Czyta Ksawery Jasieński  

Henryk Szczepański

 

 Nie ma chyba Polaka, także poza granicami kraju, któremu w pamięci nie utkwiłby charakterystyczny głos tego znakomitego lektora, komentatora i sprawozdawcy: ciepły, męski i uroczysty.

Ksawery Jasieński znany jest również z telewizji, pamiętamy go jako narratora licznych ekranizacji, a także z interpretacji utworów literackich utrwalonych na płytach, wideokasetach i taśmach magnetofonowych. Wciąż obecny w  

rze, w codziennej praktyce pielęgnuje najlepsze tradycje ojczystej mowy. Z wyjątkową konsekwencją i pieczołowitością dba o nieskazitelność polszczyzny i z tego względu zasługuje na miano kustosza żywego słowa. Cztery lata temu z okazji jubileuszu Polskiego Radia został uhonorowany Diamentowym Mikrofonem.

 

Dwór w Chocimowie

Ksawery przyszedł na świat 13 września 1931 r. w Radomiu, ale już po roku Henryk i Maria Jasieńscy przenieśli się do Chocimowa i zadomowili w majątku należącym do rodziców jego matki.

Ksawery, nazywany wówczas Bratkiem, wychowywał się tutaj z trojgiem rodzeństwa: najstarszą Antoniną, Michałem Gustawem i najmłodszą Teresą. Terenia poświęciła się życiu zakonnemu. Wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Aż do przedwczesnej śmierci w 1999 r. przebywała w Rzymie i tam została pochowana. Starszy brat Michał Gustaw, pod pseudonimem Rybak walczył w Powstaniu Warszawskim i w szeregach Armii Krajowej. Po wojnie był wykładowcą radionawigacji na Wojskowej Akademii Technicznej w Bemowie. W 1953 r. zginął w katastrofie lotniczej.

Ksawery ukochał krainę swego dzieciństwa. W jego pamięci na zawsze zapisały się nie tylko cudowne pejzaże, ale też wnętrze prawdziwie staropolskiego dworku, wypełnione malarstwem, stylowymi meblami i zabytkową porcelaną.

- Zawsze mnie to bardzo ciekawiło - zwierza się - i pewnie dlatego moim hobby jest do dziś renowacja dzieł sztuki. Zajmuję się tym w miarę wolnego czasu. Po zawierusze wojennej, licznych przeprowadzkach i rabunkach, z bogatej kolekcji rodzinnych pamiątek pozostało niewiele. Stąd bierze się troska; by to, co przetrwało, zachować następnym pokoleniom w możliwie dobrym stanie.

 

Siostra i brat

Więzy łączące rodzeństwo w czasach dzieciństwa z biegiem lat ograniczają się do sporadycznych spotkań i przeglądania pamiątkowych albumów z fotografiami. Z Ksawerym i jego młodszą siostrą było jednak inaczej.

- Teresa to wspaniała postać - wspomina Ksawery - ktokolwiek ją spotkał, pozostawał pod urokiem jej dobroci. Urzekała prostotą i mądrą tolerancją. Nie zawsze zdawałem sobie sprawę, jakie duchowe bogactwa kryją się w tej osobowości. Nieraz sprawiałem jej przykrość zbyt liberalnymi poglądami. Upominała mnie więc, ale z miłością i jakimś charyzmatycznym taktem.

W roku 1982 obchodzono setną rocznicę powstania zgromadzenia zakonnego Zmartwychwstanek, które od początku swego istnienia nawiązywało do ideałów religijnych Wielkiej Emigracji i nieustannie służyło środowiskom polonijnym. W tym czasie matce Teresie Jasieńskiej przypadło w udziale pełnienie najwyższej godności - przełożonej generalnej. Zaproponowała Ksaweremu nakręcenie filmu o działalności swoich sióstr na świecie.

Pojechał do Stanów Zjednoczonych i Włoch. W rezultacie twórczej podróży tandemu Ksawery Jasieński i Jerzy Karpiński powstał niemal pełnometrażowy dokument.

- Z filmem ukazującym historię i dzień dzisiejszy zgromadzenia jeździłem później w charakterze kierowcy i operatora - wspomina Ksawery. - Odwiedziliśmy wiele klasztorów. To były wzruszające dni. Podczas długich godzin jazdy wracaliśmy do czasów dzieciństwa.

 

Jego Świętokrzyskie

Mówiąc o dzieciństwie Ksawerego, wypada wspomnieć o znakomitych koneksjach wiekowego rodu Jasieńskich herbu Dołęga, wywodzącego się z ziemi dobrzyńskiej. Krainą jego chłopięcych lat był jednak wspomniany Chocimów. Stamtąd Ksawerek spoglądał na Łysą Górę i na Święty Krzyż. Do gimnazjum uczęszczał w Siennie. Tam był uczniem ks. Włodzimierza Sedlaka, który dyrektorował założonej przez siebie szkole działającej pod hasłem "Wieś dla wsi". Na naukę w liceum powędrował do Radomia. Tutaj jego polonistą był poeta Jan Bolesław Ożóg. Już wtedy młody Jasieński wspólnie z kolegami, z którymi do dziś utrzymuje żywe kontakty próbował pierwszych recytacji. Uczestniczył w spotkaniach Klubu Literacko_Artystycznego prowadzonego przez Jerzego Gombrowicza, brata Witolda. Był z nimi spokrewniony przez matkę. Ciężko chorego Witolda odwiedził w 1963 r. w Rambouillet pod Paryżem. Ucieszył się, gdy znakomity pisarz, mimo podeszłego wieku i dolegliwości, rozpoznał w nim "Bratka".

- Odwiedziłem go - wspomina Ksawery - w towarzystwie Mariana Ośniałowskiego "Rysia", rodzonego brata mojej matki, utalentowanego poety lirycznego. Witold rozmawiał z nami serdecznie, z zaciekawieniem wypytywał o krewnych i przyjaciół, a w sprawach politycznych był na bieżąco zorientowany. Widać, że czytał prasę polską i książki.

W Polsce międzywojennej Witold Gombrowicz należał do częstych i mile widzianych gości wielu eleganckich domów w Świętokrzyskiem.

- Ja go z tamtego okresu nie pamiętam, gdyż byłem za mały, by jeździć po okolicznych dworach. Ale często się go wspominało: cichy ponoć i małomówny, raczej nieśmiały. Miał za to świetne, inteligentne i bystre riposty w dyskusjach, dużą wiedzę i oczytanie. W każdym razie nie był "duszą towarzystwa".

 

Chłopaki z Radomia

Ksawery, mimo raczej dojrzałego wieku, wciąż jest wspaniałym kumplem i przyjacielem, czym wcale się nie wyróżnia spośród paczki około dwudziestu rówieśników, z którymi kiedyś uczęszczał do ogólniaka. W każdy pierwszy piątek miesiąca spotykają się w mieszkaniu któregoś z kolegów i tam swawolą jak za dawnych chłopięcych lat. Jest wśród nich prof. Roman Loth z Instytutu Badań Literackich, był św. pamięci ks. Bogdan Tranda, proboszcz kościoła ewangelickiego na warszawskim Lesznie i kilka innych powszechnie znanych i szanowanych osobistości życia publicznego. Częstym miejscem ich spotkań jest mieszkanie Juliana Latomskiego. Ma on talent podziwiany przez wszystkich - znakomicie gotuje!

Co 5 lat spotykają się na zjazdach absolwentów radomskiego liceum. To okazja, aby zobaczyć tych, z którymi dawno się nie widzieli. Szczególnie wzruszające są spotkania z emigrantami, którzy opuszczali Polskę w ostatnich dziesięcioleciach. Jak na przykład z Ryszardem Czubakiem, znakomitym muzykiem, dziś grającym pierwsze skrzypce w zachodnioeuropejskich orkiestrach. Przed laty tego szkolnego kolegę zapowiadał podczas radiowych transmisji z warszawskiej Filharmonii.

 

Ksawery w rodzinie

Znakomity lektor obchodzi w tym roku 70. rocznicę urodzin. Mieszka w Warszawie na Rakowcu. Stąd niedaleko do ogródków działkowych, które są ulubionym miejscem jego spacerów. Żona Magdalena wykłada język rosyjski w Szkole Głównej Handlowej. Mają czworo dzieci. Wśród trojga wnuków, najmłodszy nosi jego imię, no i oczywiście jest oczkiem w głowie nestora rodu.

Wielką namiętnością Ksawerego zawsze była i jest muzyka poważna. Nie zbiera jednak nagrań, pewnie dlatego, że ma je w taśmotece radiowej. Z radością uczestniczy natomiast w nagraniach audycji z muzyką klasyczną i operową II Programu PR. Jego ulubiona fonokaseta, z którą nie rozstaje się w podróżach samochodem, to "Wariacje Goldbergowskie" Bacha w nagraniu Glenna Goulda.

Prócz zamiłowania do muzyki i upodobań do wytwornej staroświecczyzny Ksawery Jasieński lubi także książki. Prócz kilkuset, które przeczytał przed mikrofonem, była jeszcze niejedna, przeznaczona wyłącznie dla siebie.

 

Wśród krewniaków  

i przysposobionych

Jeden z wnuków Ksawerego Jasieńskiego - syn Filipa, na chrzcie otrzymał imię Bruno.

- To przypadek - zwierza się pan Ksawery. - Mój syn zapewne nie pamiętał, że Wiktor Bruno Jasieński ten, który napisał "Palę Paryż" i "Nuż w bżuhu", był także związany z naszą rodziną. Mój stryjeczny dziadek, Józef Jasieński, człowiek dość majętny adoptował córkę i dwóch synów z wielodzietnej rodziny wielkiego społecznika i ofiarnego lekarza dr. Jakuba Zysmana z Klimontowa. Jednym z przyjętych do nazwiska był właśnie Bruno.

Innego rodzaju koneksje ma Ksawery ze słynnym kolekcjonerem orientalistą Feliksem Jasieńskim, znanym też pod pseudonimem Manggha.

- Feliks - mówi Ksawery - to bardzo ciekawa postać. Wspaniały kolekcjoner i znawca dzieł sztuki, krytyk i pisarz, odkrywca japońszczyzny chyba wyjątkowy w skali europejskiej. Nie taki bliski mój krewny, ale za to podwójny, bo nie tylko ze strony ojca, ale i matki.

Również współczesna genealogia rodu Jasieńskich nie jest pozbawiona zawiłości. Pierwszą żoną Ksawerego była popularna śpiewaczka, Katarzyna Zachwatowicz, córka znakomitego architekta, odtwórcy murów Starego Miasta i katedry św. Jana w Warszawie, siostra Krystyny, żony Andrzeja Wajdy. Ona właśnie jest matką dwojga starszych dzieci Ksawerego, Michała i Aleksandry.

 

Ożenek z radiem

Na falach eteru jego głos od kilku dziesięcioleci jest symbolem i akustyczną wizytówką warszawskich programów radiowych. Po tylu latach pracy przy mikrofonie nazbierało się sporo wspomnień.

Do popularnego lektora przychodziła obfita korespondencja z całej Polski. Pisali anonimowi słuchacze, wielbiciele i wielbicielki, życzliwi i antagoniści. Niektóre listy zawierały ostre połajanki. Jeśli któraś z audycji ich zdenerwowała lub im się nie spodobała, a była firmowana głosem Jasieńskiego, to fakt, że nie był jej autorem, nie miał dla słuchacza znaczenia. Po prostu, z kimś znajomym, kogo znał już ze słyszenia, dzielił się swoimi uwagami i emocjami.

- Miałem również wierne korespondentki - zwierza się Ksawery. - Darzyły mnie uczuciem i zaufaniem, pisały o różnych swoich kłopotach, historiach i podróżach. Otrzymywałem nieraz paczki ze wzruszającymi drobiazgami, np. przed zimą szalik, nauszniki i ciepłe rękawiczki, własnoręcznie przez słuchaczkę wydziergane.

 

Ze znaczkiem  

"Solidarności" w klapie

Jeszcze w czasach "radiokomitetu", kierowanego przez Włodzimierza Sokorskiego, Jasieński zostaje wyróżniony nagrodą "Za osiągnięcia w pracy spikerskiej i lektorskiej", odznaką Zasłużony Działacz Kultury i Srebrnym Krzyżem Zasługi.

- Ale najbardziej cenię sobie Złoty Mikrofon, który już po odzyskaniu niepodległości wręczał mi prezes Radia i Telewizji, nieodżałowany Andrzej Drawicz - z naciskiem podkreśla Ksawery i dodaje: - To był wspaniały człowiek. Serdeczny kolega jeszcze z czasów S$t$s_u, na którego scenie występowałem w kilku programach w latach 1956_#57.

W 1980 r. Ksawery Jasieński był jednym z organizatorów radiowej "Solidarności". W okresie stanu wojennego został na pół roku odsunięty od pracy. Wraca, ale pod warunkiem, przyjętym zresztą przez kierownictwo Radia, że będzie czytał w audycjach literackich i muzycznych, bez narzucania mu udziału w programach politycznoinformacyjnych. W stanie wojennym pracował przy drukowaniu i rozprowadzaniu gazetek podziemnych, był również kolporterem literatury drugiego obiegu.

- Jeszcze o jednej pracy z tamtego okresu muszę wspomnieć - mówi. - Przynosiła wiele emocji i satysfakcji. Wykorzystując studia radiowe przy ul. Myśliwieckiej, wolne w późnych godzinach wieczornych, przy pomocy zaufanych kolegów techników nagrywałem polskie wersje włoskich filmów o tematyce religijnej i historycznej, zlecane mi przez zaprzyjaźnionych księży i braci paulinów z Częstochowy.

W latach stanu wojennego Ksawery Jasieński usuwa się w cień na znak bojkotu mediów opanowanych przez totalitarną cenzurę. W jeszcze większym stopniu poświęca się niewidomym, z którymi współpracuje już od kilkunastu lat. Upłynie sporo czasu, zanim ponownie wróci przed radiowe mikrofony, aby prezentować i komentować ulubioną muzykę poważną. Aby rozmawiać ze swymi słuchaczami.

"Przekrój" 37?8:#2000

Nasz Świat 10-2000