Specjalność - stroiciel  Tadeusz Golachowski

Tym razem chciałbym opowiedzieć o pracy stroiciela fortepianów, którą wykonuję od wielu lat równolegle z działalnością muzyka-instrumentalisty. Stroicielstwo

jest specjalnością w miarę dostępną dla niewidomego i w sposób oczywisty związaną z muzyką, dlatego pragnę się podzielić z Czytelnikami wspomnieniami,

refleksjami i ciekawostkami ze swej praktyki na tym polu.

Jako uczeń ósmej klasy w szkole dla niewidomych we Wrocławiu dowiedziałem

się przypadkowo, że w Kaliszu istnieje Technikum Budowy Fortepianów.

Wprawdzie nie miałem wówczas większego pojęcia, na czym polega zawód

stroiciela, ale uważałem, że mam pewien zmysł techniczny i predyspozycje słuchowe, które przemawiały za wyborem takiego kierunku kształcenia. Poza wszystkim

fascynowała mnie perspektywa przygody, którą zapowiadała zmiana środowiska, oderwanie się od rodzinnego domu i rozpoczęcie zupełnie nowego, samodzielnego

życia.

Władze oświatowe wyrażały pewne obawy co do szans niewidomego ucznia w tym technikum, ale warunkowo dopuściły mnie do egzaminu wstępnego, który zdałem pomyślnie

i od 1 września 1968 roku przez pięć lat mogłem się uczyć w kaliskim TBF. Zamieszkałem w bursie. Dość szybko zacząłem oswajać się z nową sytuacją. Zajęcia

odbywały się w szkole położonej tuż przy internacie oraz w nieco dalej usytuowanej fabryce. Na szczęście Kalisz okazał się miastem dość przyjaznym dla

poruszającego się samodzielnie niewidomego. Moi koledzy, nauczyciele i instruktorzy wychodzili mi naprzeciw, znajdując sposoby pracy i wspólnego życia

ze mną. Wkrótce poczułem się wśród nich

dobrze. Oni zaś zrozumieli, że od innych chłopaków różnię się tylko tym, że nie widzę. Większość z nich nie miała nigdy do czynienia z niewidomym, więc

kiedy przekonali się, że nie trzeba mnie karmić ani prać moich skarpetek, a ja nie jestem ponurym cierpiętnikiem dźwigającym brzemię swego kalectwa i obarczającym

nim wszystkich naokoło, zostałem zaakceptowany. Korzystałem też sporo z koleżeńskiej pomocy lektorskiej.

Program szkoły obejmował przedmioty ogólnokształcące, zawodowe, muzyczne oraz zajęcia warsztatowe w fabryce fortepianów i pianin "Calisia". Na warsztatach

w ciągu pierwszych dwóch lat poznawałem podstawowe prace związane z montażem i korektą. Korekta obejmuje czynności, często bardzo precyzyjne, związane

z regulacją klawiatury oraz mechanizmu. Od trzeciej klasy rozpocząłem praktyczną naukę strojenia. Przedmioty zawodowe zapoznawały uczniów od strony teoretycznej

z całym procesem produkcyjnym instrumentów. Program technikum miał na celu przede wszystkim przygotowanie fachowych kadr dla fabryk fortepianów i pianin.

Zdołałem dobrze poznać budowę instrumentów, a zwłaszcza zasady działania ich mechanizmów. Później

w praktyce stroicielskiej umiejętności te okazały się niewystarczające, gdyż stroiciel ma najczęściej do czynienia ze starymi, mocno wyeksploatowanymi instrumentami,

które wymagają niekiedy gruntownych napraw. Wyniosłem jednak ze szkoły dobrą bazę teoretyczną, która pomogła mi wypracować własne techniki reperacji.

W szkole uczono strojenia w oparciu o podział oktawy według małego koła kwintowego. Tematem mojej pracy dyplomowej było wyliczenie siły naciągu strun w

fortepianie "Calisia m165". Wyliczeń tych dokonuje się na podstawie wzorów uwzględniających średnicę i długość strun, częstotliwość drgań oraz gęstość

własną stali i miedzi. Dla mniej wtajemniczonych wyjaśnię, że struny w rejestrach wysokich i średnich są wykonane ze stali, przy czym na każdy dźwięk przypadają

trzy. W partii basowej na stalowy rdzeń struny nałożony jest nawój z drutu miedzianego. Wyższe dźwięki partii basowej mają po dwie struny stalowe z pojedynczym

nawojem miedzianym, natomiast dźwięki najniższe składają się z jednej struny o podwójnym nawoju. Średnica i długość drgającej części struny (menzury) jest,

idąc w górę, coraz mniejsza. Łączna siła naciągu dwustu kilkudziesięciu strun w opisywanym przeze mnie w pracy dyplomowej, gabinetowym fortepianie o długości

165 cm

wyniosła ok. 16 ton.

W czasie nauki miałem okazję poznać świetnych fachowców i specjalistów, z

których największym autorytetem cieszył się Gustaw Fibiger - z rodu

założycieli fabryki. Był on inicjatorem powołania technikum, wybitnym

konstruktorem, znawcą i miłośnikiem instrumentów, a poza tym wielkim

oryginałem. Zawsze myliło mu się moje nazwisko i nazywał mnie Małachowskim lub Małachowiczem. Ponadto miał utrwalone przekonanie, że niewidomi używają logarytmów

w postaci kostek i jakoś nie przyjmował do wiadomości moich wyjaśnień, co to są kubarytmy.

W Kaliszu zdobyłem podstawy zawodu, a poza tym zacząłem grywać w zespołach i muzykowanie stało się dla mnie tą przeczuwaną kiedyś przygodą.

Po ukończeniu szkoły kaliskiej powróciłem do rodzinnego Wrocławia, gdzie rozpocząłem naukę gry na saksofonie w szkole muzycznej. Wiadomość, że mam kwalifikacje

stroiciela, rozchodziła się "pocztą pantoflową" i zacząłem otrzymywać pierwsze prywatne zlecenia. Wielokrotnie musiałem sobie radzić na wyczucie z różnego

rodzaju usterkami i tak wypracowywałem dla swych potrzeb sposoby bezwzrokowego dokonywania napraw. Najczęściej spotykane wady to luźne lub za ciasne ośki

dźwigni, zerwane struny, luźne kołki stroikowe, złamane młotki i klawisze, zużyty filc młotków i tłumików, a także niedokręcone wkręty mocujące dźwignie

mechanizmu. Musiałem też

nauczyć się regulacji mechanizmów i intonacji, tj. nadawania Właściwej, jednolitej barwy dźwiękom.

Przez kilka lat stroicielstwo było dla mnie zajęciem dodatkowym, gdyż skupiałem się głównie na studiowaniu muzyki. Kryzys gospodarczy końca lat siedemdziesiątych

i bliska perspektywa ukończenia studiów sprawiły jednak, że w celu zaopatrzenia się w dobry saksofon, zdobycia zagranicznych nut, płyt, porządnego sprzętu

audio - w ogóle dla zapewnienia sobie lepszego startu życiowego - zacząłem szukać możliwości podjęcia pracy w zawodzie stroiciela za granicą.

Po różnych perypetiach razem z kolegą po fachu dostaliśmy pracę w Stuttgarcie, w renomowanej fabryce pianin Pfeiffer.

Kilka miesięcy spędzonych w tej firmie pozwoliło mi nabrać wprawy w

strojeniu, gdyż w ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy przechodziło przez moje ręce i uszy po 6-7 instrumentów. Dodam, że instrument w toku produkcji strojony

jest sześciokrotnie w odpowiednich odstępach czasu i stopniowo obniżanym stroju - pierwsze strojenie o pół tonu wyżej, a ostatnie do "a" kamertonowego

- 440 Hz. W takich "świeżych" instrumentach strój jest niestabilny, gdyż materiał użyty do ich budowy przez jakiś czas ulega odkształceniom, "pracuje".

Kolejne strojenia służą wyrównywaniu napięć całego podzespołu dźwięcznicy tj. strun, ramy żeliwnej, dna rezonansowego i szkieletu. Dlatego nawet w czasie

jednego strojenia trzeba często powracać do nastrojonych już dźwięków i ponownie je korygować, gdyż zmieniają swą

wysokość nawet po kilku minutach.

Następnym miejscem naszego zatrudnienia w Niemczech był olbrzymi salon handlowy "Piano Lang" we Frankfurcie nad Menem. Na terenie sklepu stało ok. 200 fortepianów

i pianin. Trzeba je było stroić na bieżąco, by klienci mieli do wypróbowania poprawnie brzmiące instrumenty. Ponadto każdy kupiony instrument przed opuszczeniem

sklepu musiał być nastrojony i sprawdzony technicznie. Miałem tam okazję zapoznać się z produktami kilku firm niemieckich, japońskich, fińskich i angielskich.

Po tych wojażach, podczas których zdobyłem ostrogi w zawodzie oraz

podreperowałem budżet, powróciłem do kraju. Tu spotkały mnie drobne

nieprzyjemności, gdyż wyjazd do Niemiec miał mieć charakter turystyczny, a po przekroczeniu granicy nasze wizy zostały zmienione na zezwalające na pracę.

Trzeba się więc było z tego wytłumaczyć naszej władzy ludowej.

Wkrótce podjąłem przerwane studia i po roku uzyskałem dyplom

instrumentalisty, a uczelnia zaproponowała mi etat stroiciela, na którym trwam niezmiennie już ponad 20 lat. Zakres moich obowiązków obejmuje strojenie

i utrzymywanie w sprawności technicznej dwudziestu kilku instrumentów oraz obsługę stroicielską uczelnianych koncertów. Czas pracy jest nienormowany. Często

jednak trzeba przyjechać przed koncertem w sobotę lub niedzielę wieczorem, a nawet asystować przy recitalu fortepianowym, by w przerwie szybko skorygować

strój.

Poza pracą etatową wykonuję indywidualne usługi w zakresie strojenia, korekty i drobnych napraw. Zamówienia pochodzą od prywatnych klientów oraz instytucji,

takich jak Wyższa Szkoła Teatralna, Telewizja Polska czy Polskie Radio. Bywam również angażowany do obsługi różnych imprez estradowych, kursów muzycznych,

festiwali, koncertów i sesji nagraniowych.

Miałem okazję przygotowywać instrumenty dla znanych artystów, zarówno w  

   kategorii muzyki klasycznej, jazzowej, jak i rozrywkowej.

 

Przed koncertami estradowymi panuje zazwyczaj bałagan i hałas na scenie, co bardzo utrudnia pracę stroiciela. Najbardziej mnie boli, gdy sami muzycy wykazują brak wyobraźni i np. podczas strojenia fortepianu świetny skądinąd perkusista zaczyna się rozgrywać. Ostatnio musiałem zwrócić uwagę pewnemu tenorowi, który wlazł na scenę i w najbardziej gorącym momencie (wezwano mnie w ostatniej chwili i prowadziłem dramatyczny wyścig z czasem) zaczął swoje "mi mi mi". Nie wspomnę o panach od dekoracji z wiertarkami czy paniach z odkurzaczami albo operatorach świateł i obsłudze nagłośnienia - wszyscy w końcu pracują dla dobra imprezy, tylko czemu jednocześnie ze mną? Ale przy odrobinie dobrej woli, a także przy pewnej wybiórczości słuchu jakoś się udaje. Moje umiejętności stroicielskie przez lata praktyki udoskonaliły się. Zacząłem stroić szybciej i bez wykonywania zbędnych ruchów dochodzić najkrótszą drogą do właściwych dźwięków. Do elementów techniki stroicielskiej, które zacząłem realizować, należy także osadzanie stroju, czyli takie ustawianie kołka, by trwale utrzymywał napięcie nastrojonej struny. Jednakże dla stroiciela najważniejszym problemem do rozwiązania jest osiągnięcie równomiernej temperacji stroju. Najpopularniejsza metoda opiera się na temperowaniu kwint i kwart. Polega to na minimalnym zawężaniu kwinty i poszerzaniu kwarty tak, by interwały te miały powolne dudnienia. Strojąc je jako całkiem czyste, sprawilibyśmy, że interwał zamykający małe koło kwintowe byłby bardzo daleki od czystości, a brzmienie poszczególnych tercji - bardzo zróżnicowane. Chodzi o podzielenie oktawy na 12 równych półtonów, co w efekcie daje podobne brzmienie akordu durowego przesuwanego co pół tonu. Kolejne tercje wielkie czy decymy, które są jeszcze lepiej słyszalne, powinny w dobrze nastrojonym instrumencie brzmieć podobnie, ale idąc w górę powinny mieć minimalnie szybsze drgania. Miałem okazję uczestniczyć w kursie prowadzonym przez firmę Steinway w ośrodku PRiT w Warszawie oraz, w ramach międzyuczelnianej wymiany, byłem szkolony w Dreźnie przez świetnego stroiciela, pana Geblera. Dzięki temu poznałem inne metody strojenia oparte na wielkiej tercji, gdzie kwarty i kwinty są jedynie interwałami pomocniczymi. Po przyswojeniu sobie tego sposobu przekonałem się, że jest lepszy, bardziej niezawodny i daje ładniejsze, miękkie brzmienie akordów durowych, choć jest trudniejszy do opanowania. Przez lata stroicielskiej praktyki wypracowałem sobie lub przejąłem od kolegów tzw. patenty na usuwanie usterek technicznych. Nauczyłem się diagnozować wady i eliminować je swoimi sposobami. Słuchem rozpoznaję np. poluzowane wkręty widełek dźwigni głównej, odklejony młotek, brak poduszki dźwigni orzecha, wypracowane kaszmirowe łożyska osiek i parę innych defektów, objawiających się charakterystycznymi odgłosami. Najtrudniejsze jest zlokalizowanie przydźwięków, których przyczyną są najczęściej ciała obce na płycie rezonansowej lub pęknięcia płyty, a także luźne elementy, np. oś zawiasu, jakaś nakrętka czy zamek, które drżą przy pewnych częstotliwościach. Nauczyłem się operować w mechanizmie pianina czy fortepianu odpowiednimi śrubokrętami i bez trudu demontuję i montuję elementy, do których nie dosięgnie się palcem. Potrafię także sprawdzić, czy nie wystają ośki, przesuwając śrubokręt między figurkami mechanizmu. Na swój użytek wymyśliłem sposób wprowadzania wkrętu w szczególnie trudno dostępne miejsca. Przy pomocy taśmy klejącej przytwierdzam główkę wkrętu do ostrza śrubokrętu i skierowuję go we właściwe miejsce. Polecam ten pomysł majsterkowiczom, bo przydaje mi się nie tylko w pracy stroicielskiej. Praktyczny jest także namagnesowany śrubokręt, gdy śrubka utknie gdzieś w mechanizmie lub jeśli trzeba wydobyć spod strun spinacz brzęczący na dnie rezonansowym. Aby rozkleić drewniane elementy, np. w celu wymiany złamanego trzonka młotka, należy miejsce spojenia poddać działaniu gorącej pary, najprościej nad dzióbkiem czajnika. Po kilku minutach klej glutynowy mięknie i trzonek można wyciągnąć. Sposób na zbyt opornie poruszającą się dźwignię polega na przytknięciu na chwilę do obu końców jej ośki nagrzanego grotu lutownicy, gdyż pod wpływem ciepła łożyska kaszmirowe przyprasowują się. W niektórych sytuacjach skuteczny jest preparat WD-40 w sprayu ze słomką, przy pomocy której można wkropić płyn w trudno dostępne miejsce, np. do osi urządzenia pedałowego. Podzielę się z Państwem pewnym zabawnym rozwiązaniem technicznym, do którego zainspirował mnie pewien kontrabasista. Opowiadał, że dla uzyskania poślizgu lewej ręki po strunach stosuje się lekkie natłuszczanie kremem czy oliwką, ale gdy niczego takiego nie ma pod ręką, a trzeba grać, basista przejeżdża palcami po bokach nosa, bo tam skóra pokryta jest zazwyczaj naturalną, tłustą warstewką. Skorzystałem kiedyś z tej wiedzy, gdy jeden klawisz skrzypiał, pracując na swoim sztyfcie, a ja akurat nie miałem oliwki. Potarłem czubkiem palca twarz, a następnie przesunąłem go po sztyfcie i pomogło. W instrumencie można natrafić na nieoczekiwane przedmioty i niekiedy wiążą się z tym zabawne historyjki. Znajdowałem nieraz pod klawiszami drobne monety (jeszcze poniemieckie). W szkołach i przedszkolach do pianin wrzucane są długopisy, zabawki, kreda itd. Raz w pianinie przedszkolnym natknąłem się na coś, co hamowało ruch młoteczka. Spodziewałem się znaleźć zabawkę, zwłaszcza że dotknąłem aksamitnej faktury przedmiotu, który uwiązł między sprężynkami. Była akurat przy mnie żona i poprosiłem ją o wyjęcie "maskotki". Okazało się, że to biedna, zmumifikowana już myszka. Poprosiliśmy panią z personelu, żeby wyrzuciła znalezisko, a ta wzięła mysz na szufelkę i oddaliła się na zaplecze. Po chwili dobiegł nas stamtąd chóralny pisk kobiecych głosów. Pragnę jeszcze podzielić się z Państwem kilkoma spostrzeżeniami na temat obecnej sytuacji zawodowej stroicieli. Otóż trzeba stwierdzić, że daje się zauważyć pewien spadek zapotrzebowania na usługi stroicielskie. Instrumenty elektroniczne stają się bardzo popularne, bo choć bezduszne, są jednak na swój sposób atrakcyjne. Mają bogate możliwości, są wygodne w transporcie i nie wymagają strojenia, gdyż strój mają zaprogramowany. Powstało już wiele ognisk muzycznych nauczających gry na keyboardach. Prywatne osoby prawie nie kupują nowych pianin z powodu wysokiej ceny (ok. 10 tys. zł). Zaś stare instrumenty coraz częściej nadają się jedynie do kasacji. Osoby mające trudności finansowe nie mogą sobie pozwolić na strojenie, które kosztuje co najmniej sto kilkadziesiąt złotych. Słowem, prywatne usługi stroicielskie są mniej poszukiwane. Oczywiście, w profesjonalnym szkolnictwie muzycznym i w salach koncertowych nie zanosi się na zmierzch akustycznych "wielorybów", a i wśród samych muzyków amatorów i zawodowców nie brak zdeklarowanych zwolenników tradycyjnych instrumentów. Chciałbym też wspomnieć o elektronicznych przyrządach do strojenia, gdyż czasami jestem pytany, czy tunery nie wyprą stroicieli. Sądzę, że nie. Elektroniczny tuner to bardzo użyteczne urządzenie dla gitarzystów czy kontrabasistów. Wskazuje on na monitorze lub podaje z generatora właściwe dźwięki, można więc dostroić struny do odpowiedniej częstotliwości. W przypadku fortepianu zwolennicy tej metody zazwyczaj ponoszą jednak klęskę. Zdarzają się przekłamania wskazań monitora, np. gdy dwie struny mające brzmieć unisono są odstrojone o taką samą odległość od właściwego dźwięku (jedna wyżej, druga niżej). Wtedy przyrząd uśrednia te dwie częstotliwości i wskazana przez niego wartość jest pozornie prawidłowa. Wynika z tego konieczność kontroli słuchowej. Nie wspomnę o problemach, jakie mogą powodować usterki techniczne mechanizmu. Niemniej jednak tuner jest przydatny i wielu profesjonalnych stroicieli ma go w wyposażeniu jako urządzenie pomocne przy bardzo dokładnym sprawdzaniu stroju lub do ustalenia jego pożądanej wysokości, np. a1 =442,5 Hz. W sumie moje doświadczenia jako niewidomego stroiciela są pozytywne, choć zdaję sobie sprawę, że w niektórych pracach niewidomy nie jest w stanie dotrzymać kroku widzącym fachowcom. Mam na myśli możliwość dokonywania dużych remontów obejmujących wymianę całego naciągu strun, kompletu kołków stroikowych, kompletu młotków, tłumików, nakładek klawiaturowych, uwypuklanie dna rezonansowego, pełną regulację mechanizmu oraz renowację obudowy. Niektóre z tych prac są w pewnym stopniu możliwe do wykonania przez niewidomego, lecz wymagają więcej czasu i wysiłku, a efekt, choćby np. estetyka, nie zawsze wypadnie perfekcyjnie. Niewidomi mają natomiast równe szanse w zakresie samego strojenia, ale to dotyczy jedynie instrumentów całkowicie sprawnych technicznie, z jakimi ma się do czynienia np. w fabryce. Znam przykłady niewidomych, którzy w zawodzie stroiciela zdobyli dobrą pozycję. Nie podejmuję się wymieniać wszystkich nazwisk. Poznałem osobiście lub słyszałem o kilku stroicielach zatrudnionych niegdyś w fabryce kaliskiej i legnickiej - są to m.in. panowie Chwiałkowski, Stokłosa, Cyga i Mydlikowski. Najsłynniejszym polskim niewidomym stroicielem i korektorem, o którym krążą legendy, był nieżyjący już Jerzy Kozak, związany z katowicką Akademią Muzyczną. Prezes Towarzystwa Muzycznego im. E. Kowalika - pan Stanisław Kozyra - jest również absolwentem kaliskiego technikum. Nie są mi natomiast znane dokonania krakowskiej szkoły kształcącej stroicieli. Zawód stroiciela jest elitarny i bynajmniej nie mówię tego z wyższością. Chodzi o to, że rynek tych usług jest wąski, a klient wymagający. Stroiciel poza ustawicznym doskonaleniem swej fachowości musi być operatywny, dyspozycyjny, zaradny i pomysłowy. Poza tym na dobrą reputację powinien sobie zasłużyć przestrzeganiem etyki zawodowej - solidnością, słownością i uczciwością. Trzeba się także wykazywać umiejętnością obcowania z ludźmi, by np. zrealizować życzenia kapryśnego artysty, podtrzymać na duchu stremowaną przed występem studentkę lub grzecznie traktować męczącego klienta, który albo wykazuje nadmierną ciekawość i o wszystko pyta, albo jest przesadnie troskliwy i każde sięgnięcie po narzędzie wyzwala w nim chęć przyjścia z pomocą. Ważna jest umiejętność cierpliwego i przystępnego wyjaśniania, na czym polegają różne usterki, z których niekiedy klient nie zdaje sobie sprawy. Te uwagi odnoszą się oczywiście nie tylko do niewidomych stroicieli. Sam nie wiem, ile czynników decyduje o utrzymaniu się w zawodzie i zdobyciu w nim pozycji - pewien łut szczęścia zapewne też ma znaczenie. Powiem, że spośród absolwentów kaliskiego technikum na pewno dużo mniej niż połowa wykonuje tę pracę. Już całkiem na zakończenie chciałbym wyjaśnić jedną rzecz, o którą jestem często pytany i która daje mi okazję do ulubionego żartu. - Pan to musi mieć świetny słuch! - mówią. - Co mam świetne? - pytam, jakbym nie dosłyszał. Prawda o słuchu stroiciela jest taka, że ten słuch musi być przede wszystkim dobry w sensie sprawności zmysłu. Stroiciel powinien też mieć wyrobiony słuch muzyczny. Mitem jest to, że każdy stroiciel musi mieć słuch absolutny, czyli rozpoznawać bezwzględne wysokości dźwięków. Do wykonywania tego zawodu wystarcza w zupełności słuch relatywny. Nie jest też konieczne gruntowne wykształcenie muzyczne w zasadzie wystarczy elementarna znajomość interwałów. Natomiast słuch musi być sprawny jako zmysł odbierający pełne pasmo akustyczne, tj. od kilkunastu do kilkunastu tysięcy Hz. Strojenie wymaga wychwycenia słuchem czysto fizycznych zjawisk, wynikających z interferencji fal dźwiękowych oraz zjawisk barwowych zależnych od ilości i rodzaju tonów składowych, które decydują o brzmieniu. To, co stanowi o artystycznym charakterze zawodu stroiciela, to przede wszystkim dokładność i wyczucie estetyki brzmienia. Świetnie przygotowany instrument daje amatorom przyjemność muzykowania, a koncertującym pianistom - możliwość dostarczenia publiczności artystycznych doznań. Można wreszcie powiedzieć górnolotnie, że sprawny i znakomicie brzmiący fortepian w dużym stopniu warunkuje realizację w pełnej krasie twórczego  

   zamysłu kompozytora.

Nowy Magazyn Muzyczny  nr7-8 2003