Jolanta Krok

Działaczka Śląskiego Okręgu PZN

 

 

 Całe życie dla innych

 Małgorzata Czerwińska

Kiedy prowadziłyśmy tę rozmowę o życiu, był maj. Nad śląskim Mikołowem zapadał zmierzch, głośno obwieszczany przez słowiki, których tu, na tej "ekologicznej pustyni", nie spodziewałam się usłyszeć. Minęły miesiące - czas odmierzony wielkością spraw, obowiązków, wydarzeń, wobec których to wieczorne spotkanie, od dawna planowane, stało się epizodem.

Wyważone, dyktowane doświadczeniem, spostrzeżenia pani Jolanty Krok - o ludziach, życiu i jego pryncypiach - doskonale odpowiadają nastrojowi zadumy zimowych wieczorów, więc może nadeszła pora, by wyjąć z szuflady kasetę, tę ze słowikami i kurantem starego zegara w tle.

Urodziła się i wychowała na Śląsku. Związki narodowo-rodzinne są zbyt złożone, by o nich opowiadać. Cóż, nie po raz pierwszy historia, ta powszechna i ta polska, skomplikowała osobiste ludzkie losy.

Dzieciństwo - to przede wszystkim matka - kochająca, wrażliwa, ale też surowa, wymagająca strażniczka wyraźnie sprecyzowanego kodeksu etyczno-moralnego, dającego sprowadzić się do jednego przykazania: "kochaj bliźniego, jak siebie samego", a prościej: "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". Od tych prawd uniwersalnych już prosta droga do pojmowania życia jako spełniania obowiązków, tych podejmowanych dobrowolnie i tych nakładanych przez los.

- "Dorosłe życie człowieka nie polega na tym, że robi się to, co się chce, ale że robi się to, co należy robić" - stwierdza pani Jolanta. - "Różnica między dzieciństwem a wiekiem dojrzałym tkwi w tym, że dziecko robi to, co chce, a wychowaniem modyfikuje się jego zachowania. Natomiast człowiek dorosły powinien przede wszystkim wykonywać to, co wynika z jego wielorakich ról, wyznaczanych przez życie, choć to najczęściej nie jest przyjemne".

W dorosłość wkroczyła Pani Jolanta bardzo wcześnie, jako dwudziestoletnia absolwentka Wydziału Matematyki śląskiej uczelni pedagogicznej, późniejszego Uniwersytetu Śląskiego. Trudy samodzielnego życia nie zaskoczyły jej. Funkcjonowanie w szkole i na studiach na zasadach osoby pełnosprawnej, choć stan wzroku wyraźnie temu przeczył, uodporniło psychicznie. Surowa, biedna rzeczywistość pierwszych powojennych lat również zrobiła swoje. A wszystko to, w połączeniu z matematycznym realizmem, zaprocentowało może odrobinę zbyt wczesną dojrzałością emocjonalną.

Pracę w mikołowskiej Fabryce Palenisk Mechanicznych wspomina Pani Jolanta bez entuzjazmu. Znaczący rozdział w "księdze życia" rozpoczął się rokiem 1963, kiedy to los doprowadził nieubłaganie do spotkania z Polskim Związkiem Niewidomych. Dzisiaj Pani Jolanta ma pełne prawo powiedzieć, że miała wówczas szczęście do ludzi w tej organizacji. Panowie Kazimierz Jaworek i Adolf Szyszko rehabilitacji nie pojmowali zbiorowo, instrumentalnie, lecz jako inwestowanie w człowieka. W jej przypadku oznaczało to dwuletni pobyt w Warszawie, gdzie podjęła pracę nauczycielską w szkole podstawowej dla dorosłych niewidomych i studia tyflopedagogiczne w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej. Potem, z miłości, przywiązania i poczucia obowiązku zapewnienia opieki ciężko chorej mamie, należało odrzucić propozycję pracy w Laskach i Krakowie... i powrócić na Śląsk. Wracała z nadzieją, że na Śląsku stanie wreszcie szkoła dla niewidomych. Życie chciało inaczej. Pięcioletnie obowiązki specjalisty do spraw rehabilitacji w spółdzielni ogólnoinwalidzkiej i czteroletni okres kierowania biurem katowickiego okręgu PZN to byłoby chyba zbyt mało do zawodowego spełnienia, gdyby nie wieloletnia praktyka instruktora na kursach rehabilitacji podstawowej i brajla. Powodzenie w tej pracy mierzy się stopniem zaakceptowania przez nowo ociemniałego własnej sytuacji życiowej. Sukcesy? Na przykład przeprowadzenie "podopiecznego" od stanu zupełnej negacji do pozycji nauczyciela zawodu. Klęski? O nich mówi się wówczas, gdy wychowanek, mimo rehabilitacyjnego trudu, wybiera narkotyki, alkohol. Metodą rehabilitacji nie jest sztywne trzymanie się programu i wiedzy książkowej, "wchodzenie z kaloszami do duszy", lecz odwoływanie się do własnych doświadczeń, wytwarzanie sensownej sytuacji motywacyjnej i układanie relacji instruktor-uczeń na owym "kochaj bliźniego swego..." Ta, wybiegająca poza ramy katolicyzmu i przybierająca znamiona uniwersalne, maksyma określa stosunek Pani Jolanty do świata i ludzi, wyznacza charakter życiowych ról i zadań. Tych jest zawsze wiele, zwłaszcza społecznych w okręgowych strukturach PZN. Świat i ludzie to dla Pani Jolanty życzliwi sąsiedzi, wierni przyjaciele i... Śląsk - ubogi ekologicznie, ale bogaty pracowitością swoich mieszkańców.

Jesienne liście są w Mikołowie cięższe o warstwę pierwiastków z tablicy Mendelejewa. Śnieg, gdy spadnie, nie będzie tak czysty, jak ten w zielonogórskim parku. Odległość miejsc, różnica w poziomie zanieczyszczenia powietrza, odmienność pokoleniowych przeżyć. Wspólny system wartości, określający charakter relacji z ludźmi. Kategoryczny sprzeciw wobec obłudy, zakłamania, nieszczerości, fasadowości postaw i zachowań. Realna ocena rzeczywistości, odmawiająca sensowności oddawania się marzeniom. Pora więc wyłączyć magnetofon, choć na taśmie pozostało jeszcze wiele ważkich słów... o przyjaźni, ludzkich postawach, życiowych wyborach, z których najbardziej słusznym wydaje się ten, oddający całe życie innym.

Pochodnia  kwiecień 1995