"Zatrzymaj się na chwilę"

 Zofia Krzemkowska   

   

   

/Wiedza i Myśl październik 2010/   

   

   

Zatrzymaj się na chwilę   

Odetchnij pięknem świata   

Zatrzymaj się na chwilę   

Zauważ swego brata   

Zatrzymaj się na chwilę   

Nad tym co w sercu kryjesz   

Zatrzymaj się na chwilę   

Pomyśl po co żyjesz?   

(Fragment pieśni śpiewanej w Laskach)    

   

Takim miejscem zatrzymania może być Ośrodek Rehabilitacyjno-Wypoczynkowy Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, na malowniczej Wyspie Sobieszewskiej - od 1973 r. leżącej w granicach Gdańska. Ośrodek położony jest wśród zieleni pól, z widokiem na Martwą Wisłę. Zapewnia spokój i ciszę.    

Jak wygląda jego bieżąca działalność? Co można zwiedzić na Wyspie Sobieszewskiej i poza nią? Dlaczego warto tu przyjechać? Co o pobycie w tym domu sądzą jego bywalcy? Jak było w Ośrodku na początku jego istnienia? Jakie są moje kontakty z Sobieszewem?    

O przybliżenie przeszłości Ośrodka poprosiłam Prezesa Spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych" Kazimierza Lemańczyka.    

- Moje kontakty z Ośrodkiem w Sobieszewie istnieją od młodości, od 60 lat. Powstał on w 1946 r. Był to początkowo obiekt kolonijny. Do 1967 r. panowały w nim spartańskie warunki: barak, gotowanie w piwnicy, ubikacje na zewnątrz, mycie w miednicach, walka z komarami przy pomocy dymu. Przełom nastąpił w 1967 r., kiedy powstały pierwsze domki campingowe, przy dużym wkładzie organizacyjnym i finansowym (robocizna, montaż domków, transport) Spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych", która nadal - w miarę możliwości - pomaga Ośrodkowi, a w lecie część jej załogi chętnie spędza w tych domkach swoje urlopy.    

Pierwszy raz byłam tu jako studentka. Mieszkałam w 20-osobowej sali, zwanej przez nas stodołą. Pamiętam z tego okresu śp. red. Halinę Banaś, widzącą wolontariuszkę Katarzynę Kujawską. Potem, już w lepszych warunkach, brałam udział w rekolekcjach odbywających się w tym Ośrodku dla grupy bydgoskich niewidomych pod kierunkiem duszpasterza niewidomych ks. kan. Benona Kaczmarka. W 2002 r. mieszkałam w starym, drewnianym domku, którego już nie ma. Spotkałam tu grupę niemieckiej młodzieży, pracującej w ramach wolontariatu, przy urządzaniu placu zabaw dla niewidomych dzieci (Niemcy specjalizują się w wyposażaniu takich placów). Ten sobieszewski też sami wyposażyli. Obecnie Ośrodek zmienił się nie do poznania.    

Ulegał kilku pożarom, ostatni w 1992 r. Zawsze jednak był odbudowywany dzięki sponsorom, także zagranicznym i wolontariuszom. Teraz jest po prostu piękny, zadbany, funkcjonalny, z równymi drogami, wybrukowanymi ścieżkami ułatwiającymi samodzielne poruszanie się niewidomym, z prowadnicą linową, z ogrodem, basenem dla dzieci, wspomnianym już placem zabaw, na którym podziwiam urządzenia usprawniające rozwój fizyczny niewidomego dziecka.    

Na 5 ha powierzchni są m.in.: zabytkowy dworek, dom z   

św. Józefa, zaplecza rehabilitacyjne, gospodarcze i kuchenne, stołówka w ajencji. Bardzo dobre wyżywienie, elastyczność rozwiązań. Można korzystać z 3 posiłków albo ze śniadań i obiadokolacji. Obiady można otrzymać w godzinach od 13.00 do 17.00. Koszt pobytu - osobodzień - (nocleg i 3 posiłki), 70 zł.    

Centralnym punktem Ośrodka jest kaplica pod wezwaniem Matki Boskiej Anielskiej - codzienna msza św., różaniec. Korzystanie z praktyk religijnych na zasadzie własnego wyboru. Istnieje możliwość indywidualnego kontaktu z przebywającymi tam księżmi. Ośrodek posiada własnego kapelana. Przebywający włączają się do liturgii (gra na organach, czytania, psalmy responsoryjne). Dłuższy pobyt w Sobieszewie może stać się początkiem przemiany duchowej, jeśli zatrzymamy się na chwilę nad sobą i zechcemy skorzystać ze stworzonych nam możliwości.    

Ostatnim nabytkiem jest Dom św. Maksymiliana Kolbe (siedemnaście dwuosobowych pokoi z łazienkami). Został oddany do użytku 15 maja 2009 r. Nie posiada progów, jest wygodny, przystosowany do potrzeb niewidomych (na drzwiach brajlowskie numery pokojów). Mieszkałam w nim przez 2 sierpniowe tygodnie.    

Obecnie jest w budowie dom przeznaczony dla małych niewidomych dzieci z rodzicami - od urodzenia do wieku szkolnego. Ośrodek specjalizuje się we wczesnym wspomaganiu małych niewidomych dzieci i ich rodziców. Przyjeżdżają na tygodniowe pobyty, podczas których specjaliści pracują z dziećmi i ich rodzicami. Uczą, jak rodzice powinni pracować z dzieckiem na co dzień w miejscu zamieszkania. Zapotrzebowanie na tego rodzaju usługi jest duże w ościennych województwach i jest to bardzo ważna działalność.    

Trafiają tu nie tylko dzieci niewidome, ale także z dodatkowymi schorzeniami, tzw. trudne przypadki. Dzieci chętnie włączają się do zabawy, cieszą się z pobytu, rodzice też. W ramach wsparcia dzieci organizuje się we wrześniu autokarową pielgrzymkę dla 35 osób dzieci i opiekunów do Włoch (Rzym, San Jowani, Rotundo do ojca Pio), Franciszka z Asyżu, Capodacqua (gdzie pracują siostry Franciszkanki).   

Ośrodkiem zajmują się siostry Franciszkanki ze Zgromadzenia Służebnic Krzyża, założonego przez Matkę Elżbietę Różę Czacką.    

Każdy w sobieszewskim ośrodku jest kimś ważnym. Szczególną rolę służebną spełnia on wobec przyjeżdżających tu niewidomych i słabowidzących, organizując dla dorosłych nowo ociemniałych turnusy rehabilitacji podstawowej, finansowane przez PEFRON. Zatrudnia się m.in. w charakterze instruktorów również emerytowanych pracowników Lasek z wieloletnim doświadczeniem, np. przy nauczaniu orientacji przestrzennej.    

Na wymienione turnusy przyjeżdżają zwykle zorganizowane grupy przez koła PZN z całej Polski. To miejsce wybrali sobie na rehabilitację połączoną z wypoczynkiem nad morzem. Przyjeżdżają też indywidualni niewidomi z rodzinami, nie tylko w okresie letnim. Są to głównie absolwenci Lasek, ale nie tylko.    

Uczestnik organizuje sobie wypełnienie czasu. Jeśli przyjechał samochodem, może zwiedzać Trójmiasto, Wyspę Sobieszewską, Malbork, Elbląg. Jeżeli nie ma samochodu, może korzystać z bezpłatnej - rozbudowanej szczególnie w sezonie - komunikacji miejskiej, która ułatwia też dotarcie do plaży, oddalonej o 2,5 km od Ośrodka.    

Większość uczestników preferuje wypoczynek na terenie Ośrodka, gdyż mają trudności z pokonywaniem dalszych odległości i korzystaniem z nadmorskiej plaży. Zmęczeni natłokiem spraw całego roku, chcą przede wszystkim wypoczywać. Inni - lubiący ruch, który jest dobrym lekiem na wszystko, wędrują, korzystając z autobusów i zwiedzają Wyspę Sobieszewską. Do nich i ja należałam. Przydatny w tym wędrowaniu jest zawsze dobry, operatywny przewodnik, znający nasze możliwości i zainteresowania.    

Są tu stali bywalcy, którzy przyjeżdżają każdego roku, właśnie w sierpniu, aby się spotkać z kolegami ze szkolnej ławy, poinformować o zmianach w ich życiu, pozwierzać się z radości i smutków. Służą temu: życie towarzyskie, długie przyjaciół rozmowy, na które w natłoku codziennych spraw nie ma czasu, wspólny śpiew pieśni biesiadnych, przy akompaniamencie akordeonu. O tym, że grupa laskowska jest rozśpiewana, wiadomo powszechnie. Na takie sobieszewskie spotkania czeka się potem przez cały rok i chętnie się je wspomina.   

   

Oto opinie bywalców Sobieszewa    

  

Państwo Betowie (emerytowana masażystka i instruktor terapii zajęciowej w Spółdzielni "Nowa Praca Niewidomych") - przyjeżdżamy tu nawet kilkakrotnie w ciągu roku - jeśli nadarzy się taka możliwość. Mieszkamy w ośmioosobowym domku, wszyscy się znamy, jest wesoło, jak w rodzinie. Jesteśmy sami, bez przewodnika, ale to nam nie przeszkadza.   

  

Państwo Woźniakowie (emerytowani spółdzielcy z Bydgoszczy) - lubimy mieszkać w Domu św. Józefa. Zawsze prosimy o te same pokoje. Spotykamy wielu znajomych ze szkolnych lat i to jest dla nas najcenniejsze. Lubimy spacerować po plaży i przebywać nad morzem.    

  

Teresa Dederko (dyrektor BC PZN) - spędzę tu 10 letnich dni z mężem Szymonem, najmłodszą Gosią i starszą Julią. Pozostałe dzieci też przyjeżdżały do Sobieszewa i tu poznawały uroki Bałtyku. Teraz już dorosły i mają własne plany wakacyjne, w gronie kolegów i koleżanek. Ponieważ przyjechaliśmy z Warszawy samochodem, nastawiamy się na zwiedzanie okolic. Wyspa jest nam znana z poprzednich pobytów. Moim zdaniem Sobieszewo jest ulubione przez rodziny niewidomych z małymi dziećmi i osoby starsze, które chcą tu spotkać rówieśników, by z nimi powspominać minione lata. Otrzymaliśmy domek z tarasem, będziemy więc zadowoleni. Mam wyczerpującą pracę, potrzebny jest więc spokój, oderwanie się od codziennych obowiązków i atmosfera życzliwości, która w Sobieszewie jest zawsze, dzięki pracującym tu siostrom i osobom świeckim.   

  

Sobieszewo to także rekolekcje, dni skupienia dla zorganizowanych grup modlitewnych, zielone szkoły, szkolenia i konferencje. Na przykład w kwietniu br. odbył się tu zjazd duszpasterzy niewidomych połączony z kapłańskimi rekolekcjami. Gościli tu także głuchoniewidomi. Poza sezonem, gdy są wolne miejsca, mogą przyjeżdżać widzący spoza środowiska. Tak więc ośrodek spełnia wielorakie funkcje: modlitewną, rehabilitacyjną, wypoczynkową.    

Chodzi o to, by stworzona baza była w pełni wykorzystana także w okresach mniej atrakcyjnych wiosną, jesienią i zimą, a nie tylko latem, kiedy w sezonie jest obłożona ponad miarę. Potrzebne jest szersze rozpropagowanie Ośrodka: przygotowanie folderu o jego aktualnej działalności, wykonanie widokówek z poszczególnymi obiektami. Nie wszyscy ograniczają się do esemesów. Są jeszcze tradycjonaliści, którzy piszą do przyjaciół widokówki, a nawet je kolekcjonują. Trzeba pisać o nim w prasie środowiskowej i ogólnopolskiej, wykorzystać w tym celu środki przekazu. Pożądanym byłoby sporządzenie wypukłej makiety Ośrodka i wypukłej mapy Wyspy Sobieszewskiej. Mogłyby z niej korzystać osoby wypoczywające, a także osoby uczące się orientacji przestrzennej.   

W recepcji Ośrodka, na planszach, można zapoznać się w działalnością Ośrodka, w brajlu z rozkładem komunikacji autobusowej, z informacją co warto zwiedzić na wyspie. Bardzo przydatny jest również folder o wyspie Sobieszewskiej, który można otrzymać w recepcji bezpłatnie. Potrzebna jest też mapa umieszczona na terenie Ośrodka.    

Oto kilka ciekawostek jako uzupełnienie przedstawionych informacji. Być może zachęcą one do wybrania się właśnie w ten zakątek kraju.    

Wyspa Sobieszewska jest częścią Mierzei Wiślanej. Jej powierzchnia wynosi 35 km. Pokrywa ją ponad 1000 ha lasu. Znajduje się tu najdłuższa piaszczysta plaża, licząca 11 km. Południe wyspy jest równinne, bezleśne. Część północną pokrywają porośnięte wydmy. Występuje łagodny mikroklimat. Są dwa rezerwaty przyrody: "Ptasi Raj" i "Mewia Łacha", 300 gatunków ptaków, dwa jeziora "Karaś" i Ptasi Raj". Wyspa otoczona jest od północy Zatoką Gdańską, od południa Martwą Wisłą, od wschodu przekopem Wisły i od zachodu Śmiałą Wisłą. Tak nazwał ją Wincenty Pol. Stąd jego związki z Sobieszewem i izba pamięci przy ul. Turystycznej w Sobieszewie. Wincenty Pol żył w latach 1807-72, był profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, adiutantem gen. Chłopickiego, uczestnikiem powstania listopadowego i wiosny ludów, pisarzem, poetą, geografem. Któż z nas nie zna jego wiersza: "A czy znasz ty bracie młody"? Są tu też dwa sanktuaria w Sobieszewie - Matki Boskiej Soletyńskiej i w Świdnie Milenijny kościół św. Wojciecha dla upamiętnienia chrztu Gdańska (997 r.) i męczeńskiej śmierci św. Wojciecha, wzniesiony w 1997 r.    

Chcąc spędzić dowolną liczbę dni, w dowolnym terminie, trzeba się zgłosić pod adresem:    

Ośrodek Rehabilitacyjno-Wypoczynkowy ul. Przegalińska 29, 80-680 Gdańsk-Sobieszewo,    

telefon: 58/308-07-21.    

Osoby wierzące, które jeszcze tu nie były, zachęcam, żeby skorzystały z zaproszenia. Znajdą tu wsparcie duchowe, zamyślenie modlitewne, profesjonalną wszechstronną rehabilitację, ciekawy wypoczynek, a przede wszystkim życzliwych ludzi.    

   

Widzący podziwiają nad morzem widoki zachodu słońca, niewidomi wsłuchują się w szelest piasku pod stopami i w kojący szum fal, jak w wierszu "Plaża" ze zbioru "Czułe spojrzenia", Heleny Dobaszewskiej-Skonieczko.   

   

"Plaża"   

Tylko piasek   

Morze i ja   

Ciepło sypiących się ziarenek   

Szum morza   

Fale bijące o brzeg   

I bezgraniczna cisza    

Z mewą na horyzoncie.

 Wiedza i MyśL październik 2010  

    

 

 Spotkanie z przeszłością
Zofia Krzemkowska  

 

"Historia jest świadkiem czasów, światłem prawdy, życiem pamięci, nauczycielką życia". (Cyceron)

 

Przede mną dyplom, wręczony za zajęcie I miejsca w konkursie BC "Wszyscy piszemy historię", ogłoszonym w lutym br. - przez Prezes ZG PZN Annę Woźniak-Szymańską. Na nim przytoczone słowa. Podpisany przez dyr. BC Monikę Cieniewską.  

Mam w domu sporą "kolekcję" dyplomów za aktywność w różnych organizacjach, za staż związkowy - należę do PZN 57 lat. Gdy wstępowałam miałam 17 lat. Jest to mój pierwszy dyplom za udział w konkursie i to od razu pierwsze miejsce. To cieszy, ale też zobowiązuje.

Chciałam w pracy konkursowej ocalić od zapomnienia nieżyjących niewidomych: nauczycieli, którzy mnie kształtowali i przekazywali wiedzę o Związku, prezesów ZG PZN, którzy zlecając zadania uczyli odpowiedzialnej pracy społecznej i redaktorów.  

Chciałam odpowiedzieć na pytania: - co zawdzięczam PZN? I co ja chciałam dać środowisku z siebie przez pracę zawodową i społeczną?

Swoją pracę napisaną brajlem przeczytałam na spotkaniu w Tyflogalerii - 14 listopada 2011 r. Uważam, że samodzielnie czytane przez niewidomego słowa są bardziej autentyczne, przemawiają do słuchających.  

Dwie prace pozostałych laureatek konkursu czytał ulubiony przez nas lektor Ksawery Jasieński, który ciepłym czystym głosem, sugestywnie przekazał ich treść. W bieżącym roku obchodzi 80-lecie urodzin. Nagrał 50 książek mówionych. Ciągle cieszy się niesłabnącą sympatią słuchaczy.

Laureatką II nagrody została Maria Niesiołowska z Poznania. Tematem jej wypowiedzi są perypetie związane z poszukiwaniem szkoły średniej, w której mogłaby zdobyć średnie wykształcenie i zdać maturę. Wędrowała z matką po różnych szkołach spotykając się z odmową przyjęcia ze względu na słaby wzrok. Pomógł jej w pokonaniu tych trudności ówczesny kierownik poznańskiego Okręgu PZN Henryk Zaganiaczyk. Zamieszkała w Domu Dziecka w Bninie. Uczęszczała do LO w Kórniku pod Poznaniem. W tym samych czasie uczęszczałam do tej samej szkoły. Na co dzień kontaktowałam się z Henrykiem Zaganiaczykiem. Znam opisywane wydarzenia z autopsji. Autorka kończy pracę słowami: - "Takich kierowników jak Henryk Zaganiaczyk już nie ma".  

Laureatką III nagrody jest Elżbieta Kotras z Bysławia k/Tucholi. Należy do PZN od 5 lat. Była z zawodu pielęgniarką. Cukrzyca przekreśliła jej możliwości w tym zawodzie. Jej pasją jest: praca społeczna na rzecz innych w kole PZN w Tucholi, którego przewodniczącą została w rozpoczętej kadencji. Drugą pasją jest pisanie wierszy i opowiadań, wielokrotnie nagradzanych. W tym roku czterokrotnie: w Białowieży za pracę "Las - moja miłość", a poza tym: w Kościerzynie, w Warszawskim "Żarze" i w Tyflogalerii. Mieszka na stałe w Borach Tucholskich. Na co dzień przebywa w otaczających ją lasach.  

Pracę konkursową poświęciła przełomowi i obawom spowodowanym cukrzycą. Chce dokładnie zapamiętać kształty liter. Boi się, że niewidzenie uniemożliwi jej pisanie. Dobrze, że tak się nie stało, że nadal jest aktywna w tej dziedzinie. Jej potrzebą jest dzielenie się swymi przemyśleniami.

Prace konkursowe oceniało jury w składzie:  

Teresa Dederko - ówczesna dyrektor BC, której wkład pracy w przygotowanie i przeprowadzenie konkursu był szczególnie duży,  

Wiesława Kowalska - kierownik Działu Samorządowo-Organizacyjnego,  

Robert Więckowski - redaktor "Pochodni", prowadzący spotkanie.

Szkoda, że temat nie spotkał się z dużym odzewem, prac było niewiele. Moim zdaniem był on mało rozpropagowany. A szkoda, że nie wysłano indywidualnych zaproszeń do starszych działaczy związkowych. Uważam, że efekt końcowy byłby korzystniejszy.

Uczestnicy spotkania: władze związkowe, kierownicy jego działów, pracownicy redakcji i BC oraz zaproszeni goście: m.in. byli prezesi ZG PZN - Tadeusz Madzia, Sylwester Peryt, Andrzej Kaszta, redaktorzy - Danuta Tomerska, Józef Szczurek, Ewa Fraszka, mec. Władysław Gołąb. W sumie 30 osób.

Pierwszym punktem spotkania, - poza jego otwarciem przez prezes ZG PZN Annę Woźniak-Szymańską - było ogłoszenie Człowiekiem Roku 2011 Kazimierza Lemańczyka, w przeszłości prezesa ZG PZN, obecnie od 55 lat prezesa Spółdzielni "Nowa Praca dla Niewidomych". Otrzymał on Statuetkę im. Włodzimierz Kopydłowskiego i duży bukiet róż. Obecni wspominali przeszłość, początki swojej działalności w PZN.  

Mec. Władysław Gołąb należy do Związku Niewidomych od początku jego istnienia, mówił o trudnych warunkach pracy społecznej w przeszłości, np. wspominał spanie na biurkach podczas wyjazdów służbowych - aby było taniej. Istniało większe zaangażowanie w pracy społecznej niż teraz. Zastanawiano się nad pozyskaniem dla Związku młodych, wykształconych niewidomych, którzy pozostają poza organizacją. Mówił o tym Kazimierz Lemańczyk. Dyrektor Związku Małgorzata Pacholec za swego mistrza uznała Józefa Mendrunia, który pomógł jej po utracie wzroku, wprowadzając w arkana pracy związkowej. Tadeusz Madzia i Józef Mendruń dziękowali dawnym współpracownikom za lata wspólnej pracy, tym którzy ich lubili i tym którzy ich nie lubili.

Szkoda, że nie wszyscy mogli skorzystać z osobistych zaproszeń na spotkanie z przeszłością. Albo mają trudności z chodzeniem spowodowane wiekiem, albo z powodu spraw rodzinnych lub zawodowych przypadających właśnie w tym dniu.  

Dobrze, że w obchodach 60-lecia znalazło się miejsce na spotkanie z przeszłością, z jej bezpośrednimi uczestnikami, którzy mogli zaświadczyć o historii Związku w autentyczny sposób, podbudowany własnymi przeżyciami i emocjami.

Cieszy fakt, że po latach mogliśmy w lokalach związkowych spotkać się z dawno niewidzianymi kolegami, będącymi w ostatnich latach, jakby na uboczu Związku. Czyżby miał to być początek przełomu? Historia poznawana nie z dokumentów, ale ze wspomnień ludzi tworzących ją, ma szczególną wartość.

"Kierujmy nasze myśli na przemian w przeszłość i w przyszłość. Szukamy w przeszłości nauk i wskazówek dla naszej przyszłości. Chcemy w ten sposób określić lepiej i podbudować naszą nadzieję". (Jan Paweł II - z przemówienia do ludzi nauki i kultury  

- Toruń - czerwiec 1999 rok)

Wiedza i Myśl 2011