Henryk Szczepański

Popularność Haliny Kuropatnickiej-Salamon zatacza coraz szersze kręgi. Ostatnio ze swoimi czytelnikami i przyjaciółmi spotkała się w Katowicach, w tamtejszej Miejskiej Bibliotece Publicznej przy ul. Ligonia 7. Gospodarzem sympatycznego spotkania autorskiego niewidomej poetki i publicystki z Wrocławia była Maria Bębenek - szefowa działu książki mówionej, od wielu lat organizująca imprezy popularyzujące czytelnictwo wśród inwalidów wzroku.

Halinę Kuropatnicką czytają dzieci i dorośli. Prócz poezji para się publicystyką. Pisze także krótkie opowiadania i nowele. Z wykształcenia jest polonistką i pedagogiem. Jej wychowankami są m.in. niewidoma poetka Jolanta Kutyło, Krystyna Gawlik, Jacek Rosa i Leszek Więdłocha. Kuropatnicka opublikowała wiele tomików poetyckich. Kilka spośród nich, wspólnie z wrocławskim dziennikarzem, poetą i satyrykiem Jerzym Księskim. Utwory niewidomej poetki znad Odry znalazły się ponadto w paru antologiach, m.in. w jedynym w Europie almanachu niewidomych twórców pt. "Przydział na świat".

Urodziła się w kresowym Tarnopolu. Po repatriacji zamieszkała we Wrocławiu. W bardzo szczególny sposób związała się z tamtejszą dolnośląską szkołą dla dzieci niewidomych - tutaj rozpoczynała naukę jako mała dziewczynka i tutaj pracowała jako nauczyciel i wychowawca aż do ostatnich dni przed emeryturą. Mieszkając i pracując na pachnącej ogrodami Kasztanowej, robiła maturę w liceum pedagogicznym, dyplom na wrocławskiej polonistyce oraz specjalizację w warszawskim Instytucie Pedagogiki Specjalnej.

               Wiersz jak soczewka

Na katowickie spotkanie z Haliną przybyli jej dawni wychowankowie, z którymi mimo upływu lat wciąż łączą ją więzy trwałej i wypróbowanej przyjaźni. Było kordialnie i familijnie. Niemniej jednak jej stara gwardia, wciąż drążona ciekawością, i tym razem nie umiała się powstrzymać od pytania:

- Czym dla Ciebie jest poezja?

- To trudna i skomplikowana kwestia - tłumaczyła. - Dla każdego bywa inna. Mijają lata, ale ja nie zmieniam zasadniczych argumentów. Powiem, że wciąż odnajduję nowe, utwierdzające w przekonaniu, że jest sposobem na poznawanie świata i człowieka. Dla mnie jest potrzebą wyrażanie siebie i opisywania tego co nas otacza. Uważam, że powinna odkrywać urodę życia, pokazywać to co ładne i mądre albo bolesne. Wtedy może pełnić funkcję soczewki, przez którą widać dokładniej i prawdziwiej.

Kiedy przeżyła pierwszą przygodę z wierszem?

To bardzo interesujące ze względu na wymowę. Wiele wyjaśnia i tłumaczy. Brzemienne w skutki zdarzenia należy datować już na czasy dziecinnych kucyków i niewinnie króciutkich sukienek. Wyszukiwaniem rymów i składaniem ładnie brzmiących zwrotów zajmowała się w chwilach samotności i oczekiwania na towarzystwo rówieśników. Układała rymowanki lalkom na dobranoc i wieczorne pacierze Panu Bogu - szczebiocząc wedle własnego układu i pomysłu. Ten oryginalny sposób na zabijanie czasu towarzyszył jej i w późniejszych latach. Jeszcze w podstawówce napisała wierszyk pt. "Wiosenka" opublikowany na łamach jakiegoś czasopisma dla dzieci. Właśnie wtedy przeżyła coś wyjątkowo radosnego. Dziś z perspektywy życiowego doświadczenia określa to jako "szczęście z dzielenia się słowem". Tamten dreszcz towarzyszy jej całej biografii artystycznej. Ciągle szuka okazji, aby "słowem łamać się z drugim człowiekiem".

Wciąż pisała lecz nie miała odwagi tego sprzedać. Starannie wykropkowane kartki z brajlowskimi tekstami składała w jakimś zakamarku, ale pewnego dnia postanowiła je własnoręcznie oprawić i zamienić w książkę. Okazję nastręczały zajęcia z introligatorstwa. Pierwszy zgrabnie oprawiony foliał nie uszedł uwagi kolegów. Od tamtej pory do jej imienia przylgnął epitet - poetka. Jako doświadczony pedagog namawia wszystkich do pisania wierszem lub prozą. W oryginalny sposób interpretując znane powiedzenie "bywa się poetą", Kuropatnicka zakłada, że w każdym człowieku drzemią ukryte zdolności do lirycznego przeżywania ludzi i świata.

- Nie wolno targać i wyrzucać do kosza żadnych dziecinnych wierszyków ani opowieści - upomina i apeluje. - Po latach można w nich odnaleźć bezcenne spostrzeżenia. Co najwyżej będą wymagały literackiej obróbki. Pamiętajcie, że poezja zaczyna się już wtedy, gdy umiemy się cieszyć garścią stokrotek wyzbieranych z pachnącej łąki, rozkoszować pieszczotą słonecznego promyka, a także wtedy, gdy nie rozumiejąc, czego chce od nas drugi człowiek, postanawiamy: wyjdę mu naprzeciw!

           ZAISTNIEĆ W DRUGIM CZŁOWIEKU

Piszę wtedy, gdy odczuwam potrzebę wyrażania siebie - mówi niewidoma poetka. - Chcę zaprezentować "moje odbieranie świata". Cieszę się, gdy wśród czytelników spotykam osobę odczuwającą i myślącą podobnie. Takie spotkanie z bliźnim ma szczególną wartość. Jest okazją do łamania się pięknem jak opłatkiem.

Halina należy do osób o dużej wrażliwości. Zdumiewają ją ludzie, którzy idą przez życie jakby "odizolowani grubym kożuchem", poprzez który trudno odczuwać nawet mocniejsze poruszenia rzeczy. Ona poznaje świat odsłoniętą dłonią, a marzy o tym, aby muskać go i badać opuszkami palców.

- Odkrywam w sobie skłonność do modlitwy - bardziej dziękczynnej, niż błagalnej. Jestem taka od czasów dziewczyńskich. To dość wyraźny rys  mojej osobowości. Możliwość poznawania świata i ludzi jest niewyobrażalnie wielkim prezentem losu, a co dopiero szansa kreowania własnej rzeczywistości. Pisanie wierszy jest sposobem na poszukiwanie, zaistnienie i odnalezienie siebie w myślach, słowach, a czasem zachowaniach innego człowieka.

Zaistnieć w drugim człowieku - to artystyczne credo i najżywsze pragnienie wypływające z głębi serca pedagoga i subtelnego twórcy, jakim jest Halina Kuropatnicka-Salamon.

              Przygoda z Zamenhofem

Od najmłodszych lat Halinę pasjonuje esperanto. Na język Ludwika Zamenhofa przetłumaczyła wiele tekstów własnych oraz innych autorów. Zafascynowana tym językiem, doskonaląc jego znajomość w mowie i piśmie, znalazła sposób na znakomite powiększenie kręgu przyjaciół i znajomych - po niedługim czasie miała ich w różnych zakątkach globu.

Wszystko zaczęło się od jakiejś skromnej, ale sugestywnej biografii Ludwika Zamenhofa przeczytanej jeszcze w tamtych pełnych słońca i radości "dziewczyńskich czasach". Esperanto rozbudziło w niej chęć podróżowania po świecie i poznawania ludzi. W wielu wierszach prezentowanych podczas katowickiego wieczoru, niczym na filmowej retrospektywie, oczyma wyobraźni można było oglądać malownicze zakątki Italii, Budapesztu czy też Chorwacji, które kiedyś odwiedziła i których urodę opisała z wrodzoną sobie odkrywczością.

 Jest wrażliwa na wdzięk dźwięku. Lubi szczebiot dzwoneczków i bicie dzwonów. Towarzyszą jej od rana do wieczora zawieszone nad drzwiami mieszkania i przy ściereczkach obok zlewozmywaka. Głośne i uroczyste dzwony kościelne napełniają ją natchnieniem. Właśnie one z wyjątkowym powabem śpiewają w wierszach poświęconych włoskiemu Castagnole i jakiemuś małemu miasteczku na polskich Mazurach.

O urodzie świata odkrywanego przez Kuropatnicką nie decyduje tylko pejzaż, aromaty i akustyka. Ona zawsze widzi dalej i głębiej.

Pochodnia  maj 1999