Jak sobie radzić

  Aktywność umysłowa zamiast leków

  Zbigniew Niesiołowski

Książka mówiona to najwspanialszy sposób zagospodarowania wolnego czasu.

_____________________________________________________________

  Amerykanie przeprowadzili na dużą skalę badania nad wpływem sposobu myślenia na stan zdrowia. Trwały one 23 lata i obejmowały osoby tak zwanego trzeciego wieku. Okazało się, że ci z seniorów, których cechował pesymizm i natłok ponurych myśli, żyli średnio o 7,6 lat krócej od optymistów. Sposób widzenia świata wyraźniej wpływał na stan ich zdrowia, aniżeli cukrzyca, nadciśnienie, nadmierny poziom cholesterolu, czy też miażdżyca. Ktoś może powiedzieć, jak tu mieć pozytywne myśli, gdy dochody ledwie wystarczają na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb? No cóż, ponure myśli nie wpłyną z pewnością na zmianę sytuacji, lecz jedynie pogorszą stan naszego zdrowia, co jeszcze bardziej pogrąży nas w kłopotach.

Po utracie wzroku, kiedy rzeczywiście prześladowały mnie skrajnie ponure myśli, napotkałem bardzo mądrą osobę, która poradziła, bym przestał myśleć o sobie i swojej sytuacji i nauczył się uciekać od takich myśli w inne światy, kreowane wyobraźnią. Dzisiaj, kiedy mam dużo więcej wolnego czasu niż kiedyś, wypracowane przed laty techniki zajmowania myśli nie sobą, ale czymś pożytecznym, co pozwala rozwiązywać problemy lub rozwijać zainteresowania - okazują się niezwykle pożyteczne. Sądzę, że w podobnej sytuacji, dotyczącej zagospodarowania dużej ilości wolnego czasu, jest ogromna większość niewidomych.

By nie popaść w skrajną degrengoladę, trzeba narzucić sobie odpowiedni rytm dnia. Z licznych badań wynika, że optymalna ilość snu to 6 - do 7 godzin, ponieważ mózg musi być aktywny, a gdy śpimy dłużej, ulega zatruciu. Jeśli jest ktoś skowronkiem, to może wstawać o 6, a już godzinę lub dwie później zasiadać do wytyczonego programu dnia. Tak radzą również pracodawcy na Zachodzie swoim pracownikom wykonującym zajęcia w domu w ramach telepracy. Rady te nawet idą dalej, bo sugerują, by do tych zajęć ubierać się tak jakbyśmy wychodzili do pracy na zewnątrz.

Cóż to mogą być za zajęcia? Młodszym osobom niewidomym radziłbym naukę języków obcych, do których materiały znajdują się w naszej bibliotece. Poza językami może to być nauka obsługi komputera lub ćwiczenie poprawności ortograficznej. Z tą ostatnią, jak wiemy chociażby z „Pochodni”, wielu niewidomych ma potężne kłopoty.

Innym fascynującym zajęciem może być poszerzenie własnych horyzontów myślowych. Mamy tutaj do dyspozycji wiele ciekawych programów radiowych, popularnonaukowych książek wydanych na kasetach, czy też edukacyjnych kanałów telewizyjnych. Mam dostęp poprzez telewizję kablową do siedmiu kanałów tego rodzaju. Pięć z nich w nazwie ma wyraz „discovery”. Kolejne to „National Geographic” i „Planete”. Osobiście traktuję surfowanie po tych kanałach jak uczęszczanie na zajęcia uniwersytetu powszechnego. Oczywiście dla niewidomego niedostępna jest warstwa wizualna, ale w warstwie audialnej jest tyle informacji, że jeśli do ich odbioru włączymy wyobraźnię, to możemy bardzo efektywnie pogłębiać wiedzę z wielu dziedzin nauki. Znajdziemy w tych kanałach liczne programy z dziedziny historii, archeologii, paleontologii, antropologii, klimatologii, astronomii, astrofizyki, kryminalistyki, medycyny, zoopsychologii i wielu innych. Programy te są często powtarzane i po dwu- lub trzykrotnym ich wysłuchaniu mógłbym spokojnie przystąpić do egzaminu z danego przedmiotu. Niektóre z programów są wręcz fascynujące, na przykład o astrologii i alchemii.

W moim przekonaniu najcenniejszą formą zajęć jest rozwijanie jakiegoś hobby. Znałem niewidomego, który był fantastycznym znawcą ptaków śpiewających. Nie tylko wszystko o nich wiedział, ale również umiał naśladować ich głosy. Znajoma uwielbia robienie na drutach i jest w tej dziedzinie prawdziwą artystką, mimo całkowitego braku wzroku. Znam niewidomego, który kolekcjonuje kawały. Notuje je i stara się nimi zabawiać towarzystwo, co pomaga mu w podtrzymywaniu licznych kontaktów. Moim hobby jest dziennikarstwo. Szukam tematów i jeśli coś znajdę, potrafię myśleć na temat artykułu w dowolnym miejscu: w autobusie, na spacerze czy w kuchni. Pasjonują mnie również sprawy polityczne i mam wiele ulubionych audycji, które pozwalają poznać różne punkty widzenia po to, by wyrobić sobie własne zdanie.

Zajmując myśli w tak konkretny sposób  stanu zdrowia, albo przynajmniej nie dopuszczamy do jego pogorszenia. Niepokoi mnie w tym kontekście stosunkowo niewielka liczba niewidomych sięgających po książkę mówioną. Jest to najwspanialszy sposób zagospodarowania czasu wolnego. Lecz jak wynika ze statystyk, niespełna 10 proc. członków PZN jest aktywnymi czytelnikami. Może przeszkodą jest ciężka sytuacja materialna uniemożliwiająca zakup magnetofonu? Z „Pochodni” wiem, ile jest biedy w naszym środowisku. Na tym tle bardzo niepokoją mnie opisywane również przez „Pochodnię” sposoby wydatkowania środków uzyskiwanych od sponsorów. Czy zamiast wycieczki dla aktywu lub pielgrzymki, nie lepiej kupić kilka lub kilkanaście magnetofonów i obdarzyć nimi najbiedniejszych, często beznadziejnie wegetujących członków PZN? Dziś radiomagnetofon można nabyć już za kilkadziesiąt złotych. I pomyślmy, ile radości za tak niewielkie pieniądze możemy sprawić niewidomym.

  Pochodnia luty 2003