Biografia prasowa  

 

 

 Bożena Hryncewicz

Śpiewaczka

     

    Beatrice Grinceviciute nie żyje

    Władysław Gołąb

    

    - Kto Prokofiew, a kto Czajkowski? - zapytała nas swym ciepłym, z lekka zaciągającym głosem Bożenka.  

    Oczywiście, to dowcipna gra słów: Prokofiew - to kawa, Czajkowski - herbata. Było to w czerwcu 1973 roku, gdy odwiedziliśmy Wilno na zaproszenie państwa Piotrowskich. Bożena Hryncewicz, po litewsku - Beatrice Grinceviciute, mieszkała nieopodal nowej opery wileńskiej, przy ulicy A. Vienuolio 12.Sama nazwa ulicy też posiada znaczenie symboliczne, bo „vienuolio” po litewsku znaczy „pustelnik”. Przez wiele lat Bożenka zamieszkiwała sama w mieszkaniu trzypokojowym - tak na Litwie oddaje się cześć „zasłużonym artystkom”. Była wspaniała panią domu. Mimo, iż zupełnie nie widziała, potrafiła zorganizować wspaniałe przyjęcie, a moja żona twierdzi, iż była prawdziwą mistrzynią sztuki kulinarnej. To, czym przyjmowała gości, mogło zaspokoić najbardziej wybredne podniebienia.  

    Bożena Hryncewicz urodziła się 28 listopada 1911 roku we wsi Stoławka, położonej w powiecie wyłkowyszkowskim. Jednak nie Stoławkę uważała Bożenka za swoją rodzinną miejscowość, ale Iłgów, położony o kilkadziesiąt kilometrów od Kowna, u ujścia Niki do Niemna, w byłym powiecie władysławowskim. W osiemnastowiecznym zapisie czytamy: „Jest to najstarsza wieś w okolicy, pozostająca a posiadaniu jednej rodziny - gniazdo rodziny Hryncewiczów”. Stary dwór modrzewiowy, według relacji Ludwika Hryncewicza - brata Bożenki, wzniesiony został w 1524 roku na wysokiej górze, wśród malowniczych krajobrazów z widokiem na Niemen i Nikę.  

    Rodzina Talko - Hryncewiczów, według Niesieckiego, posiadała dwie linie: kijowską i kowieńską, obie pieczętowały się herbem Iłgów, który według Antoniego Donimirskiego przedstawia: „Na tarczy, w polu czerwonym nad dwiema krokwiami srebrnymi, złączonymi w kształcie litery W - także strzała żeleźcem do góry, przez pierścień czerwony w środku przewleczona. Nad hełmem, w koronie szlacheckiej, trzy pióra białe”.  

    Bożena Hryncewicz była córką Wandy Talko - Hryncewicz z rodziny iłgowskiej i ojca Talko - Hryncewicza z rodziny kijowskiej. W chwili urodzenia Bożenki nie żył już dziadek Henryk, ostatni dziedzic Iłgowa, który nie pozostawił żadnego potomka płci męskiej, tylko trzy córki: Henrykę, Annę i Wandę. Henryka wyszła za mąż za ziemianina Gromadzkiego, Anna za słynnego kompozytora i dyrygenta - Emila Młynarskiego, a Wanda za dalekiego krewniaka - Andrzeja Hryncewicza. Piszę dość szeroko o tych koligacjach, bo mają one istotne znaczenie. Stryjeczny  dziadek Bożenki  - Julian Talko - Hryncewicz, profesor uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, był znakomitym polskim antropologiem. Jego prace do dziś liczą się w nauce światowej, a napisał ich aż 70.  

    Andrzej Hryncewicz, po ożenieniu się z Wandą, zamieszkał na Litwie, biorąc w dzierżawę kilka folwarków, a w tym i Stoławkę, w której urodziła się Bożenka. Wcześniej przyszli na świat: Henryk, Ludwik, Wojciech, a po Bożence jeszcze Stanisław i Krystyna: ta ostatnia już w kilka miesięcy po śmierci ojca Andrzeja w roku 1918. Pani Wanda Hryncewiczowa z liczną dziatwą mieszkała w Iłgowie - typowym polskim dworze - i tę miejscowość Bożenka aż do ostatnich dni życia uznawała za swoje gniazdo, za miejsce, gdzie stoi jej dom rodzinny.  

    „Na kilka tygodni przed śmiercią Bożenki - opowiada Regina Piotrowska - byłam z nią w Iłgowie. Ona często tam przebywała, odwiedzając ulokowane w dworze Hryncewiczów przedszkole. Zeszłyśmy nad wodę, usiadłyśmy na kamiennej ławeczce. Bożenka wtedy powiedziała: Jak tu jest dobrze, jaki spokój. Ileż pokoleń moich przodków siadało na tej ławeczce…

    Bożenę dzieci bardzo lubiły. Chętnie dla nich śpiewała piosenki. Na całej Litwie nazywano ją „Dobrą ciocią Beatrice”.  

    Bożenka już od najmłodszych lat okazywała ogromne zainteresowanie muzyką. Lubiła słuchać śpiewu prostego ludu, a wraz ze śpiewem uczyła się języka litewskiego, uchodzącego w warstwach oświeconych za język gwarowy. W dzieciństwie Bożenka jeszcze dużo widziała, ale dla wszystkich było rzeczą oczywistą, że jest niewidoma. Jej pierwszą nauczycielką domową była panna Rymgajłówna.  

    Na niepospolity talent muzyczny Bożenki pierwszy zwrócił uwagę wuj Emil Młynarski. Za jego namową skierowano niespełna dziesięcioletnią dziewczynkę do Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie. Tu zetknęła się nie tylko z niewidomymi koleżankami i kolegami, ale i z życiem artystycznym. Na pewno niejeden dzień świąteczny spędziła w uroczym nastroju domu państwa Młynarskich. Tu poznała najstarszą córkę Emila - Wandę, pianistkę, żonę Wiktora Łabuńskiego, i Anielę - późniejszą żonę Artura Rubinsteina, powszechnie zwaną Nelą Rubinstein. W Warszawie też zapadła ostateczna decyzja, że Bożenka powinna kształcić się muzycznie. Narastający jednak konflikt polsko - litewski stał się przypuszczalnie przyczyną, że Bożenka po którychś wakacjach nie powróciła do Warszawy, ale pozostała w Kownie. Tam podjęła naukę w konserwatorium i w połowie lat trzydziestych rozpoczęła pracę w szkole kowieńskiej dla niewidomych, ucząc pisma Braille'a i muzyki. Równocześnie podjęła pierwsze próby występów w charakterze śpiewaczki. Jej piękny, czysty sopran o bardzo lekkiej wibracji oczarował wielu słuchaczy. Prawdziwym sukcesem młodej, niewidomej śpiewaczki stał się występ przed mikrofonami radia litewskiego w 1937 roku.  

    Wspomniany już Emil Młynarski powiedział kiedyś, że w swojej długiej praktyce muzycznej nie spotkał jeszcze osoby o tak doskonałym słuchu i muzykalności. Bożena bez chwili wahania potrafiła wymienić wszystkie dźwięki w uderzonym na chybił - trafił akordzie. Przez niezwykle interesującą interpretację umiała z prostych melodii ludowych wydobyć wiele uroków. Mogę o tym mówić nie tylko na podstawie relacji współczesnych, ale i na podstawie własnych doznań, gdyż słuchałem jej niejednokrotnie na żywo, a ponadto mam cztery długogrające płyty w jej wykonaniu.  

    Lata okupacji Bożena Hryncewicz spędziła w Kownie. Wtedy to rozpadł się jej dom rodzinny. Brata Wojciecha zabili Niemcy, a  Stanisława i Krystynę wywieźli na Sybir z rozkazu NKWD. Krystyna po ośmiu latach wróciła na Litwę i do dziś mieszka w Kownie, a brat Stanisław po zwolnieniu osiadł na stałe w Irkucku. Natomiast Ludwik, mocno zaangażowany w działalność konspiracyjną, po wojnie zamieszkał w Warszawie. Tymczasem Bożenka poddała się operacji okulistycznej, której dokonał w Kownie dr Aviżonis.  W konsekwencji utraciła resztki wzroku (do tej chwili mogła jeszcze czytać duży druk gazetowy).  

    Po wojnie i śmierci matki w 1946 roku przeniosła się wraz z Instytutem Niewidomych do Wilna. Poza pracę w Instytucie działała jako solistka radia wileńskiego. Na tym stanowisku pozostała do roku 1959, choć kontaktów z radiem, a później i z telewizją nie zerwała  do końca życia. Z tego pierwszego okresu zachowały się liczne nagrania pieśni Moniuszki, Borodina, Kabalewskiego i innych kompozytorów. Śpiewała przy akompaniamencie orkiestry i fortepianu. Dopiero później nagrała wiele pieśni ludowych bez towarzyszenia instrumentu.  

    Na szczególną uwagę zasługują przyjaźnie, jakie zadzierzgnęła Bożena z wieloma muzykami litewskimi. Wielkim jej  przyjacielem stał się Balis Dvarionas (1904 - 1972), wybitny litewski kompozytor, dyrygent, pedagog i pianista. Odwiedził on z Bożeną Hryncewicz wiele miast, służąc jej jako akompaniator. Specjalnie dla niej komponował pieśni. Jedną z nich - „Gwiazdeczkę” - nadano w jej wykonaniu przy trumnie z ciałem artystki, wystawionej w konserwatorium wileńskim. Ten wstrząsający śpiew wycisnął łzy z niejednych oczu.  

    W podobnych występach towarzyszyli Bożenie również inni kompozytorzy litewscy, jak: K. Brundzaite czy V. Bagdonas, a także znakomity aktor wileński - Lajmonas Noreika.  

    Jak wielką sławą cieszyła się Bożena Hryncewicz, świadczy fakt, że jej życiu i pracy poświęcono specjalny film, wyświetlany w Związku Radzieckim. Przyjaźniła się z całą kulturalną elitą Litwy. Gdyśmy gościli w Wilnie w roku 1973, odbywał się tak właśnie konkurs im. Ciurlionisa. Bożena znała całe jury konkursu, zapoznała nas z wieloma ciekawymi ludźmi Wilna. Przyjaźniła się z siostrą Ciurlionisa. Za zasługi na polu walki na polu sztuki otrzymała w 1954 roku tytuł „Zasłużonej artystki litewskiej”, a w roku 1971 - Ludowej artystki litewskiej”. Tytuł „ludowa artystka” jest jednym z najwyższych odznaczeń artystycznych w Związku Radzieckim. Wspomniany wyżej Dvarionas tytułem tym był wyróżniony w 1964 na siedem lat przed Bożeną.  

    Wśród wielu przyjaciół Bożeny szczególne miejsce zajmowali państwo Horodnicius. On był profesorem fizyki Uniwersytetu Wileńskiego, ona okulistką. Po śmierci żony Hendrykasa Horodniciusa na usilną jego prośbę wyraziła zgodę na zawarcie z nim związku małżeńskiego. Był to rok 1983. Pisała do mnie: „Ty wiesz, jak dobrze mieć obok siebie człowieka, który tak samo jak ty czuje i myśli. Nie myśl, że może zgłupiałam na starość. Tak, naprawdę jest nam obojgu bardzo dobrze”.  I myślę, że było im dobrze, aż do 17 listopada 1988 roku, kiedy to gwałtownie w nocy porwała Bożenę śmierć. Hendrykas rozpaczał, bo nagle utracił wielkiego przyjaciela i całe oparcie na resztę życia. Śmierć przyszła niespodziewanie, bo jeszcze tego samego dnia po południu Bożenka mówiła do męża, że za parę dni opuści szpital. Czuła się dobrze. Śmierć spowodował wewnętrzny wylew.  

    Pogrzeb Bożenie Hryncewicz zorganizowały władze państwowe. Ciało jej było wystawione na widok publiczny. Pochowano ją w Alei Zasłużonych na cmentarzu na Antokolu. Na pogrzeb przybyły setki jej przyjaciół i wielbicieli jej śpiewu. Żegnano Bożenę Hryncewicz - wielkiego człowieka i wielką artystkę.  

    Jaka w rzeczywistości była Bożena Hryncewicz? Po pierwsze - czy była Litwinką, czy Polką? Na postawione pytanie odpowiadała: „Jestem w pełni Polką, ale i Litwinką, nie umiem rozdzielić się po połowie. Kocham na równi obydwie moje ojczyzny”. Mówiła prawdę: kochała całym sercem Litwę i lud litewski, kochała ten skrawek ziemi, z którego wyrosła. Z umiłowaniem głaskała zimną ławkę i drzewa z iłgowskiego parku. Śpiewając pieśni litewskie, wlewała w nie cały żar swojego serca. A przecież, gdy przyjeżdżała do Polski, ze wzruszeniem mówiła: „Ach, jak ja kocham wszystko, co polskie!”.  

    Bożena nie była dewotką, ale również nie była ateistką. Pamiętam, jak przeżywała w Polsce Triduum Paschalne Wielkiego Tygodnia. Może nie zawsze chodziła do Kościoła, ale zawsze potrafiła się modlić. Była człowiekiem prawym i otwartym. Nigdy nie odmawiała pomocy. Nie miała nałogów, poza jednym - lubiła zjednywać sobie przyjaciół. Myślę, że czułaby się nieszczęśliwa, gdyby nie udało jej się pozyskać człowieka, z którym życie ją zetknęło. W tej przyjaźni była wierna. Ujmująca powierzchowność i duża kultura pomagały jej w tym łowieniu przyjaciół.  

    Dziś Bożenia Hryncewicz nie żyje. Odszedł człowiek dużego formatu, człowiek wspaniały. Pozostawiła po sobie żal, że już nigdy nie usłyszymy pytania: „Kto Prokofiew, a kto Czajkowski?”

 Pochodnia     Maj 1989