Wypisy tyflologiczne

 

Część pierwsza

 

Wybrała i opracowała s. Cecylia Gawrysiak

 

Akademia Teologii Katolickiej

Warszawa 1977 r.

 

 

 

 

Słowo wstępne

 

Niniejsza praca, którą zatytułowałam "Wypisy tyflologiczne" zawiera fragmenty z dzieł naukowych traktujących o problematyce ślepoty, sylwetki wybitnych niewidomych, reportaże, opowiadania oraz szereg artykułów i referatów naświetlających ważniejsze zagadnienia tyflologiczne.

Znaczną część zebranego materiału stanowią pozycje nowe, ale nie brak i takich, które chociaż wyszły spod pióra przed kilku dziesiątkami lat, to jednak nie straciły nic na aktualności, co dowodzi niezbicie, że miarą współczesności jest nie czas, ale problemy nurtujące ludzi.

Zapewne nie wszystkie opracowania mają najlepszy kształt literacki niemniej jednak tyflopedagog może znaleźć tu materiał do wykorzystania na godzinach wychowawczych z niewidomymi dziećmi, a dla młodzieży studiującej publikacja ta może być lekturą uzupełniającą, pozwalającą na poszerzenie i łatwiejsze zrozumienie, oraz przyswojenie sobie wiadomości, dotyczących "świata" ludzi niewidomych.

Pragnę na tym miejscu gorąco podziękować wszystkim osobom, które bądź doraźnie, bądź przez pewien czas systematycznie służyły mi swoim wzrokiem.

Szczególną wdzięczność zachowuję dla nieżyjącej już pani Marii Zandbang za długotrwałą i ofiarną pomoc.

s. Cecylia

Laski, grudzień 1974

 

 

Prace zamieszczone w wypisach zostały poddane adiustacji językowo-stylistycznej, ortograficznej i interpunkcyjnej, sporadycznej aktualizacji (niektóre dane liczbowe, nazwy instytucji itd.) oraz skrótom - przede wszystkim w tych partiach, które nie wiązały się ściśle z tematem książki lub były powtórzeniem informacji dokładniej opracowanych w innych artykułach.

W przypadku znaczniejszych skrótów wprowadzono oznaczenie: fragment (fragmenty) w podtytule pracy lub w przypisie.

Źródło tekstu w przypadku przedruku podano w przypisie (niekiedy w postaci odsyłacza do Bibliografii na końcu książki).

 

 

 

 

 

 

Maria Grzegorzewska

 

Psychologia niewidomych (M. Grzegorzewska - Psychologia niewidomych, Warszawa 1926 fragment wstępu)

 

Niewidomi mają bardzo ciekawą wielowiekową historię, ponieważ od najdawniejszych czasów bywali przedmiotem zainteresowania i obserwacji. Im dalej sięgniemy w głąb dziejów ludzkości, tym większą mamy ilość niewidomych względem widzących i odwrotnie, z postępem kultury i rozwojem nauki ilość ich stosunkowo maleje.

W starożytności i średniowieczu większość niewidomych żyła z jałmużny, grupując się po drogach publicznych, ulicach, koło świątyń i u bram cmentarnych. Już od pierwszych wieków chrześcijaństwa ilość tych tułających się pod opieką losu istot zaczyna się stopniowo zmniejszać w myśl haseł miłosierdzia bowiem zwolna zaczynają powstawać dla nich przytułki. Opieka nad niewidomymi prawie aż do końca XVIII w. polega jedynie na dorywczej, przypadkowej akcji organizowania przytułków. Silnie zakorzeniło się bowiem mniemanie, że kalectwo to eliminuje wszelką możliwość kształcenia i wszelką możliwość przystosowalności społecznej. W jaskrawym przeciwieństwie do tego poglądu były tu i ówdzie przenikające wiadomości o nadzwyczajnych zdolnościach niektórych jednostek

niewidomych. Cicero mówi, że filozof Demokryt z Abdery sam siebie oślepił, aby, jak twierdził, ducha swego pogłębić, który nie odrywany przez świetlne podniety, może badać i dociekać głębiej i gruntowniej. Znano niewidomych mędrców,, poetów, lirników, gęślarzy, w późniejszych zaś czasach bywały wypadki, że niewidomy od urodzenia zdobywał wyższe stopnie nauki, a nawet się w niej odznaczył. Wiadomości te jednak zupełnie nie wpływały na utarty już pogląd w stosunku do niewidomych. Jedynym hasłem do opieki nad nimi była litość i miłosierdzie, jedynym rezultatem tego działania - pewna ilość przytułków, obejmująca nieznaczną tylko część niewidomych pozostali żyli w dalszym ciągu z jałmużny. Nie ma może dziedziny, gdzie wyraźniej, zdawałoby się jeden krok tylko - nie dzielił klątwy od błogosławieństwa niebios. Zależnie od epoki, a także od spotykanych typów, niewidomi dzielili różne losy, budząc zachwyt, uwielbienie, litość, albo też obojętność zupełną, często wzgardę, a czasem śmiech i drwiny. Obok typów wybitnych, wyjątkowych zresztą, spotykano przeważnie typy bezradne, nie umiejące się orientować w przestrzeni, żyjące w niedoli, opuszczeniu, poniżeniu, trudniące się żebractwem - przedmiot żartów i poniewierki tłumu. Owa nieznajomość świata i krańcowość zapatrywań była następstwem tego, że w poglądach na niewidzących widzący kierowali się właściwościami własnej psychiki, tj. psychiki widzących, nie umiejąc przeniknąć do struktury psychicznej właściwej niewidomym. A jeżeli czasem objawy niepospolitej sprawności wprawiały w zdumienie, gotowi byli przypisać niewidomym jakieś nadzwyczajne, właściwe im tylko władze ducha.

Z drugiej zaś strony niewątpliwie w dawniejszych czasach typ niewidomego więcej odbiegał od typu widzącego niż obecnie. Wskutek braku kształcenia niewidomy miał mniej sposobności do obcowania z widzącymi, był poniekąd izolowany w swym byciu, nie zlał się ze społeczeństwem widzących, był jak gdyby intruzem, zawalidrogą, "śmiesznym inwalidą", nie rozumiejącym świata stworzonego dla normalnych ludzi, którzy się w nim doskonale

orientują, wprowadzają ład i porządek, urządzenia i prawidła na podstawie czynników natury wzrokowej.

Dopiero od połowy XVIII w. pogląd społeczeństwa na stosunek do niewidomych zmienia się, a właściwie tło, na którym ten stosunek się rozwija, zaczyna słabnąć. Pogląd na charakter tego kalectwa zwolna ulega zmianie i obok akcji, która się zarysowuje tylko na tle litości i miłosierdzia, zaczyna się wysuwać akcja i tło inne, zgoła na innej osnowie oparte - tło opieki wychowawczej nad niewidomymi, opieki, która by ich do bycia w społeczeństwie przystosowała na podstawie poznania ich psychiki i jej praw rozwojowych oraz na podstawie przystosowania do tej psychiki metod nauczania i wychowania. Tkaczem tego tła była nauka, obserwacja życia i zjawisk, żądza dociekań, rozwój metod pracy naukowej, a obok tego ewolucja stosunków społecznych, rozwój poglądu na obowiązki jednostki wobec społeczeństwa i społeczeństwa wobec jednostki oraz poglądu na obowiązki państwa względem poszczególnego obywatela kraju.

Pierwszym taranem, burzącym w połowie XVIII w. podstawę wyłączności filantropijnej opieki nad niewidomymi i zakładającym fundament nowego do nich stosunku społeczeństwa jest praca Diderota (1749) Lettre sur les aveugles a lusage de ceux qui voy ent, która po raz pierwszy wykazała możność systematycznego kształcenia niewidomych.

Francja jest więc kolebką początków tego ruchu i Francja go dalej rozwija. W drugiej połowie XVIII w. Valentin Hauy wprowadza zasadniczą zmianę w dotychczasowych zapatrywaniach na wychowanie niewidomych, zakładając dla nich pierwszą na świecie szkołę (1784) i kładąc podwaliny późniejszych poczynań w dziedzinie szkolnictwa dla niewidomych i przystosowania ich do życia w społeczeństwie. W epokowym dziele "Essais sur leducation des aveugles" Valentin Hauy wykazuje, że niewidomych należy otoczyć opieką wychowawczą ze względu na to, że są oni w zupełności zdolni do kształcenia się i do pracy, zapewniającej im miejsce w społeczeństwie Valentin Hauy tak mówi o swojej instytucji:

"Wyuczyć niewidomych czytać za pomocą książek z wypukłymi literami, za pośrednictwem czytania wyuczyć ich sztuki drukarskiej, pisania, rachunków, arytmetyki, języków, historii, geografii, matematyki, muzyki etc. Dać do rąk tych nieszczęśliwych różne zajęcia w związku ze sztuką i rzemiosłami, takimi jak robienie sieci, trykotaż, oprawa książek itp. - po pierwsze dlatego, aby dać miłe zajęcie zamożnym niewidomym, po wtóre ażeby wyrwać ze stanu

żebraczego pokrzywdzonych przez naturę, dając im sposób zarobkowania i wrócić społeczeństwu użyteczne ręce zarówno niewidomego jak i jego przewodnika. Taki jest cel naszej instytucji".

"Nie mamy najmniejszego zamiaru wprowadzać współzawodnictwa najzręczniejszego z naszych niewidomych z najlichszymi choćby uczonymi lub artystami widzącymi, ale jeżeli w braku tych ostatnich, niewidomi mogą spełniać jakąś funkcję pożyteczną - ośmielamy się ich polecić względom publiczności. Jeżeli już nie dla ich zamiłowań, ani uzdolnień, ani dla potrzeby zajęcia okażecie pomoc niewidomym, to może przez miłość ludzkości". Dzięki

wpływowi pracy, dążeń i poglądów Hauy zaczynają powstawać stopniowo zakłady wychowawcze dla niewidomych, nawiązuje się z konieczności rzeczy łączność między nimi, powstają stowarzyszenia, dążące do ulepszenia metod pracy wychowawczej. W pierwszej połowie XIX w. ruch ten nabiera żywotności i siły dzięki wprowadzeniu przez Ludwika Braillea udoskonalonego pisma punktowego, które niewidomym otwiera szeroko drogi kształcenia się, a przez to i przystosowalności społecznej. Coraz wyraźniej nawiązuje się zbliżenie między widzącymi i niewidomymi, zaczyna się ujawniać systematyczny wpływ wywierany przez widzących i zatarcie się wskutek tego niektórych cech właściwych niewidomym. Sprawa struktury psychicznej niewidomych nie została jednak przez to wyjaśniona, bo choć zaniknął typ pierwotny, to powstała na tym tle większa jeszcze różnorodność typów utrudniła badania i komplikowała ich wyniki. Niewidomi nauczyli się wiele od widzących, często jednak, podkładając inne znaczenie pod wyrazy, stawali się bezwiedną przyczyną fałszywych interpretacji. Odtąd, rzec można, wcieleni do

społeczeństwa widzących, stali się jego członkami i w wielu wypadkach, przy pewnym poparciu ze strony państwa, społeczeństwa lub prywatnych jednostek - członkami samowystarczalnymi.

Psychologia niewidomych była przedmiotem naukowych badań, uprawianych początkowo głównie przez filozofów, którzy materiał dostarczony przez niewidomych usiłowali zużytkować dla wyjaśnienia teorii przestrzeni i ustanowienia stosunku między przestrzenią wzrokową a dotykową, przy czym specjalnie obserwacje nad niewidomymi, którzy odzyskali wzrok po operacji katarakty, stały się tematem interpretacji. Powyższe badania poruszyły wiele ciekawych zagadnień, nie doprowadziły wszakże do pożądanych wyjaśnień, ponieważ w owym czasie nie znano właściwych metod badania niewidomych, autorowie zaś sięgali do tej dziedziny przeważnie po to, aby znaleźć w niej potwierdzenie swych teoretycznych koncepcji, co powodowało jednostronność ujęcia.

W drugim okresie badań pojawiają się prace ściślejsze. Wiele cennych faktów zawdzięczamy psychologii eksperymentalnej i systematycznej obserwacji. Jednakże w początkach badania te nosiły charakter zbyt fizjologiczny, opierały się na różnicach wyłącznie ilościowych i za mało liczyły się z psychicznymi warunkami zmienności.

Rozpatrzmy bliżej cele badań oraz metody, którymi może się posługiwać psychologia niewidomych. Mamy na myśli badania naukowe, mające na celu wyświetlenie i zrozumienie psychicznego życia niewidomych. Brak wzroku wprowadza bezsprzecznie ważne zmiany w psychice, przede wszystkim z powodu ograniczenia w zakresie percepcji. Słusznie mówi niewidomy psycholog W. Steinberg (Die Raumwahrnehmung der Blinden, 1920), że brak jednego z najważniejszych zmysłów pociąga za sobą zahamowanie całego szeregu pobudzeń, decydujących dla rozwoju psychicznego. Stąd zjawia się pytanie, jakimi środkami owe zapory związane ze ślepotą mogą być przełamane.

Istotnie, wszystkie teorie zmierzające do wyjaśnienia tego zagadnienia, mimo że pierwotne próby były w wielu wypadkach nieudane ponieważ wychodziły z fałszywych założeń (co można wyjaśnić niskim stopniem rozwoju ówczesnych metod psychologicznych), miały na celu - że użyjemy tu tego nowoczesnego terminu - poznanie psychicznej struktury niewidomych. Specjalne struktury powstają właśnie w celu przeciwdziałania hamulcom, z

którymi niewidomi stają do walki.

Nie przesądzając tutaj spornego zagadnienia, czy psychiczna struktura niewidomych jest zasadniczo różna od naszej tj. czy stanowią oni osobne ludzkie species, czy też różnice strukturalne są mniej głębokie i niewidomi tylko innymi środkami osiągają te same cele co widzący, sam fakt istnienia różnic strukturalnych (co do których nie może być wątpliwości) wykazuje całą prawomocność specjalnej psychologii niewidomych, będącej przeto jednym z działów psychologii różniczkowej. Celem, do którego dąży psychologia niewidomych, jest poznanie osobowości niewidomych, co nie sprzeciwia się uzasadnionemu poglądowi bliższego zbadania cech psychicznych - struktur, albo nawet ich derywatów, czyli elementów psychicznych.

Według W. Steinberga (Der Blinde als Personlichkeit, 1917) celem psychologii niewidomych jest zbadanie typowych, specyficznych form życia duchowego tej kategorii jednostek, form dlatego typowych, że wynikających z braku widzenia, a których różnorodne i powikłane połączenia z najrozmaitszymi czynnikami psychicznymi składają się na wytworzenie osobowości niewidomego.

Przede wszystkim więc w celu przeprowadzenia porównania na ścisłych podstawach, badania te winny się liczyć z wymaganiami współczesnych metod psychologii ogólnej i różniczkowej widzących. Obok tego powinny brać w rachubę wszelkie właściwości związane z samym przedmiotem badań, tak dalece, że niektóre momenty dużej wagi w psychologii widzących mogą tu posiadać znaczenie małe lub żadne i odwrotnie. Innymi słowy, psychologia

niewidomych musi dążyć do wytworzenia własnych metod, jakkolwiek w głównych zarysach posiłkować się będzie zawsze metodami ogólnymi i postępów swoich im właśnie nie przestanie zawdzięczać. Do zadań jej należy przystosowanie tych metod do własnych wymagań i celów. Chociaż dawniejsze prace nad niewidomymi stały nisko pod względem metodologicznym, dalecy jesteśmy od zajęcia wobec nich stanowiska negatywnego, wielu z nich zawdzięczamy bowiem opis ciekawych faktów, które domagają się nowych komentarzy. Prace te pomimo błędów i nieścisłości przygotowały grunt do badań współczesnych.

Jak w innych działach psychologii, mamy tutaj metodę eksperymentalną, metodę obserwacji zewnętrznej, metodę obserwacji wewnętrznej czyli introspekcję (obserwacja przeżyć), ankiety, rozmaite połączenia tych metod, nie posiadamy jednak dotychczas istotnych studiów psychograficznych, prowadzonych metodami nowoczesnymi nad niektórymi ciekawymi jednostkami (nie mamy tutaj na myśli głuchociemnych). Ostatnimi czasy dokonano,

nielicznych dotąd, zastosowań metod "psychologii postaci", czyli psychologii strukturalnej, która chociaż posługuje się metodami i dawniej znanymi, nadaje im jednak nowy charakter w związku z celem ich badań. Zreasumowanie tych zadań mamy w poznaniu struktur psychicznych. Mianem tym nazywamy zjawiska całokształtów psychicznych, czyli wartości całych postaci przedmiotów, treści przeżyć współistniejących na wspólnym podłożu, gdzie każdy poszczególny człon jest związany nierozerwalnie z całością przeżycia i tylko w związku z tą całością nabiera znaczenia (K. Koffka, M. Wertheimer, W. Kohler i inni). Psychologia postaci nie bada przeto elementów psychicznych, lecz przystępuje bezpośrednio do badania całokształtów, czyli przenika do świadomości "od góry".

Zasady psychologii postaci usiłowali przenieść do niektórych działów psychologii niewidomych W. Steinberg i A. Petzelt jest to również jednym z zadań niniejszej pracy, aczkolwiek problem ten nie został jeszcze w pełni ujęty i narzuca się wyraźnie potrzeba nowych badań. Całościowe ujmowanie bycia psychicznego niewidomych pozwoliło

na wprowadzenie większego ładu w oświetleniu zjawisk, z ich całą złożonością, celowością i determinizmem, dało możliwość ich wyjaśnienia i zrozumienia. Bez niego cała różnica zachodząca między życiem psychicznym niewidomych i widzących polegała jak dotychczas tylko na ilościowym badaniu różnic zachodzących między uszeregowanymi cechami.

Psychologia niewidomych należy niewątpliwie do najtrudniejszych działów psychologii ze względu na specjalną strukturę swych badań. W związku z metodami i z materiałem spotykamy tutaj więcej niż gdziekolwiek czynników zmienności.

Jednym z głównych błędów dawniejszych badań, jak wiemy, było budowanie psychologii niewidomych i ich pedagogiki na podstawie psychologii widzących. Aczkolwiek zdawano sobie sprawę z różnic, interpretowano je na podstawie własnych przeżyć, co wykazuje, jak trudno jest przeniknąć do duszy innego człowieka, a im większą jest różnica, tym większe piętrzą się trudności.

Z drugiej strony, własna introspekcja niewidomych i zebrane na tym tle zeznania grzeszą brakiem znajomości psychologii, a także i świata widzialnego, niekiedy są zbiorem nieprawdopodobnych opowiadań, fantazjowaniem, wskutek czego przyczyniły się w niemałym stopniu do rozpowszechnienia błędnych pojęć o niewidomych. Np. Diderot opisuje życie psychiczne niewidomego od urodzenia z Puiseaux, opierając się na jego zeznaniach. Człowiek ten mógł się wykształcić w pewnym stopniu pod wpływem widzących oraz dzięki wytrwałości i wysiłkowi woli, lecz analiza wewnętrzna była wadliwa, wyobrażenia niejasne, sądy niepewne i pojęcia o świecie widzących nieprawdziwe. Podobnych prac, opartych na zeznaniach niewidomych ogłoszono wiele, błędem zaś było uogólnianie otrzymanych wyników do wszystkich niewidomych. Jednakże zeznania niewidomych inteligentnych i obeznanych z psychologią, stać się mogą niesłychanie cennym materiałem dla psychologii ślepoty, która wiele zawdzięcza niewidomym od urodzenia i ociemniałym w późniejszym wieku. Należy tutaj wspomnieć przede wszystkim takich autorów, jak: Ludwik von Beczko, profesor Akademii Wojskowej w Królewcu (praca z 1807 r.) Johann Knie, wieloletni kierownik zakładu dla ociemniałych we Wrocławiu (prace z 1821 i 1837 r.), Javal, profesor Sorbony, ociemniały jako starzec, Villey, profesor uniwersytetu w Caen, Ansaldi we Włoszech, Steinberg w Niemczech, a w pierwszym rzędzie Braille, twórca alfabetu wypukłych znaków, cieszącego się wszechświatowym uznaniem z tego powodu, że uwzględniono w nim właściwości dotyku. Przyczynki, wniesione do nauki przez niewidomych, nie mogą być jednak nigdy brane bezkrytycznie, chociażby dla tej przyczyny, że można spotkać wśród nich rozmaite typy, z których każdy dąży do uogólnień, sądząc innych niewidomych przez analogię. Rzecz oczywista, iż ostatnie słowo mogą tu mieć tylko psychologowie widzący, choćby dlatego, że nauczycielami niewidomych byli widzący,

niewidomi podlegają więc ich wpływowi, a chociaż ostatnimi czasy spotkać można niewidomych, którzy są nauczycielami niewidomych, to jednak nauczyciel taki urobiony został przez widzących i nigdy się nie może od nich uniezależnić w zupełności. Widzący wprowadza niewidomego w świat widzących, jest jego przewodnikiem i przełożonym w tym świecie, dlatego zawsze mieć będzie nad nim przewagę. Jest to nieuniknione przede wszystkim dlatego, że celem kształcenia i wychowania niewidomych jest ich lepsze przystosowanie się do świata widzących.

Najlepszą z metod badania byłaby niewątpliwie ta, która by się opierała na współpracy jednych z drugimi, na wczuciu się psychologa w indywidualność niewidomego i na interpretowaniu jego przejawów duchowych dzięki pomocy, okazanej przez samego niewidomego. Ta interpretacja będzie się jednak zawsze także opierała na obserwacji "zewnętrznego zachowania się niewidomych", na tym co oni są w stanie wykonać, do czego są zdolni, na ich reakcjach w rozmaitych sytuacjach. Musimy się również oprzeć i na eksperymencie, lecz na takim, który daje nam poznać stopień i rodzaj ukształtowanych zespołów psychicznych. Metody obiektywne w badaniu niewidomych mają dlatego większe znaczenie niż w innych wypadkach, że zeznania niewidomych nie zawsze dają się

jednoznacznie interpretować. W połączeniu wspólnych wysiłków zarysowałby się jasno obraz psychiczny niewidomego. Oprócz tego nasuwa się konieczność przeprowadzenia badań na dużej ilości osobników w opracowaniu statystycznym.

Psychologia niewidomych rzuca ponadto ciekawe światło i na niektóre zagadnienia psychologii ogólnej - chociaż środki przystosowania są różne i struktury dla opanowania świata rzeczywistości inne (z powodu różnicy w środkach) - cele jednak mogą być jednakowe, bo odpowiadające ogólnym prawom rozwoju i potrzebom życia człowieka. Prócz tego daje ona możność skontrolowania wielu założeń teoretycznych, odnoszących się do

wrodzonych treści świadomości (teoria przestrzeni itp.), do granic przystosowalności i wychowalności itp. Ślepota jest jak gdyby eksperymentem dokonanym przez samą naturę, która pozbawia pewną ilość istot jednego z najważniejszych zmysłów.

Psychologia niewidomych ma podstawowe znaczenie dla ich pedagogiki, jest jej podstawową treścią, dlatego przypuszczać można, że pedagogika niewidomych zyska w bliskim czasie nową orientację.

 

 

 

Rozdział pierwszy

 

Z dziejów sprawy niewidomych

 

Niewidomi w literaturze starożytnej (Oprac. na podstawie publikacji P. Villeya - Laveugle dana le monde des voyantes (1927), M. Schofflera - Niewidomy w życiu narodu. Socjologia ślepoty (1956), T. Veliti - Niewidomy jako wykładnik cywilizacji, "Przyjaciel Niewidomych")

 

W żadnej innej epoce rozwoju ludzkości nie spotykamy się tak często i wielostronnie z wyobrażeniem ślepoty, jak w historii kultury starożytnej. Motyw ślepoty występuje w opowieściach, legendach, podaniach i bajkach w społecznych, politycznych i historycznych wydarzeniach. Znajduje się w obszernej skali myśli ludzkiej i ludzkiego działania, poczynając od najwyższego stopnia kultury duchowo-obyczajowej, aż do najniższych i najbardziej

okrutnych ludzkich namiętności. Mimo to nie wyczerpuje się wówczas problematyka ślepoty. Przeciwnie, można nawet twierdzić, iż taka problematyka w ogóle nie istniała.

W literaturze greckiej, często wprawdzie występują postacie niewidomych, niekiedy nawet w rolach głównych, jak np. w komedii Arystofanesa Plutus. Ślepota jest tu tylko symbolem, a właściwy temat utworu - to odwieczny problem podziału dóbr materialnych. Podobnie czyni Sofokles (V w. p.n.e.) w tragedii "Król Edyp", przedstawiającej mitologiczną postać tytułowego bohatera, który zabija swego ojca, staje się mężem matki, a poznawszy swoje

postępki wyłupia sobie oczy i idzie na tułaczkę z córką swoją Antygoną. Ślepota Edypa jest symbolem nędzy ludzkiej - jako największe z nieszczęść spotykających człowieka. Sofoklesowi chodziło o ukazanie straszliwego obrazu, jaki o niewidomych wytworzyli sobie współcześni, a nie o pokazanie prawdziwego życia człowieka pozbawionego wzroku.

Wiadomo, że w społeczno-obyczajowych warunkach świata antycznego los dzieci kalekich, a więc i niewidomych, był na ogół przesądzony. Jeśli ułomność widoczna była przy urodzeniu - czekała dziecko nieuchronna zagłada. Jeżeli jednak ślepota noworodka nie została zauważona i został przyjęty do rodziny, później nie wolno go już było porzucić. Nierzadko takie właśnie dzieci niewidome przekazywane były władzy państwowej, a następnie sprzedawane, stając się niewolnikami. Wartość gospodarcza dla nabywcy polegała na tym, że po odchowaniu - jeśli

to był chłopiec - niewidomy spędzał dalsze swoje życie zakuty na galerze jako wioślarz, lub przy obracaniu kamieni młyńskich. Niewidome dziewczęta wychowywano na prostytutki. Dzieci niewidome wysyłano jako żebraków- niewolników, by wzbudzając swoim kalectwem litość przechodniów wypraszały jałmużnę, którą następnie musiały oddawać swemu właścicielowi. Zawodowi przedsiębiorcy niejednokrotnie oślepiali dzieci zdrowe, ponieważ ślepota wywoływała szczególną litość, a tym samym skłaniała do hojniejszych datków, co zwiększało dochody przedsiębiorcy. O tym nędznym losie niewidomych żebraków-niewolników pisze Seneka, znakomity filozof rzymski (I w. p.n.e.):

"Dla korzyści swoich panów, słaniający się niewidomi, wsparci o swoje kije żebracze, prosili o jałmużnę. Gdy pan obliczając całodzienny plon przyniesionej jałmużny uzna, że dochód jest za mały, rzuca się na nieszczęśnika bijąc go i przeklinając woła: za mało przyniosłeś. Możesz teraz lamentować i błagać o litość. Trzeba było robić to wobec przechodniów, otrzymałbyś większe datki i mógłbyś mi więcej przynieść".

Gdy ślepota nastąpiła później u któregoś z członków rodziny, wówczas zazwyczaj nie pozbywano się go. Taki niewidomy nie stawał się niewolnikiem, lecz prowadził wolne życie żebracze. Ślepota i kij żebraczy były przeważnie nierozłączne.

Ludzi tak upośledzonych przez los prawie u wszystkich narodów antycznych darzono specjalnymi względami.

Niewidomy żebrak mógł na placach zająć takie miejsce, które innym było wzbronione. Wyraża to trafnie arabskie przysłowie: "Nim wybudowano meczet już się przy nim ustawili ślepcy".

Okropnym wynaturzeniem uczucia zemsty było masowe oślepianie jeńców, przez co powiększyła się liczba ociemniałych niewolników o wiele tysięcy ludzi. Te okrucieństwa nie były znane Grekom i Rzymianom podczas wypraw wojennych. Jeżeli się czasem zdarzały u nich wypadki oślepienia nieprzyjaciół, to były one raczej pojedyncze i rzadkie, a nie zwyczajowe. Tylko w czasie prześladowań chrześcijan za cesarza Dioklecjana stosowano

masowe oślepianie. Na ogół praktykowane było tego rodzaju barbarzyństwo u narodów afrykańskich, azjatyckich i u Germanów. U Scytów oślepiano każdego jeńca, zanim oddano go w niewolnictwo. Zdolności ślepego niewolnika były wprawdzie ograniczone, ale jego kalectwo zapobiegało ucieczce, a do użycia go jako siły napędowej wzrok nie był mu potrzebny. Używano tych okaleczałych ludzi do wioseł na galerach, do obracania żarn, przy wyrobie masła w kamieniołomach przy przetaczaniu bloków skalnych, a w kopalniach przy łamaniu, sortowaniu i mieleniu rudy.

Plutarch (I w.n.e.) w ten sposób opisuje ich nędzny żywot: "Robotnicy byli przeważnie zakuci w łańcuch i ginęli w tych zapowietrzonych lochach. Pozbawieni wzroku, strąceni

na samo dno ciemnoty społecznej i wyrzuceni poza nawias pulsującego życia, żyli przeklęci, jak robactwo w brzuchu matki ziemi tak długo, aż wyczerpały się ich siły. Ciała zżerane chorobą rozpadały się i uchodziło z nich życie. Umysł i duch zwiędły już o wiele wcześniej". Taki był społeczny los niewolników, których pozbawiono wzroku.

Jedyny wyrazistszy tekst, który nam starożytność zostawiła na temat niewidomych - to stronica w 5 księdze "Tusculanae disputationes" Cicerona (I w.p.n.e.). Oto pierwsza, chociaż bardzo ogólnikowa próba rehabilitacji ślepoty. Wdzięczni jesteśmy jednak Ciceronowi, że podał imiona grupki niewidomych, którzy prowadzili życie pożyteczne i godne szacunku:

"Starzec Appius, choć od dawna niewidomy, sprawował najwyższe urzędy nie uchybiając w niczym żadnemu obowiązkowi, czy to spomiędzy publicznych, czy też prywatnych. Dom C. Drususa, prawnika, był zawsze przepełniony klientami, którzy słabo zorientowani w zakresie własnych interesów, brali niewidomego za kierownika swoich spraw. Aufidius, który był pretorem, nie tylko wypowiadał opinie w senacie i wspomagał radą swych przyjaciół, pomimo utraty wzroku, ale ponadto jeszcze pisał historię Grecji i był znawcą literatury. Diodot, po utracie wzroku, przykładał się więcej niż kiedykolwiek do filozofii. Kazał sobie czytać dniem i nocą, i co wydawało się prawie niemożliwe bez pomocy oczu - nauczał w dalszym ciągu geometrii, doskonale tłumacząc uczniom, jak należy rysować linie. O Asklepiadesie, dość wybitnym filozofie, mówią, że gdy ktoś go spytał, co na skutek utraty

wzroku było dla niego najniewygodniejsze, odpowiedział: - to, że potrzeba mi służącego, aby mi towarzyszył". U kolebki poezji europejskiej widnieje gigantyczna postać Homera, niewidomego króla pieśniarzy, legendarnego twórcy nieśmiertelnych dzieł literatury "Iliady" i "Odysei".

A w gronie helleńskich filozofów IV w.p.n.e. czołowe miejsce przypada niewidomemu Demokrytowi, o którym Cicero powiada:

"Nie mógł odróżnić białego od czarnego, lecz rozpoznawał zawsze co jest dobre, a co złe, co sprawiedliwe, a co niegodne, co pożyteczne, a co zbędne, co wielkie, a co małe. I podczas, gdy wielu nie dostrzega tego co ma pod nogami, on bez wzroku mógł swobodnie wędrować w nieskończoność, na żadne nie natrafiając przeszkody".

Tacyt i Swetoniusz przekazali nam wiadomość o dwóch uczonych niewidomych z I wieku n.e. byli to: prawnik Dasjus Longinus i gramatyk Oppius Chorea. Dasjus Longinus, były namiestnik Syrii, cieszył się jako niewidomy wielkim autorytetem dzięki głębokiej znajomości wiedzy prawniczej. Stał się niewygodny cesarzowi Neronowi, który pod błahym pretekstem usunął go z Rzymu i dopiero Cesarz Wespazjan odwołał go z wygnania. Oppius

Chares był znakomitym znawcą gramatyki. Jako niewidomy i sparaliżowany nauczał tej ważnej wówczas dyscypliny wiedzy.

 

 

 

Max Schoffler

 

Początki opieki społecznej u niektórych narodów starożytnych (zob. Bibliografia - poz. 36 (fragment)).

 

Różne były przyczyny wprowadzenia państwowej opieki społecznej i pomocy przez niektóre narody. U Hindusów sprawiła to nauka Buddy (560-480 p.n.e.), która znalazła swój szczyt w etycznej zasadzie stosunku do stworzenia, wyrażającej się słowami: "to jesteś ty" - w ten sposób pomoc biednym i ułomnym zostaje podniesiona do rangi religijno-obyczajowego obowiązku. Królowie buddyjscy wznosili kosztem publicznym przytułki dla chorych i

szpitale. Również starożytni Żydzi byli w myśl prawa zobowiązani pomagać cierpiącym nędzę. Państwowo-publiczne rozważania u Egipcjan przyczyniły się do tego, że już pod panowaniem Ptolomeuszów (323-281 p.n.e.) została wprowadzona opieka społeczna, przede wszystkim nad żołnierzami, którzy podczas wypraw wojennych stracili wzrok, co później zostało przez kapłanów rozszerzone jako powszechna państwowa opieka nad biednymi. W

związku z tym godnym uwagi jest fragment listu cesarza Hadriana (76-134), w którym chwali on naród egipski jako pracowity. Nie ma wśród nich próżniaków, każdy jest pożytecznie zatrudniony, nawet niewidomi. Jakim rodzajom pracy się oddają, nie zostało powiedziane. Należy jednak przypuszczać, że w ogólnej masie niewidomych ograniczała się ona do obsługi prostych mechanicznych urządzeń.

Znaczną zmianę w pojmowaniu stosunku państwa do swoich obywateli wykazuje ustawodawstwo narodu greckiego. Natrafiamy tu po okresie Solona na rozbudowany rodzaj ubezpieczenia społecznego, które co prawda ograniczało się tylko do mieszkańców Aten. Według niego inwalidzi, którzy z powodu swego stanu zdrowia nie mogą sami zapracować na życie, otrzymują zapomogę, która przy skromnych wymaganiach pokrywała połowę wydatków na utrzymanie. Publiczne uchwały zapadające w Radzie Pięciuset, regularne badania osób otrzymujących zapomogi i inne proceduralne przepisy, były ustawowo uregulowane.

Rzymianie nie mieli zrozumienia dla takich urządzeń humanitarnych. Byli oni wprawdzie liberalni, ale nie byli społeczni. Dla swoich wypraw wojennych ubiegali się o przychylność mas, wydając zbiedzonemu ludowi bezpłatnie żywność, rozdzielając pieniądze, zboże i inne dobra rzeczowe.

Patriotyczne i uroczyste obchody, próżność i chęć okazywania swojej potęgi skłaniały panujących i rody bogaczy do podejmowania tego rodzaju pomocy dla szerokich mas ludu. Nędza pojedynczego człowieka nie miała żadnego znaczenia. Był on pozostawiony sobie samemu i pogardzany. "Czy możesz się tak poniżyć, że biedni nie budzą w tobie obrzydzenia?" zapytał raz Kwintylian, a Plantus tak mu odpowiedział: "Złą przysługę oddaje żebrakowi ten kto daje mu jeść i pić, gdyż to co się daje jest stracone, a biednemu przedłuża się tylko jego nędzny żywot". Na skutek tego mogli niewidomi, dzięki jałmużnie, która była im udzielana w większym rozmiarze niż innym, pędzić o wiele znośniejszy żywot.

Ponad ten szeroko zorganizowany stan żebraczy mogli wybić się niewidomi, którzy wyróżniali się szczególnymi zdolnościami. Kto był przyjacielem Muz, dysponował talentem śpiewaczym, potęgą słowa lub opanował sztukę gry na lirze czy harfie, ten cieszył się poważaniem jako pieśniarz ludowy lub bard. Kto miał dobrą pamięć, bogatą fantazję lub poetyckie zdolności, przekazywał potomności tradycje religijne i historyczne. A kto potrafił te talenty ubrać w szaty mistyki, otaczany był czcią jako jasnowidz i prorok.

Poezja w najszerszym tego słowa znaczeniu, czy to w słowie - jako sztuka poetycka, czy to w dźwiękach - jako muzyka, była dziedziną, której oddawali się niewidomi - ze zrozumiałych względów - ze szczególnym poświęceniem. W tym kierunku mógł niewidomy rozwinąć swoje twórcze zdolności, swoje estetyczne odczucia i swoją fantazję, przy czym nie odczuwał braku wzroku jako czynnika hamującego. Zanim jeszcze historia narodów mogła być spisywana, została ona dzięki mówionemu słowu utrwalona. W ten sposób powstały legendy i sagi, zanim drukowane słowo w postaci książki mogło ludziom donieść, jakie w ciasnych granicach życia i w niezbadanej przyrodzie działy się rzeczy szczególne i pełne tajemniczości, jak były one tłumaczone przez fantazję - co przeżyły i przecierpiały narody, jakie były ich sny i marzenia. Wszystko to, dzięki przekazywanemu słowu mogło być utkane w przepiękną tkaninę ludowej poezji w bajkach, legendach, baśniach i opowiadaniach. Zanim jeszcze mogły być napisane nuty, wypływały z duszy narodu pieśni i ballady, o których nikt nie wie, kto je stworzył i gdzie powstały.

Pośrednikiem tej kultury duchowej było mówione słowo i pieśń, które były podawane z ust do ust, z pokolenia na pokolenie. Ludowi śpiewacy, poeci, bajarze, spełnili w historii kultury ludzkości, we wszystkich jej dziedzinach, wielką misję, która dzisiaj przypada książce.

Wśród nich znajdujemy od zamierzchłej przeszłości również niewidomych, o których u wszystkich narodów mówi się ze wzruszeniem. Spotykamy się z nimi już na 2 tysiące lat p.n.e. na dworach japońskich cesarzy. W starochińskiej kulturze, przed wielu tysiącami lat, myślano już, by niewidomych odznaczających się nieprzeciętną wiedzą, bystrą spostrzegawczością i krytycyzmem, i doskonałą pamięcią i trafnością rozumowania - kształcić na "jasnowidzów". Ustnym przekazywaniem religijnych tradycji i wydarzeń historycznych zajmowali się niewidomi w najdawniejszych czasach kultury indyjskiej, co wynika z hymnu Rigweda.

Na płaskorzeźbach odkrytych w grobach faraonów Chu-En-Eten (9580 p.n.e.) i Ramzesa Wielkiego (1348-1281 p.n.e) wyobrażani są niewidomi śpiewacy, którzy sztukę swoją produkowali w pałacach królów egipskich. U Germanów i Celtów niewidomi bardowie, których wybitnym przedstawicielem jest Osjan (300), sławili swoimi pieśniami bogów i bohaterów, a naród zapalali do bohaterskich czynów.

Jak wysokim poważaniem cieszył się niewidomy śpiewak u starożytnych Greków, niech świadczy 8 pieśń "Odysei". Czytamy w niej:

"... a teraz nadchodzi herold prowadząc miłego śpiewaka, zaufanego Muzy, która mu dała dobre i złe odbierając oczy i dając słodkie pieśni. Pontonoos stawia mu srebrem okute krzesło wśród gości, przy sterczącej kolumnie, zawiesza na gwoździu nad głową śpiewaka wdzięcznie brzmiącą harfę i prowadzi jego rękę by mógł ją odnaleźć. Herold stawia przed nim piękny stół, na którym kładzie kosz z jadłem i puchar pełen wina, by mógł pić według

upodobania".

Niewidomy śpiewak Demodokos rozpoczyna swoje pieśni o bohaterach i bogach przy dźwiękach harfy z taką siłą duszy, że nawet wypróbowany w cierpieniach Odysseusz kryje w płaszczu swoją głowę, by nie okazać płynących mu z oczu łez.