Biografia prasowa  

 

Jerzy Kozak  

muzyk pianista  

Stroiciel fortepianów  

Pracownik Akademii Muzycznej  w Katowicach  

 

Wspomnienie o Jerzym Kozaku

Józef Szczurek

W XX wieku w krajach zachodnioeuropejskich upowszechnił się wśród niewidomych zawód stroiciela fortepianów. Brak wzroku nie był przeszkodą w dobrym wykonywaniu  tej wysoko cenionej i atrakcyjnej pracy. Fach ten szybko rozwinął się wśród niewidomych w Niemczech, Austrii i Francji, w Polsce zaś dopiero w okresie powojennym niewidomi sięgnęli po klucz stroicielski. Zawód ten zdobywali przede wszystkim w szkołach istniejących przy dwóch dużych fabrykach pianin i fortepianów w Kaliszu i Legnicy. Pewnie już mało kto pamięta, że chlubą niewidomych stroicieli w tamtym czasie był wszechstronnie utalentowany i znany niemal w całym kraju muzyk - Jerzy Kozak. Chciałbym opowiedzieć o jego trudnym życiu, osiągnięciach i dramatach, zwłaszcza że w bieżącym roku mija 20 lat od chwili, gdy na zawsze rozstał się z nami.  

Przyjaźń

Jerzy Kozak urodził się w Sosnowcu w 1930 roku. Gdy miał osiem lat, na skutek wypadku stracił całkowicie wzrok. W pierwszych miesiącach po zakończeniu wojny dostał się do Lasek. Tu skończył szkołę podstawową oraz rozpoczął przyśpieszony kurs gimnazjalny. Nauczyciele szybko odkryli u niego wielkie zdolności muzyczne i słuch absolutny. Przez cały czas uczył się muzyki, a jego mistrzem był prof. Witold Frieman. Jurek odznaczał się fenomenalną techniką gry na fortepianie i zdolnościami improwizacyjnymi.  

W szkole podstawowej uczyliśmy się w tej samej klasie, toteż spędzaliśmy razem wiele czasu, zwłaszcza że łączyła nas szczera, młodzieńcza przyjaźń. W wolne od nauki dni często we dwójkę wypuszczaliśmy się na dłuższe spacery po pobliskim lesie, a on z niezwykłą precyzją określał tonację śpiewu i gwizdu każdego ptaka. Nieraz gubiliśmy powrotną drogę, ale w końcu zawsze jakoś trafialiśmy do internatu.

Podczas tych spacerów Jerzy z przejęciem opowiadał mi o swej ukochanej dziewczynie - licealistce Danusi, która co najmniej raz w tygodniu przyjeżdżała do niego z Warszawy. Spotykali się poza internatem w tajemnicy przed wszystkimi. Danusia była piękna, delikatna, subtelna i mądra. Uczyła się również muzyki i śpiewu. Miała słodki, łagodny głos, a jej pocałunki były źródłem niewypowiedzianej rozkoszy. Oczywiście wiedziałem, że Danusia jest wytworem wyobraźni Jerzego, ale nigdy nie dałem mu do zrozumienia, że znam prawdę o jego ukochanej. Wiedziałem, że zraniłbym go boleśnie.  

W czasie wakacji często spotykaliśmy się, gdyż nasze mieszkania dzieliło zaledwie kilkanaście kilometrów. W jego domu panowała wspaniała atmosfera, nacechowana tolerancją i życzliwością. Ojciec pracował na eksponowanym stanowisku jako dyrektor sosnowieckiej walcowni stali. Mama była bardzo otwarta, wyrozumiała i serdeczna, z dużym poczuciem humoru. Starsze rodzeństwo szczyciło się wszechstronnymi zdolnościami brata. Jerzy miał też wśród rówieśników oddanych przyjaciół.

Pierwszy krok w dorosłe życie

W czerwcu 1949 roku Jurek opuścił Laski i wyjechał do Kalisza, gdzie podjął naukę w szkole strojenia i korekty instrumentów klawiszowych, istniejącej przy wytwórni fortepianów, a także w miejscowym liceum ogólnokształcącym. Nauka strojenia trwała dwa lata.  

Naczelny konstruktor fabryki, mistrz budowy fortepianów Gustaw Fibiger w wydanej o Jerzym Kozaku opinii pisze:

"Ob. Jerzy Kozak przeszedł pod moim kierunkiem szkolenie w dziale korekty, strojenia i intonacji, zapoznając się jednocześnie z wiedzą ogólną o budowie fortepianów i pianin - teoria menzur, akustyczne zasady budowy, konstrukcja den rezonansowych, ramy metalowej i szkieletu. Wykazał wybitne zdolności nie tylko jako stroiciel intonator, ale także jako korektor trudnych do opanowania mechanizmów fortepianowych. Wrodzony talent, absolutny słuch i poważny zasób wiedzy teoretycznej oraz umuzykalnienie pozwalają wysunąć obywatela Kozaka na jednego z najlepszych stroicieli-intonatorów w naszym kraju".  

Po ukończeniu nauki Jerzy nie rozstał się z Kaliszem. Podjął pracę w fabryce fortepianów na stanowisku stroiciela-intonatora, poszerzając stale teoretyczną wiedzę w dziedzinie budowy instrumentów klawiszowych oraz zagadnień akustycznych pod kierunkiem prof. Marka Kwieka - konsultanta państwowego przemysłu muzycznego. Przebywał w tym mieście pięć lat.  

Jurek cieszył się wielkim powodzeniem u dziewcząt. Niebawem zakochał się w młodej Jugosłowiance, jednej z uczennic licealnych i po kilku miesiącach wzięli ślub. Wkrótce urodził im się syn.  

Sława i kariera

Pod koniec 1954 roku Jerzy Kozak wrócił w rodzinne strony i wraz ze swą młodą rodziną osiedlił się w Katowicach. Nie miał problemu z zatrudnieniem. Otrzymał pracę na stanowisku stroiciela i konserwatora fortepianów w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Sława wybitnego fachowca szybko się roznosiła, a konsekwencją były kolejne oferty pracy z innych instytucji. Jurek przyjął jeszcze dwie propozycje - konserwatora instrumentów klawiszowych Katowickiej Filharmonii i Wojewódzkiego Domu Kultury.  

Obowiązków miał niezwykle dużo. Nie dziw więc, że musiał odrzucać zaproszenia właścicieli fortepianów, niejednokrotnie bardzo cennych i zabytkowych, z innych miast.  

W 1971 r. Zbigniew Skalski zamieścił w "Pochodni" artykuł obrazujący jego działalność zawodową. Z tej publikacji zaczerpnąłem dwie opinie zwierzchników i współpracowników Jerzego w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach.  

Doc. Wiktor Gadziński: "Sądzę, że utrata wzroku w przypadku pracy zawodowej ob. Jerzego Kozaka, nie przeszkadza w jego fachowości i wysokiej specjalizacji.

Przykładem może być nie tylko rozróżnienie form fortepianów czy pianin, lecz również określenie, z małym odchyleniem, roku ich budowy. Jego praca w uczelni, charakteryzująca się dobrą organizacją, dużym wkładem serca i inicjatywy, zasługuje na jak najwyższą ocenę i prawdziwe uznanie".  

Mistrz budowy instrumentów dętych - Stanisław Więckowski: "Pracuję w swoim zawodzie 50 lat i jeszcze takiego fenomenalnie uzdolnionego stroiciela i korektora nie spotkałem. Cechuje go wielka sumienność, dokładność i zdolności do ulepszania pracy. M.in. Jerzy Kozak zbudował generator kamertonowy dla Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia oraz przyrządy do lutowania przez niewidomych elementów w urządzeniach radiowo-elektronicznych. Opracował też metodę i wykonał oprzyrządowanie do filcowania przez niewidomych młoteczków fortepianowych".  

Tu godzi się przypomnieć, iż Jurek otwarty był na współpracę z Chorzowskim Okręgiem PZN i chętnie pomagał innym niewidomym stroicielom. Przy każdej okazji zapraszał ich do siebie, służył im swą wiedzą i doświadczeniem zawodowym. Można było odnieść wrażenie, że te kontakty były mu potrzebne. Czekał na nie, jakby potrącały jakąś ważną, nieznaną strunę w skomplikowanym mechanizmie jego bogatej osobowości.  

Dramaty  

Z tego, co dotychczas napisałem, można by wywnioskować, że życie Jurka składało się z samych blasków. Niestety, byłby to obraz nieprawdziwy - wciskało się w nie coraz więcej cieni.  

Nie układało się i z każdym rokiem pogarszało jego współżycie małżeńskie. Mówił o tym niechętnie, zwłaszcza że nasze spotkania z biegiem czasu stawały się coraz rzadsze. On mieszkał na Śląsku, a ja - w Warszawie. Ponadto obaj mieliśmy dni wypełnione po brzegi obowiązkami zawodowymi i społecznymi, a to bardzo utrudnia bliskość między ludźmi.  

Jerzy systematycznie, z przyczyn sobie tylko znanych, oddalał się od swego domu. Wychodził przed siódmą rano i nie wracał przed godziną 22. Sprawował przecież nadzór konserwatorski nad instrumentami trzech bardzo prestiżowych instytucji muzycznych.  

W PWSP, która już w tamtym czasie przybrała nową nazwę Akademii Muzycznej, miał swój gabinet, w którym spędzał każdą wolną chwilę. Wpadali do niego uczelniani koledzy, na których prawie zawsze czekał kieliszek koniaku. I tak się zaczęło. Alkohol miał być remedium na narastające napięcia wewnętrzne Jurka. Do tego coraz częściej dołączały się środki psychotropowe. Na zewnątrz, wobec innych ludzi, był niby pewny siebie, opanowany, nawet pogodny. Nikt nie domyślał się, jakie kłębią się w nim chmury. Może też dlatego jego syn, wtedy już doktor medycyny, dostarczał mu "według zapotrzebowania" leki psychotropowe.  

Drugi brzeg

Jednej z jesiennych nocy, w 1988 roku, dosięgła go samobójcza śmierć. Prawdziwy szok, poczucie klęski, głęboka żałoba ogarnęły jego bliskich i znajomych.

W przemówieniu nad grobem rektor katowickiej Akademii Muzycznej powiedział: "Mogło się wydawać, że ma wielu przyjaciół, a tak naprawdę Jurek był bardzo samotny. W tym sensie wszyscy jesteśmy winni tej tragicznej śmierci". Z poczuciem tragedii żegnała go śląska prasa.  

Patrząc na życie Jerzego Kozaka z czasowego dystansu, można by przypuszczać, że gdyby na progu swej młodości inaczej zarządził swym losem, gdyby tak wcześnie nie wziął na swe barki zbyt dużych zobowiązań rodzinnych, gdyby ukończył studia i połączył je ze swymi wszechstronnymi talentami, może wszystko ułożyłoby się lepiej. Taką refleksję można odnieść do każdego człowieka, dlatego ani mądre, ani pożyteczne jest tu wszelkie gdybanie.  

Można natomiast z dramatu Jurka wyciągnąć wnioski, że powinniśmy bardziej pochylać się nad życiem swych bliskich, starać się lepiej dostrzegać ich wnętrze i nie dawać się zwodzić pozorom. Chciałbym mieć nadzieję, iż przedstawione tu fakty i refleksje spowodują, że Jerzy Kozak znajdzie godne miejsce w naszej serdecznej pamięci.

   Nowy Magazyn Muzyczny   październik -  grudzień 2008

 

       Notatka w „Gazecie Robotniczej: „Wczoraj, 27 marca, w wieku pięćdziesięciu trzech lat, zmarł w Katowicach Jerzy Kozak, jeden z najwybitniejszych stroicieli fortepianów, wspaniały człowiek i muzyk, długoletni zasłużony pracownik Akademii Muzycznej, Liceum Muzycznego w Katowicach, Polskiego Radia i Telewizji i wielu innych instytucji muzycznych. Całe swoje tak trudne, a i piękne życie poświęcił muzyce i wychowaniu całej rzeszy wybitnych stroicieli, zyskując miano niezrównanego mistrza w swej dziedzinie…”