ZAWSZE JEST SZANSA    

       Z Karoliną Perdek, studentką V roku Akademii Muzycznej w Warszawie, rozmawia, tym razem o sukcesach, Anna Amanowicz

     - Półtora roku temu tematem naszej rozmowy („Pochodnia” nr 1/2005) były Twoje studia muzyczne, głównie dyrygentura. O swojej działalności wokalnej wspomniałaś tak trochę na marginesie. A to ona właśnie nabrała ostatnio znacznego tempa.  

    -  Bo moje śpiewanie dzieje się poza studiami i rzeczywiście dostarcza mi wiele emocji. W końcu 2005 roku wzięłam udział w Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, w konkursie pod nazwą „Niebieskie marzenia”, przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych. Rzadko biorę udział w konkursach, gdyż źle je znoszę. Uważam też, że osoba z wyższym wykształceniem muzycznym, która na dodatek w średniej szkole kończyła śpiew, nie powinna współzawodniczyć z amatorami i nie daj Boże zabierać im nagrody i odznaczenia. Ale tym razem przełamałam się. Gra szła o pięć tysięcy złotych, więc było o co walczyć. Razem z koleżankami „na szybko” stworzyłyśmy trio wokalne.  Uczyłyśmy się piosenek w szalonym tempie, próby odbywały się często przez telefon. Z Renatą Szczepaniak i Aleksandrą Gudacz zaśpiewałyśmy na krakowskiej imprezie dwa utwory Agnieszki Osieckiej. Piosenka „Nie ma jak pompa” w naszym wykonaniu została wyróżniona - wystąpiłyśmy z nią w koncercie laureatów, nagrywanym przez telewizję. Natomiast nasze solowe popisy nie zostały docenione przez jury, choć nikt nie twierdził, że były nieudane. Po prostu oceniający większą przychylnością obdarzyli naszego kolegę, bardziej zresztą od nas niepełnosprawnego. I dobrze.  

     W połowie maja wzięłam udział w koncercie, który, w hołdzie Janowi Pawłowi II, odbył się w Kościele Środowisk Twórczych na Placu Teatralnym. Pan Andrzej Ferenc odczytał przepięknie list do artystów, a ja dyrygowałam chórem, który odśpiewał utwór, przygotowywany przeze mnie na dyplom. Na koncie sukcesów mam także kilka koncertów wokalnych. Między innymi bardzo kameralny, w sali Muzeum Tyflologicznego na Konwiktorskiej w Warszawie. Pierwotny mój zamysł był taki, by pokazać tam teksty Jonasza Kofty o różnego rodzaju miłościach: młodzieńczej, dojrzałej, wygranej i przegranej, które on tak znakomicie opisuje. Na samej gitarze nie da się tych wszystkich  piosenek zagrać, a ja nie miałam możliwości zdobycia akompaniatora. Szkoda. Dlatego słuchacze koncertu usłyszeli piosenki i Jonasza Kofty, i Agnieszki Osieckiej, a także garść utworów turystycznych. Co nie oznacza, że swojego zamysłu kiedyś nie zrealizuję. Na koncertach w małych salach towarzyszy mi gitara. Lubię grać bez nagłośnienia, bez mikrofonu, obejmować głosem całą publiczność.  

     - Wiem, że śpiewasz także w szkołach, dla dzieciaków. Z pierwszej rozmowy pamiętam, że bardzo to lubisz, w swoje śpiewanie wkładasz wówczas najwięcej serca.

      -  Niedawno w podsiedleckiej wsi, w tamtejszej szkole podstawowej, pokazywałam, że poza „hip hopem” i „popem”, bezustannie sączonymi z mediów, istnieje inna muzyka i piosenki z wartościowymi tekstami. W trakcie 45-minutowego koncertu dzieci usłyszały klasyczne utwory z gatunku poezji śpiewanej, piosenki turystyczne. Łatwe teksty, ładne i proste melodie, takie, co to szybko wpadają w ucho. Reakcja była rewelacyjna. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, dzieci dobrze reagują na taką muzykę, tyle, że na co dzień nie mają do niej dostępu.

       - Można Cię  było zobaczyć ostatnio i usłyszeć w telewizyjnej „Szansie na sukces”, poświęconej piosenkom Krystyny Giżowskiej. Po Romku Roczeniu jesteś drugą osobą niewidomą, która trafiła do tego programu. Trudno było „złapać Szansę”?

       - O eliminacjach do programu dowiedziałam się z telewizji. Pomyślałam, czemu nie?  Nic mnie to nie kosztuje, a bardzo ciekawi telewizyjna „kuchnia”. Doświadczenie potraktowałam jako przygodę. W określonym dniu pojechałam z koleżanką na Woronicza. Pod „Blokiem F” kłębił się tłum. - Będzie pani 530-ta - poinformował mnie ochroniarz. Ale, dostrzegłszy moją laskę, dodał: - Proszę spróbować dostać się do środka, może organizatorzy przepuszczą. Tak też się stało. Biała laska sprawiła cud. Byłam 35-ta. Po przesłuchaniach znalazłam się wśród siedmiu osób zakwalifikowanych do udziału w programie.  

      - Nie ukrywam, że dawałam Ci pierwszą lokatę. Według mnie, dwie osoby wyróżniały się w tym programie: Ty i dziewczyna, którą wybrało jury. Czy czujesz się skrzywdzona werdyktem, czy jest to raczej dla Ciebie wyzwanie?  

      - Nie poszłam to telewizji, żeby na siłę coś wygrać. To była świetna zabawa, na luzie, nowe doświadczenie. I jednak sukces, bo, po pierwsze - zakwalifikowałam się do programu, po drugie - spodobałam się, mimo iż piosenki Krystyny Giżowskiej to zdecydowanie nie są moje piosenki. Więc być może, kiedyś, w innym repertuarze?

      - 11 czerwca staniesz Karolino przed największym dotychczasowym wyzwaniem. Czeka Cię obrona dyplomu. Wierzymy, że zakończy się pełnym sukcesem. Życzymy ci tego z całego serca.

  Pochodnia  czerwiec 2006