Wszystko zależy od aktywu

        

Od marca bieżącego roku Zarząd Główny PZN ma nowego przewodniczącego. Jest nim znany wśród niewidomych w Polsce działacz - mgr Kazimierz Lemańczyk, całym sercem i umysłem angażujący się w problematykę naszego środowiska. Pragniemy przybliżyć Czytelnikom jego sylwetkę.  

Kazimierz Lemańczyk urodził się w 1934 roku na Pomorzu, w byłym powiecie chojnickim. A oto, co on sam mówi o swoim życiu.  

- Mój ojciec był pracownikiem straży granicznej. W 1939 roku Niemcy zamordowali mojego najstarszego, osiemnastoletniego brata, a ojca zabrali do niewoli. Rodzeństwo i ja znaleźliśmy się w bardzo ciężkich warunkach. Mając sześć lat rozpocząłem pracę u gospodarza. Najpierw pasłem owce, potem krowy. Jako dziewięcioletni chłopiec musiałem wykonywać wszystkie ciężkie prace w gospodarstwie, do mnie między innymi należała orka w polu, gdyż dorosłych mężczyzn nie było, wysłano ich na front.  

W roku 1945, 27 marca, ostatni raz oglądałem światło słońca. Jechałem wozem zaprzężonym w trzy konie. Jeden z nich nastąpił na minę przeciwpancerną. Wybuch rozszarpał konie, a ja odniosłem rany, w których wyniku utraciłem wzrok. Miałem wtedy dokładnie dziesięć lat i dziesięć miesięcy.  

Przez rok chodziłem do miejscowej szkoły. Uczyłem się tylko z pamięci, ale rozsądny nauczyciel wymagał ode mnie tak samo, jak od innych uczniów. Pod koniec sierpnia 1946 roku przyjechałem do ośrodka dla niewidomych w Laskach. Tutaj skończyłem szkołę podstawową, a następnie zawodową.  

W tym czasie ogromną rolę odegrało w moim życiu harcerstwo. Było nie tylko fascynującą przygodą, kształtowaniem zainteresowań, ale przede wszystkim dobrą szkołą charakteru. Ten hart ducha i ciała niedługo potem zaczął dawać owoce.  

W laskowskiej szkole zawodowej zdobyłem dyplomy czeladnicze w trzech dziedzinach: szczotkarstwie, tkactwie i dziewiarstwie. W tej ostatniej nieco później otrzymałem dyplom mistrzowski. W 1954 roku, tuż po opuszczeniu ośrodka w Laskach, ukończyłem roczny kurs masażu leczniczego w Warszawie, miałem więc kilka zawodów.  

W 1956 roku, z inicjatywy Henryka Ruszczyca uruchomiona została w Warszawie spółdzielnia „Nowa Praca Niewidomych”. Zostałem jej prezesem i tak jest do dzisiaj.  

Pracując, ukończyłem średnią szkołę ogólnokształcącą, a następnie, w roku 1965 studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki. Dodam jeszcze, że ożeniłem się, mam córkę i syna, a obecnie również trzymiesięcznego wnuka - Mateusza.  

- Czytelnicy „Pochodni” wiedzą, że od października 1981 roku był Pan wiceprzewodniczącym Zarządu Głównego PZN, a od marca bieżącego roku - jego przewodniczącym. Chcielibyśmy natomiast wiedzieć, jakie pełnił Pan jeszcze inne funkcje społeczne.  

- Można powiedzieć, że działalność społeczną rozpocząłem bardzo wcześnie, gdyż będąc jeszcze uczniem w Laskach, pracowałem w samorządzie szkolnym, byłem przewodniczącym centralnej rady domu chłopców. Ten samorząd organizował Henryk Ruszczyc. A jak jest dzisiaj?

Wspomniałem już, że od ponad trzydziestu lat zawodowo jestem związany ze spółdzielnią „Nowa Praca Niewidomych” i z „Cepelią”, gdyż  do tej organizacji należy nasza spółdzielnia. Przez wiele lat pracowałem społecznie w Radzie Nadzorczej „Cepelii”, a od czternastu lat jestem przewodniczącym komisji jednego z największych w kraju - warszawskiego środowiska „Cepelii”. Obejmuje ono spółdzielnie województw: warszawskiego, piotrkowskiego i ciechanowskiego. Od sześciu lat jestem również członkiem zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Powierzono mi też społeczną funkcję przewodniczącego komitetu rozbudowy domu opieki społecznej dla samotnych niewidomych kobiet w Żułowie. I to są te ja ważniejsze kierunki mojego społecznego działania. Oczywiście, teraz najwięcej czasu pochłania praca w Polskim Związku Niewidomych, chyba jeszcze więcej niż zawodowa. Tu chciałbym wyrazić wdzięczność moim kolegom, moim zastępcom w spółdzielni, gdyż to na nich teraz spada główny ciężar pracy organizatorskiej i kierowniczej. Rozumieją oni jednak, iż interes naszego środowiska wymaga, abym mógł więcej czasu i sił poświęcać sprawom ogółu niewidomych. Tu na Konwiktorskiej jestem prawie codziennie i to przez wiele godzin. Jednak spółdzielnia ustawiona jest tak dobrze, że moja działalność społeczna nie przynosi jej uszczerbku.  

- Panie Prezesie, jakie zadania PZN uważa Pan aktualnie za najważniejsze i jakie warunki muszą być spełnione do ich wykonania?

- Wszystkich członków naszego Związku dzielę na dwie grupy. Pierwsza to pracujący zawodowo. Druga to ci niewidomi, którzy czy to ze względu na chorobę, czy też inne okoliczności, nie pracują. Należący do pierwszej grupy, a więc pracujący zawodowo, na tle warunków życia przeciętnego obywatela, wyglądają chyba dość dobrze. Oczywiście, na pewno nie wszystkie potrzeby są zaspokojone, ale wynagrodzenie za pracę i jakaś renta na ogół stwarzają podstawy normalnego bytowania.

Znacznie gorzej natomiast przedstawia się sytuacja tej drugie w moim podziale, bardzo licznej, bo przekraczającej pięćdziesiąt tysięcy, grupy niewidomych, którzy zawodowo nie pracują. Często są to ludzie starsi lub chorzy i utrzymywać się muszą niejednokrotnie z bardzo niskich rent czy emerytur. Oni najbardziej potrzebują pomocy i często najmniej jej otrzymują. Czasem nie są w stanie przyjść i swą sytuację przedstawić. I na tym polega, moim zdaniem najważniejsze zadanie Polskiego Związku Niewidomych, aby tych bezradnych, słabych, żyjących w opuszczeniu, otoczyć najlepszą opieką, na jaką nas aktualnie stać.  

Jak to zrobić? Tutaj możemy liczyć przede wszystkim na naszych dobrych, wypróbowanych działaczy społecznych. Tylko oni  mogą dotrzeć do wszystkich najbardziej potrzebujących. Od pomysłowości, umiejętności i zaangażowania naszych działaczy społecznych zależy, czy rozwiążemy prawidłowo problem pomocy dla niewidomych znajdujących się na najniższym poziomie społecznego i materialnego bytowania.  

Oczywiście, nie zapominamy o tym, że wielką rolę do odegrania ma tu również państwo. Mówiło się do niedawna, że już od początku tego roku będą wprowadzone renty socjalne. Niestety, tak się nie stało. Jest projekt ustawy o pomocy społecznej, który przewiduje także renty socjalne, jednak ta ustawa według informacji, które otrzymałem, będąc na posiedzeniu komisji sejmowej, nie ma szans na wejście w życie w bieżącym roku. Ale nawet wtedy, gdy kiedy wspomniana ustawa stanie się prawem, to i tak problem nie zostanie w pełni rozwiązany, gdyż renty socjalne będą niskie i dlatego nadal dużo będzie zależało od aktywu. Samo dotarcie do najbardziej potrzebujących jeszcze wszystkiego nie załatwia. Trzeba ich sytuację umieć przedstawić w odpowiednich organizacjach, urzędach i instytucjach, i tam zdobyć środki materialne. Będziemy dbać o działaczy, wychowywać ich, bo dzięki nim nasz Związek może się rozwijać i być żywą, prężną organizacją, która potrafi się dostosować do ciągle zmieniających się potrzeb i warunków życia.  

Są jeszcze inne bardzo ważne zadania, jak na przykład ciągle narastający problem zatrudnienia niewidomych, sprawa ich wypoczynku, a więc i rozbudowa ośrodka w Muszynie i wybudowanie obiektu w Kaletce, ale nie można powiedzieć wszystkiego w jednym wywiadzie, toteż te zagadnienia omówimy w jednym z najbliższych numerów czasopisma.  

- I ostatnie już pytanie. Jacy, Pana zdaniem, powinni być nasi działacze, ich postawa społeczna i moralna, aby PZN mógł dobrze spełniać swą służebną funkcję wobec niewidomych?

- Uważam, iż każdy działacz powinien dobrze znać statut PZN, prawa i obowiązki niewidomych i ich przywileje. Tylko wtedy może skutecznie pomagać i bronić interesów członków Związku. Postawa naszych działaczy to sprawa niezwykle ważna. Muszą to być ludzie prawi, o nieskazitelnym charakterze. Niosąc pomoc, nie mogą czekać na wdzięczność ani liczyć na szczególne wyrazy uznania. Dla prawdziwego działacza największą satysfakcją i źródłem zadowolenia powinna być czyjaś radość i uśmiech. To jedyna i najważniejsza zapłata za nasz trud i wysiłek.  

Działacze muszą być całkowicie bezinteresowni. Cechować ich powinna duża kultura, takt i wyrozumiałość, wrażliwość na ludzką krzywdę i szlachetność, a wszystko to jest możliwe tylko wtedy, gdy kierujemy się jedynie chęcią pomagania innym ludziom. Jeżeli takich będziemy mieli działaczy,  to nasza organizacja zasłuży sobie na szacunek, uznanie, i nawet najtrudniejsze problemy staną się możliwe do rozwiązania.  

- Dziękuję za rozmowę.  

Józef Szczurek

Pochodnia Sierpień 1987