Pożegnanie dyrektora

Władysław Gołąb

12 marca 2001 r. w warszawskim Instytucie Kardiologii zmarł mgr inż. Jan Rodański, wybitny działacz ruchu niewidomych, prezes zarządu Spółki z o.o. "Zakład Nagrań i Wydawnictw Związku Niewidomych" - przedsiębiorstwa, które od kilkudziesięciu lat wydawało książki i periodyki w piśmie Braille'a, w druku powiększonym oraz nagrywało na taśmach magnetofonowych literaturę polską i światową, tworząc w ten sposób zasoby "książki mówionej".

Śmierć prezesa Rodańskiego wstrząsnęła nami wszystkimi. Jeszcze w sobotę, 10 marca, rozmawiał o swoim powrocie do pracy, jeszcze zapowiadał, że w poniedziałek w szpitalu podpisze ważne pisma, a w połowie tygodnia na pewno będzie już na stanowisku w swoim gabinecie przy ul. Konwiktorskiej. Tymczasem śmierć jak złodziej, znienacka, uderzyła w jego schorowane serce. Gwałtowne pogorszenie nastąpiło w sobotę o dziesiątej wieczorem. W niedzielę był już na sali intensywnej terapii; w poniedziałek o godzinie #/5#10 nastąpiła śmierć. Czy to był zawał, czy zator - lekarze nie wiedzą, trzeba byłoby przeprowadzić sekcję zwłok, a to życia nie przywróci. Można jedynie dziwić się, że w najlepszym polskim centrum kardiologii umiera pacjent, który przybył jedynie na okresowe przebadanie. Prezes Rodański przed trzynastu laty przeszedł rozległy zawał serca. Od tej pory pozostawał pod ciągłą opieką lekarza kardiologa.

Pogrzeb odbył się w dniu 16 marca na cmentarzu komunalnym na Wólce Węglowej. Msza św. celebrowana przez Krajowego Duszpasterza Niewidomych ks. dr. Andrzeja Gałkę (w koncelebrze brał udział miejscowy proboszcz), odbyła się w przycmentarnym kościele. Przyjaciele z całej Polski wypełnili szczelnie kościół i plac przed nim. Ks. Andrzej Gałka w serdecznych słowach mówił o swych kontaktach ze Zmarłym: "Dyrektor Rodański chętnie rozmawiał ze mną o Bogu, o wierze. W ten sposób poznawałem jego bogate wnętrze." Nad grobem przemówili kolejno: przewodniczący Zarządu Głównego PZN Sylwester Peryt, dyrektor Związku Józef Mendruń, wieloletni spiker radiowy Ksawery Jasieński i przedstawicielka związków zawodowych Ewa Samonek.

Prezes Peryt nawiązał do słów ks. Jana Twardowskiego: "Spieszmy się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą"; dyrektor Mendruń przywołał swój osobisty związek ze Zmarłym - znał jego dramat osobisty, który legł u podstaw wejścia w świat ludzi niewidomych i zmagania się ze sobą. W imieniu pracowników ZNiW-u Ksawery Jasieński przypomniał trudności, jakie musiał zwalczać dyrektor w nowej rzeczywistości bezwzględnej gospodarki rynkowej: "Dyrektor potrafił wytworzyć klimat zgoła rodzinny, tak odbiegający od tego, co spotykam w radio, a zwłaszcza w telewizji."

Dzień pogrzebu był wiosenny. Wydawać się mogło, że niebo chce pożegnać swego Syna tchnieniem wiosennej nadziei, że naprawdę nic tu się nie kończy, że wiosna przynosi nam święto Zmartwychwstania. I choć serca wielu, a szczególnie rodziny Zmarłego, rozrywał ból rozpaczy, to nad tym górowało przekonanie, że odchodzi od nas człowiek, który przeszedł przez świat dobrze czyniąc, a tacy pozostawiają po sobie trwałą pamięć.

Gdy w parę dni po pogrzebie rozmawiałem z jedną z córek prezesa Rodańskiego, powiedziała: "Pan nie wyobraża sobie, kim był dla nas ojciec!", a żona dodała: "My dziś jesteśmy jak łódź bez sternika". Gdy tak mówi żona o mężu po 35 latach wspólnego życia, jest to najlepszym świadectwem, że rodzina państwa Rodańskich zbudowana była na "skale pięknej Miłości".

Prezes Rodański powiedział kiedyś do mnie: "Dla mnie dom jest oazą, w której mogę oderwać się od codziennych spraw, zazwyczaj stresogennych".

Jan Rodański urodził się 21 sierpnia 1940 roku w Starej Hucie, położonej o kilka kilometrów od Garwolina, w gminie Osieck. Rodzice jego - Władysław i matka Aleksandra z domu Piłka - prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne. Poza Janem mieli jeszcze dwie córki (obydwie żyją). Okres okupacji i pierwsze lata po wojnie, to czas bardzo trudny. Janek po ukończeniu szkoły podstawowej podjął naukę w liceum ogólnokształcącym w Garwolinie. Bezpośrednio po maturze podjął pracę w miejskim handlu detalicznym w Garwolinie na stanowisku referenta handlowego. Nie mógł liczyć na dalsze utrzymywanie go przez rodziców. Po dwóch latach opuścił Garwolin i podjął studia w Politechnice Warszawskiej na Wydziale Elektrycznym. Kierunek ten nie spodobał mu się i po roku przeniósł się na Wydział Mechaniki Precyzyjnej. Tu spotkał uroczą koleżankę Elżbietę Semper, z którą 15 kwietnia 1966 roku zawarł związek małżeński. Założenie rodziny zmusiło go do podejmowania różnych prac zarobkowych. Bezpośrednio po zakończeniu studiów w 1968 roku podjął pracę w biurze konstrukcyjnym Zakładów Radiowych M. Kasprzaka w Warszawie. Dyplom magistra inżyniera ze specjalnością: "Drobne mechanizmy i przyrządy pokładowe", na Wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej uzyskał w dniu 26 marca 1969 roku. Po ośmiu latach w 1976 r. dyrektor Zakładów Kasprzaka powierzył inż. Rodańskiemu stanowisko zastępcy kierownika produkcji radiomagnetofonów (słynne radiomagnetofony Grundiga). Jako zastępca kierownika z tytułem dyrektora, miał obowiązek kierowania tysiącosobową załogą. Dział produkcji podlegający Rodańskiemu osiągał wówczas doskonałe wyniki.

1976 r. był dla inż. Jana Rodańskiego zarówno czasem sukcesu, jak i rodzącego się dramatu. Właśnie w tym roku utracił wzrok w jednym oku. Co więcej - lekarze nie potrafili jednoznacznie ustalić przyczyny choroby. Po kilku latach zaczął tracić wzrok i w drugim oku. Obwodowa komisja do spraw inwalidztwa i zatrudnienia orzeczeniem z dnia 27 września 1984 roku uznała go za niezdolnego do pracy i zaliczyła do I grupy inwalidów. Z dniem 30 września Rodański zrezygnował z pełnionej funkcji kierowniczej. Zakład Kasprzaka nie chciał jednak zrywać kontaktu. Przez następne miesiące inż. Rodański na umowę zlecenie pełnił funkcję specjalisty w zespole ośrodków rzeczoznawstwa i postępu technicznego. Po nawiązaniu kontaktu z Polskim Związkiem Niewidomych we wrześniu 1985 r. wyjechał na trzymiesięczny kurs rehabilitacji podstawowej do Krajowego Centrum Kształcenia Niewidomych w Bydgoszczy. Tu zetknął się z mgr Zofią Krzemkowską, która przeprowadziła z nim wielogodzinne rozmowy. Był człowiekiem załamanym. Jego niezwykle czynnej naturze została odebrana szansa twórczego działania. Czuł się zagubiony. Poza tym tęsknił za rodziną, żoną i córkami. Jednak siła woli zrobiła swoje. W charakterystyce sporządzonej 5 grudnia 1985 r. przez psycholog mgr Barbarę Lorenc między innymi czytamy: "Inż. Jan Rodański posiada wysoki poziom inteligencji. Bogata wiedza ogólna. Bardzo dobra znajomość norm społecznych i wysoki poziom etyczno-moralny. Posiada uzdolnienia matematyczno-techniczne, związane z dobrą pamięcią, rozwiniętym myśleniem produktywnym i abstrakcyjno-pojęciowym. Prawidłowo korzysta ze swoich doświadczeń i wiedzy. Krytyczny i rzeczowy w opiniach. Osobowościowo zrównoważony, zintegrowany wewnętrznie. Życzliwie nastawiony do otoczenia (...) ma dużą potrzebę aktywności twórczej i stabilizacji sytuacji życiowej (...). Potrafi sobie organizować pracę i skutecznie realizować zamierzenia. Może kierować zespołem ludzi. Jest odpowiedzialny, wykazuje tolerancję i zrozumienie dla innych."

Po powrocie do Warszawy inż. Rodański nawiązał kontakt z mgr. Adolfem Szyszko, pełniącym funkcję dyrektora do spraw rehabilitacji Zarządu Głównego PZN, który zaproponował mu stanowisko kierownika Działu Pomocy Rehabilitacyjnej i Usług Socjalnych.

W podaniu z 30 stycznia 1986 r. inż. Rodański między innymi pisał: "Umiejętności i doświadczenie zawodowe pragnę wykorzystać w pracy na rzecz środowiska niewidomych". Pracę na nowym stanowisku podjął 15 lutego 1986 r. Postawie wynikającej z zacytowanych słów był wierny aż do ostatnich chwil swego życia. Kierownikiem PRiUS był niedługo. Od 1 października 1986 r. pełnił funkcję dyrektora Zakładu Wydawnictw i Nagrań Polskiego Związku Niewidomych. Z chwilą przekształcenia Zakładu w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością (1 stycznia 1993 r.) i nadania jej nazwy "Zakład Nagrań i Wydawnictw Związku Niewidomych" został powołany na stanowisko prezesa zarządu spółki.

Kiedy wprowadzono gospodarkę rynkową wszystkie zakłady pracy zatrudniające niewidomych lub służące Związkowi poddane zostały trudnej próbie niezdrowej konkurencji. Prezes Rodański nie tylko nie dał się wyeliminować z rynku, ale potrafił nagromadzić pewne oszczędności. Mówiono o nim, że jest skąpy, ale to była po prostu racjonalna oszczędność. W sprawach ludzkich był wrażliwy na biedę i potrzeby, zwłaszcza niewidomych. W stosunkach międzyludzkich cechowała go rzetelność i uczciwość.

Inż. Jan Rodański kochał swoją rodzinę. Lubił odwiedzać rodziców na wsi. Ojciec zmarł w 1963 r., a matka w 1977. Państwo Rodańscy mają dwie córki: Agnieszkę - absolwentkę Szkoły Głównej Handlowej, i Aleksandrę - absolwentkę Uniwersytetu Warszawskiego (lingwistyka stosowana).

Dziś już nie ma wśród nas prezesa Jana Rodańskiego. W imieniu redakcji "Pochodni" i swoim własnym pragnę Ci, Drogi Prezesie, podziękować za trud całego życia, za to co uczyniłeś dla środowiska niewidomych - za to, że byłeś wśród nas.

p4-2001