Biografia prasowa  

 

 Marian Golwala  

inwalida wojenny , pokpułkownik

prezes zarządu  Związku Spółdzielni Niewidomych i  późniejj - zarządu Centralnego Związku Spółdzielni Niewidomych  w latach 1960-1990  

Długoletni  przewodniczący Zarządu Głównego Związku Ociemniałych Żołnierzy   

        

      Wraz z Nim odeszła epoka

    Józef Szczurek  

 

    16 maja 1990 roku na Komunalnym Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie odbył się uroczysty pogrzeb płk. Mariana Golwali. Przy trumnie w domu pogrzebowym stała wojskowa warta, a na tle żałobnej muzyki aktorzy deklamowali wiersze. Nad grobem, po krótkiej modlitwie, przemawiało kilku działaczy, którzy przypomnieli zasługi Mariana Golwali. Jako przedstawiciel prezy- dium Zarządu Głównego wystąpił Jan Sideł z Radomia. Potem była salwa honorowa kompanii wojska, a orkiestra wojskowa grała żałobnego marsza. Grób pokryły setki wieńców i wiązanek. Dwie godziny przed pogrzebem w kościele ojców bonifratrów odbyła się msza żałobna w intencji Zmarłego.  

 Marian Golwala przez trzydzieści lat pełnił funkcję przewodniczącego zarządu Centralnego Związku Spółdzielni Niewido- mych. Pod Jego kierunkiem organizacja ta w 1981 roku zdobyła samodzielność gospodarczą i społeczną, wyodrębniając się ze Związku Spółdzielni Inwalidów. Pełnił oczywiście i inne odpo- wiedzialne funkcje społeczne, na przykład w zarządzie Związku Inwalidów Wojennych, w radzie ''Startu'' ale, co jest zrozumiałe, najwięcej czasu, energii i serca oddawał sprawom niewidomych spółdzielców. Jeszcze niedawno-w październiku ubiegłego roku - w ''Pochodni'' była Jego wypowiedź, w której zapowiadał bliski zjazd CZSN i omawiał zamierzenia spółdzielczości. Był przekonany, że organizacja, którą od tylu lat kierował, będzie nie tylko istniała, ale nadal odgrywała ważną rolę gospodarczą i społeczną. Niestety, wkrótce wszystko się zmieniło. Centralny Związek Spół- dzielni Niewidomych ustawą Sejmu został rozwiązany, a dla spółdzielni niewidomych, w wyniku nowych warunków gospodarczych, przyszły bardzo ciężkie czasy.  

 Marian Golwala w środowiskuniewidomychwPolsce był człowiekiem wybitnym i odgrywał dużą rolę. Jak to ktoś określił: ''sam w sobie stanowił instytucję''. Czy Jego przedsięwzięcia i dążenia zawsze były słuszne? Na pewno nie. Był niewątpliwie jednostką wybitną, ale w równym stopniu kontrowersyjną. Jednak rozwikłanie tego problemu trzeba zostawić tym, którzy będą później, i już z pewnego dystansu, analizować Jego działalność i jej znaczenie dla rozwoju sytuacji w środowisku niewidomych w Polsce. Chętnie pomagał ludziom będącym w potrzebie. Pracownicy Centralnego Związku Spółdzielni Niewidomych zawsze wyrażali się z wielkim uznaniem i szacunkiem o Nim, jako zwierzchniku. Ostatni zjazd CZSN, który odbył się w 1985 roku, był jednym wielkim pasmem pochwał dla Mariana Golwali. Prawie we wszystkich wypo- wiedziach podkreślano Jego wielkie zasługi dla spółdzielczości i rozwoju rehabilitacji niewidomych. Podczas tego zjazdu otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski z Gwiazdą. Oprócz tego miał mnóstwo innych honorowych odznak i odznaczeń państwowych, a wśród nich Sztandar Pracy II klasy. W bieżącym roku ukończył 70 lat.

 W ostatnich latach Marian Golwala sporo chorował. Kilka miesięcy przebywał w ośrodkach leczniczych. Trzeciego zawału nie przetrzymał. Kiedy rozmawiałem z Nim na początku kwietnia br., było w Nim wiele rozgoryczenia. Głęboko przeżywał rozpad CZSN, upadek spółdzielni, a więc tego wszystkiego, czemu poświęcił dużą część życia. Dokonujące się rewolucyjne zmiany w Polsce nie napawały go optymizmem. Robił wrażenie człowieka, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nigdy już nie powrócą czasy, w których potrafił tak dobrze się poruszać. Obszerniejszy artykuł dotyczący płk. Mariana Golwali ukaże się w lipcowym numerze miesięcznika ''Niewidomy Spółdzielca''. Myślę, że i w naszym czasopiśmie pojawią się również wspomnienia o człowieku, który wywarł tak wielki wpływ na sprawę niewidomych w Polsce.

 W pogrzebie uczestniczyli pracownicy byłego CZSN, nawet ci, którzy już kilkanaście lat temu odeszli na emeryturę, działacze spółdzielni i Związku z całego kraju, a także Jego bliscy i przyjaciele. Podczas mszy żałobnej u ojców bonifratrów kościół był pełen ludzi. Podobnie było na Powązkowskim Cmentarzu. I miała chyba rację jedna z uczestniczek pogrzebu, mówiąc w drodze powrotnej z cmentarza, że był to pogrzeb nie tylko jednego człowieka, ale całej epoki, która odeszła  i nigdy już nie wróci.  

Pochodnia lipiec 1990