Przetrwać złą passę

       Grażyna Wojtkiewicz

 

W grudniu ubiegłego roku na łamach naszego czasopisma zamieściliśmy artykuł pod wymownym tytułem „U progu kariery”. Jego autor - Włodzimierz Susid przedstawił w nim sylwetkę wybitnie utalentowanego niewidomego wokalisty - Janusza Kowalskiego i jego perypetie związane z uzyskaniem pracy w zdobytym zawodzie. W artykule tym między innymi czytamy: „ ...pewne symptomy wskazują na to, że już w niedługim czasie będziemy świadkami kariery artystycznej dużej rangi...”, zaś kończy się on optymistycznym stwierdzeniem, iż dzięki pomocy życzliwych ludzi, szczerze zainteresowanych  rozwojem kariery artystycznej niewidomego śpiewaka, udało się uzyskać dla niego, poprzez interwencję w Ministerstwie Kultury i Sztuki, etat w Kameralnej Filharmonii Narodowej.  

A jak wygląda dziś ta, tak dobrze zapowiadająca się, kariera bohatera wspomnianego wyżej artykułu? Otóż rzeczywistość okazała się mniej optymistyczna niż jego autor. Wbrew poprzednim zapewnieniom ze strony przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz podległego mu Krajowego Biura Koncertowego, Janusz Kowalski nadal pozostaje bez pracy, bo trudno nazwać pracą dającą możliwość stabilizacji kilkanaście koncertów, które instytucja ta zorganizowała dla niewidomego artysty na zasadzie jednorazowej umowy z wykonawcą. Natomiast od kwietnia bieżącego roku Janusz Kowalski nie miał ani jednego koncertu. Minęło już kilkanaście terminów, w których obiecywano na pewno zatrudnić naszego niewidomego kolegę. Ostatni teki termin upłynął właśnie w kwietniu. Dyrekcja Krajowego Biura Koncertowego tłumaczy się swoim uzależnieniem od „Pagartu”, który przydzielił etat, a nie dał żadnych środków budżetowych. Tymczasem Janusz Kowalski pozostaje na utrzymaniu matki rencistki, która z renty, wynoszącej dwa tysiące dwieście pięćdziesiąt złotych utrzymuje jeszcze drugiego niewidomego syna, przebywającego  obecnie na szkoleniu w ośrodku rehabilitacyjnym. I gdyby nie pomoc siostry, cała rodzina żyłaby w skrajnej nędzy,  lecz ta sytuacja nie jest w stanie wzruszyć urzędników odpowiedzialnych za zatrudnienie Janusza, dla których ciągle jeszcze jest ważniejszy martwy przepis niż człowiek.  

Jedynym jasnym punktem w tej niewesołej historii jest postać prof. Zdzisława Skwary, nauczyciela muzyki Janusza Kowalskiego i gorącego propagatora jego talentu. On to w dalszym ciągu bezinteresownie uczy go śpiewu, za co należą mu się słowa wdzięczności i uznania. I trudno powiedzieć, iż na drodze do kariery artystycznej Janusza Kowalskiego zabrakło ludzi dobrej woli. Ostatnio w jego sprawie ponownie interweniował w Ministerstwie Kultury i Sztuki opiekun społeczny z ramienia Koła PZN Warszawa Śródmieście - mgr Andrzej Skóra i po raz już nie wiadomo który z rzędu otrzymał obietnicę, że etat dla Janusza Kowalskiego będzie definitywnie załatwiony. Może wreszcie ta obietnica okaże się prawdziwa?  

Tymczasem spróbujmy w jakiś sposób pomóc naszemu koledze w jego trudnej sytuacji materialnej. Przecież niemal każdy okręg PZN, a także wiele kół posiada własne świetlice, organizujące bogate życie kulturalne dla niewidomych. Można by w nich zorganizować także występ Janusza Kowalskiego. Słuchacze sami będą mogli się wtedy przekonać o wybitnym talencie muzyka, zaś występy te pomogą mu nie tylko przetrwać tę, miejmy nadzieję, przejściową złą passę, ale zaprezentują szerokiemu gronu publiczności sylwetkę młodego, zdolnego niewidomego artysty, popularyzując w ten sposób w społeczeństwie widzących możliwości inwalidów wzroku.  

       Pochodnia