Biografia prasowa

 

Jolanta Kutyło  

Działaczka  na niwie kultury

Mieszkanka domu opieki dla niewidomych   

im. Kazimierza Jaworka w -Chorzowie  

 

 

                Jola - Iwona Różewicz  

 

 

     Dla organizatorów było oczywiste, że z Katowic przyjedzie Jola. Jola jest zawsze, czy impreza muzyczna, czy literacka, dlaczego miałaby zignorować plastyczną? - Nie liczę na żadną nagrodę z tym moim dzierganiem. Rzeźby, rysunki, to co innego. Tymczasem piękna biała kwoka z kordonku, z kurczętami i serwety, jedna duża, błękitna, inne małe, białe, przypięte do tej dużej, spodobały się radzie artystycznej konkursu i Jola zdobyła jednak nagrodę. Te serwety to było niebo z chmurkami. Ale nie wszyscy zwiedzający wystawę "Barwa i kształt dotyku" potrafili się tego domyśleć. To sprawa wyobraźni. Wyobraźnia sprawia, że nie ma ciemności i wszystko może stać się impulsem: muzyka, śpiew ptaków, odczytywanie dotykiem kształtów - wszystko to można zmienić w poezję. Siedzimy przy stole. Jest miło i ktoś nagle powie brzydkie słowo. Jest kontrast i z tego również może być wiersz. Jola dzierga, trochę śpiewa. Próbowała fortepianu, lecz tak naprawdę jest poetką. Trudno nią zresztą nie być, przecież poezja utrwala młodość. Nigdy nie zgodzi się na takie życie, jakie wiodą niektóre współmieszkanki z Domu Opieki im. Kazimierza Jaworka - od śniadania do obiadu i od obiadu do kolacji, a w międzyczasie pustka. Przecież człowiek po to przyszedł na świat, żeby zostawić po sobie jakiś ślad. Irena jest bardziej tolerancyjna. - Trzeba je rozumieć, mieć cierpliwość. Kiedyś jedna uparła się, żeby nasmażyć racuchów. Pomogłam jej smażyć te racuchy, przecież ona chciała poczuć się gospodynią. Irena nie podchodzi do spraw banalnie. Uwielbia zespół "Śląsk" i upatrzyła sobie w nim jedną taką dziewczynę, ani specjalnie ładną, niższą od innych i źle umalowaną. Tak ją jednak jakoś polubiła, wypatrywała, kibicowała, może dlatego, że wydawała się gorsza? - I zostałam nagrodzona, wspomina. - Tańczyła tak sobie, ale kiedy pierwszy raz usłyszałam ją śpiewającą, oniemiałam. Śpiewała cudownie. Z Jolą przyjaźnią się od trzech lat, od czasu, kiedy Irena zaczęła przychodzić do "Jaworka" jako sanitariuszka. Razem przyjechały do Kielc. Irena pomaga niewidomej od urodzenia Joli. Obie drobne, delikatne, dziewczęce. Jola jasna, Irena ciemna, na wernisażu jednakowo ubrane - czarne spodnie, białe bluzeczki z koronką, nawet zapinka we włosach podobna i włosy uczesane w ogon, tylko u Joli trochę asymetrycznie. Irena doradza Joli, jak się ubrać. To przecież ważne. Najważniejsza jest miłość, ona jest jądrem sztuki. Miłość do ludzi, zwierząt, roślin, muzyki. Do ludzi widzących JOla ma jednak trochę żalu. - Tak naprawdę - nie wierzą w nas, nie wierzą, że możemy zrobić coś równie dobrego. Uwielbia zwierzaki, często ją inspirują. Na pożegnalnej kolacji w Bocheńcu recytowała satyryczny wiersz o świni, która miała pecha, bo była chuda i miała szczęście, bo dzięki temu dłużej pożyła. Ale - twierdzi Jola - nie jest to dobry wiersz. Lepszy jest ten: "Jeśli ci smutno i źle ci,@ idź tam, gdzie rodzi się wyobraźnia,@ a usłyszysz trzask łamanych zdań,@ a usłyszysz szelest wyrzucanych słów.@ Ten święty, nieśmiertelny obraz,@ nazywają poezją".@ Ona sprawia, że plastikowe żabki do firanek, których wytwarzaniem dorabia Jola, nie są tak śmiertelnie nudne, a o skazie białkowej da się zapomnieć. Jola prezentowała swoje wiersze w audycjach klubu promocji poetyckiej w rozgłośni katowickiej. Przygotowuje się do wydania tomiku. Tyle, że czasy takie, iż nawet na Wisławę Szymborską trudno znaleźć sponsora. Czy doczekamy się książkowego debiutu     Jolanty Kutyło?  

 Iwona Różewicz

Pochodnia grudzień  1992