Odeszła redaktor Halina Banaś

Danuta Tomerska

   

31 sierpnia br. po długiej nieuleczalnej chorobie zmarła Halina Banaś, która ponad 37 lat redagowała szkolne czasopisma brajlowskie - "Promyczek" i "Światełko".

Halina Elżbieta Banasiówna urodziła się 8 lipca 1928 r. we wsi Kęczewo koło Mławy. Była najmłodsza z siedmiorga rodzeństwa. W dzieciństwie straciła wzrok, wylewając nieostrożnie na siebie kubek gorącej herbaty. Za namową miejscowego nauczyciela i przy jego pomocy umieszczono dziewczynkę w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach Warszawskich. Tam odbyła edukację podstawową, nieco opóźnioną przez lata okupacji hitlerowskiej. Na dalszą naukę wyjechała do Łodzi, która po zniszczeniu Warszawy stała się najważniejszym ośrodkiem kulturalnym w kraju. Ponadto w Łodzi istniała szkoła z internatem dla dzieci słabo widzących, gdzie Halina Banaś mogła zamieszkać.

W 1946 r. rozpoczęła naukę w średniej żeńskiej szkole prywatnej Janiny Czapczyńskiej. Szkoła ta została wkrótce upaństwowiona jako XVI Liceum Łódzkie. Halina Banaś należała do najlepszych uczennic. Miała też bardzo ładny głos, sopran, i pobierała prywatne lekcje śpiewu. Była osobą niezwykle ambitną, pragnęła kształcić się w dobrych, renomowanych uczelniach. Dlatego, po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1951 r., podjęła studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie wykładowcami było wielu profesorów o światowej sławie, jak np. prof. Juliusz Kleiner, wybitny znawca romantyzmu.

Pewnego razu podczas wykładu prof. Piszczkowski zwrócił uwagę, że ktoś przeszkadza mu uporczywym stukaniem. Halina Banaś wstała i powiedziała, że jest niewidoma i robi notatki brajlem przy pomocy rysika i tabliczki. Było to chyba pierwsze w życiu spotkanie profesora z osobą niewidomą. W efekcie przysłał on do Haliny swoją córkę, także studentkę, która odtąd przychodziła w każdą sobotę, aby czytać niewidomej koleżance. Wiadomo, że na polonistyce trzeba poznać wiele dzieł literackich. Nie było wtedy ani podręczników, ani odpowiedniej literatury wydanych w wersji brajlowskiej. O książce mówionej nikomu się jeszcze nie śniło. Ale dla Haliny Banaś nie stanowiło to problemu. I w Łodzi, i w Krakowie miała wiele uczynnych, życzliwych koleżanek, które zgłaszały się z pomocą.

Banasiówna wcześnie nawiązała bliski kontakt z Polskim Związkiem Niewidomych. Dała się tam poznać jako osoba energiczna, inteligentna, błyskotliwa i bardzo elokwentna. Po uzyskaniu magisterium w 1955 r. otrzymała od ówczesnego prezesa Związku, Leona Wrzoska, propozycję pracy w dziale wydawniczym Zarządu Głównego PZN. Została redaktorem czasopism szkolnych. Zaraz też otrzymała mieszkanie w Warszawie i sprowadziła tu ze wsi swoją mamę.

Rozpoczęła tę pracę z dużym zaangażowaniem i poczuciem odpowiedzialności. Od razu wiedziała, jakie czasopismo chce tworzyć. Przedstawiła nowe inicjatywy, wprowadzając szereg ciekawych rubryk tematycznych w tych czasopismach. Redaktor H. Banaś nie założyła własnej rodziny, toteż praca ta była dla niej wielką wartością. Nie związana domowymi obowiązkami, wiele czasu poświęcała na wyjazdy do ośrodków szkolno-wychowawczych na spotkania z uczniami i nauczycielami. Wówczas mali czytelnicy chętnie opowiadali o wszystkich swoich ważnych sprawach, o problemach i marzeniach. Niektóre z nich mogła spełniać sama redakcja. Rozmowy te były cennym materiałem do wykorzystania w problemowych artykułach. Przez kilka lat ukazywały się w „Promyczku” tzw. opowiadania z puentę oparte na faktach autentycznych. Redakcja organizowała różnego rodzaju konkursy, wciągając do udziału liczną grupę dzieci. Wyjazdy do szkół owocowały bogatą korespondencją. Na każdy list czytelników red. Banaś odpisywała własnoręcznie pismem punktowym. Była doskonałą brajlistką, współautorką podręcznika do nauki brajla.

Uznała, że jej zawód wymaga ciągłego edukowania się. Dużo czytała, chodziła do teatru, uczyła się języków obcych, wyjeżdżała za granicę, choć w tamtych czasach wyjazdy nie były tak łatwe jak dzisiaj. Mówiła biegle po francusku, znała też angielski, czeski i rosyjski. Czytała w oryginale czasopisma brajlowskie (głównie dla dzieci i młodzieży) z Francji, Czechosłowacji i Związku Radzieckiego.

W 1963 r. otrzymała francuskie stypendium i wyjechała na trzy miesiące do Paryża. Udała się tam bez przewodnika i musiała samodzielnie poruszać się w tym wielkim, ruchliwym mieście. Odważna i dobrze zrehabilitowana, poradziła sobie doskonale.

W młodości Halina Banaś była osobą o wesołym usposobieniu, dowcipna, pełna fantazji, z dużym poczuciem humoru. Cechowała ją duża aktywność życiowa i aspiracje, a także niezależność poglądów i odwaga cywilna. Nie wahała się głośno wypowiadać tego, co myśli. Nigdy nie godziła się na żaden kompromis z tym, co wydawało się jej złe, niesprawiedliwe.

Prezentowała się jako osoba dbająca o swój wygląd, elegancka pani niewysokiego wzrostu, w ciemnych okularach, o miłym dźwięcznym głosie. Ale już od połowy lat osiemdziesiątych zaczęły następować zmiany w jej wyglądzie i psychice. Nie wykazywała już tak żywych zainteresowań, stawała się przygaszona, nawet nieporadna. Zaczęły się problemy z pamięcią, pisaniem i mówieniem. Tylko jej głos wciąż brzmiał młodo. Łatwo się męczyła, przypisując to zwykłemu starzeniu się.  W 1992 r. odeszła na emeryturę.  

Stan zdrowia Haliny Banaś ciągle się pogarszał i lekarze zdiagnozowali u niej chorobę Alzheimera. Jest to nieuleczalna choroba uszkodzenia mózgu, charakteryzująca się zaburzeniami psychicznymi i neurologicznymi. Chory traci stopniowo kontakt z otoczeniem i wymaga stałej opieki drugiej osoby, zwłaszcza bliskiej i kochającej. Halina Banaś mieszkała sama, toteż siostra Koleta, franciszkanka z Lasek, zawiozła ją do zakładu w Laskach. Tam w szpitaliku, pod fachową i troskliwą opieką sióstr zakonnych, Halina Banaś przeżyła jeszcze 11 lat.  

Dzień jej pogrzebu był od rana deszczowy i wietrzny. Ale później, podczas żałobnych ceremonii na laskowskim cmentarzyku, niebo wypogodziło się i na chwilę błysnęło nawet słońce, jakby ostatni uśmiech pożegnania zmarłej.   

Światełko Nr18-2006