Biografia  prasowa  

 

  Andrzej Lewandowski   

  Wykładowca  w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu  

  Popularytator  polskiej poezji

 

"Błogosławiony dar ślepoty"   

  Irena Hajncel

 

Andrzej Lewandowski, niedowidzący od urodzenia, na przekór losowi ukończył szkołę średnią, potem studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Pozostał na asystenturze, zrobił doktorat i przez kilkadziesiąt lat był nauczycielem akademickim. Jego życiowe motto brzmi: "Poznać to, co jest naprawdę ciekawe i godne przeżycia. Oddać się takiemu działaniu, które przynosi tyle radości, że sukces, uznanie czy aprobata nie mają większego znaczenia."

Czytać nauczył się sam, mając pięć lat. Do dziś nie wie, jak to się stało. Ominął etap bajek i korzystając z bogatej biblioteki ojca, przeczytał "Trylogię". Kiedy ukończył liceum, lekarze, z uwagi na słaby wzrok, odradzali mu dalszą naukę. Radzili szczotkarstwo. Przekornie zdał na matematykę, choć tak naprawdę wtedy tej matematyki do końca nie lubił. W czasie studiów znany był w środowisku akademickim jako biegacz na średnich i długich dystansach, dobry szachista oraz pasjonat muzyki poważnej, poezji i kina. Założył Studencki Dyskusyjny Klub Filmowy. Gdy tylko pozwalał czas, chodził po górach. Po ukończeniu studiów i uzyskaniu stopnia doktora o habilitacji już nie myślał. Szkoda mu było oczu w myśl zasady: "Jak się ma czegoś mało, to trzeba to cenić". Pracował na uczelni do czasu przejścia na rentę. Nadal ma dobry kontakt ze studentami. Są jego lektorami, zaraża ich swoją ciekawością życia, poznawania świata. Uczy niezbyt dzisiaj popularnej sztuki pomagania innym i czerpania z tego zajęcia radości i optymizmu.

W szachy też nauczył się grać sam. Kupił książkę "Nauka gry w szachy", nauczył się reguł i zaczął grać korespondencyjnie, stopniowo odnosząc sukcesy. Z czasem zdobył tytuł mistrza FIDE. Potem przyszedł czas na rozgrywki w turniejach ligowych i międzywojewódzkich. Zajął się też kompozycją szachową. Trafił do "Albumu". Ta przygoda trwała 20 lat.

Po górach chodził intensywnie przez 32 lata. W grupach, sam, potem z żoną. Najpierw Beskidy, potem Tatry, teraz okolice Muszyny. Wędrował z lornetką i aparatem fotograficznym. Ciekawiła go przyroda i piękno gór. Przy pomocy innych osób utrwalał na kliszy krajobrazy, gniazda ptaków, rośliny i kwiaty. Ma duży zbiór przeźroczy oraz ogromne bogactwo przeżyć, związanych z przebywaniem na szlakach - od zachwytu, po chwile grozy. Górom poświęcił jedną z licznie wygłaszanych prelekcji. Nazwał ją "Mistyką gór". Uczestnikom tego spotkania przekazał całą swoją miłość do gór, fascynację przyrodą jako potęgą, która zmusza do zadumy i poszanowania jej praw.

To ostatnia wielka miłość, jaka mu się zdarzyła. Już po pierwszym wyjeździe na południe Europy, spośród wielu miast, jakie zwiedził, zachwyciła go Florencja. Poczuł się tam tak, jak u siebie w Toruniu. Nauczył się języka włoskiego. Dziś włada nim biegle. Z rdzennymi Włochami śpiewał pieśni neapolitańskie na Capri i w Sorrento. Udało mu się też wprowadzić w osłupienie rodowitego Włocha, któremu w rewanżu za recytację sonetu Petrarki wyrecytował inny sonet w dialekcie starotoskańskim. Petrarka urzekł go tak dalece, że przełożył na język polski sto sonetów. Ze swoich wojaży po najpiękniejszych miejscach zabytkowych Włoch przywoził bogate przeżycia i piękne przeźrocza, które stanowią ważny element, wzbogacający prelekcje wygłaszane w Ośrodku Czytelnictwa Chorych i Niepełnosprawnych Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu. Z tego cyklu prelekcji niezwykle ciekawe były tematy: "Biedaczyna z Asyżu", "Florencja - kolebka Renesansu", "Sycylia wyspa słońca", "Pod balkonem Julii i w cieniu Krzywej Wieży" i inne.

Po przejściu na rentę postawił sobie ważne pytanie: "Co może robić ślepak na rencie?". Znalazł szybko odpowiedź. Właściwie wszystko. Konieczność opierania się przez całe życie na pamięci zaczęła teraz procentować. Pamięć, po dziesiątkach lat wykładów, wykształciła się w sposób niewiarygodny. Okazało się też przy okazji, że ma talent recytatora. Za szczyt osiągnięć recytatorskich należy uznać przygotowany na Rok Mickiewiczowski 12-odcinkowy spektakl "Pana Tadeusza" - wszystko wygłoszone z pamięci i pięknie zinterpretowane. Ale to nie wszystko. Były jeszcze wieczory poezji Norwida, Gałczyńskiego, ks. Twardowskiego, Przerwy-Tetmajera. Z bogatego zbioru przeźroczy powstały też takie cykle tematyczne prelekcji, jak: "Wielka galeria świata", a w nich słynne muzea i ich zbiory oraz "Klejnoty architektury" - budownictwo sakralne - najpiękniejsze katedry. Wszystkie prelekcje cieszą się dużym powodzeniem. W gronie wiernych słuchaczy mówimy krótko, że idzie się "na Lewandowskiego", by zawsze przeżyć coś ciekawego i pięknego. Zdumiewa pracowitość pana Andrzeja, który w samym tylko Ośrodku Czytelnictwa wygłosił dotychczas ponad 70 prelekcji, nie mówiąc o licznych spotkaniach w Kole Rencistów i Emerytów Uniwersytetu oraz Klubie Seniora.

Mówi, że jest samotnikiem, naturą przekorną - im trudniej, tym ciekawiej. Pokonał wrodzoną nieśmiałość i tremę przed publicznymi występami, choć nie do końca. Ma ogromny szacunek dla swoich słuchaczy. Odkąd przeszedł na rentę, tyra "jak przysłowiowy wół". Nauczył się cenić życie od tej najlepszej strony i uważa siebie za człowieka szczęśliwego. Dając radość innym, korzysta z ich radości. Twierdzi, że na pewno nie miałby takiego ciekawego życia, gdyby był człowiekiem pełnosprawnym. Ostatnio zaczął zajmować się przekładami. Nazywa siebie "nieudolnym grafomanem". Oprócz sonetów Petrarki, przełożył z rosyjskiego "Eugeniusza Oniegina". Ma zamiar napisać książkę. Na razie pod roboczym tytułem "Błogosławiony dar ślepoty". Będzie to zapewne między innymi wskazówka, jak ciekawie i bogato przeżyć życie. Jak uwierzyć, że nie ma takich wyzwań, których nie da się podjąć.

Od prawie 40 lat jego niekiedy niełatwe zamierzenia wspiera żona Barbara, też pasjonatka gór i zwolenniczka poznawania tego co ciekawe i warte przeżycia. Państwo Lewandowscy są znani i lubiani w toruńskim środowisku niewidomych i niepełnosprawnych. Ostatnio dali się też poznać jako gawędziarze w ośrodku rehabilitacji w Muszynie, gdzie pan Andrzej miał wieczory autorskie.

Za swoją działalność kulturalno-oświatową Andrzej Lewandowski został odznaczony srebrną Honorową Odznaką     Polskiego Związku Niewidomych.  

Pochodnia czerwiec 2003