Czesława Jóźwika Czytelnicy „Pochodni” znają jako aktywnego działacza społecznego i długoletniego pracownika spółdzielni „Dolsin”, gdzie pełnił funkcję kierownika działu nakładztwa. Tym razem prezentujemy go jako poetę, który ma już na tym polu pewne osiągnięcia. W ogólnopolskim turnieju poetyckim „O złotą lampkę górnika”, zorganizowanym przez Wałbrzyskie Towarzystwo Kultury, jego wiersze zostały wyróżnione. Na konkurs, w którym brali udział amatorzy i profesjonaliści, wpłynęło 507 prac, tym większy więc sukces naszego niewidomego kolegi. Czy słuszny - osądźmy sami.

Zdarza się takie pragnienie

Ucieknę w promień słońca

w zieleń liści

w szarość kamienia

ucieknę w złote ziarna piachu

w białą gwiazdkę śniegu

w czerwień krwi

ucieknę we wszystkie barwy

blaski

kolory

od napiętej uwagi ciemności

od czujnego zasłuchania

od głosów

zgrzytliwych jak szkło

groźnych jak pociski

raniących jak nóż

Apel

 

W gnieździe ciszy wylęgają

serca

skrzydła

myśli

w cieple gniazd rozkwitają

kwiaty

ptaki

gwiazdy

potężni brakiem

poczucia przemijania

nie zabijajcie ciszy

nie rozbijajcie gniazd

 

Natur horret vacum

Natura nie znosi próżni

 

zamknięty w czerni najgłębiej

jak ślad paproci

myślę kolorowo

o was

opływając światłem i barwą

po ślimaczemu skurczony

na szlachetnym odruchu współczucia

zgrzebności, przyjaźni

szorstkiej życzliwości

bliski -

kiedy kamienie waszych spojrzeń

lawiną pożałowania ranią

myślę

o wędrującej przez stulecia

wytartej milionami powtórzeń

natura nie znosi próżni

więc może jestem dopełnieniem

jakiegoś braku

w was

Ociemniały

 

Zamknięty w bryle ciemności

odległy od was o wiedzę

o dniach bez końca

nocach bez gwiazd

w czerni tak doskonałej

że nieobecnej

w waszej palecie barw.

Wyrąbujący mozolnie

swoje istnienie

w przejrzystości waszego świata

oduczam się wrogości

do zagapionego współczucia

leczę się z chęci omotania

kokonem samotnej inności

wysnuwam pajęczą nić

na spotkanie zrozumienia

i wiem

że tylko górnik dotknął dłonią

ciemności

spoza najdalszego horyzontu

że tylko górnik

i ślepiec

zna barwą najgłębszej czerni

mój światokrąg

Impresje

Noc

 

Gdzieś tam wysoko gwiazdy

rozbłysły

zapachem maciejki

wiatr przysiadł na gałęzi

a przez igły sosen

sieje się cisza

ku zasłuchaniu

w noc

O zmierzchu

 

Niebo spłynęło wiatrem

na polanę rozkwitłą

graniem świerszczy

słońce zachodzi w kwiatach

stulających płatki

w koralikach ptasich głosów

toczą się promienie słońca

pożegnaniem do jutra

Kalina

 

Tyle jej w pieśniach

i w wierszach

tyle jej w lesie

słońcu się kłania barwą jaskrawą

liściem szerokim

tyle jej w mroku zielonym

gdzie pięknem płonie

kalina

zamknięta jędrną kulką

w mojej dłoni.

Pochodnia Marzec 1983

 

Wiersze -  

Czesław Juźwik

 

Muzyka

 

Przejrzystą ścieżką

skrzypcowego śpiewu

z granatowego nieba

strun wiolonczeli

stacza się w moje ręce

księżyc srebrzysty -

wiruje, iskrzy i lśni

dźwiękami tysiąca smyczków

 i przez palce moje

widzące i czułe

światło przelewa

najczystsze

 

Spotkanie z Janem Pawłem II

 

Do mnie

nie helikopterem

a wzruszeniem trzepotliwym serca

przybywasz

jednego  tysięcy

zbiegów codzienności

do rąk Twych ojcowskich

do Twojej obecności

żywej wiary że

dobro jest silniejsze niż zło

 

Jesteś wśród nas

przy ołtarzu

sześcioma kręgami

bocianiego lotu

magią białych skrzydeł

otoczony

A na Wrocław

wyciszony skupieniem

fala ciepła słonecznego spływa

i w ostrym zapachu trawy

partynickich łąk

zastyga grudką bursztynu

pamięć chwili

Twojej wśród nas obecności

i drzazga niepokoju

o ziarno rzucone

na skalistą glebę naszych serc

 

Kropla rosy

 

Na ulicy zmęczonej ludźmi

wrogiej pośpiechem

duszonej obcością

nagle

- śmiech dziecka -

        na czułej kliszy pamięci

        ożywa kiść bzu białego

        z liściem soczyście zielonym

         i z kroplą rosy

        drgającą

         z słońcem na barwy rozbitym

- na kliszy mojej pamięci

pod czułym dotknięciem

mej dłoni

kropla rosy na liściu

to drobina wilgoci

        ożywcza

jak śmiech dziecka

w tłumie ulicznym

Pochodnia grudzień 1984

 

Wiersze

Czesław Juźwik

Terapia

Czasem

uciekam w Karkonosze

na ścieżki

gdzie częściej sarna

wiewiórka

niż człowiek

i gdzie łatwo uwierzyć

w dobrotliwe istnienie

ducha tych gór

o sercu cierpiącym

niechcianą miłością

co umiało przezwyciężyć gniew.

Zbieram na leśnych polanach

- krople ciszy

pełne grania świerszczy

- pogodną zadumę sosen

- łagodny uśmiech brzóz

- skupione szare milczenie skał

I miękką bliskość obłoków.

Zbieram uważnie

I gromadzę skrzętnie

w kruchym naczyniu serca

jak napar leczniczy

leśnych ziół

Radunia

Uwijam w sobie

gniazdo ciszy

najczulej

jak inni przed wiekami

jak przez wieki szli

stromą ścieżką

kamieniami obłymi

człowieczych pragnień

pokornych próśb

usłaną.

Słyszę

jak na gałęziach

na liściach

na skałach

pędzi wiatr

o nieobecnym żarze

świętego ogniska

i wszechobecnej miłości

Bogini - Matki

łaskawej i hojnej

pragnienia nasze

jak ptaki zmęczone

dobrotliwie w dłonie biorącej

Niedźwiedzica u szczytu Ślęży

Mocarnej siły pełna

z której dobro i miłość

a niedostępny jest gniew

granitowa Niedźwiedzica

nieczuła czasowi

od czasu  mocniejsza

pod jaworowym drzewem

posłusznie woli słońca umierającym

by koliście życiem powracać

trwa i dla nas

profanów poufałych

z nieuważnymi dłońmi

jest ponad naszą małość

świętokradczą głupotę

zgiełkliwą pychę

i zło

jest i trwa

- jak nieodgadnionego sensu

życia rytm

Koncert organowy J.S. Bacha

Nie trzeba lotów kosmicznych

zakutych w metal i lęk

Jemu

dano klucz

do głębin nieba

na szybowanie skrzydlate

najcichsze loty wśród gwiazd

na czułe dotknięcie oddechu przestrzeni

czerni doskonałej za morzem światłości

współ - wi  -ro - wa - nie

płynięcie w bezkres nieobjęty czasem.

Osadzony jego muzyką

już nie wiesz

czy jesteś gwiazdą płonącą w przestworzu

czy przestwór?

słońce

i gwiazdy

toczą się w głębi ciebie

Bezsenna noc

Moja noc bezsenna

nie ma oczu gwiaździstych

nie nurza dłoni

w ciężkim srebrze księżyca.

Jest chmurna

wpatrzona we mnie uważnie

najdoskonalsza z ciemności

w milczeniu odmierza czas

biciem mego serca.

A ono:

jest pełne świetlistej bieli obłoków

migotliwej zieleni drzew

i miłości szarych kamieni.

Pod uważnym spojrzeniem

nocy bezsennej

wędruję łanem dojrzałego żyta

okruchy słońca zbiera z kropel wody

i zachłannie długo patrzy

patrzy w oczy

które nie są tylko głosem

Pochodnia Maj -  czerwiec 1986