W zamkniętym kręgu                         

Kazimierz Siedlecki

Niedawno zakończył się turnus rehabilitacyjno-szkoleniowy dla głuchoniewidomych, zorganizowany w Ustroniu-Zawodziu przez wrocławski okręg PZN. Jego kierownikiem był Czesław Jóźwik, którego poprosiłem o rozmowę na temat jego znanej działalności na rzecz tej tak ciężko poszkodowanej grupy inwalidzkiej.

    **      **      **Czesław Jóźwik jest wybitnym działaczem PZN od lat kilkudziesięciu. Przez wiele też lat działał w spółdzielczości niewidomych jako kierownik działu nakładczego wrocławskiego "Dolsinu". Obecnie pomaga głuchoniewidomym kolegom, kierując się głęboko pojętą solidarnością, sam bowiem jest całkowicie ociemniały i słyszy na jedno ucho tylko przy użyciu aparatu słuchowego. Należy do grona 44 założycieli Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, powołanego przed pięciu laty.

Zaczęło się od udziału w jednym z turnusów rehabilitacyjnych w Jadwisinie pod Warszawą, gdzie pod kierunkiem Józefa Mendrunia - inicjatora akcji na rzecz głuchoniewidomych - zapoznawał się z problematyką tej grupy inwalidów. Po powrocie do domu podjął starania o stworzenie rejestru wrocławskich głuchoniewidomych, gdyż dotąd ich ewidencji nie prowadzono. Postanowił też zorganizować turnus rehabilitacyjno-szkoleniowy dla swoich podopiecznych. Pierwszy taki turnus odbył się w roku 1993, tegoroczny był już czwarty z kolei.

Od października ub. roku działa tam również Klub Głuchoniewidomych - po Warszawie i Poznaniu - trzeci w kraju. Zrzesza 135 inwalidów o różnym stopniu poszkodowania, gdyż w grę wchodzi różny stopień utraty wzroku i słuchu oraz różne formy upośledzenia mowy, z jej nieznajomością włącznie. Ten stan komplikują jeszcze przypadłości wieku podeszłego, gdyż ludzie starsi w tej grupie stanowią większość. Stąd duże zróżnicowanie potrzeb i konieczność indywidualnej rehabilitacji, zwłaszcza w przypadku osób całkowicie głuchych i niewidomych. Najgroźniejszym skutkiem tak złożonego inwalidztwa jest społeczna izolacja, wynikająca z niemożności porozumienia się z otoczeniem, a także szczególne trudności w samodzielnym poruszaniu się, niekiedy nawet w pomieszczeniach zamkniętych. Dlatego w rehabilitacji na czoło wysuwa się nauczanie pozadźwiękowych technik porozumiewania się i orientacja przestrzenna oraz działania o charakterze towarzyskim, rekreacyjnym i poznawczym, w celu likwidacji skutków długotrwałej izolacji.

Są cztery metody porozumiewania się z głuchoniewidomymi, gdy zawodzą resztki wzroku i słuchu. Pierwszy sposób to zwykły alfabet migowy dla głuchych widzących, przykładany głuchoniewidomemu do dłoni, by mógł dotykowo odczytać kolejne znaki. Drugi sposób, opracowany przez wybitnego głuchoniewidomego działacza Grzegorza Kozłowskiego, polega na tym, że różne punkty na dłoni zostały podporządkowane poszczególnym literom alfabetu. Dotykając tych punktów na dłoni głuchoniewidomego palcem, przekazuje mu się wyrazy i zdania.

Trzeci sposób, dostępny dla głuchoniewidomych, polega na tym, że kładzie się im na dłoni palec i pisze jak na maszynie pichtowskiej. Wreszcie sposób czwarty, dostępny dla osób znających pismo czarne, to pisanie palcem na ich dłoni dużych liter drukowanych. Oczywiście ci, którzy trochę widzą, a nie słyszą, odbierają alfabet migowy wzrokowo, ci zaś, którzy zachowali resztki słyszenia, wzmacniają je w mniejszym lub większym stopniu.

Na tegoroczny turnus rehabilitacyjno-szkoleniowy okręgu wrocławskiego przyjechało 21 kursantów w wieku od 57 do 91 lat. Pełni niepokoju, często bez wiary we własne siły, zgorzkniali i zniechęceni, zetknęli się z oddaną im i sympatyczną kadrą instruktorską - ludźmi o bogatym doświadczeniu fachowym, którzy potrafili ich szybko rozruszać i natchnąć optymizmem i nadzieją. Sprzyjały temu spotkania towarzyskie przy ciastku i kawie, kiedy przyjaźnie gwarzono, śpiewano i tańczono. I nic, że czasem głosy były szorstkie i głuche, nic że w tańcu czasem mylił się rytm, ważna była radość z odzyskania dotąd zdawało się niedostępnej rozrywki. Była też wyprawa do miasta na koncert muzyki chóralnej i poezji religijnej, nie zawsze może w pełni słyszany, ale tym głębiej przeżyty. Były wreszcie dwie wycieczki krajoznawcze - piesza na Równicę i wyciągiem krzesełkowym na Czantorię. Jako turystki furorę zrobiły dwie panie: Helena Wideńska (lat 81) i Maria Różycka (lat 91), przy czym pani Maria imponowała nie tylko tężyzną fizyczną. Zawsze uśmiechnięta i pełna humoru, swymi dobrotliwymi żarcikami pokrywała własne i cudze potknięcia, rozładowując rodzące się stresy i smutki.

Większość czasu zajmowały jednak zajęcia szkoleniowe. Czesław Jóźwik uczył 10 osób brajla, osiągając w paru przypadkach znakomite wyniki mimo podeszłego wieku kursantów. Orientacji przestrzennej uczyło się 12 osób. Te zajęcia prowadziły panie: Bogusława Rzepka i Anna Markowska, od lat ofiarnie związane z naszą organizacją. Pani Anna jako dyplomowana pielęgniarka zapewniała kursantom opiekę medyczną i służyła swoją znajomością języka migowego. Nauczaniem tego języka metodą "do dłoni" zajmowała się Maria Krawczyk - znakomita specjalistka z Łodzi. Ona również prowadziła prelekcje rehabilitacyjne. Był też instruktaż obsługi i konserwacji aparatów słuchowych, gdyż z tym głuchoniewidomi użytkownicy miewają często kłopoty.

W dziesięć dni po zakończeniu turnusu odbyło się w świetlicy wrocławskiego okręgu PZN spotkanie jego uczestników dla podsumowania wyników i wyciągnięcia wniosków na przyszłość. Również w tej świetlicy odbywają się w każdy pierwszy wtorek miesiąca spotkania członków Klubu Głuchoniewidomych, w czasie których przy ciastku i herbacie czyta się biuletyn "O i dla Głuchoniewidomych" oraz inne wybrane artykuły prasowe, załatwia się sprawy poszczególnych członków, rozmawia  i żartuje, czasem śpiewa i tańczy, zwłaszcza w karnawale. Niestety i tutaj występujące niedobory finansowe ograniczają zakres świadczonej pomocy, w związku z tym powstał projekt wyłonienia grupy kwestorów, którzy zajmą się publiczną zbiórką pieniędzy na potrzeby Klubu i jego członków.

Swego rodzaju sponsorem Klubu jest pani Ewa Staniszewska - właścicielka zakładu "Prodent", w którym obok sprzętu dentystycznego sprzedaje aparaty słuchowe i pomoce optyczne. Jako osoba niezwykle życzliwie nastawiona do głuchoniewidomych, badanie słuchu wykonuje im bezpłatnie, a wkładki do aparatów słuchowych sprzedaje po obniżonych cenach lub ofiarowuje bezpłatnie. Przyjeżdża też na wrocławskie turnusy rehabilitacyjno-szkoleniowe dla głuchoniewidomych wraz z laryngologiem i technikiem elektronikiem, by przebadać kursantów i skontrolować stan ich aparatów słuchowych. W toku tej współpracy powstał projekt, by zakład pani Staniszewskiej zajął się rozprowadzaniem aparatów słuchowych, przydzielonych przez Zarząd Główny PZN głuchoniewidomym z terenu Ziem Zachodnich. Oszczędziłoby to im dalekich podróży i związanych z tym kosztów, gdyż obecnie po te aparaty muszą jeździć do Warszawy.

Wielką troską napawa Czesława Jóźwika los dziewięciu kolegów, którzy nie widzą, nie słyszą i nie mówią. Pewną nadzieję na przyszłość daje ośrodek rehabilitacyjno-opiekuńczy - decyzja o jego budowie w Śródborowie koło Warszawy zapadła na kwietniowym III Walnym Zjeździe Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. We władzach Towarzystwa Czesław Jóźwik działa od początku z wielkim zaangażowaniem. Obecnie zarejestrowanych jest półtora tysiąca głuchoniewidomych, podczas gdy ich liczbę w kraju szacuje się na sześć tysięcy. Dlatego z wielkim zadowoleniem przyjął projekt zorganizowania centralnego kursu, dla wyłonienia przez wszystkie okręgi PZN kandydatów na kierowników klubów głuchoniewidomych, którzy po przeszkoleniu zakładaliby je na własnym terenie.

P9-96