Biografia  prasowa  

 

Kazimierz Lemańczyk

 prezes zarządu spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" w Warszawie      

Członek zarządu Towarzystwa  Opieki nad Ociemniałymi

Działacz PZN

  Główny sponsor i opiekun  społeczny  ośrodka Rehabilitacji  Niewidomych w gdańskim  Sobieszewie  

 

Trzy nadzwyczajne jubileusze   

   Józef Szczurek   

   

W maju bieżącego roku mgr Kazimierz Lemańczyk - jeden z najwybitniejszych działaczy społeczności niewidomych i słabowidzących w Polsce, obchodził osiemdziesiątą rocznicę  swych urodzin. Nie jest to jedyna rocznica. Tak się złożyło, że na ten rok przypada również sześćdziesięciolecie  podjęcia  jego pracy  zawodowej. Ponadto na początku 1957 roku wybrano go na prezesa zarządu spółdzielni "Nowa praca Niewidomych" i na tym stanowisku, ku   ogólnemu zadowoleniu, pozostał do dnia dzisiejszego.  

 Te trzy jubileusze składają się na fenomen mający znamiona niezwykłej rzadkości, dlatego  przy tak ważnej sposobności chcę przypomnieć jego pracę, wszechstronną   działalność  społeczną mającą na celu  polepszenie jakości życia niewidomych i na tej drodze niemałe osiągnięcia. Zacznijmy zatem od  lat najwcześniejszych .    

   Ojciec Kazimierza- Julian Lemańczyk -  wrócił do Polski w 1919 roku jako uczestnik Błękitnej Armii Józefa Hallera. Brał udział w kampanii antybolszewickiej. Pod koniec 1920 roku został  wysłany na Pomorze, aby przejmować ziemie polskie od Niemców.  Przez cały okres międzywojenny pracował w straży granicznej.  

    24 stycznia 1921 r., w kościele parafialnym w Borowym Młynie /w powiecie chojnickim/   zawarł ślub z Martą Kruza. Z tego małżeństwa urodziło się sześcioro dzieci.   

   Kazimierz -  najmłodszy z rodzeństwa- przyszedł na świat we wsi Wierzchocina  w maju  1934 r. Dzieci były wychowywane w  atmosferze patriotyzmu i religijności, co w dorosłym życiu zaowocowało poczuciem odpowiedzialności, uczciwości i odwagą w podejmowaniu trudnych zadań.   

  W 1939 roku Niemcy zamordowali jego najstarszego, osiemnastoletniego brata Jana za przynależność do patriotycznej organizacji pod nazwą Związek Zachodni, a ojca wzięto do niewoli. Rodzina znalazła się w ciężkiej sytuacji materialnej. Mając sześć lat, Kazimierz  rozpoczął wraz ze starszym bratem pracę u gospodarza. Najpierw pasł owce, a potem - krowy. Już jako 9-letni chłopiec wykonywał najcięższe prace. Do niego należała również orka w polu.   

 27 marca 1945 roku jechał wozem zaprzężonym w trzy konie. Jeden z nich nastąpił na minę przeciwpancerną. Wybuch rozszarpał konie, a on sam odniósł rany, w wyniku których utracił wzrok.   

We wrześniu tego samego roku rozpoczął naukę w drugiej klasie  miejscowej szkoły. Uczył się tylko z pamięci, ale rozsądny nauczyciel stawiał mu takie same wymagania jak innym uczniom. Pod koniec sierpnia 1946 roku przyjechał do ośrodka dla  niewidomych dzieci  w Laskach. Tutaj ukończył szkołę podstawową, a następnie - zawodową.   

Tutaj w pełni ukształtowała się jego osobowość. W dużej mierze było to zasługą Alicji Gościmskiej, która zamkniętego w sobie i raczej nieśmiałego chłopca wciągnęła do harcerstwa, powierzyła mu dowodzenie zastępem "Słoneczników", później "Mieczy". Jako mądra i doświadczona wychowawczyni wiedziała, że znacznie więcej niż słowami można zdziałać cierpliwym i konsekwentnym postępowaniem. Prowadzone przez Alicję Gościmską harcerstwo stało się dla niego nie tylko fascynującą przygodą, kształtującą wszechstronne zainteresowania i umiejętności współdziałania w grupie, ale przede wszystkim dobrą szkołą charakteru. Ten hart ducha niedługo potem zaczął owocować.   

Kazimierz Lemańczyk został przewodniczącym Prezydium Centralnej Rady Domu Chłopców. Odpowiedzialny za wychowanie młodzieży Henryk Ruszczyc przywiązywał ogromną wagę do pracy samorządowej, którą traktował jako szkołę samodzielności. Dawał wychowankom duże uprawnienia, ale i nakładał na nich nie mniejsze obowiązki. Poprzez samorząd przygotowywał ich do odpowiedzialności w życiu dorosłym.  

Ważną rolę w życiu niewidomych chłopców,  często pełnych różnych lęków i kompleksów, odegrał Antoni Marylski. Potrafił z uwagą wysłuchiwać wychowanków, był gotów do rozmowy na każdy temat. Chłopcy bez obaw i bez skrępowania mogli mówić o swych najbardziej intymnych problemach. Wiedzieli, że nie zostaną z nimi sami, że pan Marylski wszystko im spokojnie wyjaśni i - jeśli trzeba - udzieli rady jak mądry i wyrozumiały ojciec.  

Matkowały zaś chłopcom siostry franciszkanki. Kazimierz Lemańczyk szczególnie serdecznie wspomina s. Hiacyntę pracującą w spiżarni i s. Czesławę ze szwalni. Potrafiły one zapewnić oderwanym od domów dzieciom ciepłą, prawdziwie rodzinną atmosferę.     

 W szkole zawodowej zdobył dyplomy czeladnicze w trzech dziedzinach - szczotkarstwie, tkactwie i dziewiarstwie. W tej ostatniej - także dyplom mistrzowski.   

Z Lasek Kazimierz Lemańczyk wyniósł wiarę we własne siły i możliwości - bez której niemożliwa byłaby skuteczna służba na rzecz innych. I Laski dały mu dojrzałą formację religijną, bez której służby tej pewnie by się nie podjął.   

W 1953 r. opuścił zakład i zamieszkał w Warszawie, w internacie przy ulicy Słupeckiej. W tym samym roku dostał się na kurs masażu leczniczego, który ukończył rok później, jednak pracy w lecznictwie nie podjął, gdyż wiązało się to z koniecznością opuszczenia stolicy, a na to nie chciał się zgodzić.   

27 maja 1954 r., w dwudziestą rocznicę urodzin, rozpoczął pracę jako szczotkarz w Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy. W tym zakładzie był zatrudniony tylko przez pięć miesięcy. 1 listopada wrócił znowu do Lasek, ale już jako nauczyciel szczotkarstwa. Jednocześnie doskonalił swoje  umiejętności w dziedzinie dziewiarstwa.   

 Po zdaniu egzaminu mistrzowskiego, 15 czerwca 1956 r.,  przystąpił do pracy w cepeliowskiej spółdzielni "Poziom" w Warszawie, ale nie na długo, gdyż już 1 października rozpoczął pracę w nowopowstałej spółdzielni - w "Nowej Pracy Niewidomych". Wkrótce też powierzono mu funkcję jej szefa. Obawiał się, czy podoła trudnemu zadaniu, ale pan Ruszczyc z Lasek  - inicjator spółdzielni - przekonał go, że dla dobra całej załogi powinien przyjąć stanowisko prezesa zarządu.       

Obowiązków przybywało, gdyż w tym samym roku - 1956 - Lemańczyk podjął decyzję o dalszej   nauce. Poziom laskowskiej szkoły zawodowej był wysoki, toteż od razu zdał egzamin do  dziesiątej klasy liceum ogólnokształcącego. Dwa lata później otrzymał świadectwo  dojrzałości.  

 Po rocznej przerwie rozpoczął studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki /Szkoła Główna Handlowa/ na Wydziale Handlu Wewnętrznego. Wraz z nim naukę podjęli Andrzej Skóra i Marian Adamczyk. Miało to istotne znaczenie, ponieważ w grupie łatwiej się uczyć. Mieli wspólnych lektorów, razem przygotowywali się do egzaminów.   

Studia pomagały Lemańczykowi w dobrym wypełnianiu obowiązków prezesa spółdzielni, gdyż  wiedzę zdobywaną podczas wykładów i seminariów od razu można było przekładać na język praktyki. Studia ukończył w 1965 roku. Temat pracy magisterskiej - "Efekty ekonomiczne i pozaekonomiczne produkcji spółdzielni cepeliowskich w latach 1958-1963"  - ściśle wiązał się z jego pracą zawodową.   

23 kwietnia  1962 roku,  Kazimierz Lemańczyk i Maria Mizak zawarli związek małżeński. W  Kościele św. Marcina w Warszawie ślubu udzielił im ks. Tadeusz Fedorowicz- ówczesny krajowy  duszpasterz niewidomych.  W ciągu sześciu lat urodziło się troje dzieci: Monika, Paweł i Anna.  Wielkim dramatem państwa Lemańczyków stała się tragiczna śmierć najstarszej córki, która w wieku trzynastu lat podczas pobytu na koloniach letnich utonęła w czasie kąpieli w jeziorze. Chyba tylko głęboka wiara uchroniła ich od całkowitego załamania i pozwoliła, po wielu miesiącach, otrząsnąć się z nieszczęścia.   

 Działalność Kazimierza Lemańczyka nie kończyła się na pracy zawodowej, zbyt wiele było w nim sił witalnych i potrzeby służenia ludziom. Pracę zawodową i społeczną traktował na równi. Stanowiły jakby dwie odnogi tego samego nurtu życiowej aktywności.  

  Kierowania spółdzielnią chyba nigdy nie postrzegał jedynie w wymiarze zawodowym, równie ważny był aspekt społeczny. Nie chodziło przecież tylko o to, by ludzie mieli pracę i otrzymywali za nią godziwą zapłatę, lecz także, aby mogli się kształcić, rozwijać swoją  osobowość. Prezes Lemańczyk przywiązywał również ogromną wagę do działalności   rehabilitacyjnej. Chciał, aby jak najwięcej niewidomych mogło skorzystać z pomocy w zaopatrzeniu w sprzęt ułatwiający samodzielne życie, uczestniczyło w życiu kulturalnym, miało zapewniony wypoczynek oraz - przede wszystkim - jak najlepsze warunki dla rozwoju duchowego i intelektualnego.   

"Nowa Praca Niewidomych" od początku należała do "Cepelii". We władzach tej organizacji Kazimierz Lemańczyk pełnił odpowiedzialne funkcje. Od 1969 roku, bez przerwy, jest członkiem rady nadzorczej. Wybrano go również na przewodniczącego warszawskiej Społecznej Komisji Środowiskowej - największej cepeliowskiej organizacji regionalnej. Powierzenie mu tak trudnych zadań świadczyło o zaufaniu do jego dojrzałości społecznej i intelektualnej oraz odpowiedzialności. Swoim doświadczeniem dzielił się również z innymi spółdzielniami, przez kilka kadencji należał bowiem do Rady Centralnego Związku Spółdzielni Niewidomych.  

Dużo wysiłku i czasu poświęcił na bezinteresowną pracę w Polskim Związku Niewidomych. Od października 1981 do marca 1987 roku pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Zarządu Głównego PZN, a od marca 1987 do sierpnia 1988 roku  - przewodniczącego. Zależało mu, aby władze Związku znały i rozumiały potrzeby ogółu niewidomych i chciały im z oddaniem służyć, ale  wtedy ten kierunek w gremiach kierowniczych PZN nie znajdował należytego zrozumienia.   

 Ważną działalnością prezesa Lemańczyka jest praca społeczna w zakładzie w Laskach. Począwszy od 1974 r. do 1998 r. był członkiem zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, a do tej pory jest honorowym członkiem Zarządu TOnO.    

  W 1973 r. w Laskach został powołany Komitet Budowy Domu Przyjaciół Niewidomych im. Henryka Ruszczyca. Lemańczykowi powierzono funkcję przewodniczącego komitetu. Dom, którego budowa finansowana była w dużej części ze środków zebranych od osób prywatnych i zakładów pracy, został oddany do użytku cztery lata później. Kazimierz Lemańczyk przyjął  również przewodnictwo komitetu budowy domu opieki dla samotnych niewidomych kobiet w Żułowie. I ten dom wspierany był przez datki społeczne, ale główny ciężar sfinansowania nowego obiektu wziął na siebie Nowojorski Komitet Pomocy Niewidomym w Polsce. Żułowski dom opieki wybudowano w ciągu pięciu lat.  

W minionym pięćdziesięcioleciu w Gdańsku-Sobieszewie wyrósł wspaniały ośrodek rehabilitacyjno-wypoczynkowy, który jest własnością Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Może w nim przebywać jednocześnie około sto osób. Nad jego budową i dojrzewaniem pracowało wielu ludzi, ale spośród nich największe zasługi ma pan Kazimierz Lemańczyk wraz z całym Zarządem i Załogą spółdzielni „Nowa Praca Niewidomych”. Spółdzielnia przeznaczała duże sumy ze swoich dochodów na rozbudowę Ośrodka.   

Ponadto, Kazimierz Lemańczyk nieustannie otaczał Ośrodek swym twórczym staraniem o poszukiwanie różnych źródeł wsparcia finansowego i zdobywał w innych instytucjach fundusze na jego rozbudowę. W tych kilkudziesięciu latach trasę Warszawa - Gdańsk, przemierzał setki razy. Jego troska, energia i konsekwencja w działaniu przyniosły wymierne rezultaty.  

Od 1995 roku należał do rady nadzorczej Fundacji Sportu Niepełnosprawnych "Start", a w maju 2000 r. wybrano go do zarządu 26-osobowego Komitetu Paraolimpijskiego. Z tego tytułu w październiku 2000 towarzyszył polskiej ekipie niepełnosprawnych sportowców podczas igrzysk w Australii.   

          27 maja 2014 roku Kazimierz Lemańczyk ukończył 80 lat, ale nadal zadziwia jego energia i aktywność. Prawie od 60 lat kieruje spółdzielnią "Nowa Praca Niewidomych". To prawdziwy fenomen na mapie gospodarczej i społecznej Polski.   

  Po chwilowych trudnościach z początku lat 90., spowodowanych przełomowymi zmianami w polityce i gospodarce Polski, „Nowa Praca” pod kierunkiem prezesa Lemańczyka nie tylko podniosła się, ale wkroczyła na zupełnie nowe tory. Rozwinęła działalność dostosowaną do najbardziej nowoczesnych potrzeb i warunków. Powstał dział telemarketingu, obsługujący centralne instytucje państwowe oraz instytucje finansowe. Jak dotychczas żaden zakład zatrudniający niewidomych nie poszedł w jej ślady. W ramach działalności spółdzielni powstały dwa studia nagrań książek, dział produkcji Czytaka. Przy spółdzielni powstało również stowarzyszenie Larix, którego podstawowym zadaniem jest nagrywanie książek dla niewidomych.            

Chcąc pomagać jak największej liczbie osób z dysfunkcją wzroku, zarząd uruchomił przy spółdzielni warsztaty terapii zajęciowej dla 36 osób. Jest to jedyna tego typu placówka dla niewidomych w Warszawie.             

       Władze państwowe doceniają zasługi Kazimierza Lemańczyka i pozytywny wpływ na życie społeczne i ekonomiczne w tak wielu dziedzinach i dały temu doniosły wyraz. W    grudniu 2004 r. prezes zarządu spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Prawie dwadzieścia lat wcześniej odznaczono go Krzyżem Oficerskim.  

         Na zakończenie tego z konieczności skrótowego rysu biograficznego, warto jeszcze dodać, że pan Lemańczyk jest nie tylko ojcem, ale także dziadkiem. Dwójka dzieci to już ludzie dorośli, a wnuki - jest ich dwu - przysparzają wiele radosnych przeżyć. Zawsze przywiązywał duże znaczenie do życia rodzinnego opartego na zdrowych zasadach moralnych. Przy różnych okazjach podkreślał , iż spotkało go wielkie szczęście, że mógł w pełni poświęcić się pracy zawodowej i społecznej dzięki żonie, która wzięła na swoje barki trud wychowywania dzieci i prowadzenia domu, nie szczędząc starań, aby panowało w nim poczucie bezpieczeństwa, ciepło i ład. Oparcie, jakie znajdował w rodzinie, pozwalało mu odważnie stawiać czoło wszelkim trudnościom i przeszkodom. Niemała w tym również zasługa lojalnych współpracowników w zespole kierowniczym "Nowej Pracy Niewidomych", ponieważ nie musiał tracić energii na walkę o utrzymanie swego stanowiska. Dzięki temu mógł skoncentrować się na tym, co naprawdę ważne: pracy na rzecz środowiska niewidomych.   

 Spółdzielnię traktował zawsze jako zadanie, które prawie 60 lat temu powierzył mu Pan Henryk   Ruszczyc, i dlatego z całych sił o nią dbał i ta troska stała się dla niego najważniejsza.