Mruczę i prycham Artystycznie i naukowo

 

       Źródło: Publikacja własna "WiM"  

 

Kochani moi!  

 Muszę z wielkim wstydem przyznać, że byłem małodusznym zacofanym niedowiarkiem, nie wierzyłem, że przemianowanie biura Zarządu Głównego PZN na Instytut Tyflologiczny PZN przyniesie tak wspaniałe rezultaty. A jednak przyniosło.  

Moje wątpliwości brały się z zacofanego rozumienia słów, pojęć, nazw i zaklęć. Myślałem, jako ten durakow, że instytut oznacza placówkę naukową-badawczą, która zatrudnia profesorów, docentów, doktorów. A to wcale niekoniecznie. Wystarczy, że odpowiednio się ją nazwie i pozytywne rezultaty są faktem. Taka zmiana nazwy działa jak czarodziejska różczka, czarodziejski pierścień czy czarodziejska lampa, jak najmocniejsze zaklęcie.  

Drodzy Wy moi! Wyobraźcie sobie, że w Instytucie Tyflologicznym powstał wspaniały, nowoczesny projekt, oparty na naukowych podstawach w wyniku intensywnych badań. Projekt ten przyoblekł artystyczną szatę dzięki współpracy z artystami. No i co niedowiarki równie wielkie, jak ja byłem? Czarodziej machnął różczką, potarł pierścień, zapalił lampę i zastosował swoje najmocniejsze zaklęcie... Stało się... A co się stało? A właśnie - niewidomi stali się już widoczni. Czapki niewidki pospadały im z głów i są już wśród ludzi. Przestały ich trapić: niskie renty socjalne, bezrobocie, brak przewodników i lektorów, wysokie ceny sprzętu rehabilitacyjnego i inne plagi. Teraz są już jak wszyscy inni, są widoczni, są bardzo nowocześni.  

 

 W zaproszeniu do udziału w tym wspaniałym, nowoczesnym projekcie Marta Michnowska pisze:  

 

"Bądźmy razem, wspólnie odciśnijmy mocno nasz ślad w krajobrazie Warszawy. Niech będzie nas jak najwięcej, nas - niewidomych, słabowidzących i naszych przyjaciół. Niech wszyscy nas zauważą.  

 Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w wydarzeniach zaaranżowanych wspólnie przez Instytut Tyflologiczny Polskiego Związku Niewidomych i artystów wydarzeniach składających się na kampanię społeczną "Niewidomi już widoczni". Zapraszamy szczególnie w trzy miejsca, a znaleźć będzie nas bardzo łatwo:  

17 września 2011 r. - godzina 21.00 - spotykamy się na Nowym Świecie przy kawiarni ST. Traffo (Nowy Świat 36). Przygotowaliśmy multimedialną niespodziankę. Każdego, kto zechce i będzie mógł, prosimy o ubranie się na biało (przynajmniej częściowo). To, oprócz białej laski, będzie nasz znak rozpoznawczy. Niespodzianka będzie trwała nie dłużej niż 15 minut, start ma być maksymalnie punktualny, warto więc się nie spóźnić".  

 

       ***  

        

Rozchorowałem się i nie mogłem uczestniczyć w tym wydarzeniu. Tak, tak "Pan Kocur był chory i leżał w...", ale dyć wiem co nie co, jak to wiekopomne wydarzenie wyglądało.  

Centrum Warszawy, sobotni wieczór, kawiarnia z ogródkiem wysuniętym na chodnik, kłębiące się tłumy warszawiaków i gości. Pracownicy Instytutu Tyflologicznego, grupa młodzieży... Otworzyły się drzwi kawiarni, z których wyszło 9 białych postaci, coś huknęło. Anioły to nie były, bo nie miały skrzydeł. Może śmierci? Też nie, bo zamiast kos miały białe laski. Ki diabeł? Ale to proste, jasne i nowoczesne. Postaci te stukając onymi laskami przedefilowały przez ulicę Nowy świat na drugą jej stronę i postaci zniknęły. Po chwili pojawiły się na balkonie i ustawiły się wzdłuż balustrady półkolem, tworząc biały ekran. Wybuchły kaskady świetlnych barw, piękne kolory, błyski, kręgi i słupy, wspaniałe! A na tych postaciach pokazał się napis: "Niewidomi już widoczni". Ponoć i filmik jakowyś był, ale go nie było widać na tym białym ekranie.  

.Ależ to czary mary... Kto by pomyślał?  

Białe stwory z laskami zeszły na ulicę i przedefilowały do kawiarni, stukając laskami. No tak, po takiej pracy konieczne jest wypicie kawy, może piwka...  

Kelnerka zapytana, co tu się dzieje, odpowiedziała, że nie wie. Przechodnie jeden do drugiego: "Co to"? "Chyba teatr".  

No tak, teatr. Nie precyzowali - dramat czy komedia.  

Ale bez żartów i bez głupich pytań. Niespodzianka była rzeczywista, realna i tak trwała, że trwa w dalszym ciągu. Niespodzianką jest dla mnie przesłanie z niej wynikające, tj. zupełnie nie wiem jakie. Ale co tam? Jestem Starym, zacofanym Kocurem i nie wszystko mogę wiedzieć. A że spacerowicze też nie wiedzieli - przecie to nie dla plebsu. To jest projekt artystyczno-naukowy i basta! Czapki z głów profani! Niewidki również, a może przede wszystkim, bo macie być widoczni. Najważniejsza jest młodość, nowoczesność, ruch, światło, multimedialność i jest to wielka wartość, chociażby w niej treści nijakiej nie było, albo raczej chociaż byś nie potrafił się jej doszukać bez wskazania palcem i dłuższych wyjaśnień.  

 

Cytuję dalej zaproszenie:  

 

"19 września 2011 r. - godzina 11.00 - spotykamy się na placyku przy skrzyżowaniu Nowego Światu i Smolnej (przy rondzie de Gaullea). Z tego miejsca wyruszymy na spacer Nowym Światem, by zamontować po drodze tabliczki brajlowskie przy wejściach do różnych punktów usługowych. Te tabliczki mają być znakiem przypominającym o istnieniu osób z dysfunkcją wzroku i sygnalizującym, że tu osoba z białą laską jest zawsze mile widziana. Spacer będzie trwał nie dłużej niż godzinę".  

 

       ***  

        

Oż psia mać! A ja myślałem, że niewidomym jest bardzo trudno wymacać na tramwaju czy autobusie przycisk służący do otwierania drzwi! Widzicie, jaki jestem głupi i zacofany? Okazuje się, że świetnie sobie poradzą z warszawskimi budynkami, które są znacznie większe od autobusów. To warto światu całemu pokazać!  

A czy osoby widzące zauważą te tabliczki i zrozumieją ich znaczenie? A czy to ważne? To ich problem.  

Z moich doświadczeń wynika, że pismo brajla, dla osób widzących, trąci czarną magią. Nic z niego nie rozumieją i napawa ich podziwem dla niewidomych graniczącym ze zgrozą. Ale jak zobaczą takie tabliczki na Nowym Świecie... Z pewnością im się w głowach porozjaśnia, a jak nie - pies ich drapał. Tumany zacofane!  

Chciałem jednak przekonać się, jakie wrażenie robią te tabliczki. Jak się pewnie domyślacie, nie miałem ochoty obmacywać ścian i szukać onych tabliczek. Poprosiłem więc osobę widzącą, żeby obejrzała to dzieło. Inspekcji dokonała w czwartek, a więc trzy dni po umieszczeniu tych tabliczek. Na całym Nowym Świecie znalazła jedną, a na Krakowskim Przedmieściu żadnej. Tabliczka owszem, estetyczna i głosi, że "Niewidomi już widoczni". To wszystko na ten temat.  

 

I ostatni cytat  

 

"19 września 2011r. - godzina 19.00 - spotykamy się przy siedzibie Instytutu Tyflologicznego Polskiego Związku Niewidomych (ul. Konwiktorska 9). Otworzymy wtedy, budzący już tyle kontrowersji mural namalowany na fasadzie budynku PZN i zainaugurujemy wystawę zdjęć znanego fotografa Tomka Sikory (połączoną z projekcją filmu produkcji jajkoFilm). Czekamy na każdego, kto zechce nam towarzyszyć.  

       Marta Michnowska  

 Centrum Komunikacji  

Instytut Tyflologiczny Polskiego Związku Niewidomych"  

        

       ***  

        

No i odbyło się otwarcie muralu, który okazał się zupełnie niekontrowersyjny - oczy ładne, czarnobiałe, delikatnie nakreślone, świetnie komponują się z szarą, odrapaną ścianą. Mało kto je zauważy, a z pewnością każdy będzie wiedział, co one symbolizują. I znowu nie miałem racji. I znowu okazało się nowocześnie. I znowu jak się dobrze wytłumaczy, każdy będzie wiedział, w czym rzecz. Ale jak to tłumaczyć przechodniom na ulicy? Oj, chyba szukam dziury w całym. I bez tego wszyscy doskonale wiedzą, a ja się zestarzałem. Oj, chyba muszę przejść na emeryturę, bo nie potrafię "z młodymi naprzód iść", po środki przekazu sięgać nowe... Ale to mój problem, a nie...  

Jestem zachwycony symboliką, alegoriami, nowoczesnością, pomysłowością, inwencją twórczą, wspaniałym przekazem, pożytkiem dla niewidomych itd., itp.  

Przecież czarownicy, magowie, guru różnych sekt i niektórzy politycy od dawna wiedzą, że jak się dobrze rzecz przedstawi, to symbole są ważniejsze od rzeczywistości. A więc, skoro nie może być dobrze, niechaj przynajmniej będzie pięknie, nowocześnie, alegorycznie i symbolicznie. To wystarczy niewidomym, boć przecie wystarcza wielu widzącym. A co to, czy niewidomi są gorsi?  

Mam tylko jedną wątpliwość, ale wynika ona pewnie z mojej kociej, wrednej natury. Nie wiem, dlaczego ta wspaniała firma artystyczna nazywa się "jajkoFilm". No właśnie "jajko", liczba pojedyncza... Gdyby było przynajmniej dwa jajka, można by z entuzjazmem zakrzyknąć: ale jaja!  

       Zachwycony Stary Kocur

    

 

Wiedza i Myśl październik 20111