MUSIMY POMÓC SOBIE SAMI  

Spółdzielnia Nowa Praca Niewidomych w Warszawie istnieje ponad 30 lat. Dotychczas jej sytuacja ekonomiczna była bardzo dobra. Swetry, płaszcze, szale i inne wyroby dziewiarskie cieszyły się wielkim powodzeniem na rynku krajowym i zagranicznym, a wypracowane zyski wystarczały na ogólny rozwój, inwestycje i bogatą działalność rehabilitacyjno-socjalną. Teraz i ta spółdzielnia popadła w gospodarcze tarapaty. Czy uda się odwrócić niekorzystne trendy? Na ten temat wypowiada się prezes spółdzielni, kierujący nią od początku jej istnienia - mgr Kazimierz Lemańczyk. Sytuacja ekonomiczna spółdzielni ''Nowa Praca Niewidomych'' jest taka sama, jak większości zakładów w Polsce, czyli nie najlepsza. Nie tylko spółdzielnie niewidomych borykają się z problemami ekonomicznymi, ale większość zakładów produkcyjnych i to różnych branż. Mam rozeznanie w spółdzielczości cepeliowskiej i wiem, że niektóre zakłady już zlikwidowano. Wyroby naszej spółdzielni miały dobrą opinię i cieszyły się powodzeniem u odbiorców, którzy chętnie je kupowali. Tak było do grudnia ubiegłego roku. Zmiany, które nastąpiły od początku stycznia, odwróciły sytuację. Ludzie zbiednieli, oszczędzają, bo nie wiedzą, co ich czeka. Oszczędzają i dlatego, że nabrali zaufania do złotówki. Przedtem inflacja powodowała, że szybciej wydawali pieniądze. Poza tym rynek jest coraz lepiej zaopatrzony i klienci mają możliwość wyboru. Polityka państwa, której nie pochwalam, sprawia, że ludzie przywożą z zagranicy olbrzymie ilości towarów, często wątpliwej jakości, ale modnych i dobrych kolorystycznie. Klienci kupują je i zaspokajają swoje potrzeby, jeśli chodzi o ubranie. W związku z tym wszystkim zainteresowanie naszym dziewiarstwem jest mniejsze i mamy trudności ze zbytem. Zmusza nas to do ograniczenia produkcji. Prawie wszyscy pracują na pół etatu. Niewidomi członkowie zarządu spółdzielni, włącznie ze mną, otrzymują również wynagrodzenie za pół etatu, choć pracują w pełnym wymiarze godzin. W lipcu zamykamy zakład i bierzemy urlopy płatne, a częściowo już bezpłatne. Niewidomi pracownicy naszej spółdzielni mają jeszcze renty, ale dla widzących jedynym źródłem utrzymania jest ich zarobek. Teraz tak wiele mówi się o restrukturyzacji, o wprowadzeniu innej produkcji czy branży. Ale restrukturyzacja nie jest lekiem na wszystkie bolączki, przynajmniej nie dla nas. Mamy maszyny, na których pracują niewidomi. Gdyby teraz ktoś podarował nam milion dolarów i powiedział: wprowadźcie restrukturyzację, kupilibyśmy najnowocześniejsze, skomputeryzowane maszyny niemieckie. Wtedy sytuacja ekonomiczna zakładu byłaby bardzo dobra, ale zabrakłoby w nim miejsca dla niewidomych. Musimy więc brać pod uwagę i to, czy tam, gdzie jest zbyt duży postęp techniczny i automatyzacja, będą w stanie pracować niewidomi. Dlatego uważam, że to co jest jak najbardziej słuszne w naszym kraju, niestety nie będzie miało zastosowania wobec inwalidów wzroku. W przeszłości wiele osób, m.in. Henryk Ruszczyc, pracowało nad tym, aby znaleźć nowe branże, nowe zawody dla niewidomych. Przychodziło im to z ogromną trudnością i to wtedy, kiedy te sprawy były łatwiejsze. Dziś, gdy ogromnej masie ludzi grozi bezrobocie, gdy obowiązuje rachunek ekonomiczny i kapitalistyczny system gospodarowania, wprowadzenie czegoś nowego dla niewidomych jest szalenie trudne. Mamy już tu pewne doświadczenia, jednak obawiam się, że będzie nam trudno wytrzymać konkurencję na rynku. W dziedzinie zatrudnienia niewidomych osiągnęliśmy wiele. Niektórzy krytykowali akord dla inwalidów wzroku, ale właśnie dzięki pracy akordowej traktowano nas na równi z innymi. Byliśmy samodzielni, mogliśmy utrzymać rodzinę. Obawiam się, że ta praca, która była pracą normalną, może przekształcić się w terapię zajęciową, że nie będzie to już praca wydajna. Jeśli do tego dojdzie, będzie to ogromna strata dla naszego środowiska. Terapia zajęciowa nie daje dochodu, a nikt do tego nie dopłaci. Wicepremier Balcerowicz powtarza: żadnej wyłączności, bo tam, gdzie jest konkurencja, nie powinno być wyłączności. Gdyby jednak udało się dla naszej, niedużej przecież, grupy niewidomych wprowadzić pewną wyłączność, to na pewno nie przewróciłoby to nowego systemu ekonomicznego w kraju, a jednocześnie pomogłoby zachować nasze zdobycze. A mamy się czym pochwalić. Zdobyli i wypracowali to sami niewidomi. Nikt nam tego nie dał w podarunku. Tyle tylko, że państwo sprzyjało nam, dając ulgi w podatku. Na przykład w Hiszpanii niewidomi mają wyłączność na loterię, dzięki czemu ich organizacja jest jedną z najbogatszych na świecie. Wydaje mi się, że gdy patrzy się na ogólnokrajową politykę gospodarczą, rząd oczywiście ma rację, że nie czyni wyjątków, bo to by mogło zniweczyć jego plany. Ale traktowanie inwalidów, w tym i niewidomych, na równi z ludźmi pełnosprawnymi, to nieporozumienie, tym bardziej że przy tych wszystkich przekształceniach nie uniknie się bezrobocia. Jeżeli zdrowi, widzący ludzie nie będą mieć pracy, to w tej sytuacji nie wytrzymamy konkurencji z nimi i bezrobocie zagrozi też i nam. Widzący mogą pójść do jakiejkolwiek pracy, w ostateczności nawet do zamiatania ulic. Nas, niewidomych, bezrobocie pozbawi wszystkiego. Jeżeli raz stracimy pracę, wrócić do niej będzie bardzo trudno. Kierowany przeze mnie zakład był zrzeszony w ''Cepelii'', już nie istniejącej. Ale powstała fundacja, która zrzesza wszystkie spółdzielnie i ma na celu ich ochronę i pomoc. Dlatego uważam, że nie jest dobrze, że na miejsce rozwiązanego CZSN nie powstała jakaś, choćby mała, komórka, która by reprezentowała i inicjowała przedsięwzięcia dotyczące całego środowiska niewidomych. Powołano co prawda przy PZN Krajową Radę Spółdzielców, ale organizacja, o której mówię, powinna być samodzielna, np. rada pomocy spółdzielczości. Polska gospodarka weszła w ostry zakręt. W tym trudnym czasie zawsze łatwiej skomplikowane sprawy omówić i przeprowadzić w grupie. Nie musiałaby tego robić osobno każda spółdzielnia. Również sprawy urzędowe załatwiano by wspólnie. Taka rada powinna powstać, żeby spółdzielczość niewidomych nie zaginęła w masie spółdzielczości inwalidów. U nas pracują inwalidzi I i II grupy, a tam III, którzy są w stanie wykonać wiele różnorodnych czynności. Tam restrukturyzacja jest bardziej realna. Z powodu sytuacji ekonomicznej nasza spółdzielnia musiała zaprzestać działalności rehabilitacyjnej, socjalnej i kulturalnej. Moim zdaniem stan taki potrwa wiele lat. Działalność rehabilitacyjną zawiesiliśmy już w styczniu, bo teraz chodzi o przetrwanie, o zgromadzenie pieniędzy na to, żeby starczyło na wypłaty, na zakup surowca. Fundusz Rehabilitacji Inwalidów też jest zawieszony. Wątpię, czy kiedyś będzie istniał znów, bo jest tworzony przede wszystkim z ulgi w podatku dochodowym. A przecież jeśli nie wypracujemy zysku, nie będzie podatku dochodowego, a w konsekwencji i FRI. Służba zdrowia też była opłacana z funduszu rehabilitacji. Nie widzę możliwości, aby spółdzielnie mogły ją nadal utrzymywać. Trudno sobie jednak wyobrazić, aby niewidomi szukali lekarza poza miejscem swojej pracy. Moim zdaniem, całą służbę zdrowia w spółdzielniach powinno przejąć Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Po wyborach do samorządów terytorialnych mniejsze zakłady miały stać się ich własnością. Dziś za wcześnie jeszcze o tym mówić. Wszystko zależy od ludzi i ich podejścia. Wiadomo, że będą mieli do rozwiązania mnóstwo problemów. Sprawy środowiska niewidomych są marginalne w skali całego kraju. Czy nowi radni znajdą czas, by się nimi zająć? Czy potrafią nas zrozumieć? Mam co do tego wątpliwości. Środowisko niewidomych jest specyficzne i musimy pamiętać o tym, by nasze sprawy trzymać we własnych rękach. Nie można dopuścić, by zajmować się nami zaczęli ludzie, którzy będą decydować za nas, ale nie będą kompetentni w naszych sprawach. Dlatego szczególnie teraz powinniśmy pamiętać, że nic o nas bez nas. Musimy być w środku tych wszystkich zagadnień, spraw. W tej trudnej sytuacji ekonomicznej szybko możemy stracić efekty naszej kilkudziesięcioletniej pracy - budynki spółdzielni. Pozbyć się ich jest bardzo łatwo. Spółdzielnia się zwinie, ktoś wejdzie w te mury i będzie dobrze prosperował. Ale jeżeli te budynki raz przepadną, to już przez dziesiątki lat ich nie odbierzemy. A w tej nowej sytuacji nie dojdziemy szybko do jakiegoś przyzwoitego majątku. Trzeba oczywiście szkolić niewidomych w zawodach telefonisty, masażysty i innych, ale jest cała grupa ludzi, którzy nie nadają się do wykonywania zawodu telefonisty czy masażysty, natomiast właśnie w spółdzielni wykonywali różne prace przy produkcji lub montażu. I robili to dobrze. Mieli pełną satysfakcję, że są przydatni, że są pełnowartościowymi członkami społeczeństwa i należą do rodziny spółdzielczej. Wiadomo już, że na pomoc władz państwowych nie mamy co liczyć. Jest ona minimalna. Otrzymują ją zakłady zatrudniające inwalidów ze schorzeniami psychicznymi, bo ich działalność traktowana jest jako terapia zajęciowa. Dla pozostałych inwalidów, w tym i niewidomych, pomoc może być tylko w postaci nieco tańszego kredytu, czyli pożyczki, którą trzeba spłacić. Musimy więc sami sobie pomóc. Powinniśmy się razem zastanowić, jak wybrnąć z tej trudnej sytuacji, żeby nie zaprzepaścić dorobku całego 40-lecia.  

Pochodnia sierpień 1990