Spotkanie z koniem

Czesław Jóźwik

 

Ciemność była jak zwierzę - jakiś gigantyczny, niczym z filmu grozy, kudłaty potwór.  Wyrwać się z jego łap - to jedyne pragnienie. Niestraszny wydawał się nawet ból.

Trzeba było pokonać obezwładniający, zwierzęcy lęk i oswoić sobie ciemność. Zgłębić jej wszystkie, pulsujące tkanki, ugłaskać ją, uznać ją za swoją.

Sprzymierzeńcem była cisza.

To pierwsze zwycięstwo, oswojenie ciemności, pokonanie lęku.

A potem byli ludzie - bliscy i serdeczni, widziani tak zupełnie inaczej, gdy musieli dać się oglądać inaczej, jako nagie głosy.

Głosy usiłowały przystrajać się w koronki śmiechu, atłasy zrozumienia i współczucia, zgrzebne płótna optymizmu, jedwabie łagodności.

Portrety ludzi, malowane ich głosami - to drugi etap pracy, to całe studia, bijące na głowę uczonych psychologów.

Potem cały łańcuch etapów i etapików, by włączyć się w normalne życie. Zegary precyzyjnie odmierzały czas, spadały z kalendarza zapisy dni, miesięcy, lat.

Tamto moje życie, bez oswojonej, łagodnej, posłusznej ciemności, wróciło nagle tęsknotą do wędrówki stromą, górską ścieżką, w palącym słońcu albo w strugach zimnego deszczu, w zapachach zieleni, w uczuciu swobody.      

Absurdalna historia - wyprawa ślepego w góry. Wyruszyliśmy a zimno wczesnym, chłodnym świtem. Ptaki niemrawo budziły się, kwękając na zimno tego lipcowego rana. Trzymam pod rękę swojego przewodnika i  przyjaciela. Idziemy wąską, udeptaną ścieżką, wyprowadzającą nas z osiedla łagodnym zboczem w górę. Z każdym krokiem robi się swobodniej, fizycznie odczuwam ulgę oswobodzenia się od ludzkich spojrzeń, od cudzej obecności. Wiatr i odczuwane na twarzy to pojawiające się, to znikające ciepło, mówią mi, że niebo oddaje prelekcję niezwykłości chmur. To mi wystarcza. Wystarcza mi złudne przekonanie, że gdy wyciągnę rękę, to dotknę puchatości obłoków, poczuję srebrny ich chłód.

Przyjaciel mówi: napływa na nas bura chmura, pewnie nie unikniemy deszczu.

Z prawa czuję ścianę - pewnie las, po lewej - przestrzeń pełna wiatru, ziemia pachnie, wydaje mi się, że słyszę muśnięcia wiatru na twarzy w tym ruchliwym powietrzu.

- Daj mi do ręki liść z drzewa, które mijamy - proszę. Już jest - trzymam w dłoni listeczek jak z rysunku dziecka. Jak najprostsze wyobrażenie listka. Regularna sieć drobnych, mocnych żyłek. I Kolorowy, wyraźny zapach. To buk. Dotykam jeszcze gładkiej kory i nabieram pewności, że czuję jej szarość.

Ścieżka staje się stroma, znika jej płynność, pod stopami czuję kamienie. Nie jak utrudnienie, przeszkodę - jak mowę ziemi, po której idę. Znów otwiera się przestrzeń. Siadamy, by odpocząć w środku plamy słonecznego ciepła. Gładzę dłonią łąkę, jej maleńką cząstkę dostępną moim dłoniom. Każdą z trawek czuję oddzielnie i każda wydaje mi się tak godna szacunku, jak wyjątkowa osobowość.                        

Na łące pod nami pasie się koń. Ta wiadomość zaszumiała we mnie jak wiatr. Jest odpowiedź na zdumione pytania: i po co jej ta wyprawa w góry? Jakich zazna wzruszeń prócz zmęczenia? - Ja szłam na spotkanie z koniem. Właśnie z tym. O którym nic nie wiem.

Jest wysepka między górami, jest oderwanie się od codzienności i jest on,  tak niezwykle zwyczajny koń.

Przeciągam dłonią po końskiej szyi, przytulam się do końskiego boku. To jesteś ty, doskonałości, odległa tu od trudu zaprzęgu, piękno i siła czczone i poniewierane, podziwiane i hańbione. Przyjmujesz mnie szukającą sensu, zbuntowanie i głupio. Naiwnie. Śmiesznie. Przez wieku wędrowałeś koniu, skupiając w sobie wszystkie wzniosłości i podłości ludzi.

I jesteś. Z wysokości ołtarzy, spod kijów pijanych woźniców, z chmury modlitw, z fali wiatru przez prerie, z mrocznych stajni. Nie odczytany do końca  symbolu poszukiwaczy czego? Boskości? Wielkości? Siły? Piękna? Sensu?

I jestem ja, z twarzą przywartą do twego boku - a dla mnie jesteś ślepym pędem w blasku i wietrze. Nie potykającym się, ostrożnie stawiającym stopy - pełnym rozkiełznanej radości, biegiem po wielkiej, zielonej łące z horyzontem lasu.

Uciszony wiatr przywarował między drzewami - zaczął padać deszcz. W deszczu, ostrożnie stąpając po śliskich kamieniach, potykając się niezdarnie, szłam wyżej i wyżej, pełna spokoju upartej radości.

 

Od redakcji:

„Spotkanie z koniem” to opowiadanie nadesłane na XIII Konkurs Małych Form Literackich, ogłoszony przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Przemyślu. Praca ta uzyskała jedną z dwóch trzecich nagród. Opowiadanie Czesława Jóźwika będzie również drukowane w brajlu w „Głosie Kobiety” nr 1 w 1982 roku.

Pochodnia  listopad grudzień 1981