Wzór społecznika

                                         Adolf Szyszko

8 kwietnia br. minęła 10. rocznica śmierci Heleny Kurluty, wybitnego społecznika i wspaniałego człowieka. Rzadko się zdarza, by w jednej osobie mieściło się tyle zalet i cnót niezbędnych do pracy z ludźmi. Zanim przejdę do szerszego omówienia jej charakterystyki, podam dla przypomnienia kilka informacji biograficznych.

Wzrok w znacznym stopniu utraciła w 1957 roku pracując w charakterze nauczycielki. W tym samym czasie, nie zwlekając, zapisała się do Polskiego Związku Niewidomych, przyjmując na siebie obowiązki społecznego (bezinteresownego) pracownika. Już wówczas można było podziwiać Jej charakter i mądrość. Przejawiło się to w decyzji o pracy społecznej na rzecz osób najbardziej potrzebujących pomocy. Obok wyższych pobudek wynikających z zasad ewangielicznych, uznała, że będzie to najlepszy sposób samorehabilitacji. Potrafiła, jak mało kto, przejść do porządku dziennego nad własnymi problemami.

Od 1963 do 1976 roku kierowała pracami białostockiego PZN okręgu na stanowisku prezesa zarządu. W tym czasie była również członkiem Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych. W uznaniu zasług Rada Państwa przyznała Jej Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. (1966r.)

W 1971 roku Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Białymstoku wyróżniło panią Helenę Kulutę honorową odznaką, a w rok później - prezydium  Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych - Złotą Odznaką Honorową.

W czasie jej prezesury, jak pisze Janina Iwaniuk: "W biurze okręgu panowała wspaniała atmosfera. Do związku szło się z radością, jak do rodzinnego domu. Pani Helena dla wszystkich miała czas, serdeczne słowo, cierpliwość i prawdziwe zatroskanie sprawami przychodzących tu niewidomych. Wszystkim chciała pomóc. Z zapadłych wiosek Białostocczyzny wyciągała niewidomych, załatwiała im pracę, mieszkanie i dzięki niej zaczynali normalnie żyć".  

W swej działalności szczególny nacisk kładła na wyszukiwanie niewidomych dzieci i umieszczanie ich w szkołach specjalnych. Pamiętała o każdym z nich, interesując się jego postępami w nauce. W początkach lat 60. wraz z panią Pauliną Staniszewską organizowała zbiórki na Szkoły Tysiąclecia. W tym zakresie należały obie panie do najaktywniejszych nauczycielek w północno-wschodnich województwach. Janina Iwaniuk we wspomnianym już artykule pisze: "Pani Helena znana była i ceniona nie tylko na białostocczyźnie, ale w całym kraju, gdyż to głównie dzięki Jej działalności środowisko niewidomych tego rejonu wyrwane zostało z głębokiego zacofania, a białostocki okręg PZN  w latach 60. i 70. wysunął się na jedno z czołowych miejsc w Polsce".

Profesor Kazimierz Szczepański między innymi pisze: "Cechowała Ją łagodność charakteru, a jednocześnie stanowczość, która nie wyrażała się w twardej postawie, lecz w łagodnym, ale konsekwentnym dążeniu do celu, w tłumaczeniu i persfazji, niezwracaniu na drobiazgi, czasem nawet przykre, i nieustannym pomaganiu innym. Charakteryzowała Ją ogromna życzliwość dla ludzi, a jednocześnie wielka wiara w człowieka i twórczy optymizm, wypływający właśnie z głębokiej wiary w człowieka. Cieszyła się wielkim zaufaniem nie tylko niewidomych, ale i władz na tym terenie. Wszędzie Ją przyjmowano, liczono się z Jej opinią. Wypada podkreślić wyjątkową bezinteresowność pani Heleny. Nie liczyła na żadne dobra materialne, nie występowała o jakiekolwiek przydziały czy dotacje dla siebie. Mieszkała w bardzo skromnych warunkach, za to starała się z całych sił o zdobycze dla innych".  

W całym kraju wyróżniła się swymi pionierskimi inicjatywami jeśli chodzi o pomoc niewidomym rolnikom. Nikomu do tej chwili obecnej na tę skalę nie udało się uzyskać tak pozytywnych rezultatów. Ściśle współpracując z urzędami wojewódzkimi na swym terenie organizowała kursy szkoleniowe podnoszące kwalifikacje inwalidów wzroku prowadzących gospodarstwa rolne i chodowlane. Z Jej inspiracji odpowiedzialni eksperci wspomnianych urzędów dokonali klasyfikacji gospodarstw, co umożliwiło właściwy dobór form pracy. W tym czasie okręg wydał kilka broszur propagandowych, ułatwiających prowadzenie wymienionej działalności. Wzory zastosowanych rozwiązań organizacyjnych posłużyły innym okręgom jako przykład do naśladowania. Niewidomi rolnicy w sposób wyraźny odczuli zainteresowanie okręgu i właściwych urzędów państwowych ich sprawami.  

Jak już wspomniałem, pani Helena była osobą mądrą i zrównoważoną. W obcowaniu z otoczeniem emanowała ciepłem i serdecznością, zaś Jej żądania, prośby lub sugestie cechował rozsądek i realizm, co zdecydowanie przyczyniało się do tego, że miejscowe władze darzyły Ją dużym szacunkiem, uznaniem i gdzie mogły, wspierały we wszystkich poczynaniach.

Jako ówczesny pracownik Zarządu Głównego miałem możność niemal na codzień obserwować Jej działalność. Wzbudzała we mnie podziw, tym bardziej, że wiedziałem o trudnościach zdrowotnych, rodzinnych i innych. Myślę, że Czytelnik będzie zastanawiał się nad tym, jak kobieta posiadająca własną rodzinę mogła pogodzić obowiązki z tego wynikające z aktywną pracą społeczną? Te wątpliwości są zrozumiałe, ale w świetle faktów powinny zniknąć.

Wprowadzenie do pracy społecznej w początkowym okresie działalności zawdzięcza pani Helena wybitnemu społecznikowi - Józefowi Stroińskiemu. Oboje na przełomie lat 50. i 60. wspólnie zjeździli całą Białostocczyznę w poszukiwaniu niewidomych, dokonując tzw. penetracji terenu. Ewidencja inwalidów wzroku poważnie wzrosła, a zapotrzebowanie na pomoc wielokrotnie się spotęgowało. Wyjątkowo ciekawa i trafna jest charakterystyka Heleny Kurluty dokonana przez wieloletniego kierownika okręgu (Adama Laskowskiego, człowieka "poszukującego"). Nie mogę oprzeć się pokusie, by kilka zdań z niej przytoczyć:  

"To ona całym swoim życiem i stosunkiem do innych najpełniej realizowała chrześcijańską zasadę miłości bliźniego. I nigdy nie spotkałem drugiego człowieka, który by miał tyle serca i życzliwości dla ludzi. Mimo iż sama znajdowała się w trudnej sytuacji materialnej, nigdy nie upomniała się o najmniejszą zapłatę w jakiejkolwiek formie za swoją pracę." /Pochodnia lipiec 1988r./

Myślę, że nic dodać, nic ująć.

Jak pisze redaktor Józef Szczurek /we wspomnianej "Pochodni"/: Niejednokrotnie mawiała: "Chcę dać ludziom wszystko, co we mnie jest dobrego i na co mnie stać. Niewidomym będę służyła tak długo, dopóki będą mnie potrzebowali. Jestem wdzięczna za to, że chcą i pozwalają mi pracować społecznie".

Na tle powyższych rozważań o Helenie Kurlucie nasuwa mi się kilka refleksji. Jako wieloletni pracownik Zarządu Głównego, spotykałem się w swej działalności z wieloma społecznikami we wszystkich okręgach. Wśród nich jak w każdej zbiorowości z uwagi na ich cechy osobowe mógłbym wyróżnić wielu zasługujących na szczególne uznanie. Można właściwie stwierdzić, że każdy działacz pracujący bezinteresownie i systematycznie wykonujący swe obowiązki przyjęte dobrowolnie na siebie zasługuje na głęboki szacunek. Polski Związek Niewidomych w ciągu swej działalności dorobił się ogromnego kapitału ludzi wartościowych, oddanych sprawie inwalidów wzroku. Myślę, że niewiele się pomylę, jeśli ocenię ich liczbę na około półtora tysiąca osób. W ramach obecnej reorganizacji Związku byłoby niepowetowaną stratą zmarnować choćby nawet w drobnej części tego ludzkiego kapitału. W programach pracy na najbliższy okres powinno przewidzieć się racjonalne jego wykorzystanie, tym bardziej, że nie pociąga to za sobą zbyt wielkich kosztów.

Pochodnia  grudzień 1998