Odkrywanie nowych obszarów

   Rozmowa z Agnieszką Jurkowską - anglistką, poetką, plastyczką.

 

Pochodzi z Nowego Sącza. Tu ukończyła anglistykę w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych - filii Uniwersytetu Jagiellońskiego, potem, w Uniwersytecie Warszawskim - Ośrodek Studiów Amerykańskich. Jest tłumaczką i lektorką języka angielskiego w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Wydała dwa tomiki wierszy: "Paleta barw" i "Aż do świtu", maluje, w organizowanych przez Krajowe Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach konkursach "Barwa i kształt dotyku" (1996) i "Rok Polski" (1997) otrzymała drugą nagrodę.

- Lektorat akademicki, wiersze, malarstwo i to wszystko przy pierwszej grupie inwalidzkiej? Pani Agnieszko, czuje się Pani człowiekiem sukcesu?

- Trudne pytanie. Nie analizowałam siebie przy pomocy tego tak modnego dziś słowa. Kojarzy się ono z zamknięciem, zakończeniem jakiegoś etapu. A dla mnie sens życia polega na rozwoju, penetracji coraz to innych obszarów, poszukiwaniu nowych elementów w różnych dziedzinach.

- Gdzie Pani  najwięcej tych nowych obszarów odkrywa? W pracy, czy w sztuce?

- To zależy od tego, na co w danym momencie nastawiona jest moje wrażliwość, mój wewnętrzny odbiornik. Rozwój to przecież przetwarzanie impulsów, których dostarcza nam świat zewnętrzny. Najpierw ulegam silnemu wrażeniu, ale dopiero w momencie wyciszenia powstaje wiersz. Na co dzień koncentruję się na pracy zawodowej. Ale język też dostarcza impulsów, lubię się nim bawić, odkrywać, w jaki sposób służy opisywaniu świata. Najważniejsze, aby lubić to co się robi, w przeciwnym razie można popaść we frustrację.

- Do frustracji mogą prowadzić też trudności w pokonywaniu barier, które musi przezwyciężać osoba niepełnosprawna, chcąc osiągnąć godne miejsce w życiu. Miała Pani takie trudności?

- Pod tym względem jestem chyba szczęśliwcem i tu należy się ukłon pod adresem moich nauczycieli i rodziców, którzy w odpowiednim momencie zaopatrzyli mnie w lupę. Moja wzrokowa niepełnosprawność wynika z dysfunkcji siatkówki, co powoduje ograniczenie ostrości widzenia. Widzi się kształty, kolory, nie widzi się szczegółów. Ale przecież tak naprawdę to świat ogląda się nie oczami, lecz mózgiem. Istotna jest umiejętność kojarzenia odbieranych impulsów i wówczas powstaje obraz osoby lub rzeczy, choć nie widzimy jej szczegółów.

aChodziłam do szkoły masowej i nigdy nie miałam kompleksu swojej inności. Oczywiście zdarza się, że osoby sfrustrowane i niezadowolone z siebie usiłują odegrać się na innych, słabszych, a za takich uważają ludzi niepełnosprawnych. Ale gdy czasem zetknę się z taką reakcją, uważam, że jest to nieszczęście ich, a nie moje.

Staram się osiągać swoje cele w sposób dla mnie właściwy. Są oczywiście ograniczenia. Wiem na przykład, że nie mogę prowadzić samochodu. Ale i niemożliwe może stać się możliwym. Wydawało mi się, że nie nadaję się na przewodnika, osobę towarzyszącą komuś całkiem niewidomemu w podróży za granicę. A jednak dwukrotnie wyjechałam w takim charakterze i - dałam sobie radę. Rzecz polegała na zdobyciu potrzebnych informacji i starannym przygotowaniu się.

- To współdziałanie osób widzących nie jest Pani konieczne w osiąganiu celów? Wystarczy lupa?

- Chyba jednak tak. Lubię być niezależna i szanuję niezależność innych. Nie uznaję przymusu. Dlatego dobrze czuję się jako dydaktyk w wyższej uczelni, gdzie pracuję z ludźmi dorosłymi i nie muszę stosować sztywnych rygorów. Nauka pod przymusem nie daje efektów, a jeśli nawet, to są one krótkotrwałe.

- Powrócę jednak do zadanego już pytania. W czym spełnia się Pani najlepiej?

- W poezji.

- Wiersze zamieszczone w Pani debiutanckim tomiku "Paleta barw" uderzają intensywnością emocjonalną, refleksyjnością i gęstością opisu. Ale przychodziły nowe doznania, doskonaliła Pani swój warsztat. Czy wiersze z "Aż do świtu" różnią się od tamtych?

- Mój poetycki rozwój mieści się w formule: mniej słów, więcej treści. Wiersz musi mieć swoją wewnętrzną melodię i zaskakujące związki frazeologiczne, skojarzenia. Ale rozbudowane wiersze nie przekażą dobrze "zauroczenia" światem, które jest najważniejsze. Toteż im dłużej nad wierszem pracuję, tym więcej skracam. Moim ukochanym mistrzem jest ks. Jan Twardowski.

- Występuje Pani z monodramem, na który składają się Pani wiersze, jest więc Pani trochę i aktorką. Ma Pani tremę?

- Teraz już nie. Bo nie jest takie ważne, jak wypadam jako osoba. Pragnę przekazać słuchaczom swoje zauroczenie światem i tym zauroczeniem zauroczyć ich. Dlatego najważniejsze dla mnie są nie oklaski, lecz cisza po przedstawieniu.

- To dlatego woli Pani monodram niż tradycyjne spotkania autorskie, na których czytelnicy pytają o różne rzeczy?

- Tak, bo to nie o mnie chodzi. Mogłabym być sprzątaczką i pisać wiersze. Jakie ma to znaczenie? Nie chodzi o sferę plotki, lecz wspólne przeżycie, w obszarze którego pragnę być przewodnikiem.

- A jak omija Pani te nie odbierane wzrokiem szczegóły przy malowaniu?

- Nie odczuwam potrzeby odtwarzania realistycznego. Swój świat, te impresje, nastroje przekazuję konturem, kompozycją, kolorem. Ile możliwości kryje się w malowaniu nieba, jak ono może być wyraziste!

- Nie lubi Pani słówka sukces, ale oznacza ono również akceptację przez innych naszych dokonań. To może mieć również przełożenie na jakieś pieniądze. Czy tomiki Pani wierszy sprzedają się? A pastele?

- Aktualnie rozprowadzaniem moich tomików zajmuje się kieleckie centrum. "Aż do świtu" chciał sponsorować Klub Literacki "Sądecczyzna", którego jestem członkiem, ale zabrakło pieniędzy. Mają środki tylko na sfinansowanie dwóch tomików poezji rocznie.

Swoich prac plastycznych nie sprzedaję, czasem są one wykorzystywane jako oprawa, "scenografia" moich monodramów. Bazą materialną jest przecież praca zawodowa.

- ... a reszta to zauroczenie światem, przetworzenie tego w sztuce i podzielenie się tym zauroczeniem z innymi. Słowem ważniejsze jest "być", niż "mieć". Czy to doradziłaby Pani niepełnosprawnej wzrokowo osobie mającej kłopoty z odnalezieniem się w życiu?

- Przede wszystkim, aby zaakceptowała siebie, bo to jest warunkiem wykorzystania tego, co zostało nam dane. A do tego nie dojdzie się zgorzknieniem. Najbardziej mi żal właśnie takich ludzi, tkwią jakby w skorupie, którą coraz trudniej jest przebić. Nie ma sytuacji mających tylko jedną stronę. Również z cierpienia można się czegoś nauczyć, odnaleźć nowe wartości, nowe obszary.

- Pani Agnieszko, za oknem jest wiosna, a czegóż wiosną można życzyć młodej, ładnej dziewczynie? Tylko odkrycia nowych obszarów miłości, o której tyle pisze Pani w swoich wierszach. Niechaj więc to życzenie zastąpi konwencjonalne "dziękuję Pani za rozmowę".

                              Rozmawiała Iwona Różewicz

 

  A nawet jeśli

  A nawet jeśli nie miłość -  

  było warto

  słońce otworzyć

  w przystani twych ramion

  Nadałeś mi imię

  a ślady twych stóp

  będą wiecznie zielone

  na ścieżkach

  naszych tajemnic

                    (Agnieszka Jurkowska: "Aż do świtu")