnie wypoczywać. Wiedziałem, że tu nie spotkają mnie żadne przykre niespodzianki. To było i nadal jest dla mnie niezwykle ważne."

Pochodnia 1996

 

 Odpowiedzialny człowiek i  świetny organizator

    Wszystko to przez cały okres istnienia spółdzielni działo się pod kierunkiem prezesa Kazimierza  Lemańczyka. Od  chwili powstania zakładu - przez pół roku - pełnił funkcję wiceprzewodniczącego zarządu. Prezes Mieczysław Bielecki dbał głównie o aspekt ekonomiczny, ściągał ludzi ze spółdzielni "Poziom", którą przedtem kierował, nie dostrzegał natomiast innych, pozagospodarczych potrzeb zakładu. Szybko zauważył to pan Ruszczyc i wskazał  na niebezpieczeństwa stąd płynące. Rada nadzorcza odwołała Mieczysława Bieleckiego. W połowie marca 1957 r. prezesem zarządu został Kazimierz Lemańczyk, znający dobrze  psychikę, potrzeby  i aspiracje niewidomych. Nikt wtedy pewnie nie przeczuwał, że dzięki swym przymiotom  stanowisko to  będzie piastował przez kilkadziesiąt lat.  

W jednej z rozmów na łamach prasy w latach osiemdziesiątych Kazimierz Lemańczyk powiedział: W chwili, kiedy zostałem wybrany na prezesa, byłem w Warszawie, a może nie tylko na terenie miasta, najmłodszym albo co najmniej jednym z najmłodszych w spółdzielczości. Nie miałem nawet ukończonych dwudziestu trzech lat. Stanowisko przyjąłem z obawą, czy podołam powierzonym mi obowiązkom. Świadom byłem mego braku doświadczenia, ale też w pełni świadom zaufania, jakim mnie obdarzyli moi koledzy. Dlatego przyrzekłem sobie, że będę pilnie strzegł się przed popełnieniem rażących błędów, nietaktów, podejmowaniem pochopnych decyzji, wygłaszaniem nieprzemyślanych opinii... i zbytnią pewnością siebie. Od pierwszej zatem chwili przypadła mi do gustu zasada dokładnego konsultowania spraw wymagających podejmowania decyzji. Jakkolwiek decyzje w ostateczności podejmowałem sam - na mnie bowiem spoczywał i spoczywa ten obowiązek - to jednak dopiero po przeprowadzeniu dokładnej konsultacji; po uwzględnieniu doświadczeń i wiedzy innych kompetentnych osób.  

Myślę, że chyba moje starania narzucenia sobie rygorów samokontroli nie całkiem poszły na marne... Zresztą ci, którzy mnie wybierali, byli w tym samym co i ja wieku albo młodsi, z wyjątkiem inicjatora i twórcy spółdzielni, naszego wychowawcy, pana Henryka Ruszczyca.  

   Ojciec Kazimierza- Julian Lemańczyk -  przyjechał do Polski w 1919 roku jako uczestnik Błękitnej Armii Józefa Hallera. Brał udział w kampanii antybolszewickiej. Pod koniec 1920 roku został    wysłany na Pomorze, aby przejmować ziemie polskie od Niemców.  Przez cały okres międzywojenny pracował w straży granicznej.

 24 stycznia 1921 r., w kościele parafialnym w Borowym Młynie /w powiecie chojnickim/   wziął ślub z Martą Kruza. Z tego małżeństwa urodziło się   sześcioro dzieci.  

   Kazimierz-  najmłodszy z rodzeństwa- przyszedł na świat     we wsi Wierzchocina  w maju  1934 r. Dzieci były wychowywane w  atmosferze patriotyzmu i religijności, co w dorosłym życiu zaowocowało poczuciem odpowiedzialności, uczciwości i odwagą w podejmowaniu trudnych zadań.  

  W 1939 roku Niemcy zamordowali jego najstarszego, osiemnastoletniego brata Jana za przynależność do patriotycznej organizacji pod nazwą Związek Zachodni, a ojca wzięto do niewoli. Rodzina znalazła się  w bardzo ciężkiej sytuacji materialnej. Mając sześć lat, Kazimierz  rozpoczął wraz ze starszym bratem  pracę u gospodarza. Najpierw pasł owce, a potem - krowy. Już jako 9-letni chłopiec wykonywał najcięższe prace. Do niego należała również  orka w polu.  

 27 marca 1945 roku  jechał wozem zaprzężonym w trzy konie. Jeden z nich nastąpił na minę przeciwpancerną. Wybuch rozszarpał konie, a on sam  odniósł rany, w wyniku których utracił wzrok.  

We wrześniu tego samego roku rozpoczął naukę w drugiej klasie  miejscowej szkoły. Uczył się tylko z pamięci, ale rozsądny nauczyciel stawiał mu takie same wymagania jak innym uczniom. Pod koniec sierpnia 1946 roku przyjechał do ośrodka dla  niewidomych dzieci  w Laskach. Tutaj ukończył szkołę podstawową, a następnie - zawodową.  

Tutaj w pełni ukształtowała się jego osobowość. W dużej mierze było to zasługą Alicji Gościmskiej, która zamkniętego w sobie i raczej nieśmiałego chłopca wciagnęła do harcerstwa, powierzyła mu dowodzenie zastepem "Słonecznikow", później "Mieczy". Jako mądra i doświadczona wychowawczyni wiedziała, że znacznie wiecej niż słowami można zdziałać cierpliwym i konsekwentnym postępowaniem. Powierzała zatem kilkunastolatkowi trudne zadania, które początkowo wywoływały w nim lęk - ale okazane zaufanie powodowało, że jednak się ich podejmował i odnosił sukcesy. Prowadzone przez Alicję Gościmską harcerstwo stało się dla niego nie tylko fascynującą przygodą, kształtującą wszechstronne zainteresowania i umiejętności współdziałania w grupie, ale przede wszystkim dobrą szkołą charakteru. Ten hart ducha niedługo potem zaczął owocować.  

Kazimierz Lemańczyk został przewodniczącym Prezydium  Centralnej Rady Domu Chłopców. Odpowiedzialny za wychowanie młodzieży     Henryk Ruszczyc przywiązywał ogromną wagę do pracy samorządowej, którą traktował jako szkołę samodzielności. Dawał wychowankom duże uprawnienia, ale i nakładał na nich nie mniejsze  obowiązki. Poprzez samorząd przygotowywał ich do odpowiedzialności w życiu dorosłym.

Ważną rolę w życiu niewidomych chłopców, czesto pełnych różnych lęków i kompleksów, odegrał Antoni Marylski. Potrafił z uwagą wysłuchiwać wychowanków, był gotów do rozmowy na każdy temat. Chłopcy bez obaw i bez skrępowania mogli mówić o swych najbardziej intymnych problemach. Wiedzieli, że nie zostaną z nimi sami, że pan Marylski wszystko im spokojnie wyjaśni i - jeśli trzeba - udzieli rady jak mądry i wyrozumiały ojciec.

Matkowały zaś chłopcom siostry franciszkanki. Kazimierz Lemańczyk szczególnie serdecznie wspomina s. Hiacyntę pracującą w spiżarni i s. Czesławę ze szwalni. Potrafiły one zapewnić oderwanym od domów dzieciakom ciepłą, prawdziwie rodzinną atmosferę.    

 W szkole zawodowej zdobył dyplomy czeladnicze w trzech dziedzinach - szczotkarstwie, tkactwie i dziewiarstwie. W tej ostatniej - także dyplom mistrzowski.  

Z Lasek Kazimierz Lemańczyk wyniósł wiarę we własne siły i możliwości - bez której niemożliwa byłaby skuteczna służba na rzecz innych. I Laski dały mu dojrzałą formację religijną, bez której służby tej pewnie by się nie podjął.  

W 1953 r. opuścił zakład i zamieszkał w Warszawie, w internacie przy ulicy Słupeckiej. W tym samym roku   dostał się na kurs masażu leczniczego, który ukończył rok później, jednak pracy w lecznictwie nie podjął, gdyż wiązało się to z koniecznością opuszczenia stolicy, a na to nie chciał się zgodzić.  

27 maja 1954 r., w dwudziestą rocznicę urodzin, rozpoczął pracę jako szczotkarz w Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy. W tym zakładzie był  zatrudniony tylko  przez  pięć miesięcy. 1 listopada wrócił znowu do Lasek, ale już jako nauczyciel  szczotkarstwa. Jednocześnie doskonalił swoje  umiejętności w dziedzinie dziewiarstwa.  

 Po zdaniu egzaminu mistrzowskiego, 15 czerwca 1956 r.,  przystąpił do pracy w cepeliowskiej spółdzielni "Poziom" w Warszawie, ale nie na długo, gdyż już  1 października przeniósł się do własnej placówki - "Nowej Pracy Niewidomych". Wkrótce też powierzono mu funkcję jej szefa. Obawiał się, czy podoła trudnemu zadaniu, ale pan Ruszczyc - inicjator spółdzielni - przekonał go, że dla dobra całej  załogi powinien przyjąć stanowisko prezesa zarządu.      

Obowiązków przybywało, gdyż w tym samym roku - 1956 - Lemańczyk podjął decyzję o dalszej   nauce. Poziom laskowskiej szkoły zawodowej był wysoki, toteż od razu zdał egzamin do  dziesiątej klasy liceum ogólnokształcącego. Dwa lata później otrzymał świadectwo  dojrzałości.

 Po rocznej przerwie rozpoczął studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki /Szkoła Główna Handlowa/ na Wydziale Handlu Wewnętrznego. Wraz z nim naukę podjęli Andrzej Skóra i Marian Adamczyk. Miało to istotne znaczenie, ponieważ w grupie łatwiej się uczyć. Mieli wspólnych lektorów, razem przygotowywali się do egzaminów.  

Studia pomagały Lemańczykowi w dobrym wypełnianiu obowiązków   prezesa spółdzielni, gdyż  wiedzę zdobywaną podczas wykładów i seminariów od razu można było przekładać na język praktyki. Studia ukończył w 1965 roku. Temat pracy magisterskiej -  "Efekty ekonomiczne i pozaekonomiczne produkcji  spółdzielni cepeliowskich w latach 1958-1963"  - ściśle wiązał się z jego pracą zawodową.  

23 kwietnia  1962 roku,  Kazimierz Lemańczyk i Maria Mizak zawarli  związek małżeński. W  Kościele św. Marcina w Warszawie,   ślubu udzielił im  ks. Tadeusz Fedorowicz- ówczesny krajowy  duszpasterz niewidomych.  W ciągu sześciu lat urodziło się troje dzieci: Monika, Paweł i Anna.  Wielkim dramatem państwa Lemańczyków stała się  tragiczna śmierć  najstarszej córki, która  w wieku trzynastu lat podczas pobytu na koloniach letnich utonęła w czasie kąpieli w jeziorze. Chyba tylko głęboka wiara uchroniła ich od całkowitego załamania i  pozwoliła, po wielu miesiącach, otrząsnąć się z nieszczęścia.  

 Działalność Kazimierza Lemańczyka nie kończyła się na pracy zawodowej, zbyt wiele było w nim sił witalnych i potrzeby służenia ludziom. Pracę zawodową i społeczną   traktował na równi. Stanowiły jakby dwie odnogi tego samego nurtu życiowej aktywności.

  Kierowania spółdzielnią chyba nigdy nie postrzegał jedynie w wymiarze zawodowym, równie ważny byl aspekt społeczny. Nie chodziło przecież tylko o to, by ludzie  mieli pracę i otrzymywali za nią godziwą zapłatę, lecz  także, aby mogli się  kształcić, rozwijać swoją  osobowość. Prezes Lemańczyk przywiązywał również ogromną wagę do działalności   rehabilitacyjnej. Chciał, aby jak najwięcej inwalidów mogło skorzystać  z pomocy w zaopatrzeniu w sprzęt ułatwiający samodzielne życie, uczestniczyło w życiu kulturalnym, miało zapewniony wypoczynek oraz - przede wszystkim - jak najlepsze warunki dla rozwoju duchowego i intelektualnego.  

"Nowa Praca Niewidomych" od początku należała do "Cepelii". We władzach tej organizacji Kazimierz Lemańczyk pełnił odpowiedzialne funkcje. Przez kilkanaście lat był członkiem rady nadzorczej. Wybrano go również na przewodniczącego warszawskiej Społecznej Komisji Środowiskowej - największej cepeliowskiej organizacji regionalnej. Powierzenie mu tak trudnych zadań świadczyło o zaufaniu do jego dojrzałości społecznej i intelektualnej oraz odpowiedzialności. Swoim doświadczeniem dzielił się również z innymi spółdzielniami, przez kilka kadencji należał bowiem do Rady Centralnego Związku Spółdzielni Niewidomych.

Dużo wysiłku i czasu  poświęcił na bezinteresowną pracę w Polskim Związku Niewidomych. Od października 1981 do marca 1987 roku  pełnił funkcję  wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego PZN, a od marca 1987 do sierpnia 1988 roku  - przewodniczącego. Zależało mu, aby władze Związku znały i  rozumiały potrzeby  ogółu niewidomych i chciały im  z oddaniem służyć, ale  wtedy ten kierunek w gremiach kierowniczych  PZN  nie znajdował należytego zrozumienia.  

 Ważnym nurtem jego działalności  jest praca społeczna w zakładzie w Laskach. Począwszy od 1974 r., przez 24 lata, był członkiem zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi.   

  W 1973 r. w Laskach został powołany  Komitet Budowy Domu Przyjaciół Niewidomych im. Henryka Ruszczyca. Lemańczyk  przyjął funkcję przewodniczącego komitetu. Dom, którego budowa  finansowana była w dużej części ze środków zebranych od osób prywatnych  i zakładów pracy, wykończony został w ciągu czterech lat. Lemańczykowi również powierzono przewodnictwo komitetu budowy domu opieki  dla samotnych niewidomych kobiet w Żułowie.Funkcję sekretarza komitetu pełniła siostra Maria Immaculata.  I ten dom  wspierany był przez datki społeczne, ale główny ciężar sfinansowania nowego obiektu wziął na siebie  Nowojorski Komitet Pomocy Niewidomym w Polsce. Żułowski dom opieki wybudowano w ciągu pięciu lat.  

W 2000 r. powstał Komitet Rozwoju Lasek. Do jego zadań między innymi należy: wspieranie budowy nowych obiektów, realizacja reformy oświaty z uwzględnieniem specyfiki kształcenia niewidomych dzieci i młodzieży, podnoszenie standardu istniejących placówek i pomoc w rozwiązywaniu ekonomicznych problemów zakładu. Mgr Lemańczyk jest członkiem dziewięcioosobowego zarządu tego komitetu.   

 Kazimierz Lemańczyk miał to szczęście, jak sam przy różnych okazjach podkreślał, że mógł w pełni poświęcić się pra cy zawodowej i społecznej  dzięki żonie, która wzięła na swoje barki  trud wychowywania dzieci i prowadzenia domu, nie szczędząc starań, aby panowało w nim poczucie bezpieczeństwa, ciepło i ład. Oparcie, jakie znajdował w rodzinie, pozwalało mu odażnie stawiać czoło wszelkim trudnościom i przeszkodom. Niemała w tym również zasługa  lojalnych współpracowników w zespole kierowniczym  "Nowej Pracy Niewidomych", ponieważ nie musiał tracić energii na walkę o utrzymanie swego stanowiska. Dzięki temu  mógł skoncentrowac się na tym, co naprawdę ważne: pracy na rzecz środowiska niewidomych.  

 Spółdzielnię traktował zawsze jako zadanie, które   powierzył mu  pan Ruszczyc, i dlatego z całych sił o nią dbał i  ta troska stała się dla niego najważniejsza. Za swe zasługi w pracy zawodowej i społecznej otrzymał liczne odznaczenia, a wśród nich, w 1986 r. -  Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.  

Nieprzerwanie kieruje spółdzielnią już ponad  44 lata. W tym okresie zakład odnosił sukcesy ekonomiczne, socjalne i rehabilitacyjne. Po latach prosperity, na początku  lat dziewięćdziesiątych, z powodu przemian ustrojowych, przyszły trudne czasy, ale spółdzielnia  pod kierunkiem  swego doświadczonego prezesa i jego oddanych współpracowników wyszła z nich zwycięsko.

   Mimo upływającego czasu i rozmaitych przemian Kazimierz Lemańczyk nadal pracuje społecznie. Jest członkiem rady zrzeszeń "Cepelia"  oraz  jak dawniej - przewodniczącym Komisji Środowiskowej. Od 1995 roku należy do rady nadzorczej Fundacji  Sportu Niepełnosprawnych  "Start", a w maju 2000 r. wybrano go do zarządu 26-osobowego Komitetu Paraolimpijskiego. Z tego tytułu w październiku 2000 towarzyszył polskiej ekipie niepełnosprawnych sportowców podczas igrzysk w Australii.

/Fragment  monografii Nowej Pracy Niewidomych - "Ręce, które widzą"

Wydanie 2001  /  

 

                     Najwyższy wyraz uznania   

                                        

   18 grudnia 2004 r. prezes zarządu spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" w Warszawie - Kazimierz Lemańczyk - otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Prawie dwadzieścia lat wcześniej odznaczono go Krzyżem Oficerskim.     

 W maju br. Kazimierz Lemańczyk ukończył siedemdziesiąt lat, ale nadal zadziwia jego energia i aktywność w pracy zawodowej i społecznej. Od ponad  48 lat kieruje spółdzielnią "Nowa Praca Niewidomych". To prawdziwy fenomen na mapie gospodarczej i społecznej Polski.  

  Po chwilowych trudnościach z początku lat 90., spowodowanych przełomowymi zmianami w polityce i gospodarce Polski, „Nowa Praca” pod kierunkiem prezesa Lemańczyka nie tylko podniosła się, ale wkroczyła na zupełnie nowe tory. Rozwinęła działalność   dostosowaną do najbardziej nowoczesnych potrzeb i warunków. Powstał dział telemarketingu, obsługujący centralne instytucje państwowe oraz ośrodki naukowe w kraju i zagranicą. Jak dotychczas żaden zakład zatrudniający niewidomych nie poszedł w jej ślady.           

Chcąc pomagać jak największej liczbie inwalidów wzroku, zarząd uruchomił przy spółdzielni warsztaty terapii zajęciowej dla kilkudziesięciu osób. Jest to jedyna tego typu placówka dla niewidomych w Warszawie.       

   Praca zawodowa nie wyczerpuje aktywności prezesa Lemańczyka. Przez cały czas działał i nadal pracuje społecznie na wielu polach. W latach 70. i 80. kierował komitetem, który doprowadził do wybudowania Domu Przyjaciół Niewidomych w Laskach, a następnie - domu dla niewidomych samotnych kobiet w Żułowie. Jemu także  zawdzięcza swój inwestycyjny rozwój laskowski ośrodek rehabilitacyjno-wypoczynkowy w Gdańsku Sobieszewie.   

Od prawie trzydziestu lat jest członkiem zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i ma niemały wpływ na jego praktyczną działalność. W latach 1981-1988 pełnił funkcję wiceprzewodniczącego, a następnie, przez półtora roku -   przewodniczącego Zarządu Głównego PZN, jednak nie odpowiadał mu ówczesny ideowy  kierunek i formy pracy tego zespołu, więc wycofał się z jego składu.   

     Walory jego osobowości doceniano także w innych sferach.   Przez kilkanaście lat należał do Rady Nadzorczej "Cepelii" i był przewodniczącym środowiska mazowieckiego, które zrzeszało spółdzielnie z całego województwa. Mimo upływającego czasu i rozmaitych przemian Kazimierz Lemańczyk nadal pracuje społecznie. Jest członkiem rady zrzeszeń "Cepelia" oraz jak dawniej - przewodniczącym Komisji Środowiskowej. Od 1995 roku należy do rady nadzorczej Fundacji Sportu Niepełnosprawnych "Start", a w maju 2000 r. wybrano go do zarządu Komitetu Paraolimpijskiego.    

Władze państwowe doceniły jego zasługi i pozytywny wpływ na życie społeczne i ekonomiczne w tak wielu dziedzinach i dały temu wyraz, przyznając mu ważne odznaczenie - Krzyż Komandorski. Wręczenie orderów i innych wyróżnień odbyło się w stołecznym ratuszu. Dekoracji dokonał wojewoda mazowiecki - Marek Zieliński.         

Warto jeszcze dodać, że prezes Lemańczyk jest nie tylko ojcem, ale także dziadkiem. Zawsze przywiązywał duże znaczenie do życia rodzinnego opartego na zdrowych zasadach moralnych. Małżeństwo zawarł w kwietniu 1962 r., a jego żoną została, oddana sprawie rodziny - Maria Mizak.  Ich dwójka dzieci to już ludzie dorośli,  a wnuki - jest ich dwu - przysparzają im wiele radosnych przeżyć.      

Niech informację tę zakończy  krótka wypowiedź Kazimierza Lemańczyka: "Pracę swą traktowałem zawsze bardzo poważnie i odpowiedzialnie, uznając ją za służbę sprawie niewidomych. Przyznane mi odznaczenie traktuję nie tylko jako wyróżnienie mojej osoby, ale także  jako uznanie dla całej załogi  "Nowej Pracy Niewidomych", gdyż bez jej wysiłku i zaangażowania, bez  stałego dążenia do podnoszenia wiedzy oraz rozwoju intelektualnego, ekonomicznego i społecznego, nie mielibyśmy osiągnięć".   

   W imieniu całego środowiska niewidomych i słabowidzących w Polsce   redakcja składa prezesowi Lemańczykowi serdeczne gratulacje oraz życzy dalszych sukcesów i zadowolenia w pracy i życiu osobistym.           

Pochodnia 1-2005

 

 

  Punkt biblioteczny

Na początku tego roku powstał w Warszawie drugi (po Bibliotece Centralnej) punkt, w którym można nagrać na kartę Compact-Flash książki mówione. Otwarto go w warszawskiej spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" przy ulicy 29 Listopada 10. Tutaj właśnie w ubiegłym roku powstał pomysł i rozpoczęto produkcję "Czytaka". Do tej pory sprzedano  ponad 370 sztuk tego urządzenia. Coraz więcej ludzi przekonuje się do niego, jest bowiem proste i wygodne w użyciu. Jedyną barierą jest cena. Jeżeli jednak będzie, jak do tej pory, dofinansowywany w 80 proc. przez pefronowski program "Homer", to coraz więcej niewidomych wejdzie w posiadanie "Czytaka".  

"Nowa Praca Niewidomych" z własnych środków (40 tysięcy złotych) przystosowała pomieszczenie dla czytelników i zakupiła 250 tytułów książek z Biblioteki Centralnej PZN. Wypożyczalnia składa się z dwóch pokoików o łącznej powierzchni 15 metrów kwadratowych. W pierwszym jest minipoczekalnia, a w drugim na płytki CF nagrywa się książki. Stanowisko to będzie obsługiwała osoba niewidoma, a całość nadzorował Grzegorz Kukiełka z BC. Wydano też w czarnym druku katalog dostępnych pozycji. Samo kopiowanie książek na płytkę z twardego dysku trwa zaledwie trzy minuty.

- Dlaczego powstał w tym miejscu punkt biblioteczny? - pytam prezesa Kazimierza Lemańczyka.  

- Dlatego, że produkcja "Czytaka" odbywa się w naszej spółdzielni. Ludzie, którzy tu przychodzą, to nie tylko pracownicy, ale również okoliczni mieszkańcy. Mogą się oni zapoznać z tym urządzeniem przed zakupem i przekonać, jak szybki jest system kopiowania książek. Nie będziemy w żadnym wypadku konkurencją dla Biblioteki Centralnej na Konwiktorskiej.

To samo potwierdziła jej dyrektor Teresa Dederko, która przybyła na otwarcie nowej wypożyczalni, a raczej nagrywalni. - Nasza biblioteka ma 4300 czytelników i nie obawiamy się, że spółdzielnia nam ich odbierze - powiedziała pani Teresa.

Przybyli też inni goście z Konwiktorskiej: przewodnicząca ZG PZN Anna Woźniak-Szymańska, dyrektor Związku Małgorzata Pacholec, prezes ZNiW Sylwester Peryt, a z PFRON prezes Marian Leszczyński i dyrektor Barbara Mazurek, którzy zachęcali do promowania, nie tylko w prasie brajlowskiej, nowego odtwarzacza.  

Andrzej Kaszta - szef Środowiskowej Spółdzielni Mieszkaniowej, fanatyk "Czytaka" powiedział krótko: - Testuję go od roku. Przeczytałem 40 książek. To prosty i niezawodny odtwarzacz i co najważniejsze - przyjazny osobom nie obeznanym z techniką, a takich czytelników w starszym wieku jest najwięcej.

Punkt biblioteczny w "Nowej Pracy Niewidomych" czynny jest od poniedziałku do piątku w godzinach 9-15 (jeśli zajdzie potrzeba również w godzinach popołudniowych), tel. (0-22) 55-909-50, infolinia 0800888555, e-mail biblioteka@npn.com.pl.           

   Punkt dostępny jest dla wszystkich niewidomych w kraju.

Pochodnia luty 2005

 

 Wygrali po raz kolejny

                                         Józef Szczurek  

 

Aby odpowiedzieć na pytania o dużym wachlarzu tematycznym, konieczna jest rozległa wiedza z różnych dziedzin.  

 W maju bieżącego roku przeczytałem ogłoszenie kierownictwa spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" w Warszawie o konkursie na przyjmowanie do pracy na stanowisko telemarketera. Chętni mogli się zgłaszać z całego kraju, gdyż spółdzielnia, po wstępnym zakwalifikowaniu, opartym na telefonicznej rozmowie, zapewniała wybranym w okresie dwutygodniowego szkolenia mieszkanie, a po ewentualnym zatrudnieniu - częściowy zwrot kosztów związanych z opłatą za mieszkanie.    

   To ogłoszenie zdopingowało mnie do głębszego zainteresowania się spółdzielnią i zawiodło do jej zarządu, bo przecież wszyscy, i słusznie, narzekamy na bezrobocie, szczególnie dotkliwe wśród    ludzi niepełnosprawnych, a tu zachęta do podjęcia pracy na  atrakcyjnych warunkach finansowych i socjalnych. Tym czego się dowiedziałem, chciałbym podzielić się z czytelnikami.         

   Na wspomnianą ofertę pozytywnie zareagowało trzydzieści osób.    Podczas wstępnej eliminacji z konkursu odpadło osiemnaścioro chętnych. Przyczyny były różne. Jedni nie mieli odpowiednich warunków głosowych, inni nie zdążyli ukończyć studiów albo nie opanowali podstaw obsługi komputera.

    Na szkolenie w Warszawie, które odbywa się w sześcioosobowych zespołach, zakwalifikowano dwunastu szczęśliwców. Trwało ono dwa tygodnie, a zakończone zostało egzaminem przed komisją złożoną z członków kierowniczej kadry telemarketingu i pracowników infolinii. Niestety, większość nie sprostała egzaminacyjnym  wymaganiom i nie otrzymała korzystnej promocji. Przez tak gęste sito zdołali przebrnąć tylko najlepsi.  

  Zajmijmy się teraz bardziej ogólnie sytuacją warszawskiej spółdzielni. W sierpniu 2003 roku wygrała ona przetarg na realizację usług telemarketingowych dla Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wtedy właśnie Polska stała u progu przystąpienia do Unii Europejskiej. W maju ub. roku zaczęły działać unijne rygory, a także zasady dopłat do gospodarstw rolnych. Dla większości rolników była to zupełnie nowa problematyka. Należało więc stworzyć mechanizmy, umożliwiające    powszechną informację, tak by polscy rolnicy mogli w pełni wykorzystać stworzone im warunki finansowe, gdyż wiąże się to   ze sprostaniem konkurencji na unijnym rynku.   

  Pierwsza umowa na obsługę infolinii zawarta została na  dwanaście miesięcy. Niewidomi i słabowidzący telemarketerzy  chyba dobrze wykonywali swoje zadania, gdyż na początku lipca bieżącego roku spółdzielnia wygrała kolejny przetarg ogłoszony przez Agencję Rolną. Tym razem umowa obejmuje okres trzyletni.   

                   Trudne zadania   

   - Dla nas - mówi prezes Nowej Pracy Niewidomych Kazimierz Lemańczyk - jest to wyróżnienie, a jednocześnie wyraz uznania i zapewnienie, że Agencja wysoko ocenia naszą pracę. Trzeba wiedzieć, że jest to praca odpowiedzialna, stresująca,       wymagająca dojrzałości, skupienia, bystrości i inteligencji,    delikatności i odporności. Dzwonią bowiem rolnicy z całego kraju,  mają różne wątpliwości i obawy. Aby odpowiedzieć na ich pytania o   dużym wachlarzu tematycznym, konieczna jest rozległa wiedza z różnych dziedzin.  

    Ci ludzie niejednokrotnie są rozdrażnieni i niezadowoleni.   Czasem puszczają im nerwy. Nasi pracownicy muszą odnosić się do  nich z taktem i wykazać maksimum kompetencji. Rozmawiają z nimi nie jako pracownicy spółdzielni, lecz jako przedstawiciele  Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Kolejne wygranie przetargu świadczy, że się na swych stanowiskach  sprawdzają, są dobrze przygotowani, że agencja jest z nich  zadowolona.  

 Pragnę podkreślić, że osiągnięcia to praca i odpowiedzialność  zbiorowa. Moją zasługą jest jedynie stworzenie dobrego klimatu i twórczej atmosfery, aby wydobywali z siebie to co najlepsze i   wykonując dobrze swe zadania, mogli się jednocześnie sami w pełni   realizować.    

   Dział usług telemarketingowych jest największy i zatrudnia około trzydziestu niewidomych i słabowidzących ludzi. Pracują w każdy dzień tygodnia na zmiany - od godziny siódmej do dwudziestej pierwszej. Telefonów z całego kraju jest dużo. Na ich ilość mają również wpływ programy telewizyjne i bieżące wydarzenia polityczne, gdyż rodzą one różne obawy rolników, i dlatego telemarketerzy muszą mieć rozeznanie w ogólnych sprawach   gospodarczych i politycznych.   

   W dalszym ciągu mamy dział telemarketingowy, wykonujący usługi dla ludności i instytucji we współpracy z bankiem Pekao S.A. Nasi pracownicy obsługują sześć państw pod kątem współpracy bankowej. Podczas całodziennych dyżurów udzielają informacji dotyczących najkorzystniejszej wymiany i przesyłania pieniędzy.       

   Chcąc zakończyć wątek związany z telemarketingiem, warto  jeszcze dodać, że szefem szkolenia telemarketerów jest doświadczony niewidomy programista - Krzysztof Teśniarz, który na tym stanowisku pracuje już cztery lata.   

   Spółdzielnia "Nowa Praca Niewidomych " aktualnie zatrudnia  około stu osób, a niewidomi i słabowidzący stanowią trzy czwarte załogi. Poza telemarketingiem, pracują w administracji, w warsztatach terapii zajęciowej, jako instruktorzy. Dwadzieścia osób nadal zajmuje się dziewiarstwem. Coraz większa grupa  pracowników wykonuje różne czynności związane z montażem „Czytaka” i obsługą czytelników posługujących się  tym urządzeniem.   

             Większy komfort czytania   

Gdy doszliśmy do tematu „Czytak”, to koniecznie należy podać wiadomość, która ucieszy czytelników. Oto w bibliotece spółdzielni aktualnie znajduje się 387 pozycji książkowych dostosowanych do odbioru w systemie MP3, a do końca roku liczba ta przekroczy pięćset. Cały czas trwają prace nad udoskonaleniem  tego urządzenia. Obecnie ma on nową obudowę i jest nieco mniejszy od wersji poprzedniej. Nowa obudowa ma bardziej ergonomiczne kształty. Powstało również nowe oprogramowanie do tworzenia książek mówionych odczytywanych przez „Czytaka” ze zwykłych plików MP3. Dzięki temu programowi, który  można otrzymać  bezpłatnie, przy pomocy komputera każdy będzie mógł zrobić z dowolnego pliku MP3 książkę mówioną, na przykład podzielić ją na odcinki. W ten sposób można również przerabiać własne materiały. Nowe oprogramowanie udostępniane jest odbiorcom przez spółdzielnię za pośrednictwem internetu.   

   „Czytak” przeszedł również wszystkie niezbędne testy i badania, dzięki którym otrzymał europejską normę certyfikacyjną.  Posiadanie normy CE świadczy o jakości produktu i jest informacją dla użytkownika, że „Czytak” jest w pełni bezpiecznym urządzeniem. Posiadanie certyfikatu pozwala na sprzedaż produktu nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Unii Europejskiej. Trwają prace nad przystosowaniem „Czytaka” do odbioru  książek  w formacie Daisy.    

                    Za rok - półwiecze    

  W październiku br. mija 49 lat od powołania do życia "Nowej Pracy Niewidomych”. Jej prezes, Kazimierz Lemańczyk, ostatniego dnia czerwca br., z okazji Międzynarodowego Dnia Spółdzielczości, otrzymał za swe zasługi zaszczytne wyróżnienie - tytuł "Menedżera Roku". Takie odznaczenie w tym roku w całej Polsce dostało tylko dziesięć osób. Piękna statuetka, wręczana menedżerom, przedstawia człowieka ze skrzyżowanymi w górze rękami, co kojarzy się z gestem zwycięstwa i radości.   

   Aby informacja była pełniejsza, dodajmy, że Srebrny Krzyż Zasługi otrzymała pani Krystyna Krasnodębska - zastępczyni  prezesa, a kilka miesięcy wcześniej - Złoty Krzyżem Zasługi odznaczeni zostali: trzeci członek zarządu - Henryk Beta oraz  długoletni pracownik - Jan Żuk.    

   Publikację tę niech zakończy krótka, ale jakże wymowna wypowiedź prezesa Kazimierza Lemańczyka: "W 49-letniej historii naszego zakładu mieliśmy wiele burz, ale zawsze wychodzimy z nich zwycięsko, nieokaleczeni, z nowymi siłami i zapałem

Pochodnia październik  2005

 

Pół wieku za nami  

W październiku br. upłynęło 50 lat od powstania "Nowej Pracy Niewidomych" - warszawskiej spółdzielni rękodzieła artystycznego, działającej w strukturach "Cepelii". Zawsze było tak, że odpowiadając na potrzeby rynku, spółdzielnia  podejmowała produkcję w wielu dziedzinach wytwórczości, ale   przeważały wyroby dziewiarskie. Teraz od kilku lat dominują  usługi związane z działalnością informatyczną, między innymi - telemarketing, współpracujący z instytucjami finansowymi oraz z Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa czy produkcja odtwarzacza cyfrowych książek mówionych pod nazwą "Czytak".      

Uroczystości jubileuszowe rozłożone były w czasie na kilka  faz i miały wymiar nie tylko odświętny, ale i praktyczny. W dniach od 19 do 23 września, w ośrodku rehabilitacyjnym w Sobieszewie-Gdańsku, odbyła się impreza o charakterze wypoczynkowo-integracyjnym, w której wzięła udział cała załoga - ponad siedemdziesiąt osób, z wyjątkiem tych pracowników, którzy musieli zostać w Warszawie i pełnić swe obowiązki służbowe. Nawet wczesnojesienna pogoda okazała się dla uczestników łaskawa, gdyż przez cały czas cieszyli się słońcem i ciepłem.     

Druga część uroczystości odbyła się w Warszawie 3 października. Uczestniczyli w niej założyciele spółdzielni, pracownicy i zaproszeni goście, a  wśród nich - pani Zofia Morawska z Lasek, biskup Bronisław Dembowski, krajowy duszpasterz niewidomych - ks. Andrzej Gałka i ojciec Eugeniusz Pokrywka.     

Jubileuszowe spotkanie rozpoczęła msza św., którą w spółdzielczej świetlicy odprawił zaprzyjaźniony z "Nową Pracą Niewidomych" od początku jej istnienia - bp Dembowski. W następnej kolejności uczestnicy przenieśli się do pobliskiego hotelu, w którego obszernej i wykwintnej restauracji podano obiad. Przy lampce wina nie zabrakło gratulacji i jubileuszowych życzeń.    

Największe brawa dostała pani Zofia Morawska, która w bieżącym roku ukończyła sto dwa lata. Mimo to cieszy się dobrym zdrowiem i pełną sprawnością umysłową, dzięki czemu nadal pełni, już od prawie sześćdziesięciu lat, funkcję skarbnika w zarządzie Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach.      

Na trzecią część świętowania 50-lecia kierownictwo spółdzielni zaprosiło przedstawicieli różnych instytucji i organizacji, między innymi: Zarządu Głównego PZN, PFRON, "Cepelii" oraz prezesów i działaczy spółdzielni niewidomych z całego kraju. Ta część uroczystości odbyła się w świetlicy jubilatki i miała równie bezpośredni i przyjacielski charakter. W gratulacyjnych wystąpieniach goście podkreślali osiągnięcia spółdzielni, które były i nadal są wynikiem wielkich wysiłków kierownictwa i całej załogi "Nowej Pracy Niewidomych" - ich kreatywności, nieustannej troski o stały rozwój.     

I tak na przykład prezes "Cepelii" - Jan Włostowski zauważył, że "Nowa Praca" jest prawdopodobnie jedyną spółdzielnią inwalidów, która postarała się o opracowanie własnej historii - monografii, która w atrakcyjnym wydaniu w zwykłym druku, na kasetach magnetofonowych i w wersji elektronicznej utrwaliła  dzieje spółdzielni i sylwetki ludzi, którzy je w codziennym trudzie tworzyli.      

Redakcja "Pochodni", której przedstawicieli również nie zabrakło na jubileuszowych uroczystościach, przyłącza się do  gratulacji i serdecznych  

   życzeń dla całej załogi.

Pochodnia listopad 2006