Chcę pomagać innym

Czesława Golińska /Gołaszewska/ pochodzi ze wsi, urodziła się w Sątocznie i tam upłynęło jej dzieciństwo. Wzrok straciła na skutek nieszczęśliwego wypadku pozostawiona bez opieki wpadła do dołu z gaszony wapnem. Miała wtedy dwa lata. Gdy osiągnęła wiek szkolny, rozpoczęła naukę w Państwowym Ośrodku Szkolno - Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy. Po ukończeniu szkoły podstawowej podjęła odważną decyzję - będzie uczyć się dalej w liceum ogólnokształcącym. Oczywiście musiała zamieszkać w internacie. Później, gdy rozpoczęła studia prawnicze, jej domem stał się gdański akademik.

Teraz Czesława jest magistrem prawa, pracuje, ma własne mieszkanie. Osiągnęła więc pewną stabilizację. Jak do tego doszła, najlepiej opowie sama.

- Już w szkole podstawowej postanowiłam, że będę broniła ludzi pokrzywdzonych, a do tego niezbędna jest znajomość prawa. Wybrałam więc Uniwersytet Gdański, Wydział Prawa i Administracji. Studia zakończyłam pracą magisterską na temat opinii pracowniczych. Potem zaczęła się gehenna ze znalezieniem pracy. Od marca do listopada odwiedzałam dwie, trzy instytucje dziennie, aby znaleźć coś dla siebie. Były kontakty telefoniczne, zapraszano mnie, ale gdy  przekonywano się, że rzeczywiście nie widzę, a tego nie da się ukryć, okazywało się, że brak etatu, że wszystkie miejsca są już zajęte. Ostatecznie pomogła mi dyrektor Wydziału Zatrudnienia Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku. Dostałam etat w komisji odwoławczej sądu pracy. Moje zadanie polega między innymi na udzielaniu porad w zakresie prawa pracy, trybu i sposobu odwoływania się i skutków prawnych z tym związanych. Ściśle współpracuję z sądem. I może to nieskromne z mojej strony, ale zauważam, że jestem ceniona,  że nawet bardziej doświadczeni prawnicy liczą się z moim zdaniem. Cieszy mnie to i sprawia satysfakcję.

 Za swój wielki sukces uważam uzyskanie mieszkania. Bardzo pomagają mi przyjaciele i dobrzy sąsiedzi. Na nich zawsze mogę liczyć. Nie było jeszcze krytycznej sytuacji, w której zostałabym zupełnie sama. Oczywiście staram się być w miarę możliwości zupełnie samodzielna. Po Gdańsku chodzę z laską, przy załatwianiu swoich spraw  jestem więc niezależna od pomocy osób widzących. Najwięcej kłopotu sprawiają mi zakupy. Są dla mnie trudne i z powodu braku wzroku, bo nie wszędzie mogę dotrzeć, i ze względu na sytuację kryzysową, bo wielu artykułów po prostu nie ma. Podstawowe codzienne zakupy wykonuję sama, w innych pomagają mi przyjaciele. Mogę powiedzieć, że osiągnęłam pewien etap stabilizacji życiowej, ale na tym nie poprzestanę. Marzy mi się aplikacja arbitrażowa. Trwa ona trzy lata i kończy się egzaminem. Mam na co dzień kontakt z sądem pracy. Myślę więc, że nie będzie kłopotu z przyjęciem mnie na aplikację. Udało mi się przekonać innych o mojej przydatności zawodowej.

Nie chcę na stałe pozostać w komisji odwoławczej. Chociaż dobrze się tu czuję, mam szersze plany. Chcę zostać radcą prawnym, a do tego niezbędna jest aplikacja arbitrażowa.

- A plany osobiste?

- Założę rodzinę, jeśli znajdę odpowiedniego człowieka. Jeżeli nie będzie takiego, pozostanę sama. Nie będę robiła z tego tragedii. -

Gdy Czesława była licealistką, otaczało ja opieką koło PZN z Chojnic również w okresie studiów niejednokrotnie korzystała z pomocy Polskiego Związku Niewidomych. Sama jednak, jak dotąd, nie włączyła się czynnie w działalność Związku. Dlaczego?

- Gdy studiowałam, brakowało na to czasu, zabierała go nauka, bo chcąc mieć dobre wyniki, trzeba było trochę siedzieć. Nawiązałam nawet kontakt z opiekunem naszego koła dzielnicowego tam, gdzie mieszkam.  Chciałam ustalić konkretne formy współpracy chodzi mi szczególnie o poradnictwo dla niewidomych i pomoc na rzecz osób starszych. Trzykrotnie już podejmowałam trud godzinnego dojazdu, ale osoba - opiekun koła - z którą się wcześniej umówiłam, nie przybyła. Taka niesolidność zraziła mnie, ale prób nie poniechałam, bo sama czuję dług zaciągnięty wobec środowiska, dług, który muszę spłacić. Wyższe wykształcenie to wielki kapitał, tym bardziej, że ja cały czas nauki spędzałam w internatach. Pochodzę z niezamożnej rodziny, ze środowiska wiejskiego. Pomoc państwa i organizacji była w moim przypadku duża. Chciałabym się za nią teraz odwdzięczyć - pomagając innym.

 

Pochodnia Lipiec - sierpień 1983