Niektóre Publikacje   

 

 

Cykl: Osiągnięcia niewidomych na ziemiach zachodnich  

 

                  Województwo koszalińskie

Od Złotowa do Wałcza, od Wałcza do Kołobrzegu ciągnął się Wał Pomorski, najeżony lufami dział, moździerzy i gniazdami ciężkich karabinów maszynowych. Najlepsze jednostki wojsk hitlerowskich broniły gniazda Trzeciej Rzeszy, a obok nich oddziały własowców, dla których zwycięskie utrzymanie pozycji było równoznaczne z uratowaniem życia. Krok po kroku wdzierali się na pozycje wroga żołnierze Dywizji Kościuszkowskiej, metr za metrem posuwały się naprzód jednostki wojsk radzieckich. Padł Złotów, padł Wałcz i zdobyty został Kołobrzeg. I wystąpił żołnierz polski z szeregu, wygłosił słowa ślubowania, a pierścień wyrzucony zamachem dłoni błysnął w promieniach kwietniowego słońca i zniknął w falach Bałtyku. Od tej pory morze stało się znów polskie, jak to było za czasów Chrobrego czy Krzywoustego.  

Od tego czasu minęło dziewiętnaście lat. Na ziemię koszalińską, spaloną i zrytą pociskami, przybyli polscy osadnicy. Ożyły miasta, miasteczka i wsie, uruchomiono porty i powstał wielki przemysł rybny, stanęły nowe zakłady pracy. Nad długim pasem brzegu morskiego powstawały coraz to nowe ośrodki wypoczynkowe. Młodzież, dzieci i dorośli jeżdżą tam po słońce, zdrowie i morską przygodę.  

Pierwsza organizacja niewidomych powstała na terenie województwa koszalińskiego wiosną 1952 roku. Było to koło powiatowe w Słupsku, zrzeszające jedenaścioro inwalidów wzroku, a administracyjnie podlegało ono zarządowi Oddziału Szczecińskiego PZN. Przewodniczącym koła był kolega Jerzy Lemański - ociemniały żołnierz z szeregów Drugiej Armii Polskiej.  

Początkowo zarząd koła dążył do objęcia swoją działalnością wszystkich niewidomych z terenu powiatu słupskiego. W roku następnym ogniwo to zostało przemianowane na koło wojewódzkie i skupiało w swoich szeregach dwadzieścia cztery osoby. W wyniku rozszerzenia działalności na całe województwo zarząd koła otrzymał od władz miejskich jeden pokój na biuro i niezbyt obszerną salkę na świetlicę. Od początku istnienia organizacji niewidomych na terenie województwa jej aktyw dążył do maksymalnego usamodzielnienia inwalidów wzrokowych. Jeszcze w roku 1952 zarząd koła powiatowego spowodował, że Centrala Spółdzielni Inwalidzkiej zorganizowała pierwsze szkolenie w zakresie ręcznego naciągu szczotek. Brało w nim udział trzech kolegów i odbywało się w mieszkaniu jednego z nich.  

W wyniku trzyletniej działalności Związku w roku 1955 powstał w Słupsku samodzielny oddział wojewódzki PZN, a liczba niewidomych szczotkarzy, zatrudnionych w wielobranżowej spółdzielni inwalidów sięgała trzydziestu osób. Oddział w chwili powstania zrzeszał sto czterdzieści osób, a zarejestrowanych inwalidów wzrokowych, niebędących członkami PZN, było czterdzieścioro. Przewodniczącym zarządu oddziału w dalszym ciągu był kolega Jerzy Lemański, a członkiem urzędującym - kolega Alfons Cyrzon. Mimo ciężkich warunków lokalowych i sanitarnych zarząd oddziału obok produktywizacji niewidomych rozwijał wśród nich również życie kulturalno - oświatowe, co znajduje wyraz w zorganizowaniu zespołu muzycznego, czytelniczego oraz w próbach zorganizowania chóru.  

Kiedy w wyniku długich i uporczywych starań niewidomi z Słupska otrzymali w miarę odpowiednie pomieszczenie przy ulicy Kilińskiego 3, w styczniu 1957 roku powstała pierwsza i do chwili obecnej jedyna spółdzielnia inwalidów niewidomych. Na jej prezesa Związek oddelegował urzędującego członka zarządu oddziału - kolegę Alfonsa Cyrzona. Obecnie spółdzielnia zatrudnia sto dwadzieścia sześć osób niewidomych, z czego sześćdziesięcioro czworo pracuje w zakładach zwartych, a reszta w systemie chałupniczym. Przeciętne zarobki niewidomych pracowników słupskiej spółdzielni kształtują się w wysokości tysiąca trzystu sześćdziesięciu złotych miesięcznie.  

Obok zapewnienia pracy spółdzielnia stosuje wobec swoich  członków szeroko zakrojoną pomoc socjalną w postaci przyznawania skierowań na wczasy wypoczynkowe, leczenie  sanatoryjne, a także zakupu urządzeń i aparatów, ułatwiających inwalidzie wzrokowemu wykonywanie  czynności dnia codziennego, jak pralki, maszynki do golenia, magnetofony, szczotki do mycia dla jednoręcznych, i innych. W trosce o estetyczny wygląd swoich członków spółdzielnia zakupiła dla wszystkich inwalidów wzrokowych ciemne okulary. Pracownicy spółdzielni mają zapewnioną pomoc lekarską, korzystają również z prowadzonej przez spółdzielnię stołówki. Plan produkcji w ostatnim roku bilansowym spółdzielnia wykonała w stu szesnastu i siedmiu dziesiątych procenta, co wyraża się kwotą ośmiu milionów stu sześćdziesięciu dziewięciu tysięcy złotych. Majątek własny spółdzielni słupskiej przekroczył już milion złotych.  

Zarówno Związek, jak i spółdzielnia nie mają trudności w zakresie zatrudniania inwalidów wzrokowych na terenie województwa. Jedynymi koniecznymi warunkami jest chęć ze strony niewidomego i posiadanie przez niego odpowiednich warunków domowych do założenia warsztatu chałupniczego.  

Związek doprowadził do powstania spółdzielni i spółdzielnia ta stała się podstawową bazą zatrudnienia inwalidów wzrokowych. Jednak nie tylko produktywizacja była i jest przedmiotem działalności Polskiego Związku Niewidomych.  

Po odejściu kolegi Cyrzona do spółdzielni stanowisko urzędującego członka zarządu oddziału Związku objął nowoociemniały technik - mechanik - kolega Mieczysław Misztal, obecny kierownik biura zarządu Okręgu. Dla tego kolegi troska o los innych niewidomych stała się czynnikiem pomocniczym w nabraniu odwagi do życia w warunkach inwalidztwa. Począwszy od roku 1957 zarząd oddziału obok prowadzonych na bieżąco interwencji w sprawach poszczególnych członków Związku coraz szerzej podejmuje działalność, mającą na celu załatwianie problemowych zagadnień. Zacieśniła się współpraca z radami narodowymi i komitetami Partii. Na wniosek zarządu oddziału wydział zdrowia WRN w Koszalinie wydał zarządzenie, na mocy którego wszyscy członkowie Związku na terenie województwa uzyskali prawo do korzystania z opieki lekarskiej na zasadach osób ubezpieczonych, poprzedzając rozporządzenie ministra zdrowia w tej sprawie. W tym też okresie uchwałą WRN wszyscy niewidomi rolnicy z terenu województwa koszalińskiego zostali zwolnieni z obowiązku opłacania funduszu gromadzkiego, a pełnomocnik rządu do spraw skupu w roku 1958 wydał zarządzenie, nakazujące właściwym organom wnikliwe rozpatrywanie wniosków inwalidów niewidomych, ubiegających się o ulgi w opłacie podatków gruntowych i uiszczaniu obowiązkowych dostaw.  

W wyniku wzrostu  liczby członków oraz rozszerzenia się kręgu potrzeb inwalidów wzrokowych zarząd oddziału nie był w stanie realizować samodzielnie piętrzących się zadań. Zaistniała potrzeba tworzenia ogniw Związku na szczeblu powiatów w oparciu o narastający aktyw terenowy. W chwili obecnej na terenie Okręgu rozwijają działalność cztery koła, z których dwa obejmują po trzy powiaty, a dwa pozostałe działają na terenie pojedyńczych powiatów. W pozostałych powiatach województwa istnieją grupy związkowe i pełnomocnicy powiatowi.  

Do najlepszych ogniw terenowych zarząd okręgu zalicza Koło PZN w Koszalinie, Koło w Złotowie i grupę w Bytowie. Z wymienionych szczególnie cenną działalność na rzecz członków Koła i niewidomych niezrzeszonych prowadzi przewodniczący zarządu Koła Koszalińskiego - kolega Kazimierz Kalczyński, będący członkiem prezydium zarządu Okręgu Słupskiego, a także członkiem Rady Związku Spółdzielni Inwalidów w Warszawie. Kolega ten pomimo podeszłego wieku przejawia dużą energię życiową. Wzrok stracił w czasie kampanii wrześniowej  w 1939 roku jako żołnierz drugiego pułku artylerii w Chełmie Lubelskim. Do Koszalina przybył w roku 1945 jako jeden z pionierów ziem odzyskanych. Od początku już jako niewidomy brał czynny udział w organizowaniu życia społecznego na tych terenach. Kiedy w roku 1954 nadarzyła się okazja do odbycia szkolenia zawodowego, skorzystał z niej, i od tego czasu pracuje jako chałupnik. Dwa lata temu uzyskał dyplom mistrza w zawodzie szczotkarskim. Kolega Kalczyński, zapytany, jak godzi pracę zawodową i wielość funkcji w innych organizacjach z obowiązkami przewodniczącego koła PZN, odparł, że rzeczywiście ma na to bardzo mało czasu, jednak Polskiego Związku Niewidomych, a szczególnie działalności na jego rzecz, porzucić nie może, ponieważ członkiem PZN był wcześniej niż na przykład spółdzielcą.  

Owocna działalność kolegi Kalczyńskiego jako przewodniczącego zarządu przejawia się przede wszystkim w skutecznych interwencjach na rzecz poprawy sytuacji materialnej niewidomych z terenu działania Koła, przy czym koło to swoją działalnością obejmuje trzy powiaty. Ze względu na duże odległości pomiędzy miejscami zamieszkania poszczególnych członków, zebrania odbywają się stosunkowo rzadko, jak również nie ma możliwości zorganizowania dla niewidomych życia świetlicowego. Kolega Kalczyński w swojej działalności interweniuje nie tylko u władz, lecz często dociera z interwencją do mieszkań inwalidów wzrokowych, godzi skłóconych małżonków, reguluje stosunek dzieci do rodziców, a nawet, jak opowiadał, zdarzało się, że w trybie administracyjnym był zmuszony przywołać niewidomego do obowiązku udzielania żonie pomocy na utrzymanie i wychowanie dzieci. Na podstawie doświadczenia stwierdza, że często, kiedy w wyniku interwencji udaje się dla inwalidy wzrokowego uzyskać rentę lub zatrudnienie, to wtenczas zapomina on o obowiązku wobec własnej rodziny, a wszystko, co otrzymuje, chce zachować dla siebie.  

Głęboka inteligencja i doświadczenie życiowe tego działacza powodują, że do mieszkań członków Koła czy też niewidomych niezrzeszonych wchodzi zawsze z uśmiechem. Twierdzi, że właśnie ten uśmiech pozwala mu znaleźć wspólny język z kolegami najbardziej zaniedbanymi.  

Kolega Kalczyński, jako członek Prezydium Zarządu Okręgu, zamieszkując w siedzibie władz wojewódzkich, utrzymuje w imieniu Zarządu bezpośredni kontakt z tymi władzami.  

Pełnomocnicy powiatowi rekrutują się spośród etatowych pracowników oddziałów powiatowych PCK. Na wyróżnienie zasługuje pełnomocnik w Człuchowie - obywatel Adam Hełminiak, który obok działalności socjalnej na rzecz niewidomych, prowadzi szeroką propagandę naszych spraw za pośrednictwem radiowęzłów, pogadanek i prelekcji. Dzięki osiągnięciom aktywu PZN na terenie województwa koszalińskiego na rzecz inwalidów wzrokowych zarząd Okręgu Słupskiego cieszy się dużym uznaniem ze strony Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, wojewódzkiej instancji partyjnej i innych organizacji. Stałym opiekunem Związku z ramienia Komitetu Wojewódzkiego jest inspektor Wydziału Ekonomicznego tego wydziału - towarzysz Twardy. Dla przedstawicieli Zarządu Okręgu nie ma w Komitecie godzin przyjęć. Towarzysz Twardy zawsze służy radą i pomocą przy załatwianiu trudniejszych spraw.  

Jeśli chodzi o Prezydium WRN, to szczególnie ścisła współpraca utrzymuje się z Wydziałem Zdrowia i Opieki Społecznej, z innymi natomiast wydziałami  w wypadku podejmowania przez Zarząd Okręgu zadań, wchodzących w zakres ich właściwości rzeczowej. Również Zarząd Okręgu utrzymuje na bieżąco współpracę z oddziałem wojewódzkim ZUS, co znajduje wyraz w tym, że kierownik biura - kolega Misztal jest członkiem Rady Nadzorczej ZUS. Na wniosek władz Okręgu z roku 1962 Komitet Wojewódzki ZSL wydał wszystkim powiatowym komitetom ZSL zalecenie, by te otaczały wszechstronną opieką niewidomych rolników, zamieszkałych na terenie ich działania. Jak stwierdzają aktywiści Związku, zalecenie to jest realizowane w praktyce.  

Trudno w tak krótkim reportażu przedstawić całość osiągnięć inwalidów wzrokowych na terenie województwa koszalińskiego. W trakcie rozmowy z działaczami tamtejszego okręgu PZN i na podstawie przedstawionych mi dokumentów ustaliłem, że w okresie działania Związku na tamtejszym terenie do pracy skierowano około dwustu niewidomych, a obecnie jest w rozbudowie zakład pracy chronionej w Jastrowie, w którym przewiduje się zatrudnić czterdzieści niewidomych i słabowidzących osób w tapicerstwie. Gdy pomyślimy, że ci obecnie samodzielni koledzy mieliby pozostawać na utrzymaniu rad narodowych, to suma wypłacanych im zapomóg mogłaby sięgnąć kilkunastu milionów złotych. Oni natomiast nie tylko nie korzystają z tych zapomóg, ale jeszcze swoją pracą pomnażają bogactwa Polski na swym terenie.  

Związek w województwie koszalińskim nie tylko współpracuje z prezydiami wojewódzkich rad narodowych, ale w częstych wypadkach jest zmuszony rady te dopingować, zwracając w drodze interwencji ich uwagę na najbardziej palące potrzeby inwalidów wzrokowych. W wyniku tych interwencji trzydzieści sześcioro niewidomych uzyskało przydziały nowych mieszkań, a czterdziestu osobom przeprowadzono remonty. Związek spowodował, że czterdzieści sześcioro niewidomych, niezdolnych do pracy, zostało objętych stałą opieką przez prezydia rad narodowych. W wyniku tejże działalności wielu niewidomych, żyjących w ciężkich warunkach materialnych, otrzymuje zapomogi okresowe w postaci pieniędzy, paczek żywnościowych czy odzieżowych.  

Na terenie Okręgu rozwijają pomyślnie swoją działalność zespoły szachowy i instrumentalny, rozwija się również sekcja lekkoatletyczna. Dwóch niewidomych kolegów uzupełnia swoje wykształcenie w zakresie szkoły średniej. Osiągnięcia i tak pokaźne; możliwe, że byłyby większe, gdyby zarząd Okręgu miał swoją siedzibę nie w Słupsku, lecz w Koszalinie, będącym siedzibą władz wojewódzkich. Ułatwiłoby to utrzymywanie jeszcze lepszego kontaktu z władzami wojewódzkimi i na pewno przyczyniłoby się do szybszego załatwienia wielu spraw niewidomych kolegów.

Pochodnia, lipiec 1964

 

                     Okręg PZN w Szczecinie

                      

Będąc dziś w Szczecinie trudno sobie uświadomić, że niespełna dwadzieścia lat temu port i jego przyległe dzielnice były poddane dywanowemu systemowi bombardowania przez aliantów, że wycofujące się oddziały wojsk hitlerowskich wysadziły w powietrze i wyburzyły pozostałe obiekty przemysłowe Szczecina, że basen portowy i prowadzący zostały zawalone zatopionymi statkami, dokami czy też nadbrzeżnymi dźwigami. A obecnie port szczeciński już dawno przekroczył pod względem przeładunku rocznego pozycję z roku 1938. Istnieje nowa stocznia, jedna z największych nad Bałtykiem. Odbudowane zostały fabryki i inne obiekty przemysłowe, wybudowano hutę żelaza, by nie przywozić w głąb kraju importowanej rudy, odbudowano zabytki starego miasta i wybudowano tysiące izb mieszkalnych. Trzy wyższe uczelnie, przygotowują inżynierów, agronomów i lekarzy, istnieją też dwa teatry. Wędrując szerokimi, nasłonecznionymi ulicami Szczecina, odnosi się wrażenie, że mieszka w nim sama młodzież, tyle słychać tam wesołego gwaru i dziewczęcego śmiechu.  

Obecne nastroje mieszkańców Szczecina sprowokowały mnie do zastanowienia się, z jakimi myślami i jakimi twarzami przemierzali ulice miasta pierwsi osadnicy polscy, którzy przybywali tu ze wszystkich stron kraju, a znaczna ich część również z robót i obozów koncentracyjnych z głębi Rzeszy. A może nie myśleli dużo, tylko wzięli się do pracy, bo jak inaczej być mogło, skoro dziś widzimy takie efekty.  

W tamtych latach na terenie Szczecina i województwa znaleźli się również inwalidzi wzrokowi. Jeszcze w okresie istnienia Związku Niewidomych Pracowników RP, wiosną roku 1950, zorganizowali oni komitet, którego celem było założenie wspólnego warsztatu pracy. Inicjatorem tego założenia był kolega Graczyk. Komitet zwrócił się do mistrza szczotkarskiego, zatrudnionego wówczas w szkole dla dzieci niewidomych w Owińskach - kolegi Władysława Łukaszewskiego, z prośbą o pomoc w założeniu spółdzielni.  

Zbliżało się święto Pierwszego Maja. Kolega Łukaszewski postanowił uczcić je czynem i udał się do Szczecina, by pomóc niewidomym kolegom. Po zorganizowaniu warsztatu zamierzał wrócić do szkoły, bo przecież już od 1921 roku nauczał pracy niewidome dzieci, najpierw w Bydgoszczy, a potem w po wojnie w Owińskach. Jednak Szczecin wessał go w siebie jak ośmiornica wielkością spraw. Tu trzeba było zaczynać od podstaw, a to stanowiło jego żywioł. Sprowadził własne narzędzia szczotkarskie z Bydgoszczy, nauczył kolegów naciągu ręcznego i w dniu 1 maja 1950 roku otwarto pierwszą w Szczecinie Spółdzielnię Pracy Inwalidów Niewidomych. Liczebność załogi wzrastała w szybkim tempie - zaczęło się od trzech członków komitetu organizacyjnego, zaś na koniec 1950 roku było już kilkunastu szczotkarzy. Część z nich mieszkała zbiorowo w mieszkaniu, sąsiadującym z pomieszczeniem warsztatowym. Żona kolegi Łukaszewskiego gotowała dla nich posiłki, prała bieliznę i to jedynie za pokryciem kosztów własnych.  

Trwało tak cały rok, aż do chwili założenia przez spółdzielnię własnej stołówki. Równolegle z rozwojem spółdzielni rozwijał się ruch związkowy. Kolega Łukaszewski wysyłał pisma do powiatów z prośbą o zgłaszanie inwalidów wzrokowych. Chętni z nich przybywali do Szczecina, mieszkali w  nim, włączali się do pracy w warsztatach szczotkarskich spółdzielni. Na podstawie legitymacji Związku Niewidomych Pracowników RP korzystali z wolnych przejazdów tramwajami. Bezpośrednio po Zjeździe Zjednoczeniowym w roku 1951 powstał w Szczecinie Oddział Wojewódzki PZN. Pierwszym przewodniczącym Zarządu Oddziału został naturalnie kolega Łukaszewski, zatrudniony zawodowo w spółdzielni na stanowisku kierownika technicznego. Funkcję prezesa Zarządu pełnił do roku 1953, a do chwili obecnej jest członkiem Prezydium Zarządu Okręgu. Trudno omówić wszystkie wyniki pracy tego kolegi w tak krótkim reportażu. Według jego wypowiedzi to w samym tylko Szczecinie przeszkolił on w zakresie szczotkarstwa około dwustu niewidomych, a przecież przez całe życie szkolił bądź to dzieci niewidome, bądź też dorosłych. Za zasługi w tym zakresie został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, Złotym Gryfem oraz Odznaką Zasłużonego Spółdzielcy. Obecnie ma już sześćdziesiąt osiem lat i przeszedł na emeryturę z zamiarem opuszczenia Szczecina i powrotu w rodzinne strony na teren województwa bydgoskiego. Na przyjęciu, wydanym z tej okazji, koledzy niewidomi ze Szczecina mieli bardzo smutne miny, mimo, że obecnie słońce świeci dla nich dużo jaśniej, niż w tamtych latach, kiedy kolega Łukaszewski organizował im pierwszy warsztat.  

Ale w Szczecinie wyrosła już nowa kadra działaczy. Na miejsce kolegi Łukaszewskiego przewodniczącym Zarządu Oddziału został Jerzy Pokrzywnicki , po nim zaś w roku 1956 funkcję tę objął Wiktor Zabłocki i pełni ją do chwili obecnej. Poniekąd duszą Zarządu Oddziału jest jego sekretarz - Leon Kowalewski, który posiadając resztki wzroku, pracuje zawodowo na stanowisku starszego ekonomisty w Wojewódzkim Zjednoczeniu Przemysłu terenowego. Kolega ten bywa w biurze Okręgu zawsze, gdy trzeba pomóc w rozstrzygnięciu problemowych zagadnień lub zredagowaniu bardziej skomplikowanych pism.  

Kierownikiem biura zarządu jest już od 1958 roku Edmund Sobczak, który jeszcze niedawno pełnił funkcję   przewodniczącego prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Suchaniu. Ze względu na szeroko rozbudowane znajomości w aparacie rad narodowych kolega ten korzystnie załatwia wszelkie interwencje w radach i komitetach PZPR, poza tym oczywiście kieruje pracą biura Zarządu. Przewodniczący Zarządu Okręgu i kierownik biura swoją aktywnością daleko wybiegają poza ramy działalności Związku. Edmund Sobczak jest przewodniczącym Rady WZSI, zaś Wiktor Zabłocki - wiceprzewodniczącym tej Rady. Dzięki aktywnej postawie społecznej tych działaczy Zarząd Okręgu w Szczecinie cieszy się dużym uznaniem u władz i to zarówno na szczeblu wojewódzkim, jak i Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Przejawia się to między innymi w ścisłej współpracy, jaka jest utrzymywana pomiędzy zarządem Okręgu a wydziałami Zdrowia i Opieki Społecznej PWRN i PMRN. Zaufanie tych instytucji do zarządu PZN jest tak wielkie, że na przykład Prezydium Miejskiej Rady Narodowej przekazuje temu zarządowi globalnie kwoty pieniężne na zapomogi dla niewidomych, pozostających w ciężkich warunkach materialnych. Zarząd w określonym czasie składa jedynie do Prezydium rozliczenie z rozdziału tych kwot. Ze stałych zapomóg pieniężnych w skali województwa korzysta pięciu inwalidów wzrokowych. Pewna ich ilość korzysta z zapomóg okresowych w systemie wyżej przedstawionym, zaś w stosunku do pozostałych nie istnieje potrzeba stosowania tej formy pomocy, ponieważ pracują, bądź też posiadają renty.  

Z organów zarządu Okręgu najaktywniej działa Komisja Produktywizacji. W jej posiedzeniach biorą udział inspektorzy rehabilitacji zawodowej inwalidów z Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, jak również z Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Komisja ustala kolejność zatrudnienia zgłaszających się do pracy inwalidów wzrokowych, a następnie biuro okręgu przekazuje wniosek do wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej PWRN, a ten z kolei wystawia skierowania do pracy. Okręg obejmuje swoją działalnością około trzystu  pięćdziesięciu inwalidów wzrokowych, a z tej liczby sto pięćdziesiąt sześć osób utrzymuje się z własnej pracy zarobkowej.  

Największa ilość inwalidów wzrokowych - sto pięć osób - pracuje w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Szczecinie, w tym trzydziestu dwóch kolegów pracuje w systemie chałupniczym. Spółdzielnia zatrudnia ogółem sto siedemdziesiąt pięć osób. Zakład przede wszystkim bazuje na różnych asortymentach szczotek. Wartość produkcji w ostatnim roku bilansowym osiągnęła kwotę jedenastu milionów sześciuset tysięcy złotych, z tego zysk wyniósł milion sto pięćdziesiąt pięć tysięcy złotych. Już w roku ubiegłym Spółdzielniaweszła na rynki zagraniczne ze swoją produkcją, eksportując do Bułgarii i Gujany szczoteczki do zębów na ogólną kwotę ośmiuset tysięcy złotych dewizowych.  

Podobnie, jak w innych spółdzielniach tego typu, pracownicy korzystają z wielu dobrodziejstw socjalnych, zagwarantowanych im regulaminami i wytycznymi jednostek nadrzędnych. Spośród niewidomych spółdzielców dwóch uzupełnia wykształcenie w zakresie szkoły średniej, a dwunastu zgłosiło się na kurs ogólnokształcący, zorganizowany dla nieposiadających wykształcenia podstawowego. Kurs ten będzie prowadzony pod patronatem wydziału oświaty PMRN w Szczecinie. Przeciętny zarobek w grupie pracowników fizycznych Spółdzielni wynosi tysiąc czterysta czterdzieści złotych, przy czym przeciętna ta jest obniżona, ponieważ rzutują na nią pobory sześciu kolegów, zatrudnionych na pół etatu, a także siedmiu kolegów, przyuczających się dopiero do zawodu.  

Mała powierzchnia użytkowa zajmowanych przez Spółdzielnię pomieszczeń hamuje poważnie jej dalszy rozwój. W związku z tym jej aktyw postanowił wybudować własny obiekt, obliczony na zatrudnienie trzystu osób, a jego wartość ma wynosić około piętnastu milionów złotych. Przy Spółdzielni rozwija swą działalność koło Polskiego Związku Niewidomych, które zajmuje się przede wszystkim organizacją różnych form życia świetlicowego i wychowawczo - oświatowego. Już od dłuższego czasu jest prowadzony zespół wokalny, a obecnie zapoczątkowano próby zespołu instrumentalnego.  

Inicjatorem życia wychowawczo - oświatowego na terenie  Okręgu Szczecińskiego jest inwalida wzrokowy - kolega Bonifacy Kuczkowiak, który mimo, iż jest zatrudniony tylko na pół etatu jako instruktor kulturalno - oświatowy Okręgu, to jednak nie liczy godzin swojej pracy. Dąży do rozwinięcia różnych form życia świetlicowego i oświatowego zarówno w kołach, jak i na terenie Spółdzielni. Przy miejskim kole w  Szczecinie jest prowadzony zespół szachowy, który regularnie odbywa treningi. Poza tym zarząd tego koła prowadzi szeroko zakrojoną działalność socjalną na rzecz swoich członków, co przejawia się przede wszystkim w uzyskiwaniu dla nich pomocy z Prezydium MRN, o czym wyżej już wspomniałem. Faktycznym kierownikiem i inicjatorem pracy koła jest członek jego zarządu, niedawno ociemniały Zbigniew Węgrzynowski. Kolega ten utrzymuje się z renty i w związku z tym cały wolny czas poświęca na działalność związkową.  

Na terenie województwa działają dwa koła związkowe i dziesięciu pełnomocników powiatowych. Poza załatwianiem spraw socjalnych na rzecz niewidomych ogniwa te nie prowadzą innych form działalności. Tłumaczy się to dużym rozrzuceniem członków PZN w terenie. Będąc tam, odniosłem wrażenie, że miasto Szczecin przyćmiewa swą potęgą teren województwa. W znacznym stopniu jest to uzasadnione, gdyż z ogólnej liczby mieszkańców województwa, wynoszącej około osiemset pięćdziesiąt tysięcy, w samym Szczecinie mieszka ich około trzystu tysięcy. Dysproporcja ta jest jeszcze większa, jeśli chodzi o rozmieszczenie inwalidów wzrokowych. W stolicy województwa Okręg posiada blisko dwie trzecie swych członków.  

Kończąc ten krótki reportaż, składam Kolegom ze Szczecina życzenia jeszcze większych sukcesów na niwie działalności na rzecz inwalidów wzrokowych, jak również w działalności  

ogólnospołecznej.

Pochodnia sierpień 1964  

 

               Wrocław i województwo wrocławskie  

 

Miasto Wrocław oraz województwo wrocławskie stanowią drugi co do wielkości i potencjału przemysłowego okręg gospodarczy w kraju. Takie zakłady, jak Pa-Fa-Wag, fabryka kotłów czy fabryka maszyn elektrycznych M. 5. we Wrocławiu i ośrodki przemysłowe na terenie województwa, jak Wałbrzych z otaczającymi go kopalniami węgla kamiennego, Legnica, Jelenia Góra czy też Dzierżoniów ze znaną Diorą,   i wreszcie zagłębie miedziowe Lubin Legnicki, to giganty przemysłowe, rzutujące na znaczenie tego regionu w skali krajowej, jak również na sposób życia ludności.  

Pod koniec ubiegłego wieku Wrocław liczył czterysta sześćdziesiąt dwa tysiące mieszkańców, a województwo wrocławskie - milion dziewięćset piętnaście tysięcy , z tej liczby milion czternaście tysięcy utrzymuje się z pracy w przemyśle, a tylko dziewięćset jeden tysięcy z pracy w rolnictwie. Województwo wrocławskie obejmuje trzydzieści jeden powiatów, w tym cztery powiaty miejskie. Na jego terenie znajduje się siedemdziesiąt sześć miast, dwadzieścia jeden osiedli oraz trzysta dziesięć gromad. Obok potężnych ośrodków przemysłowych i stosunkowo wysoko postawionego rolnictwa w województwie wrocławskim jest dużo miejscowości wczasowo - uzdrowiskowych, przede wszystkim w powiecie kłodzkim, jeleniogórskim, bystrzyckim i wałbrzyskim. Na terenie Wrocławia i województwa istnieje blisko dwa tysiące szkół podstawowych, setki szkół średnich oraz siedem uczelni wyższych, a w tym Uniwersytet Wrocławski, Akademia Medyczna, Politechnika, itd. Jest też szereg zakładów naukowych, jak Biblioteka Uniwersytecka, Ossolineum czy też kliniki medyczne. Płynąca przez Wrocław kilkoma odnogami Odra nie tylko dostarcza wodę miastu, ale stanowi również ważną arterię transportową. Stocznia wrocławska z roku na rok zwiększa produkcję taboru rzecznego.  

Powyższa charakterystyka obrazuje w ogólnym zarysie stan obecny. Całkiem odmiennie Dolny Śląsk wyglądał dziewiętnaście lat temu. Wojska hitlerowskie we Wrocławiu broniły się dłużej w 1945 roku niż w Berlinie. Oblężenie trwało od 16 lutego do 6 maja. Jak na nowożytne środki niszczenia oporu wroga był to bardzo długi okres. Hitlerowcy byli bezwzględni w swoim oporze. Miasto zostało przez nich skazane na zagładę i było to zgodne z hitlerowską zasadą pozostawiania za sobą spalonej ziemi. Zasadzie tej zadośćuczyniono; po wyzwoleniu Wrocław przedstawiał sobą rumowisko gruzów. Praktycznie nie istniały tu żadne zakłady przemysłowe, podobnie jak na terenie województwa - wszystkie fabryki były zburzone lub zdemontowane - wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Jeszcze przez jakiś czas w gruzach  Wrocławia gnieździły się małe oddziały SS - owców czy Własowców,                                                 dokonujące napadów na przybywających osadników czy też niszczące                                                 cudem zachowane w czasie ostrzału miasta ośrodki kultury i nauki.  Naprędce zorganizowane oddziały Milicji Obywatelskiej czy też specjalnej straży broniły tych zabytków przed działaniem niszczycielskich niedobitków hitlerowskich. Między innymi  uratowano uniwersytet i bibliotekę uniwersytecką. Miejska komunikacja w tym czasie nie działała, tak, że osiedleńcy, wędrując z jednej dzielnicy do drugiej, tracili po kilka godzin.  

Mimo tych olbrzymich zniszczeń obecna liczba mieszkańców Wrocławia wynosi około osiemdziesięciu procent liczby mieszkańców z roku 1937, a procent zatrudnienia w przemyśle jest znacznie wyższy niż przed wojną. Rocznie w województwie, jak i w samym Wrocławiu oddaje się do użytku tysiące izb mieszkalnych. Odbudowany Dworzec Główny we Wrocławiu zachwyca pięknem marmurów, palm i urządzeń oraz ilością przyjeżdżających gości, a między i tych z Niemieckiej Republiki Federalnej, którzy uporczywie twierdzą, że na ziemiach tych nic się nie robi.  

Wśród osiedleńców, którzy przystąpili do odbudowy Wrocławia i przemysłu dolnośląskiego znaleźli się również inwalidzi wzroku. Już w latach 1948-1949 kilkunastu niewidomych podjęło pracę w zakładach M. 5., Wodomierzach czy też Browarze Wrocławskim. Między nimi był również późniejszy prezes zarządu Oddziału Wrocławskiego PZN - kolega Jan Ławecki, odznaczony na Drugim Zjeździe Krajowym naszego Związku Srebrnym Krzyżem Zasługi. W tym okresie kolega Zygmunt Mrozek zorganizował na terenie Wrocławia pierwszy oddział Związku Pracowników Niewidomych Rzeczpospolitej i był jego pierwszym prezesem.  

W czerwcu 1049 roku do Wrocławia przybyła piętnastoosobowa grupa inwalidów wzrokowych z Jarogniewic,  a dwa miesiące później kilkunastoosobowa grupa ze szkoły specjalnej w Owińskach. Wszyscy oni znaleźli zakwaterowanie w hotelu inwalidzkim przy ulicy Kiełbaśniczej. Przybyli do Wrocławia z zamiarem pracy w przemyśle, co znaczna ich część zrealizowała. Jednak nie wszyscy niewidomi koledzy byli z pracy swej zadowoleni. Powstała myśl utworzenia własnego zakładu pracy - spółdzielni inwalidów niewidomych, i tak w dniu 6 września tegoż roku odbyło się zebranie założycielskie. Prezesem spółdzielni został kolega Aleksander Król.  

Tydzień później uruchomiono produkcję szczotek.     

Surowiec członkowie spółdzielni zwozili w workach z innych województw. Zajmowane pomieszczenia były zbyt ciasne i nie pozwalały na rozwijanie warsztatów. W wyniku poszukiwań i starań w grudniu tego samego roku spółdzielcy otrzymali nowe pomieszczenia dla swoich warsztatów w Leśnicy. Te pomieszczenia były znacznie obszerniejsze i pozwoliły szybko zwiększyć stan załogi. Leśnica jest peryferyjną dzielnicą Wrocławia i w tym okresie był to bodaj pierwszy zakład produkcyjny na jej terenie. Poza pomieszczeniami na warsztaty niewidomi uzyskali tam również budynek internatowy. Obok szczotek jako dodatkowy asortyment próbowano wprowadzić produkcję koszy, jednak produkcja ta nie przyjęła się ze względu na trudności surowcowe i niskie ceny zbytu. Rozwijano więc szczotkarstwo, przyjmując coraz więcej niewidomych pracowników.

W następnym roku Aleksander Król odszedł do Poznania, a na stanowisko prezesa spółdzielni wybrano kolegę Czesława Wrzesińskiego, zatrudnionego uprzednio w w Zakładzie dla Dzieci Niewidomych we Wrocławiu. Nad rozwojem spółdzielni czuwał również zarząd Oddziału Wrocławskiego Związku Pracowników Niewidomych Rzeczpospolitej, usuwając trudności natury administracyjnej, służąc poparciem w uzyskiwaniu surowców, a przede wszystkim przez kierowanie dalszych niewidomych do pracy w spółdzielni. Podobnie dzieje się, gdy w roku 1951 na miejsce byłego Związku Pracowników Niewidomych Rzeczpospolitej powstał Oddział Polskiego Związku Niewidomych. Zarząd tego Oddziału największą troską otaczał rozwijającą się spółdzielnię. Równocześnie jednak rozwijała się działalność związkowa w terenie, jak również działalność kulturalno - oświatowa w środowisku wrocławskich niewidomych.  

Do roku 1955 liczba członków Oddziału Wrocławskiego    wzrosła do czterystu, przy czym zarząd działalnością swoją  obejmuje również teren województwa opolskiego. Do Wrocławia    i na teren województwa przybywają pierwsi masażyści, których  zarząd Oddziału wykorzystuje do działalności związkowej w  terenie. Obok tego jednak są rejestrowani ciągle nowi inwalidzi wzroku, których należy szkolić i zatrudniać. Specjalną szkołę podstawową rocznie opuszczają absolwenci, z których znaczna część pozostaje w mieście i podobnie sprawa ma się z absolwentami dziewiarskiej szkoły zawodowej przy ulicy Inwalidzkiej.  

Nie wszystkich udaje się zatrudnić w spółdzielni. Po długim przekonywaniu dyrekcji znaczną grupę udało się zatrudnić w Zakładach Dziewiarskich Przemysłu Terenowego. Równocześnie zarząd Oddziału Wrocławskiego dążył do utrzymania przez niewidomych stanowisk pracy w zakładach przemysłu kluczowego, a nawet starał się liczbę tych stanowisk zwiększyć. Kolega Jan Ławecki jako prezes zarządu Oddziału Wrocławskiego PZN używał wszelkich dostępnych środków w tym względzie. Utrzymuje ścisłą współpracę z prezydiami MRN i WRN, konferuje z dyrektorami.  

Jednak nie tylko produktywizacja idzie naprzód. Bowiem już w roku 1950 trzej niewidomi absolwenci szkoły podstawowej podejmują na terenie województwa naukę w dziennych liceach ogólnokształcących razem z młodzieżą widzącą. Trzej starsi koledzy w tym samym czasie rozpoczynają lub kontynuują studia w Uniwersytecie Wrocławskim, a między nimi także obecna przewodnicząca GSK naszego Związku - Danuta Góralska. Z początkiem roku 1955 koledze Ławeckiemu udało się zakwaterować we Wrocławiu ciężko poszkodowanego inwalidę wojennego - Tadeusza Meklera, który obok utraty wzroku ma również w znacznym stopniu uszkodzone kończyny górne. Kolega ten okazał się energicznym i przedsiębiorczym kierownikiem kulturalno - oświatowym przy zarządzie Oddziału, a obecnie dzielnie spisuje się jako kierownik biura zarządu Okręgu Wrocławskiego PZN.  

Koło PZN w Wałbrzychu zrzesza dwadzieścia czworo członków. Siłą napędową w działalności zarządu tego koła są masażyści, a spośród nich szczególnie kolega Józef Sutkowski, który w zakresie działalności na rzecz inwalidów wzroku ściśle współpracuje z obywatelką Pogruszewską, pracownicą miejscowej rady narodowej. Podobnie jak w Cieplicach i Bielawie zarząd koła w Wałbrzychu prowadzi świetlicę, która została wyposażona w sprzęt przez prezydium Powiatowej Rady Narodowej oraz dyrekcję sanatorium. W świetlicy tej trzy razy w tygodniu płatny lektor czyta książki czarnodrukowe dla niewidomych słuchaczy, których na te zajęcia uczęszcza od ośmiu do dwunastu. Bardziej aktywni członkowie koła starają się do świetlicy przyciągnąć mniej aktywnych. W tym celu odwiedzają ich w domach i przeprowadzają                                               z nimi rozmowy.  

Podobnie jak w innych powiatach, zarząd koła w Wałbrzychu  troszczy się również o warunki socjalne inwalidów wzroku. Do ostatnich sukcesów  w  tej dziedzinie koledzy z zarządu zaliczają roztoczenie opieki nad niewidomym wdowcem, który, obarczony czworgiem małych dzieci, znajdował się w katastrofalnych warunkach. W wyniku tych usiłowań kolega ten obecnie już pracuje chałupniczo, a jego sytuacja materialna uległa radykalnej zmianie na lepsze. Również, częściowo w drodze eksperymentu, udało się w Wałbrzychu zatrudnić jednego kolegę o szczątkowym wzroku przy pakowaniu obuwia klientom w jednym ze sklepów miejscowej spółdzielni inwalidów. Ponieważ zarząd koła dysponuje przyznanym mu przez                                                   zarząd Okręgu magnetofonem, przeto zorganizował zespół słuchania książek mówionych. Ponadto pięcioro miejscowych masażystów zamierza magnetofon ten wykorzystać dla pogłębiania wiedzy zawodowej przez zbiorowe odtwarzanie z taśm referatów na temat masażu i pokrewnych systemów leczniczych.  

Obok dwunastu kół, których pracę starałem się scharakteryzować, omawiając bliżej działalność kilku z nich, na terenie wrocławskiego Okręgu działają trzy grupy związkowe oraz dwadzieścia jeden pełnomocników. Ogółem działalnością swoją obejmują osiemset pięćdziesiąt dwie osoby, należące do Związku, i ponad sto czterdzieści osób niezrzeszonych. Kierownik biura zarządu Okręgu, oceniając pracę jednostek terenowych, oświadczył z przekonaniem, że ich aktyw to doświadczeni i dobrzy działacze terenowi, dźwigający na swych barkach zasadniczy ciężar pracy na  rzecz inwalidów wzroku we Wrocławiu i w województwie.  

Poza wyżej wymienionymi kolegami spośród działaczy terenowych wyróżniają się również tacy koledzy, jak:  Józef Betka - przewodniczący zarządu koła PZN w Niemczy oraz działacz związkowy - Kazimierz Siedlecki z Polanicy. Z istniejących na terenie Okręgu Wrocławskiego dwunastu kół naszego Związku dziesięć posiada własne lub wykorzystywane pomieszczenia świetlicowe. Przeważnie są to lokale bardzo małe, ale bez wątpienia stanowią łącznik dla członków Związku. W bieżącym roku została stworzona baza materialna dla dalszego rozwoju pracy niektórych z tych świetlic, ponieważ Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Leśnicy przekazała dosyć poważne fundusze do dyspozycji zarządu Okręgu na opłacanie lektorów w terenie. Zarząd Spółdzielni wyszedł z słusznego założenia, że z lektoratów w świetlicach kół korzystają również chałupnicy spółdzielczy, a więc jest uzasadnione, by spółdzielnia partycypowała w kosztach opłacania tych lektorów.  

Spośród licznej kadry pełnomocników działalnością na rzecz Związku wyróżniają się tacy, jak: Aleksandra Trójniak z Kłodzka, Władysław Rewcio ze Świdnicy, Michał Skrzat ze Zgorzelca czy też pełnomocnik ze Lwówka. Wszyscy oni są pracownikami etatowymi PCK. Funkcje pełnomocników Związku pełnią społecznie, lecz obowiązki z niej wypływające traktują tak samo poważnie, jak pracę zawodową. Odwiedzają niewidomych w terenie, udzielają zapomóg z funduszy PCK, czy też uzyskują dla niewidomych zapomogi z opieki społecznej, służą radą i pomocą przy ubieganiu się o ulgi w podatkach czy też o skierowanie do pracy. Jednym z pełnomocników jest dyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Ząbkowicach Śląskich - Stanisław Nowak. Obok wykazywania stałej troski o polepszenie warunków socjalnych niewidomych z terenu jego  powiatu działacz ten prowadzi ożywioną propagandę na rzecz inwalidów wzroku za pośrednictwem powiatowego radiowęzła.  

Inni pełnomocnicy na ogół w swojej działalności ograniczają się do wykonywania zadań, zleconych przez zarząd Okręgu. Spośród zwyczajnych członków Okręgu PZN wyjątkowo czynną postawę w swoim środowisku wykazuje kolega Edward Jarosiński, były więzień obozu koncentracyjnego Gross Rosen -   obecnie Rogoźnica. Na miejscu obozu znajduje się muzeum, pozostające pod opieką dowództwa śląskiego okręgu wojskowego,                                                 a przewodnikiem po muzeum jest właśnie kolega Jarosiński, któremu w wykonywaniu tej funkcji pomaga jego żona. Ani podeszły wiek, ani brak wzroku nie przeszkadza mu w wykonywaniu zaszczytnej, społecznej funkcji. Do pamiątek podchodzi z pietyzmem. Z jego też inicjatywy na terenie muzeum uruchomiono kawiarenkę dla zwiedzających.  

Omówione wyżej osiągnięcia ogniw terenowych PZN w zakresie rozwoju życia świetlicowego czy też działalności socjalnej są w znacznym stopniu wynikiem operacji, sprawowanej nad tymi ogniwami przez komitety powiatowe partii. Już dwa lata temu w wyniku zalecenia KW PZPR komitety powiatowe wyznaczyły stałych opiekunów ze swojego ramienia dla świetlic kół związkowych. Towarzysze ci w początkowym okresie odwiedzali świetlice, wygłaszali w nich pogadanki światopoglądowe i rozmawiali z niewidomymi, poznając w ten sposób ich troski dnia codziennego. Stałym opiekunem Okręgu Wrocławskiego z ramienia Komitetu Wojewódzkiego Partii jest dr Szewczyk.  

Działalność Związku na terenie województwa wrocławskiego jest wysoko oceniana przez Wydział Zdrowia i Opieki Społecznej Prezydium WRN. Pracownicy z tego wydziału stwierdzają ogólną stabilizację życia u pracujących niewidomych. Wyżej przedstawiona opinia Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej WRN potwierdza się w praktyce, bowiem na terenie Okręgu Wrocławskiego trzydzieści pięcioro niewidomych uzupełnia wykształcenie w zakresie szkoły średniej, a jedenaścioro w zakresie klasy siódmej. W niższych klasach szkoły podstawowej naukę kontynuuje jedenaścioro uczniów. Na długofalowym kursie alfabetu Braille'a uczy się czternaścioro niewidomych analfabetów. Spółdzielnie Inwalidów Niewidomych w Leśnicy w przeciągu piętnastu lat istnienia rozrosła się w przedsiębiorstwo produkcyjno - przemysłowe. Zatrudnia obecnie trzysta siedemdziesiąt pięć osób, z czego trzysta dziesięć osób to inwalidzi, a sto dziewięćdziesiąt sześć - inwalidzi wzrokowi. Spółdzielnia prowadzi zakłady filijne w Bierutowie i Krzaczynie. Zatrudnieni w spółdzielni niewidomi pracują przy produkcji szczotek, pędzli, wycieraczek, galanterii metalowej i wyrobów dziewiarskich. Ich przeciętny, miesięczny zarobek wynosi około tysiąca siedmiuset pięćdziesięciu złotych. Kosztem ponad dwóch milionów złotych spółdzielnia rozbudowała zajmowany obiekt, zdobywając w ten sposób kilka mieszkań dla małżeństw, w których obie strony dotknięte są utratą wzroku, a także salę na warsztaty, co umożliwiało zatrudnienie większej liczby niewidomych. Ogólna wartość produkcji spółdzielni w ubiegłym roku przekroczyła dwadzieścia milionów złotych, z czego czysty zysk wyniósł około dziesięciu procent. Uzyskiwane wyniki nie zadowalają w pełni spółdzielców z Leśnicy. Noszą się oni z zamiarem wybudowania własnego, nowego obiektu o wartości około dwudziestu milionów złotych.  

Począwszy od jesieni 1955 roku przez kilka lat bezpośrednio brałem udział w pracach Zarządu Oddziału Wrocławskiego jako jego członek. Współpracując początkowo z kolegą Ławeckim, a następnie z kolegą Tadeuszem Meklerem  organizowałem kursy Braille'a, wystawy o życiu niewidomych,  a w końcu najwięcej czasu poświęciłem na penetrację terenu.  W czasie przerw międzysemestralnych czy wakacji studenckich  wraz z dobranym kolegą z uczelni przemierzaliśmy całe powiaty od wioski do wioski, rejestrując inwalidów wzrokowych, czy też odwiedzając już zarejestrowanych. Nie było to łatwe, gdyż nieraz trzeba było spać na ławce w poczekalni małej stacyjki kolejowej, ale górowały urok podróży w nieznane  i świadomość pożytecznej roboty.  

 Często od odwiedzanych kolegów zabierałem podania o zegarki, pracę lub bezpośrednio dokonywałem w ich sprawach interwencji we właściwych miejscowych prezydiach rad narodowych. Opuszczając ich mieszkania, pozostawiałem im nadzieję na rychłą zmianę ich ciężkiego losu, a u wielu z nich budziłem świadomość i wiarę w możliwości inwalidów wzrokowych, gdyż najczęściej oni sami, jak i ich widzące otoczenie dowiadywali się dopiero w czasie mojej bytności, że niewidomi pracują, a nawet studiują, a więc zarabiają, piszą, posługują się zegarkiem, grają w szachy, a co najważniejsze - posiadają oddanych przyjaciół, czego dowodem był mój widzący kolega - student, odbywający ze mną wspólne podróże. Jednak największa rewolucja następowała w umysłach członków ich rodzin i sąsiadów niewidomych kolegów w terenie po tych moich podróżach, w których uczestniczyła w charakterze przewodnika obecna moja żona, wówczas bardzo młoda panienka.  Ludziom wprost nie mieściło się w głowach, że całkowicie  niewidomy człowiek może mieć taką ładną narzeczoną czy żonę.  

W tym okresie również jeździłem do nowozorganizowanego zakładu metalowego dla niewidomych w Bierutowie, gdzie Związek organizował życie kulturalno - oświatowe i dążył do stworzenia godziwych warunków socjalnych zatrudnionych tam niewidomych.  

Wspomnienia te nie odzwierciedlają całokształtu działalności Związku na terenie województwa wrocławskiego, bowiem inni koledzy z Zarządu Oddziału także nie spali, a i również kolega Tadeusz Mekler był do głębi zainteresowany postępami pracy na rzecz inwalidów wzroku. Pozwalają one  jednak uzmysłowić sobie tok przemian, jakie nastąpiły w życiu                                                        wielu niewidomych kolegów na tamtym terenie. Gdy w celu zebrania materiału do niniejszego reportażu po blisko sześciu latach znalazłem się znów w orbicie spraw wrocławskich niewidomych, to z przyjemnością stwierdziłem, że zaszły bardzo korzystne zmiany. We wszystkich powiatach działają ogniwa terenowe PZN, a ich aktyw to świadomi działacze, znający robotę terenową, a jeszcze lepiej potrzeby członków ogniwa. Spośród dwunastu zarządów kół, działających na terenie Okręgu Wrocławskiego trzy kierują sprawami związkowymi przy zakładach spółdzielczych. Spośród nich najbardziej efektywną działalność przejawia zarząd koła PZN przy Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Leśnicy. Na jego barkach spoczywa sprawa rozwoju życia wychowawczo - oświatowego wśród spółdzielców, zatrudnionych w zakładzie zwartym. Prowadzi kursy pisma Braille'a, organizuje kursy gospodarstwa domowego dla niewidomych kobiet, a obecnie zamierza zorganizować dla nich kurs kroju i szycia, inicjuje wycieczki i organizuje inne rozrywki.  

Prezes tej Spółdzielni - Antoni Maślanka bardzo wysoko ceni pracę zarządu koła, a ocena ta jest obiektywna, gdyż sam będąc długoletnim działaczem ruchu niewidomych i przewodniczącym zarządu okręgu, doskonale orientuje się, jak ta praca powinna wyglądać. Filarem zarządu jest kolega Czesław Jóźwik,  który obok pracy zawodowej i działalności społecznej znajduje czas na dokształcanie się i podobnie, jak wielu innych kolegów, uzupełnia wykształcenie w zakresie szkoły średniej.  

Podobne zadania spełnia zarząd koła PZN przy zakładzie filijnym wrocławskiej spółdzielni w Bierutowie. Kolega Zygmunt Wróblewski jako przewodniczący tego zarządu cieszy się dużym autorytetem wśród członków koła, jak i wśród całej załogi zakładu. Trzecie koło przyzakładowe znajduje się przy spółdzielni inwalidów "Współpraca" w Niemczy. Koło to swą działalnością obejmuje sześćdziesiąt dziewięć osób, z czego sześćdziesiąt cztery - to pracownicy tejże spółdzielni, a pozostali zaś są z terenu miasta i powiatu. Zarząd koła odgrywał i odgrywa nadal znaczną rolę w zakresie walki o poprawę warunków socjalnych członków. Znajduje to przejaw przede wszystkim w skutecznych interwencjach w sprawie przydziału mieszkań dla inwalidów wzrokowych, jak również w sprawie właściwego ustawienia tych inwalidów przy odpowiednio dobranych i wyposażonych stanowiskach pracy.  

Największym kołem terenowym jest koło PZN w Bielawie, obejmujące swą działalnością inwalidów wzroku,  mieszkających na terenie powiatu dzierżoniowskiego. Zrzesza ono sto pięć osób, z tej liczby z własnej pracy zarobkowej utrzymuje się tylko dwanaście osób, a w tym kilkoro masażystów. Większość członków koła to renciści lub emeryci. Przewodniczącym zarządu koła jest również rencista - mgr Adam Jarecki. Jest to znany działacz społeczny. Poza aktywnym udziałem w pracy związkowej jest również czynny w innych dziedzinach życia społecznego. Jest na przykład aktywnym członkiem Komisji Zdrowia Miejskiej Rady Narodowej w Bielawie, członkiem Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, jest również członkiem zarządu miejscowego oddziału PKPS i dzięki temu ma możność czuwania na bieżąco, by odpowiednia pomoc materialna trafiła do potrzebujących jej inwalidów wzroku. Zarząd koła prowadzi własną świetlicę, w której kilka razy w tygodniu członkowie koła słuchają książek, czytanych przez widzącego lektora, lub też ciekawych wiadomości z prasy, nagranych na taśmę magnetofonową. W tym celu kolega Jarecki udostępnia swój magnetofon.  

Równie często w świetlicy wygłaszane są prelekcje czy pogadanki przez prelegentów Powiatowego Komitetu PZPR, z którym zarząd koła utrzymuje stały kontakt. Często w czasie tych zajęć ich uczestnicy popijają herbatkę, której przyrządzaniem zajmuje się samorząd świetlicowy. Świetlica jest estetycznie przybrana, znajduje się w niej stała wystawa, obrazująca życie i pracę inwalidów wzrokowych, jak również stały punkt biblioteczny. Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, doceniając społecznie przydatną działalność świetlicową zarządu koła, w znacznej części zwolniło Związek z opłaty czynszowej za lokal świetlicowy.  

Obok szeroko zakrojonej działalności wychowawczej zarząd bielawskiego koła dokonuje licznych interwencji w przydziale  mieszkań i innych sprawach socjalnych. Zajmuje się tym przeważnie kolega Jarecki, korzystając przy tym ze swego szczątkowego wzroku i pomocy widzącej żony. W ten też sposób wzorowo prowadzi korespondencję służbową i inną działalność administracyjną. Mimo to kolega ten nie działa samowolnie. Obok utrzymywania stałego kontaktu z pozostałymi członkami zarządu koła stosuje się również w swojej działalności do uwag, wnoszonych przez komisję socjalną czy rewizyjną koła. Przeszłość kolegi Jareckiego świadczy o tym, iż od najmłodszych lat był on człowiekiem czynnym. Między innymi był uczestnikiem powstań: śląskiego i wielkopolskiego i z tego też tytułu jest odznaczony krzyżami powstańczymi.  

Zarząd koła PZN w Jeleniej Górze posiada swoją siedzibę w Cieplicach. Działalnością obejmuje dwadzieścia siedem osób - niewidomych i słabowidzących członków PZN. Podobnie jak w Bielawie są tu prowadzone lektoraty dla niewidomych, a także organizowane pogadanki i prelekcje na podstawie materiałów, przekazywanych przez Wydział Propagandy Komitetu Powiatowego PZPR,   dzięki aktywnej postawie społecznej przewodniczącej zarządu - Wandy Pawlickiej, będącej członkiem Partii. Poza tym jest prowadzona szeroka działalność interwencyjna na rzecz niewidomych, a jeśli zachodzi potrzeba, to miejscowi aktywiści potrafią pozytywnie oddziaływać na kolegów załamanych psychicznie. Tak na przykład było z ociemniałą koleżanką, która po utracie wzroku usiłowała odebrać sobie życie. Zaopiekowali się nią koledzy z zarządu koła, pomogli uzyskać rentę inwalidzką i obecnie uczestniczy ona we wszystkich imprezach przez nich organizowanych. Zarząd nie opuszcza również obłożnie chorych kolegów, interesując się na bieżąco ich potrzebami i organizując dla nich społecznych lektorów.  

Znaczenie koła w Jeleniej Górze bardzo wzrosło w związku z wynikami, osiąganymi w pracy zawodowej przez niewidomego masażystę - kolegę Kazimierza Dębickiego, który pełni jednocześnie funkcję sekretarza zarządu koła. Wyniki tego kolegi w zakresie lecznictwa są znane miejscowemu społeczeństwu, jak również były już kilkakrotnie opisywane w prasie miejscowej i w "Weteranie Walki i Pracy". Oprócz tego, że jest on świetnym masażystą, jest również oddanym działaczem społecznym począwszy od 1946 roku czyli od chwili znalezienia się w Cieplicach. Początkowo występował jako działacz ZBOWID - u, a od czterech lat również jako działacz naszej organizacji. Za jego pośrednictwem działalność zarządu koła jest powiązana z życiem sanatorium w Cieplicach, w którym często przebywają na kuracji niewidomi z całego kraju. Zarząd koła, a szczególnie kolega Dębicki troszczy się o ich samopoczucie, by było jak najlepsze, dostarcza im książki brajlowskie, a w wypadku niewłaściwego zachowania się kuracjuszy zwraca uwagę, i gdy to nie pomaga, występuje z wnioskiem skierowania sprawy do sądu koleżeńskiego i powiadomienia o tym macierzystego okręgu PZN. Podobnie ostro za jego pośrednictwem piętnowani są i inni koledzy, którzy, jak to się nieraz zdarza, swoim  

zachowaniem przynoszą ujmę ogółowi niewidomych.  

Na temat osiągnięć niewidomych we Wrocławiu i województwie można by napisać jeszcze sporo stron, ale szczupłość miejsca w "Pochodni" nie pozwala na to. Przypuszczam, że działacze nasi z tego Okręgu pokuszą się o opisanie efektów pracy Związku, spółdzielni czy poszczególnych aktywistów, których ja nie zdołałem opisać w niniejszym reportażu. Tymczasem kolegom wymienionym, jak i tym, których należało wymienić, składam jak najserdeczniejsze                             gratulacje za wyniki, osiągnięte w pracy na rzecz inwalidów  wzroku, a także życzenia jeszcze większych sukcesów.

Pochodnia, październik 1964