Nie ustaje w biegu - Krzysztof Górski

   

Jan Sideł, przewodniczący radomskiego koła PZN, co jakiś czas lubi coś otwierać w swoim mieście. Przed wielu laty uruchomił spółdzielnię niewidomych, później Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących przy ulicy Struga, w 1995 warsztaty terapii zajęciowej, a w kwietniu 2007 - kolejną taką placówkę. To nie koniec. Myśli o powołaniu dla osób niepełnosprawnych uniwersytetu trzeciego wieku.  

- W naszym dużym, bo liczącym 1200 osób kole, działa kilka klubów: seniora, diabetyka, sportowy, animacji, kultury i rehabilitacji. Aktywnie pracuje duszpasterstwo. Nasi działacze są ciągle w ruchu. Ja sam nie ustaję w biegu, choć przyznam, że czuję się już trochę zmęczony - mówi pan Jan.

Pierwsza taka placówka została powołana przy dawnej spółce PZN. Po perypetiach związanych ze zmianą jej właściciela, warsztaty przeszły pod zarząd ośrodka szkolno-wychowawczego, a potem do Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niewidomym "Nadzieja". Obecnie mieszczą się w domu pomocy społecznej i uczęszcza do nich 40 osób. To mało jak na tak liczną społeczność niepełnosprawnych w mieście i powiecie. Jan Sideł zaczął więc półtora roku temu rozglądać się za lokalem na kolejne warsztaty (tym razem działające przy mazowieckim okręgu PZN) i za życzliwymi ludźmi we władzach Radomia. Zaproponowano mu pomieszczenia po dawnym żłobku na obrzeżach miasta przy ulicy Królowej Jadwigi. Wydział Inwestycji UM, po półrocznym zwlekaniu, nie zgodził się we wrześniu ub. roku na zaproponowaną dokumentację budowlaną.  

- Trochę to nas podłamało - mnie i Czesława Kota - członka Rady Konsultacyjnej przy prezydencie Radomia i jednocześnie przewodniczącego Związku Emerytów, Rencistów i Osób Niepełnosprawnych, z którym od siedmiu lat współpracuje nasze koło - mówi J. Sideł. - Musieliśmy znaleźć inną firmę i człowieka z uprawnieniami, który by zrobił nową dokumentację na przebudowę dawnego żłobka.

Panowie musieli to zrobić szybko, bowiem urzędnicy z ratusza dali im czas do końca roku. Gdyby nie dotrzymali terminu, przepadłyby pieniądze z PFRON. 28 grudnia odbyło się nieoficjalne otwarcie, trochę podobne do tych ceremonii z PRL. Otwieramy i zaraz zamykamy, by dopiąć sprawę do końca. Zaczyna się nowy rok, czas płynie, a władze miasta nie wydają formalnej zgody na prowadzenie warsztatów. Panowie Jan i Czesław, zdeterminowani i w bojowych nastrojach, udają się do pani wiceprezydent Anny Kwiecień.  

- Można powiedzieć, że wymusiłem na pani Annie decyzję o jak najszybszym uruchomieniu tych warsztatów. Powiedziałem, że jeśli tak się nie stanie, to ja się wypisuję z tego wszystkiego - wspomina Jan Sideł.

Po tych "groźbach" pani prezydent mięknie i 1 marca placówka zaczyna działać.  

Oficjalne otwarcie nastąpiło 19 kwietnia. Przybyli na nie goście z Radomia i z Warszawy. Wstęgę przecięła prezes ZG PZN Anna Woźniak-Szymańska, przewodniczący okręgu mazowieckiego - Stefan Zalewski i wiceprezydent Radomia Anna Kwiecień.  

Pani prezes podziękowała Janowi Sidłowi za determinację w dążeniu do celu i podkreśliła, że jest on wyjątkowo skutecznym działaczem. Pan Zalewski życzył uczestnikom i kadrze satysfakcjonującej pracy i gratulował panu Janowi, iż mimo całkowitego braku wzroku dokonał tak trafnego wyboru urodziwego personelu.

Anna Kwiecień przyłączyła się do tych życzeń:  

- Zawsze staram się znaleźć czas, by być na tych ważnych dla ludzi niepełnosprawnych imprezach - mówiła pani prezydent. - Wspieramy tę inicjatywę nie tylko duchowo, ale też finansowo. Miasto użyczyło lokal, ponosi koszty jego utrzymania. Oczywiście najwięcej łoży Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, no i niewielki udział w kosztach mają same warsztaty.  

Kierownikiem radomskich warsztatów jest Justyna Mortka, absolwentka historii i administracji, do niedawna nauczycielka w szkołach ponadpodstawowych. O naborze kadry dowiedziała się z prasowego ogłoszenia. Jako wolontariuszka popracowała w radomskim kole. Jan Sideł, widząc jej zaangażowanie, zaproponował pani Justynie kierowanie warsztatami.                  

- Cały obiekt należy do miasta, a my zajmujemy na piętrze 480 m kw. Natomiast na parterze będzie urzędował Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej oraz gospoda "Jaskółeczka", prowadzona przez osoby niepełnosprawne - opowiada pani kierownik.

Na codzienne zajęcia przychodzi 25 niepełnosprawnych. Mają różne schorzenia: upośledzenie umysłowe, inwalidztwo wzroku, narządu ruchu. Najstarszy uczestnik ma 48 lat, najmłodszy 19. Działa pięć pracowni: gospodarstwa domowego, krawiecko-dziewiarska, komputerowa, brajlowsko-techniczna i rehabilitacyjno-usprawniająca. Kadra składa się z dziesięciu urodziwych pań, między innymi: psychologa, logopedy, rehabilitantów, pielęgniarki. Płeć brzydką reprezentuje pan konserwator oraz instruktor brajla i orientacji przestrzennej - Sebastian Froń. Jako wolontariusz przepracował kilka miesięcy w biurze koła. Ukończył 80-godzinny kurs brajla i uczy kilku inwalidów wzroku pisma punktowego. Prowadzi też pracownię techniczną. Natomiast komputerową ma w swym władaniu Iwona Szymańska. Jest absolwentką Politechniki Radomskiej o specjalizacji "informatyka stosowana". Długo szukała pracy w swoim mieście. Odbyła staż w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, terminowała też u Jana Sidła.  

- Jestem naprawdę zadowolona z tej pracy, a szczególnie z dobrych wyników i postępów moich uczniów - mówi sympatyczna blondynka. - Pracownię mamy dobrze wyposażoną. Sześć stanowisk, każdy komputer przystosowany dla inwalidów wzroku. Atmosfera jest naprawdę bojowa, co nie znaczy, że ludzie boją się komputera; przeciwnie - palą się do zajęć.  

Budujący jest ten zapał instruktorów i uczestników. Miejmy nadzieję, że pozostanie na długo w tym budynku na przedmieściach Radomia. W każdym razie dzisiaj jest to kolejny wspólny sukces niepełnosprawnych społeczników oraz urzędników i decydentów z  

   miejskiego ratusza.

    P6-2007  

 

 Przewodniczący GKR Jan Sideł

   

Trzeba zrobić

Jedno z najważniejszych zadań, jakie stoją przed Główną Komisją Rewizyjną to przeprowadzenie bardzo dokładnej analizy działalności podlegających Zarządowi Głównemu PZN jednostek bez osobowości prawnej. Uzyskane informacje, zestawione z tym, co już wiemy na podstawie kontroli prowadzonych choćby przez ostatnie cztery lata, byłyby doskonałą podstawą do wyciągnięcia ogólniejszych wniosków i, być może, wypracowania nowych standardów działań takich placówek. Ich funkcjonowanie ma przecież wpływ na ogólny wizerunek Związku, a chyba nam wszystkim zależy na tym, aby PZN stawał się coraz silniejszy i uatrakcyjniał swą ofertę. Niestety, w sprawach gospodarczych mamy jeszcze sporo zaszłości z poprzednich lat, niektóre sprawy ciągną się od bardzo dawna i trzeba je, jeśli tylko się uda, wyjaśnić i "wyprostować".

 

Komisja rewizyjna, ale jaka?

Ważny jest dla mnie przede wszystkim profesjonalizm i chciałbym, żeby taka była komisja. Teraz, po zjeździe, dość mocno zmienił się jej skład, z poprzedniej kadencji zostały tylko cztery osoby. Musimy się więc poznać, wypracować wspólnie zasady działania. Z większością członków GKR-u już rozmawiałem. Wydaje się, że są to osoby chcące pracować i mogące wnieść sporo dobrego do Związku. Mnie samemu siły i ochoty do pracy z pewnością nie zabraknie, jeśli nie zdarzy się, rzecz jasna, coś nieprzewidywanego. Praca w Głównej Komisji Rewizyjnej to zresztą dla mnie swoista odskocznia, nie pozwalająca mi zamknąć się w domu i starzeć się w otoczeniu czterech ścian.  

 

Prywatnie

Moją pasją, szczególnie przed laty, był ruch recytatorski. Miałem tu zresztą doskonałą nauczycielkę, była nią pani Janina Utrata, znana ostatnio zwłaszcza z serialu "Klan". Wcześniej pracowała w Teatrze Żeromskiego w Kielcach. To właśnie tam, ponieważ pochodzę z Kielc, ją poznałem i to tam uczyłem się recytacji. Miałem na tym polu dosyć spore sukcesy, między innymi wygrałem ogólnopolski konkurs dla młodzieży pracującej. Popadłem wtedy nawet w taką zarozumiałość, że myślałem sobie na przykład "co tam dla mnie Holoubek". Takie myśli mam już za sobą, a wiersze wciąż recytuję, choć od lat już wyłącznie w domu.

   Pochodnia maj 2008