Widziany z każdej strony

Z Jerzym Janasem - dyrektorem Okręgu Śląskiego PZN rozmawia Liliana Laske-Mikuśkiewicz  

LM: Poprzedni dyrektor musiał odejść z pracy po zaledwie trzech miesiącach, na ostatnim plenarnym posiedzeniu zarządu, prezes Norbert Galla zrezygnował ze swej funkcji. Czy w Okręgu Śląskim dzieje się coś złego? JJ: Ciąży na nas widmo zwrotu części dotacji do PFRON. Sytuacja finansowa Okręgu jest więc bardzo trudna. Sama atmosfera pracy natomiast jest całkiem dobra i myślę, że uda nam się doprowadzić do pełnej profesjonalizacji naszej organizacji, lepszej współpracy na linii Okręg - koła, koła - członkowie. Faktem jest, że niektóre koła „rozjechały” się trochę z misją Związku. Działaczy interesują spotkania przy kawie, obchody uroczystości i wyjazdy. Podnosić kwalifikacji nie chcą. Musimy ten stan rzeczy zmienić. LLM: Czy są jakieś widoki na poprawę obecnej sytuacji finansowej? : Trudno powiedzieć, tak z całą pewnością. Próbujemy aplikować o różne środki, realizujemy kolejny rok umowy z PFRON - tej, która była kontrolowana i gdzie mieliśmy wpadki. Dołożymy wszelkich starań, by już więcej tych wpadek nie było. Okręg aplikował też o środki unijne i jest cień szansy, że jeden z projektów zostanie zrealizowany. Być może zyskamy środki na przeszkolenie 40-osobowej grupy potencjalnych liderów, którzy potem przyszłościowo mogliby w kołach wiele dobrego zrobić. LLM:

Na stanowisku dyrektora pracuje Pan od ponad miesiąca. Jest Pan zadowolony z tej pracy?

JJ: Trudno tak jednoznacznie powiedzieć. Ciągle jest huśtawka nastrojów. Dobre wiadomości przeplatają się ze złymi. Jestem na etapie zapoznawania się z finansami Okręgu. Analizuję, jakie są szanse na to, by rok 2013 nie był kolejnym rokiem z wynikiem ujemnym. Oprócz tego działalność bieżąca… Faktem jest, że w okresie wakacyjnym jest nieco mniej pracy, ale musimy się na to przygotować, że za dwa miesiące wszelkie działania ruszą już pełną parą. Chciałbym też spotkać się z zarządami kół w ich siedzibach, zobaczyć, jakie mają warunki, jak pracują. LLM: Wstąpił Pan do PZN-u i od razu zaczął działać. Wynika to z Pana cech charakteru? JJ: Całe życie byłem aktywny, pracowałem głównie na stanowiskach kierowniczych w turystyce i górnictwie. W 2002 roku ujawniły się kłopoty ze wzrokiem. Po kilku latach okazało się, że medycyna jest względem mnie bezsilna. Trafiłem do koła w Jaworznie i okazało się, że jestem tam potrzebny. Utrata wzroku nauczyła mnie pokory, innego spojrzenia na życie. W Związku poznałem wielu wspaniałych ludzi, którzy mimo dysfunkcji wzroku są pełni werwy i wigoru i działają na rzecz niewidomych. Staram się ich naśladować. LLM: Wcześniej był Pan jednym z prezesów kół. Czy teraz, gdy został Pan dyrektorem daje się odczuć pewną zazdrość? JJ: Jeszcze nie. Myślę, że z kolegami uda mi się dogadać. Przecież nie jest tak, że teraz, gdy zostałem dyrektorem, pokazuję, że mam jakąś władzę, jakieś stanowisko. Tak, jak poprzednio załatwiałem sprawy dla 180 osób z naszego koła, tak teraz na szczeblu Okręgu będę działał na rzecz 7 000 ludzi. Lecz bez zgody z prezesami kół niczego się nie zrobi. Działalność musi być wspólna. LLM: W poprzedniej kadencji pełnił Pan funkcję skarbnika Zarządu Głównego. Czy doświadczenia stamtąd wyniesione pomogą w tej pracy? JJ: Na pewno tak. Miałem tam możliwość spojrzenia na Związek z innej perspektywy. Oglądałem już Związek od dołu - z pozycji prezesa koła, oglądałem go też z góry. Teraz jestem na tym szczeblu pośrednim. Mamy swoje określone cele, które trzeba realizować. Mam nadzieję, że się uda. A jeśli nie, to być może za jakiś czas ktoś inny będzie to próbował robić lepiej ode mnie. Ja mogę jedynie zadeklarować, że na miarę swoich możliwości i sił będę się starał robić to jak najlepiej. LLM: Życzymy więc efektywnej i satysfakcjonującej pracy na rzecz osób niewidomych. JJ: Dziękuję.  

Dwumiesięcznik Pochodnia lipiec sierpień 2013