Świat to muzyka

   Jolanta Kaufman

Dzień 4 maja zapamiętam na długo - deszczowa, wietrzna pogoda i pośpiech, żeby zdążyć na czas. Tego wieczoru miał się odbyć recital dyplomowy Anny Kuszaj,

finalizującej naukę w warszawskiej średniej szkole muzycznej przy ul. Miodowej. Aniuta jest pierwszą niewidomą dyplomantką klasy organowej w historii szkoły.

Wiedziałam, jak dużo pracowała, aby solidnie przygotować się do dyplomu i jak bardzo chciała pięknie zagrać na swoich ukochanych organach, aby nie zawieść

nikogo. We mnie również rosło napięcie. Próbowałam telepatycznie przekazać młodszej koleżance dobre myśli i wiarę w to, że koncert się uda.

W sali koncertowej siedziało w skupieniu wielu słuchaczy - profesorowie wchodzący w skład komisji egzaminacyjnej, rodzina, przyjaciele i znajomi Aniuty,

a także jej dawni nauczyciele ze szkoły muzycznej w Laskach. Publiczność otrzymała program koncertu także w wersji brajlowskiej. Przed młodą artystką zostało

postawione bardzo trudne zadanie - pokazanie słuchaczom, że potrafi sprostać różnym stylom muzyki. Na początku miła niespodzianka - znana i lubiana przez

wszystkich Toccata i Fuga d-moll J. S. Bacha. Po niej popłynęły dźwięki Passacagli D. Buxtehudego i chorału "Wer nur den lieben Gott laest walten", opracowanego

przez G. Ph. Telemanna. Młodziutka artystka, najwidoczniej zafascynowana dziełami Bacha, znów do nich powróciła IV Sonatą e-moll i jednym z jego wielu

chorałów. Z kolei w Sonacie D-dur F. Mendelssohna-Bartholdyego pokazała piękną, romantyczną frazę i wielką umiejętność budowania nastroju. Na zakończenie

wykonała Toccatę E. Gigouta - tym razem urzekła nas wirtuozerią i temperamentem.

Po kilku dniach zaproponowałam dyplomantce wywiad dla Nowego Magazynu Muzycznego. Ochoczo na to przystała.

- Powróćmy jeszcze do Twojego dyplomu. Jakie odczucia ogarniały Cię przed podejściem do instrumentu?

- Poczułam wielką obawę, czy zdołam udźwignąć ciężar recitalu, który muszę zagrać z pamięci. W pokonaniu lęku bardzo pomogli mi przyjaciele i znajomi, których

obecność i serdeczność odczuwałam przez cały czas. To było niesamowite.

- Pewien ważny etap w Twojej edukacji muzycznej jest już zamknięty. To skłania do wspomnień.

- W bardzo wczesnym dzieciństwie otrzymałam od rodziców pożyteczny prezent - małe pianinko, zabawkę. To był dobry początek. Mama z dumą przysłuchiwała się,

jak jej trzyletnia córeczka z pasją wygrywa na nim i wyśpiewuje piosenki z usłyszanych audycji dla dzieci. W III klasie laskowskiej szkoły podstawowej

uczęszczałam na zajęcia umuzykalniające, podczas których poznawałam elementarne zasady muzyki. Rok później zaproponowano mi naukę gry na fortepianie w

izabelińskiej szkole muzycznej. Moja pierwsza nauczycielka nie dbała o prawidłowe ułożenie rąk na klawiaturze, nie reagowała na moje pomyłki, nie egzekwowała

techniki. Wychodziła z założenia, że niewidomych można tylko umuzykalnić, nie zaś kształcić formalnie w kierunku muzycznym. W Izabelinie zaczęłam również

grać na organach i od razu bardzo mnie one zafascynowały. Po czterech latach ukończyłam szkołę - niewiarygodne! - z wynikiem celującym.

W tym czasie rozpoczęła działalność szkoła muzyczna w Laskach. Po przesłuchaniach zostałam zakwalifikowana do V klasy głównego fortepianu. Wówczas zrodził

się we mnie bunt. Jak to możliwe, przecież otrzymałam już dyplom. Dlaczego nadal muszę się uczyć w szkole I stopnia? Po długich i burzliwych rozmowach

zrozumiałam, że moje umiejętności pianistyczne są dalece niewystarczające. Nowa nauczycielka, p. Beata Dąbrowska, rozpoczęła żmudną pracę, aby jak najszybciej

wyeliminować złe nawyki. Troskliwie zajęła się korektą prawej ręki. Muzyka coraz bardziej mnie pochłaniała. Również i tu grałam dodatkowo na organach i

uczyłam się śpiewu solowego. Po dwóch latach zagrałam dyplom z fortepianu.

- Słyszałam, że do średniej szkoły muzycznej uczęszczałaś w dwa miejsca.

- Początkowo kontynuowałam naukę w Laskach. Teraz organy stały się moim głównym instrumentem. Pracowałam z zapałem pod czujnym okiem organistów: P. Beaty

Dąbrowskiej, a potem P. Tomasza Tokarskiego. To dzięki nim po ukończeniu liceum w Laskach postanowiłam zdawać egzaminy do warszawskiej szkoły Muzycznej

II stopnia im. Józefa Elsnera. Zostałam przyjęta do klasy organów prof. Magdaleny Czajki rok niżej niż powinnam. Taka była sugestia nauczycieli, by w ten

właśnie sposób dopomóc mi w nadrobieniu zaległości.

- Jak czułaś się przez pierwsze dni w obcym dla siebie miejscu?

- Bardzo bałam się nowej szkoły. W pierwszych dniach byłam przerażona, że spotykam na raz tak wiele osób. Jak się w tym odnajdę, jak sobie poradzę? Z natychmiastową

pomocą przyszła mi Wicedyrektor szkoły, p. Magdalena Kalita. Sama oprowadziła mnie po całej szkole, nauczyła drogi do mojego miejsca zamieszkania. Wywalczyła

też dla mnie indywidualne lekcje z kształcenia słuchu wiedząc, że dużo więcej z nich skorzystam. Z ogromną wytrwałością dyktowała mi nuty utworów organowych.

Taką pomoc otrzymywałam również od innych profesorów i od koleżanek. W szkole często mi powtarzano, że powinnam stawiać sobie wysoko poprzeczkę i sporo

od siebie wymagać. Starałam się zawsze o tym pamiętać. Pracowałam, ile mogłam, by nie zawieść pokładanych we mnie nadziei.

- Muzyka pochłaniała Cię coraz bardziej?

- Dlatego zgłosiłam się na dodatkowe fakultety. Początkowo uczęszczałam na śpiew, a potem na dyrygowanie. Z tym ostatnim wiąże się ciekawa historia. Któregoś

dnia spotkałam panią profesor prowadzącą chór i uczącą dyrygowania. Zaoferowała mi pomoc w przygotowaniu nowej partii chóralnej. W trakcie rozmowy zapytałam:

"Ciekawe, jak jest na takiej lekcji dyrygowania?" Tydzień po naszej rozmowie prof. Sokołowska zaprosiła mnie na taką lekcję. Najpierw wyjaśniła mi, że

dyrygowanie wymaga dużej przestrzeni, następnie pokazała najprostsze schematy taktowania. Jeszcze kilkakrotnie spotykała się ze mną indywidualnie, by udzielić

mi więcej podstawowych wskazówek. Po kilku spotkaniach powiedziała: "Ty przecież możesz dyrygować, nie widzę w tym żadnego problemu." Uradowana zdecydowałam

się na zajęcia z tego przedmiotu.

- Jakie napotykałaś trudności?

- Na pierwszej próbie chóru nikt koło mnie nie usiadł. Czułam się bardzo samotna. Na drugich zajęciach usiadła koleżanka po mojej prawej stronie, na następnych

również po drugiej stronie. Po kilku dniach znalazł się przy mnie cały rząd chórzystek. Poważne problemy miałam z fortepianem. Wyeliminowanie starych nawyków

było bardzo trudne. W ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił przełom. Od tego czasu do fortepianu zasiadam z radością.

- Ten etap edukacji muzycznej masz już za sobą. Co zamierzasz robić dalej?

- Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie zostanę koncertującą organistką. Dlatego dalsze plany wiążę z Wydziałem Muzyki Kościelnej. Po tych studiach rysują

mi się szerokie możliwości. Mogę być organistką w kościele, prowadzić dziecięce zespoły, dyrygować chórami, a może pracować w jakiejś szkole muzycznej?

W połowie czerwca zdaję egzaminy z nadzieją, że zostanę przyjęta na warszawską uczelnię.

- Czy z żalem żegnasz szkołę na Miodowej?

- Nie rozstanę się jeszcze całkowicie z moją szkołą na Miodowej. Zdałam egzaminy na III rok śpiewu solowego.

- Chcę jeszcze na moment wrócić do Twojego dyplomu. Po odczytaniu oceny, Wicedyrektor szkoły podziękowała wszystkim przybyłym i powiedziała coś bardzo istotnego:

"To nie tylko nauczyciele przekazali Ani wiedzę muzyczną, także i oni nauczyli się wiele od niej."

A ja jestem w pełni przekonana, że swoją pracowitością i otwartością Ania stworzyła możliwości kształcenia muzycznego w szkole na Miodowej innym niewidomym.

Z serca jej za to dziękujemy!

* * *

Przypis Redakcji:

W momencie zamykania numeru Ania ma już za sobą egzamin wstępny na wyższą uczelnię. Zdała go z bardzo wysoką punktacją i od października będzie studentką

Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie.

Nowy Magazyn Muzyczny  nr13

 

Ania Kuszaj jest studentką I roku Wydziału Edukacji Muzycznej Akademii Muzycznej w Warszawie. Jest również uczennicą Iii klasy śpiewu solowego w średniej

szkole. Nie jest łatwo godzić zajęcia w dwóch szkołach, lecz Ania tak kocha to, co robi, że za wszelką cenę stara się sprostać temu wyzwaniu. Udaje jej

się to dzięki dobrej organizacji i pracowitości, a także pomocy wielu przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Nie znaczy to, że Ania nie ma żadnych

problemów. Związane są one np. z koniecznością czytania nut a vista. Wspólnie z profesorami znajduje jednak zawsze jakieś rozwiązanie dbając o to, aby

nie wpływało ono na poziom jej umiejętności.

Ania najbardziej lubi naukę gry na organach oraz zajęcia z kształcenia słuchu i dyrygowania. Kiedyś myślała, że nie jest możliwe, aby osoba niewidoma mogła

dyrygować chórem. Jednak zmieniła zdanie, kiedy po raz pierwszy zadyrygowała chórem żeńskim.

"Było to fantastyczne doświadczenie. Najbardziej niesamowite było to, że każdy mój ruch był dla chóru czytelny. Dźwięki następowały po sobie bardzo płynnie

i dziewczęta patrząc na mnie po prostu śpiewały. Czułam się w tej roli jak w siódmym niebie."

Ostatnio Ania spróbowała swoich sił, zresztą z powodzeniem, jako wokalistka. Wzięła mianowicie udział w IX Ogólnopolskim Konkursie Wokalnym im. Franciszki

Platówny, który odbył się we Wrocławiu w dniach 16-17 marca. Występowało 80 uczestników w wieku 16-30 lat. Spośród 8 osób reprezentujących szkołę muzyczną

II stopnia w Warszawie przy ul. Miodowej do drugiego etapu zakwalifikowano 4 osoby. Mimo przeziębienia, które wokaliście może popsuć wszystko, Ania zaśpiewała

w drugim etapie, a jej pani profesor uznała, że zaśpiewała bez zarzutu.  

   Zdobyła też nagrodę specjalną za wykonanie wokalizy Giuseppe Concone.

Nowy Magazyn Muzyczny nr16