Każdy musi odejść  

A. Szymański

 Rozmowa z Wiktorem Kurpińskim, wieloletnim działaczem PZN z Płońska.

- Panie Wiktorze, jest pan jednym z najdłużej pracujących działaczy PZN. Jak pan trafił do Związku?- W 1967 roku otrzymałem I grupę inwalidzką i niedługo później wstąpiłem do PZN. Poprzednio przez 11 lat byłem prezesem spółdzielni. Po przejściu na rentę prowadziłem zakład rzemieślniczy. - I wychodził pan na swoje?- Oczywiście. Współpracowałem z jednostką wojskową i robiłem dla nich specjalne ładowacze i rozładowacze prądowe. Potem prowadziłem prywatną kaszarnię... - O, to jest pan prekursorem kapitalizmu w Płońsku. - Jednym z wielu. Nie narzekałem wtedy na brak zajęć i pustą kieszeń. - A pana pierwsze zetknięcie z inwalidami wzroku?  

- To miało miejsce w 1972 roku. Zostałem przewodniczącym koła terenowego w Płońsku. Przed wojną wychowywało mnie harcerstwo i nie lubię bezruchu. Nauczono mnie też pomagać ludziom. Pod koniec lat siedemdziesiątych zorganizowałem zakład spółdzielczy w Płońsku i można powiedzieć, że wtedy zaczęła się moja gruntowna praca w środowisku niewidomych. Przez 13 lat byłem członkiem zarządu okręgu ostrołęcko-ciechanowsko-łomżyńskiego, a od 1977 jestem członkiem Zarządu Głównego.  

 - Czy to był dobry pomysł powołać tak rozległy obszarowo okręg? - Raczej nie. Do władz w Warszawie występowałem z wnioskiem o powołanie okręgu płocko-ciechanowskiego. Wtedy byłoby łatwiej dotrzeć do naszych inwalidów. Ten niezbyt udany okręg istniał aż 13 lat. - Jak to się stało, że w 1988 roku powołano okręg w Ciechanowie?- Ciechanowscy działacze pisali do władz prośby o stworzenie takiego okręgu. Został powołany dla 660 członków. To maleństwo organizacyjne. Pierwszym kierownikiem biura był Aleksander Kopka. Po roku go odwołano. Wtedy zaproponowałem pana Stefana Zalewskiego, członka mojej spółdzielni, byłego nauczyciela. W 1992 roku, w marcu przyjechał do nas rewident i oskarżył kierownika o bezprawne podniesienie swoich poborów o sto tysięcy złotych, bez wiedzy zarządu. Dostał naganę. W pół roku później otrzymał wymówienie.  

 Na jesieni 1992, jak wszyscy wiedzą, został rozwiązany okręg ostrołęcki i niewidomi z województwa ostrołęckiego do nas trafili. "Wzbogaciliśmy" się o 600 osób. - Czy to było dobre posunięcie dla okręgu ciechanowskiego?- Zdecydowanie tak. Dzięki temu utrzymał się nasz okręg. Jednak części niewidomym z Ostrołęki ten manewr Zarządu Głównego się nie spodobał. Bardzo się wzburzyli, mówiąc, że ich praca przy organizowaniu ostrołęckiego okręgu poszła na marne. A gwoli prawdy, to z tych ludzi, którzy powoływali i tworzyli okręg w Ostrołęce, żyję tylko ja jeden.  

 - Czy to nieporozumienie pomiędzy Ostrołęką a Ciechanowem daje jeszcze znać o sobie?- Niestety, tak. Niezadowoleni pisali do władz, do premiera, jakby władze nie miały nic innego do roboty, niż rozwiązywanie problemów niewidomych z Ostrołęki. - Dlaczego siedziba okręgu w Ciechanowie jest w tak odludnym miejscu? - Proszę pana, tutaj płacimy groszowy czynsz za wynajęcie części tego baraku. A dojazd z centrum nie jest taki zły. Autobusy miejskie jeżdżą bardzo regularnie i od stacji Ciechanów Przemysłowy nie jest daleko. - Czy ostatni zjazd okręgowy był znaczącym wydarzeniem? - Według mnie to zaprzepaszczona impreza. Opowiadano głupstwa. Zarzucano mi, że wspólnie z panią Leśniewską despotycznie rządzimy. Szczególnie cięci byli działacze z Ostrołęki. Ale gdybym nie rządził, to by się to wszystko rozleciało. Czasami trzeba porządzić. Część prezydium nic nie robiła. Przyjechali do siedziby okręgu, posiedzieli, pogadali i do domu. Zobowiązałem się społecznie popracować jako kierownik okręgu do momentu zatrudnienia nowego. - A przecież mógłby pan to wszystko rzucić! - Mógłbym. Przekroczyłem wiek emerytalny. Popracuję tylko do plenum i odchodzę.  

 - Nie będzie panu żal tego wszystkiego zostawić?- Ludzi mi żal, tych inwalidów. Jesteśmy szczególnym okręgiem, rolniczym. Brak u nas przemysłu, brak bogatych sponsorów. Pieniędzy na pomoc dla najbiedniejszych mało. Mamy 1250 inwalidów wzroku, porozrzucanych po setkach wsi. Są to głównie starzy ludzie.- Czy w związku z tym można prowadzić szerszą działalność rehabilitacyjną, kulturalną itp.?- W województwie ciechanowskim bardzo marnie to wygląda. Dużo lepiej w ostrołęckim. U nas na 6 kół, połowa jako tako pracuje. Bardzo dobry zespół ludzi ma koło w Wyszkowie. Jest ono najlepsze, jeśli chodzi o działalność kulturalną w naszym okręgu. Są tam energiczne kobiety, nie opuszczające bezradnie rąk. Szczególnie bardzo ofiarnie pracuje pani Natalia Kwiatkowska.  

 - A jak wygląda sytuacja z zatrudnieniem inwalidów wzroku? - Do niedawna pracowało 105 osób. Dziś, gdy spółdzielnia się rozpadła, pracę ma tylko 10 osób. Ludzie wyciągają do nas ręce. W wielu przypadkach renty są tak niskie, że nie starczają na podstawowe utrzymanie. - Czy jest sens tworzenia tak małych okręgów, jak wasz okręg?- Myślę, że ten problem zlikwiduje w niedługim czasie nowa reforma administracyjna kraju. Bardzo małe jednostki nie mają racji bytu.  

 - Czym się pan zajmie, gdy zabraknie pana tu, w okręgu? - Co ja będę mógł robić? Gdybym chociaż czubek nosa widział, to bym sobie dał radę, a tak, to co? Wezmę psa na smycz i będziemy chodzić na spacery. Ale, ostatecznie, proszę pana, każdy musi kiedyś odejść. Na każdego z nas przychodzi czas. Nie ma ludzi niezastąpionych. Teraz powinni się sprawdzać w tej pracy dużo młodsi ode mnie. - Dziękuję za rozmowę, panie Wiktorze.

Pochodnia  sierpień 1993