Biografia prasowa  

 

 

Ksawery Jasieński  

pracownik Polskiego Radia i Telewizji  

lektor  studia nagrań PZN  

 

                  Dwa jubileusze

           Rozmowa z Ksawerym Jasieńskim

  Danuta Tomerska: - Niedawno obchodziłeś 75. rocznicę Twoich urodzin, a w tym roku mija 45 lat od powstania „ książki mówionej”. Ten jubileusz dotyczy również Ciebie, bo od samego początku towarzyszyłeś jej rozwojowi. Jesteś najdłużej pracującym lektorem studia nagrań PZN, przeczytałeś najwięcej tytułów, a we wszystkich naszych sondażach na najbardziej lubianego lektora Ty zajmowałeś zawsze czołowe miejsca. Książki w Twojej interpretacji należą do najbardziej poszukiwanych. Czytelnicy cenią Cię za piękny głos, dykcję, za sposób czytania - inteligentny, naturalny, wolny od aktorskiego manieryzmu. Stałeś się już legendą studia nagrań.

    Każdy jubileusz jest dobrą okazją do refleksji nad przebytą drogą, do podsumowania pewnego etapu działalności i... do wspomnień. Zacznijmy od początku. Skąd przybyłeś do Warszawy?

  Ksawery Jasieński: - Pochodzę spod Gór Świętokrzyskich. Urodziłem się w Radomiu, ale to nieważne, bo tam przebywałem tylko kilka miesięcy. Potem przenieśliśmy się do Chocimowa, do majątku moich dziadków ze strony matki. Była to piękna okolica, z urzekającymi krajobrazami. Chocimów, z uroczym staropolskim dworkiem, jest stale obecny w mojej pamięci, wciąż do niego tęsknię. Tam spędziłem lata mojego dzieciństwa wraz z trojgiem rodzeństwa: najstarszą siostrą - Antoniną, bratem - Michałem Gustawem i najmłodszą - Teresą. W 1942 r. Niemcy wyrzucili nas stamtąd. Zaczęła się tułaczka od przyjaciół do przyjaciół, aż w końcu osiedliśmy w Lipsku, nad Wisłą, obok majątku starszego brata ojca, bo tam z rodzinnego podziału należały się ojcu jakieś hektary. Razem z nami opuścił Chocimów brat mojej niani, który nie chciał się z nami rozstawać. Zawdzięczamy mu bardzo wiele. Stał się naszym opiekunem, bratem, przyjacielem. Właśnie niedawno z wielkim żalem go pochowałem.  

  Naukę kontynuowałem w Radomiu i tam zdałem maturę. Interesowały mnie studia ekonomiczne, więc wstąpiłem do nowo powstałej Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (SGPiS) w Warszawie. Najpierw zatrzymałem się u mojego brata w Rembertowie. Michał Gustaw, jako żołnierz AK, walczył w powstaniu warszawskim. Potem przeprawił się przez Wisłę i wstąpił do Wojska Polskiego. Po wojnie był wykładowcą radionawigacji w Wojskowej Akademii Technicznej w Bernerowie. Gdy mój brat zginął tragicznie w katastrofie lotniczej, musiałem opuścić jego kwaterę.  

   - Studiowałeś ekonomię, a wybrałeś zawód spikera radiowego...

- Do Polskiego Radia trafiłem przypadkiem. Kiedy byłem na 3. roku ekonomii, uległem nieszczęśliwemu wypadkowi. Złamałem kręgosłup i wiele miesięcy spędziłem w szpitalu. Leżałem tam unieruchomiony na twardej desce, nie założono mi gorsetu, ponieważ w szpitalu zabrakło lekarskiego gipsu. W PRL-u zawsze czegoś brakowało. Gips był wówczas potrzebny do wykańczania sztukaterii na Starym Mieście, będącym w odbudowie. Leżałem w 12-osobowej sali nieruchomo, ale pozwolono mi czytać książki. Moi współtowarzysze niedoli poprosili mnie o głośne czytanie. Pamiętam, że czytałem im „Bolesława Chrobrego” Gołubiewa. Dopiero po trzech miesiącach otrzymałem gipsowy gorset. Szpital w tym czasie został zradiofonizowany, więc mogliśmy już słuchać audycji.  

    Pewnego dnia ogłoszono konkurs na spikera i lektora Polskiego Radia. Moi szpitalni koledzy wysłali na podany adres kartkę z moim nazwiskiem, traktując to jako żart. Kilka miesięcy później, już po opuszczeniu szpitala, otrzymałem zawiadomienie, abym zgłosił się na ul. Myśliwiecką do radia, na pierwszą eliminację. Razem ze mną przybyły tam tłumy. Egzamin wypadł pomyślnie i po jakimś czasie zaproszono mnie na drugie, już trudniejsze eliminacje. Oprócz przeczytania tekstu, musiałem odpowiedzieć na pytania z ogólnej znajomości literatury, kultury, sztuki. Dopiero po upływie pół roku zawiadomiono mnie, że zostałem jednym z 10. kandydatów do odbycia próbnego okresu. Jak się później  okazało, na ten konkurs zgłosiło się 3 tys. kandydatów, do drugiej eliminacji przeszło 200, a z tych wybrano tylko 10. Po otrzymaniu engagement do Polskiego Radia, zrezygnowałem ze studiów ekonomicznych.

   - I nawet brak gipsu może zmienić los człowieka. Istnieje więc jakaś relacja między przypadkiem a przeznaczeniem. Pracowałeś również w telewizji?

  - W telewizji zacząłem pracować wcześnie, ale na zasadzie luźnych kontaktów. Czytałem tam filmy fabularne, komentowałem filmy przyrodnicze, geograficzne, techniczne i to profituje do dziś. Często telewizja potrzebuje reklamy z tekstem, z filmu np. przyrodniczego, wtedy proszą mnie, abym tę reklamę nagrał.

  - W Polskim Radiu pracowałeś od 1953 do 2000 roku. Należałeś do najbardziej popularnych, lubianych spikerów. Otrzymałeś wiele nagród...  

  - Najbardziej cenię sobie Złoty Mikrofon, który wręczył mi prezes Radia i Telewizji Andrzej Drawicz. Był to wspaniały człowiek i serdeczny kolega, z którym współpracowałem w STS-ie w latach 1956-57. A na zakończenie mojej kariery w Polskim Radiu otrzymałem najwyższe odznaczenie - Brylantowy Mikrofon.   

  - A jak zaczęła się Twoja przygoda z książką mówioną? Skąd pomysł, aby zatrudnić się w studiu nagrań i czym dla ciebie stała się wieloletnia praca dla niewidomych?

 - Do pracy w studiu nagrań namówił mnie śp. Jerzy Bokiewicz, mój starszy kolega i przyjaciel,  który już wcześniej tam się zaangażował. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, jak również wszystkim współpracownikom studia nagrań, którzy mnie bardzo serdecznie przyjęli. I choć w ciągu tych wielu lat ludzie się zmieniali, to jednak atmosfera ciepła i serdeczności panuje w studiu do dziś. Praca tutaj daje mi ogromną satysfakcję. Jest dla mnie bardzo ważna, traktuję ją jak powołanie. Przynosi czytelnikom wiele radości i pożytku, bo nagrałem sporo książek naukowych, które mogą służyć studentom. Wielką przyjemność dawała mi edycja książek z podkładem muzycznym. To były takie tytuły jak: „ Miłość niejedno ma imię”, „ Królowie walca”, „ Przewodnik operowy” i wiele innych.

   Mając dostęp do taśmoteki radiowej, mogłem te opracowania muzyczne przygotować. Nagrałem dwie wersje Księgi Psalmów, ze specjalnie dobraną muzyką. Jedną na zamówienie brytyjskich biblistów, drugą, w przekładzie Cz. Miłosza, dla odbiorców niewidomych. Lubiłem nagrywać książki o tematyce religijnej. Pierwszą taką pozycją, którą przeczytałem w studiu, były „ Wyznania” św. Augustyna. Dużo tytułów wykonałem na zamówienie księdza Stanisława Hoinki dla potrzeb duszpasterstwa niewidomych na ul. Piwnej.  

 - Wiele godzin w swoim życiu spędziłeś z książkami, przeczytałeś sporo poważnych dzieł literackich, i to „od deski do deski”. Czy zauważyłeś jakiś ich wpływ na Twoje życie, świadomość, na widzenie świata? Rozumiesz, o co mi chodzi?

 - W sensie moralnym to raczej nie, ale politycznym - tak. Czy wiesz, że w czasach wczesnej młodości byłem trochę rewolucjonistą, zafascynowanym nowym ustrojem, który zaczął panować. Zgłosiłem się nawet dwukrotnie, jako ochotnik, do hufców Służba Polsce. Była to taka organizacja paramilitarna i dwa razy w szeregach tych hufców wyjeżdżałem do pracy na Śląsk.

 - Dla idei. A praktycznie?

 - Liczyłem, że praca w hufcach SP ułatwi mi dostanie się na studia. Obawiałem się kłopotów z racji mojego pochodzenia. Na wiele mi się to nie przydało, bo wstępując na SGPiS, nikt mnie o pochodzenie nie pytał. A wracając do tematu studia nagrań... . za moją pracę dla ludzi niewidomych otrzymałem złotą Honorową Odznakę PZN. I bardzo prestiżową nagrodę im. Jana Silhana.  

 - Ale największą i najważniejszą nagrodą jest ogromna wdzięczność i miłość, jaką darzą Cię od lat czytelnicy książki mówionej. Wiem, że masz wśród nich wielu serdecznych przyjaciół, rozsianych po całej Polsce.

 - To prawda. Od lat ich odwiedzam, jadąc na urlop samochodem. Kiedy np. udaję się nad morze, zawadzam o Toruń, Grudziądz, aby spotkać się z przyjaciółmi. Mam też wiele takich przystanków, gdy jadę w stronę Białegostoku. Są to wzruszające spotkania. Dzięki nim zwiedziłem różne zakątki Polski. A kiedy moi niewidomi przyjaciele  przyjeżdżają do Warszawy, odwiedzają mnie w moim mieszkaniu na Rakowcu. Niestety, wielu z nich odeszło na tamten świat. Cenię sobie przyjaźń z pracownikami Biblioteki Centralnej z działu książki mówionej. Chcę, żebyś to zaznaczyła. Są oni dla mnie bardzo serdeczni, a ja podziwiam ich wielkie zaangażowanie w pracę, którą wykonują. Od czasu do czasu spotykamy się towarzysko. Ostatnio uczciliśmy razem moje 75-lecie.  

 - Ksawery, czy w Twoim tak zapracowanym życiu znalazłeś miejsce na jakieś hobby? Wiem, że kiedyś w młodości relaksowałeś się pracą na działce. Uwielbiasz też muzykę poważną...

 - Pasjonują mnie również podróże i górskie wspinaczki. W zeszłym roku byłem w Nepalu i wspinałem się w Himalajach na górę Annapurna. Oczywiście szczytu nie zdobyłem, ale było to wspaniałe przeżycie.

 - Na zakończenie naszej rozmowy informuję cię,  że Twój dorobek w studiu nagrań wynosi 429 tytułów i nie jest to liczba zamknięta, bo przecież wciąż jeszcze nagrywasz nowe pozycje. Życzę Ci, Ksawery, wielu dobrych książek do interpretacji, no i oczywiście interesujących podróży i udanej wysokogórskiej wspinaczki.

                           Rozmawiała Danuta Tomerska

POCHODNIA 6-2007