Irena Omiatacz

Bardzo cieszę się życiem

Mirosława

Radłowska-Kulczycka

Urodziła się w Jeżowem jako jedyne, wymodlone dziecko swoich rodziców. W chwili jej narodzin matka była już 43_letnią kobietą. "Rodzice, ubodzy rolnicy, byli bardzo dobrymi ludźmi, którzy dzielili się z innymi tym, co mieli - wspomina Irena Omiatacz - wiejskim chlebem, warzywami, mlekiem". Pewnej letniej nocy, gdy Irena miała 6 lat, wybuchł pożar. Ogień szybko rozprzestrzeniał się z innych domów. Tato porwał ją na ręce i wyskoczyli przez okno, dzięki czemu uratowali się. Niestety, ogień uszkodził małej Irenie nerwy wzrokowe. Przeszła szereg operacji, ale diagnoza była okrutna: już nigdy nie odzyska wzroku. Lekarze dali ojcu adres szkoły dla niewidomych we Wrocławiu. Gdy mama dowiedziała się o tym, że jej jedyne dziecko nie będzie widzieć, wpadła w ogromną rozpacz. "Uzdrowiła ją codzienna Komunia św., do której z głęboką wiarą przystępowała - wspomina po latach Irena.  - Tato bardzo dużo jej tłumaczył, że będę chodziła do szkoły, że będę żyła jak inni". Gdy dziewczynka trochę się podleczyła, ojciec zawiózł ją do Wrocławia. To była szkoła na bardzo wysokim poziomie. Wychodzą stamtąd ludzie z zawodem, zakładają rodziny. W szkole podstawowej świetnie opanowała pismo Braille.a, odnosiła duże sukcesy w nauce. Po siódmej klasie była możliwość nauki zawodu: dziewiarstwo, tapicerstwo i wyrób szczotek. Dyrektor wezwał ojca i powiedział, że szkoda posyłać Irenę do szkoły zawodowej. Grono nauczycielskie podjęło decyzję, żeby dalej uczyła się w zwykłym liceum. Nie było bowiem w tym czasie (lata 60.) nigdzie szkoły tego typu dla niewidomych. Wychowawczyni z internatu odwoziła ją do szkoły. Irena bardzo bała się, jak sobie poradzi w klasie wśród osób widzących, ale gorąca modlitwa dodała jej sił. Życzliwe koleżanki czytały jej lektury, dyktowały matematykę. Swoje notatki pisała brajlem. Umiała już bardzo dużo z przerabianego materiału, bo w szkole podstawowej  był wysoki poziom. Pomagała więc koleżankom z języka polskiego. Łzy cisną jej się do oczu na wspomnienie życzliwych przyjaźni z tamtych lat.

W klasie maturalnej zaczęła marzyć o studiach. Zdawała na polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim jako jedyna niepełnosprawna osoba. Egzamin wstępny pisała brajlem, a potem ktoś ze związku niewidomych odczytał tekst przed komisją. Niestety, gdy przyjechała do rodziców podzielić się radością przyjęcia, tato już nie żył. Chciała więc zostać z mamą w rodzinnych stronach, ale ona powiedziała, że oboje z ojcem zawsze bardzo pragnęli, żeby córka była kimś, żeby studiowała. W Krakowie znów zaczęła się obawiać, jak sobie poradzi: z akademika na uczelnię było daleko, do czytania ogromna ilość literatury. "Co ja zrobiłam?" - rozmyślała. Na jej niepokoje zareagowały koleżanki, które zdopingowały duże grono osób. Irena była odprowadzana na uczelnię. Koledzy i koleżanki czytali jej książki, a także zabierali do filharmonii i teatru. Również dzięki nim napisała pracę magisterską nt.: "Faraon" B. Prusa jako powieść polityczna.

Bezpośrednio po ukończeniu studiów dostała pracę w charakterze kierownika działu kultury i oświaty w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych w Przemyślu. Wkrótce doszedł jej drugi etat - nauczyciela j. polskiego i historii w szkole dla niewidomych dorosłych. Po 7 latach przyjechała do Rzeszowa i tu pracowała przez 5 lat na takim samym stanowisku. Problemy zdrowotne skłoniły ją do pójścia na rentę. Był to dla Ireny bardzo trudny moment. Wydawało jej się, że już nikomu nie będzie potrzebna, że nie będzie miała co robić. Pewnego dnia napisała wiersz o Matce Bożej. Przeczytała go znajomym. Namawiali ją, by wysłała go do "Królowej Apostołów". Przysłano jej egzemplarz z wierszem i dalszą zachętą do pisania. Od tej pory dużo pisze. Jest to wyłącznie tematyka religijna i patriotyczna. Niestety, ze względów finansowych, nie wydała dotąd ani jednego samodzielnego tomiku. Dotychczas jej wiersze ukazały się w 12 różnych zbiorach w całej Polsce. Ostatnio Irena Omiatacz otrzymała ze Szczecina dyplom za udział w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim. Przez 20 lat brała udział w konkursach recytatorskich, reprezentowała Rzeszów na forum ogólnokrajowym w Gdańsku (1983 r. i 1985 r.). Wiele razy recytowała poezje w Radiu Rzeszów.

Na przestrzeni 10 lat utrzymywała korespondencję z Romanem Brandstaetterem. Ktoś przypadkowo podarował jej "Pieśń o moim Chrystusie" jego autorstwa. Wówczas postanowiła napisać do niego z podziękowaniem, że ta twórczość pomogła jej uwierzyć w to, że jest komuś potrzebna. Niedługo przed śmiercią wysłał jej pocztówkę z Wiednia z pozdrowieniami i pisał, że już wkrótce odejdzie do Pana. Po jego śmierci napisał do niej o. Jan Góra O$p, duchowy syn, wychowanek Brandstaettera. Młody reżyser z Poznania w ub.r. nakręcał film o Brandstaetterze i wtedy o. Jan wysłał go do Ireny, aby wykorzystał jej wypowiedź w filmie.

Właściwie już od 16 lat przychodzą do niej studenci z duszpasterstwa ojców dominikanów w Rzeszowie oraz uczennice ze szkoły średniej. Chodzą z nią do kościoła i na spacer, sprzątają, piszą listy, przepisują jej wiersze, czytają gazety, robią zakupy. Jedni kończą studia, rozjeżdżają się, przychodzą nowi.

Irena Omiatacz pisze wiersze bardzo pogodne, nawet wówczas gdy dotyczą tematu cierpienia. Krytycy dostrzegają w niej wielką pogodę ducha. Jest pełna miłości Bożej, kocha życie, zna jego wartość i bardzo się nim cieszy, co sama podkreśla. Jej wiersze są bardzo lubiane przez młodzież. Spotyka się z nimi na W$s$p, w kościołach, na U$j, w szpitalach, w Krośnie, Iwoniczu, Leżajsku. Kiedyś usłyszała w radiu, że Ojciec Święty często tęskni za Polską, za Czarną Madonną, że czyta nocami Norwida, Słowackiego. Poświęciła mu wiersz, który wysłała do Watykanu. Ks. Stanisław Dziwisz odpisał w imieniu Adresata, że Ojciec Święty z wielkim wzruszeniem przeczytał wiersz i zachował w swoim prywatnym archiwum. "Ojciec Święty błogosławi Pani i wszystkim niewidomym w Rzeszowie" - napisał - przesyłając w podarunku różaniec.

 

Już późna noc zapadła@ ponad światem@ cały Watykan pogrążony we śnie@ w Twoim pokoju lampka wciąż się jarzy@ Norwid, Słowacki towarzyszą Ci (...)@ choć nad Italią gwiazdy@ świecą jaśniej@ promienie słońca co dzień śmieją się@ kwiaty barwami modlą się do Boga@ serce twe woła:@ Polsko, kocham cię.@

"Niedziela" 358#99

NŚ12-99