Biografia prasowa  

 

Grzegorz Kukiełka Pracownik Biblioteki Centralnej  PZN  w Warszawie  

 

            Pasje Grzegorza

                  Henryk Szczepański

     Największą pasją Grzegorza Kukiełki z Warszawy jest praca. Choć nie podjął jej w wyuczonym zawodzie, to jednak ona decyduje o barwie i smaku jego życia. Kończąc liceum zawodowe w Laskach, miał 20 lat i dyplom mechanika urządzeń elektrotechnicznych. Nie bardzo wiedział, co ze sobą począć, bo taki certyfikat umożliwiał mu co najwyżej skręcanie kabli w jakiejś spółdzielni niewidomych, a wtedy właśnie rozpoczęła się redukcja i likwidacja takich stanowisk.

Na szczęście jeszcze w czasie nauki szkolnej uczestniczył w zajęciach w kółku zainteresowań z dziedziny metaloplastyki i złotnictwa, które prowadzone było przez, Jacka Rochackiego znakomitego warszawskiego jubilera - złotnika-artysty, wykładowcy na ASP. Była to wówczas awangardowa propozycja kształcenia ludzi z wadami wzroku. Podczas "dni otwartych", organizowanych przez Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Laskach zorganizowano wystawę, prezentującą dorobek artystyczny koła metaloplastyków. Efekty pracy uczestników zainteresowały prezesów warszawskich spółdzielni niewidomych. Wysunęli propozycję stworzenia nowego zawodu dla niewidomych: zawodu metaloplastyka, cyzelera, artysty. ...  

Po kilku latach Grzegorz i jego dwu kolegów - pasjonatów - ukończyli naukę w laskowskim liceum zawodowym i podjęli pracę w dziale pamiątkarskim spółdzielni niewidomych "Nowa Praca" u prezesa Kazimierza Lemańczyka. Ale w polskiej gospodarce znów powiało reformatorskimi poglądami i chcąc nie chcąc, Grzegorz jeszcze raz musiał pomyśleć o przymiarce do kolejnej profesji.  

Po przygodzie ze złotnictwem pozostało mu zamiłowanie do piękna i wrażliwość estetyczna, która i w innych sferach życia decyduje o jego sensie i jakości. Akurat wtedy nasunęła się okazja rozpoczęcia studiów pomaturalnych dla przyszłych bibliotekarzy i podjęcia pracy w Bibliotece Centralnej Polskiego Związku Niewidomych. Nie wahał się, bo książkę i literaturę polubił już wcześniej dzięki siostrze Blance, swojej doskonałej polonistce ze szkoły podstawowej, która jeszcze wtedy zaszczepiła w nim upodobania do twórczości romantycznej.  

W liceum zawodowym o profilu elektrotechnicznym nauczyciele nie zwracali uwagi na czytelnictwo uważając, że przyszłym robotnikom literatura niewiele się przyda. Grzegorz posiadł jednak biegłą znajomość pisma brajlowskiego i dzięki temu drzwi do książki stanęły przed nim otworem. Nadto mógł wreszcie nasłuchać się do woli tego wszystkiego, co zostało zapisane głosem na taśmach magnetofonowych, a czego w latach szkolnych dydaktyka nie popierała, no bo młodzi ludzie, zamiast czytać palcami, woleliby to robić uchem.  

- No i za to moich kochanych belfrów chwalę, bo dzięki temu na prawdę dobrze znam pismo punktowe i z "większym apetytem" słucham książek mówionych - zauważa z uśmiechem Grzegorz.  

Ostatnio codzienną jego lekturą jest "Pan Tadeusz".  

- Do tego pomnikowego i aktualnie bardzo modnego dzieła nie zaglądam jednak ot tak, dla przeżywania albo powtórki - zauważa Grzegorz - Traktuję je jako dokument. To dla mnie obfite źródło informacji historycznych i obyczajowych o początkach ubiegłego stulecia. Stamtąd dowiaduję się jak ludzie żyli, jak się ubierali, co jedli i jak się zachowywali. Zauważyłem, że już wtedy do każdego posiłku polewano wódkę, i to zaraz po pacierzu, a jeszcze przed jedzeniem.!

Takich ciekawostek dotyczących Telimeny albo nie zawsze budujących zachowań zaściankowej szlachty Grzegorz zgromadził już sporo i stanowią całkiem interesujący "kuferek opowieści" o dawnych czasach.  

Mój rozmówca wyżej ceni sobie prozę niż poezję, a opowiadania uznaje za bardziej autentyczne i sugestywne niż powieści.  

- Czytając "Ogniem i mieczem" - mówi - mam wrażenie, że w wielu miejscach panu Sienkiewiczowi chodziło po prostu o wierszówkę, a może śpieszył się, aby zdążyć na czas z dostarczeniem do redakcji następnego odcinka poczytnego serialu.    Jego zainteresowania czytelnicze, a także społecznikowskie zacięcie, nieodłącznie towarzyszące dużej wrażliwości na sprawy bliźniego, są inspiracją do uprawiania publicystyki. Swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami dzieli się na łamach "Biuletynu Informacyjnego".  

Niewidomi i słabowidzący, którzy wypożyczają książki na Konwiktorskiej, znają Grzegorza jako niezwykle uczynnego, życzliwego i serdecznego kolegę, na którego radę i rzeczową pomoc zawsze można liczyć.   

Grzegorz zupełnie prywatnie kolekcjonuje polskie czasopisma adresowane do niewidomych, a edytowane także w postaci zapisu elektronicznego. Posiada chyba największe w kraju, a może nawet jedyne zbiory roczników "Pochodni","Biuletynu" a także czasopism już nie wydawanych jak "Życiu naprzeciw", "Naszej Szansy" i kilku innych. Dla każdego, kto potrafi posługiwać się komputerem, takie archiwum może przynieść nieocenione przysługi. Jest szczególnie ważne w sytuacji, gdy oficjalna kolejka do elektronicznego księgozbioru Biblioteki Centralnej PZN jest niezrozumiale długa, a wyczekiwanie w niej bardzo często bezterminowe. Wtedy można liczyć tylko na Grzegorza.  

Mówi on, że to zboczenie zawodowe, bo prawdziwy bibliotekarz zbiera i porządkuje wszystko to, co znajdzie...  

Inną jego pasją jest muzyka.

 - Przede wszystkim lubię jej słuchać - mówi. Nie stać mnie na zakup płyt i specjalnego sprzętu. Najchętniej spędzam czas przy radioodbiorniku i słucham warszawskiej radiostacji emitującej non stop muzykę klasyczną.

Taka muzyka dominuje wśród jego zainteresowań i w jego niezbyt licznej płytotece. Ostatnio kupił krążki CD z Gerschwinem i Czajkowskim. Kocha muzykę orkiestrową, np. czeskie orkiestry dęte. Z ciekawością wsłuchuje się w egzotyczne rytmy i melodie dalekiej Afryki. Ma wiele unikalnych nagrań z muzyką rosyjską i radziecką, niektóre z nich dziś dostępne już tylko w antykwariatach. Są tam m.in. płyty z pieśniami w wykonaniu doskonałego chóru Aleksandrowa.  

- Lubię muzykę na żywo - zwierza się Grzegorz. Chętnie chodzę na koncerty. Chodziłbym i na inne imprezy muzyczne, ale nie zawsze udaje się znaleźć kogoś chętnego w charakterze przewodnika. Ostatnio słucham muzyki do filmu "Pan Tadeusz". Lubię wychwytywać takie drobne potknięcia, ot gdy skrzypki nierówno zagrają, albo bas spóźni się o cząstkę sekundy!

Oczywiście w jego kolekcji nie zabrakło też muzyki i piosenki estradowej: jest tam Vanessa Mae, Herb Alpert i Bregowic, ale szczególne miejsce przypada "Enigmie". Meloman i miłośnik literatury znajduje czas na lekturę książek z zakresu filozofii religii i słuchanie dobrego jazzu.  

Pasjonuje się także komputerem. Wciąż jeszcze musi się zadowolić skromnym pecetem radzącym sobie zaledwie z programami wymagającymi środowiska DOS. Mimo oczywistych związanych z tym utrudnień i ograniczeń doskonale radzi sobie z obsługą poczty elektronicznej i posługiwaniem się niektórymi programami internetowymi. Wciąż jeszcze czeka na decyzję niemrawo poruszających się trybów Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, które już od ubiegłego roku rozważają, czy przyznać mu pożyczkę w ramach programu "Komputer dla Homera".  

Mówiąc o Grzegorzu, nie sposób pominąć jeszcze jednej jego cechy. Mimo całkowitego braku wzroku jest człowiekiem bardzo samodzielnym. Sam prowadzi skromne gospodarstwo domowe i sam dba o miłe i zawsze schludne mieszkanko na Wilczej w Warszawie. Stamtąd codziennie rano, "w towarzystwie" białej laski zmierza na przystanek autobusowy przy alejach Niepodległości, aby punktualnie o "ósmej" znaleźć się na Konwiktorskiej w Bibliotece Centralnej PZN, dzięki której kiedyś odkrył największą pasję swego życia.  

Pochodnia kwiecień 2000