Muzykujący duet

Grażyna Wojtkiewicz

Połączyła ich muzyka. Ale nie tylko. Niekonwencjonalny sposób bycia, fantazja, ciekawość świata - to także ich cechy wspólne.

Leszek i Józek - dwaj młodzi chłopcy z Krakowa - uprawiają niebanalny rodzaj muzyki - poezję śpiewaną. Po raz pierwszy spotkałam ich w Bielsku, na konkursie recytatorskim, a po raz drugi -  w Olsztynie - na ubiegłorocznym festiwalu muzycznym. To właśnie tu poznaliśmy się bliżej. W obydwu imprezach zdobyli nagrody przede wszystkim za coś nowatorskiego, odbijającego od festiwalowej monotonii. W sytuacji, gdy większość zespołów muzycznych niewidomych prezentuje tradycyjny styl, nieprzeciętność i oryginalność tym bardziej się liczą. I takie ożywcze prądy, jak występ duetu: Józek Głąb i Leszek Kopeć - są bardzo pożądane.

- Od dziecka wszystko mi grało - zwierza się Józek - i chyba dlatego rodzice posłali mnie do szkoły muzycznej w Krakowie. Wybrano mi skrzypce, ale ten instrument od początku mi „nie leżał”, więc robiłem wszystko, żeby na nim nie grać. Potrafiłem też tuż przed lekcją rozstroić skrzypce lub nawet je rozebrać. Potem skrzypce zamieniłem na fortepian. Ale i tu nie zrobiłem kariery, więc szkołę muzyczną ukończyłem jako wolny słuchacz. W liceum w Nowym Targu jako pierwszy niewidomy przecierałem ścieżki innym. Zresztą chyba skutecznie, bo potem wielu poszło w moje ślady. Przez cały czas nauki towarzyszyła mi jednak muzyka. Zacząłem grać na gitarze, trochę śpiewałem w szkolnym chórze, stworzyliśmy jakiś zespół. Książka, radio i gitara - to byli moi prawdziwi przyjaciele. -

Po skończeniu liceum jako prymus, trafia Józek do szkoły masażu w Krakowie, by zdobyć jakiś zawód. I tu spotyka bratnią duszę - Leszka Kopecia - także pasjonata, który czuje i kocha muzykę, a poza tym - co jest niebagatelne - ma także muzyczne przygotowanie. Dzieciństwo Leszka było bardziej burzliwe.

- Należę do tych, co to ich wszędzie wiatr nosi, nigdzie więc zbyt długo miejsca nie zagrzeję. Lubię, gdy się wokół mnie coś ciekawego dzieje, jestem człowiekiem towarzyskim, więc garnę się do ludzi. Zdolności muzyczne odkryto u mnie już w szkole podstawowej, lecz w przeciwieństwie do Józka doskonaliłem je na prywatnych lekcjach. Zacząłem uczyć się grać na fortepianie, poznawać nuty. Mieszkałem z rodzicami we Wrocławiu i tam uczęszczałem do szkoły dla niewidomych. Dzięki mądrości rodziców, którzy mimo mej wady wzroku nie izolowali mnie od rówieśników i bez przeszkód pozwalali uczestniczyć we wszystkich zabawach, jestem dziś człowiekiem dobrze zrehabilitowanym. Na tyle, że swoje umiejętności mogę przekazywać innym. To właśnie mnie zawdzięcza Józek samodzielność w chodzeniu, gdyż przy mojej pomocy poznawał obce sobie miasto - Kraków - w którym spotkaliśmy się w szkole masażu. Ale zanim do tego doszło, po ukończeniu szkoły podstawowej poszedłem na dwuletni kurs organistowski. Organizowała go kuria biskupia. Jednocześnie kontynuowałem naukę w zasadniczej szkole zawodowej, gdzie zdobywałem zawód ślusarza. Tu wyżywałem się w szkolnym zespole muzycznym, doskonaląc swoje umiejętności. Jednak ani zawód organisty, ani ślusarza nie spełnił moich oczekiwań. Trochę pracowałem w spółdzielni dla niewidomych, ale ten okres wspominam jako koszmar, gdyż nie znoszę pracy automatycznej. Zacząłem więc korespondencyjnie uczyć się w technikum radiowo - telewizyjnym. To było - obok muzyki - coś, co mnie pasjonowało. Ukończyłem je jako wolny słuchacz. Moją specjalnością są naprawy magnetofonów kasetowych i szpulowych. Potem trafiłem jeszcze do szkoły masażu w Krakowie , której jednak nie ukończyłem, gdyż zawaliłem anatomię. Ale tu spotkaliśmy się z Józkiem… -

Przyjaźń i upodobania muzyczne to więzy na tyle silne, że od tej pory są nierozłączni. Próbują wspólnie zrobić coś ciekawego. Leszek pisze teksty i  muzykę, a Józek ją aranżuje. Pracują w studenckim radiu, dając tam upust swej pomysłowości i fantazji. Repertuar coraz dojrzalszy muzycznie, ciekawszy w formie i treści. Musical „Korowód” zaprezentowany na festiwalu recytatorskim w Bielsku, to zwykłe, codzienne sprawy przekazane w melodiach brzmiących to łagodnie, lirycznie, to znów nutami buntu i rozpaczy, aż do filozoficznej zadumy. Ciekawe, harmonijnie brzmiące głosy, teksty pełne treści poważnych, prawdziwych, w przeciwieństwie do tak rozpowszechnionych wśród młodzieżowych idolów piosenek o niczym - wszystko to sprawia, iż każdy występ duetu: Leszek i Józek to duże przeżycie dla słuchaczy. Przychodzą też pierwsze sukcesy - wyróżnienia na festiwalach, ciekawe programy w studenckim radiu, no i plany, bogate plany na przyszłość.

- Chcemy rozszerzyć nasz zespół o flet, może harmonijkę ustną. Po prostu do tego, co zamierzamy robić w przyszłości, potrzebne nam bogatsze instrumentarium. Zostaniemy przy poezji śpiewanej, musicalach, eksperymentalnie chcemy też wrócić do muzyki lat sześćdziesiątych. Wtedy istniało naprawdę wiele dobrych zespołów. Za pomocą swojej muzyki chcielibyśmy słuchaczom przekazać to, co w nas jest, nie wstydzimy się bowiem pokazywać swoich uczuć, nawet tych najintymniejszych. To między innymi świadczy o człowieczeństwie, które w ostatnich czasach tak rzadko daje znać o sobie. Swoją muzyką chcielibyśmy poruszyć w ludziach skrzętnie nieraz ukrywane uczucia, by pomóc i zrozumieć i dostrzec innych. Ktoś, kto słucha naszych tekstów, powinien być przekonany, iż one są adresowane do niego osobiście.-

- Pokochałem Kraków - mówi Józek. - To miasto przywróciło mnie powtórnie do życia po załamaniu, spowodowanym wypadkiem samochodowym, w którym straciłem resztki wzroku. Tu się zrehabilitowałem, uniezależniłem od innych, spotkałem ciekawych ludzi i przekonałem się, że mogę przez życie iść z uśmiechem. Od roku pracuję w studenckiej przychodni jako masażysta, mieszkam w akademiku i jak na razie jestem zadowolony z tego, co robię. Co będzie w przyszłości - pokaże czas, chciałbym, by moim udziałem było jak najwięcej ciekawych przeżyć, no i muzyka z nią się nigdy nie rozstanę. -

Gdy zbyt mocno doskwiera monotonia życia, dwaj przyjaciele ruszają w Polskę. Nieważne, dokąd, ważne, by choć na krótko zmienić otoczenie, poznać nowych ludzi i smak podróży. Wracają odprężeni, pełni wrażeń i pomysłów, które natychmiast realizują. Te podróże są siłą napędową ich działania. Bez nich nie moglibyśmy pracować, tworzyć. One owocują na estradzie, towarzyskim spotkaniu czy przy obozowym ognisku. Józek i Leszek występują bowiem wszędzie, wnosząc swoją muzyką odrobinę serca i lirycznych przeżyć w ten zmaterializowany świat.

„Magazyn Muzyczny” nr 3/1985