Historia pewnego zespołu

   Michał Kaziów

Każdy wie, ile radości mamy w sercu, gdy uda się nam wprowadzić w życie jakiś zamysł, który wydawał się nam niemożliwy do wykonania. Taką pozorną niemożliwością było dla mnie zorganizowanie zespołu artystycznego tutejszej młodzieży. Zdawałem sobie sprawę, że może spotkać mnie przykre niepowodzenie. W naszym wiejskim środowisku stosunek widzących do niewidomych jest często nieufny. Ale kiedy część naszej młodzieży odegrała sztukę pod tytułem "Dziurdziowie", postanowiłem zwrócić uwagę, by zainteresowano się wsią, w której przez całe lata nie istniało żadne życie kulturalno- oświatowe.  

Napisałem artykuł do "Pochodni" pod tytułem: "Pomóżcie młodzieży", który został wydrukowany w numerze marcowym. Po wysłaniu tego artykułu zastanawiałem się, kto właściwie ma nam pomóc? Doszedłem do wniosku, że powinniśmy zorganizować kolektyw, który zwróci się o pomoc do odpowiednich władz. Zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób pobudzić inicjatywę młodzieży. Poprosiłem do siebie kilku bardziej rozgarniętych chłopców i przypomniałem im, że w roku bieżącym w całej Polsce będą odbywały się konkursy świetlicowe zespołów artystycznych, dobrze byłoby więc, aby i u nas taki zespół powstał. Ze swej strony obiecałem zwrócić się o pomoc do Wojewódzkiej Rady Narodowej jako korespondent "Pochodni".  

Młodzież nieraz marzy o popisywaniu się na scenie. Nie trzeba więc było długo czekać na rezultat tej pierwszej narady. Wkrótce zgłosiło się trzydzieści osób, w wieku od szesnastu do dwudziestu pięciu lat, pragnących należeć do zespołu. Spis tej młodzieży złożyłem w styczniu bieżącego roku w Wojewódzkim Wydziale Kultury. Oczekiwałem pomocy, nie spodziewając się jednak otrzymać jej szybko. Jakże mile byłem zaskoczony, gdy już 30 stycznia na nasze pierwsze zebranie organizacyjne Wojewódzki Wydział Kultury przysłał delegata z poradni świetlicowej przy Państwowym Teatrze Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze- obywatelkę Halinę Lubicz.

Pojawienie się w naszej wsi artystki teatralnej i jej zapewnienie, że będzie nam stale pomagała w pracy, wywołało wśród młodzieży niezwykłą radość i wielkie nadzieje na przyszłość. Na zebranie przybyli wszyscy. Przybyła też młodziutka nauczycielka, przewodnicząca koła Związku Młodzieży Polskiej- Maria Tokarska. Reżyserem zespołu została Maria Tokarska, kierownikiem wybrano zetempowca- obywatela Czechowskiego, a skarbnikiem- obywatela M. Kibałę.  

Wojewódzki Wydział Kultury nie ograniczył się do przysłania nam doświadczonej i bardzo aktywnej instruktorki Haliny Lubicz, lecz skierował również na sześciotygodniowy kurs dla kierowników i reżyserów zespołów świetlicowych obywatelkę Tokarską i kolegę Czechowskiego. W tym czasie koledzy zwrócili się do mnie, abym prowadził próby indywidualnie. Ciężka jest to dla mnie praca. Wymaga ona wielkiego skupienia uwagi na tekście, którego nie mogę kontrolować wzrokiem. Ale ta praca społeczna wypełnia radością moje serce. Przekonałem się, że młodzieży potrzebna  jest moja pomoc.  

13 marca bieżącego roku zespół nasz dał swój pierwszy występ pod tytułem: "Okiem satyryka" B. Brzezińskiego. Występ przyjęty został entuzjastycznie. W sali zgromadziło się ponad dwieście osób. Z programem tym wyjechaliśmy do dwóch sąsiedzkich spółdzielni produkcyjnych. Obecnie przygotowujemy się do eliminacji powiatowych, na których wystawimy sztukę M. Rusinka pod tytułem: "Prawi dziedzice".  

W dniu 1 maja damy bezpłatny występ- jest to nasze zobowiązanie pierwszomajowe. Postanowiliśmy również przyczynić się do wyremontowania świetlicy. Dla mnie jest to nie tylko zobowiązanie pierwszomajowe, lecz zobowiązanie przed II Krajowym Zjazdem Polskiego Związku Niewidomych. Zobowiązuję się walczyć w dalszym ciągu o zacieranie różnicy między widzącymi a niewidomymi - walczyć o sprawę niewidomych.  

Od Redakcji:

Wzruszająca jest opowiedziana prostymi słowami historia wiejskiego zespołu świetlicowego, zorganizowanego przez kolegę Kaziowa- niewidomego, pozbawionego obu rąk. Na Zjeździe Korespondentów "Pochodni" kolega Michał Kaziów zapytywał, czy może on być korespondentem naszego miesięcznika, ponieważ mieszka na wsi i nie przebywa w środowisku niewidomych. Odpowiedzieli mu wówczas koledzy:  Eugenisz  Bartoszewski i Zbigniew Kargol. Stwierdzili oni, że właśnie artykuły kolegi Kaziowa zmobilizowały ich do współpracy z naszą redakcją. Upłynęło zaledwie kilka miesięcy od Zjazdu i oto kolega Kaziów- jeden z naszych przodujących korespondentów, może dziś poszczycić się pięknym osiągnięciem na polu pracy kulturalno- oświatowej na wsi.  

Przesyłamy koledze Michałowi Kaziowowi i zorganizowanemu przez niego zespołowi życzenia jak najlepszych wyników  

pracy.

P5-1955