Niektóre publikacje.  

 

    Sporo zależy od nas   

     WŁADYSŁAW GOŁĄB   

Rok 1991 kojarzy mi się z wielkimi wydarzeniami: dwusetną rocznicą uchwalenia Konstytucji 3 Maja - pierwszej demokratycznej konstytucji na obszarze Europy siedemdziesiątą rocznicą uchwalenia Konstytucji marcowej (17 marca 1921) - ustawy zasadniczej, regulującej status prawny i organizacyjny drugiej Rzeczypospolitej i wreszcie pięćdziesiątą rocznicą śmierci Jana Ignacego Paderewskiego - wielkiego artysty i Polaka, człowieka, który obok Piłsudskiego i Dmowskiego w największym stopniu przyczynił się do umocnienia niepodległego bytu naszej ojczyzny. Natomiast środowisku polskich niewidomych rok 1991 przypomina:  105 rocznicę urodzin dr. Włodzimierza Dolańskiego (22 sierpnia 1886) - wielkiego naukowca, muzyka i działacza społecznego, prawdziwego architekta ogólnopolskiej organizacji niewidomych, współtwórcy światowej Rady Pomocy Niewidomym, osiemdziesiątą rocznicę (maj 1911) zarejestrowania Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi Królestwa Polskiego (zorganizowanego przez Różę Czacką), które wniosło ogromny wkład w rehabilitację niewidomych w Polsce, czterdziestą piątą rocznicę powstania Związku Pracowników Niewidomych RP (październik 1946) - pierwszej ogólnopolskiej organizacji niewidomych, której twórcami byli: dr W. Dolański, J. Buczkowski i S. Kalińska,  czterdziestą rocznicę powstania PZN (czerwiec 1951) - organizacji powołanej z inicjatywy polskich niewidomych z majorem Leonem Wrzoskiem na czele, czterdziestą rocznicę powołania Światowej Rady Pomocy Niewidomym (lipiec 1951), wyspecjalizowanej komórki ONZ, przekształconej w 1984 r. w Światową Unię Niewidomych,  trzydziestą rocznicę śmierci Matki Elżbiety Róży Czackiej (15 maja 1961) - kandydatki na ołtarze, twórczyni Dzieła Lasek. Miniony rok był dla nas czasem zmagań politycznych, społe- cznych i gospodarczych. Gdy piszę te słowa (grudzień), mamy jeszcze na świeżo w pamięci wybory prezydenckie w Polsce i ciągle trwa konflikt w Zatoce Perskiej. Obie te sprawy budzą we mnie smutne refleksje. Zatoka Perska grozi wojną, natomiast wybory prezydenckie wywołały wiele zła. W ciągu zaledwie kilku miesięcy runęła solidarność narodowa, a społeczeństwo wykazuje tak znamienne braki w dojrzałości demokratycznej. Jakże ten naród, do którego sam należę, może wybierać prezydenta, skoro nie wie, co to jest program polityczny, skoro umie tylko - tak może się wydawać - serdecznie nienawidzieć. Te pomazane ściany, zrywane afisze, malowane gwiazdy Syjonu wywołują na twarzy rozsądnego Polaka rumieniec wstydu. Trudno się dziwić, że jeden z kaznodziejów między innymi powiedział: Staliśmy się pośmiewiskiem narodów. Chciałoby się za Słowackim powiedzieć: Polsko, lecz ciebie błyskotkami łudzą... i dalej Choć wiem, że słowa te nie zabrzmią długo w sercu, gdzie nie trwa myśl nawet godziny, mówię, bom smutny i sam pełen winy!. Przedmiotem moich refleksji nie mają być jednak sprawy ogólnopolskie, ale środowiska niewidomych.   

 W pierwszych dniach listopada ubiegłego roku uczestniczyłem w obradach Zarządu Głównego PZN w Muszynie. Z uwagą słuchałem wypowiedzi koleżanek i kolegów, przekazujących różne niepokoje o sprawy codzienne i przyszłość. Przywykliśmy do tego, że polski system rehabilitacji jest najlepszy, że gwarantuje bezpieczne bytowanie każdemu niewidomemu. Wielu zagranicznych specjalistów zazdrościło nam tzw. polskiej szkoły rehabilitacji. Tymczasem przy zderzeniu z gospodarką rynkową wszystko runęło jak domek z kart. Dziś spółdzielnie robią bokami. Tzw. restrukturyzacja staje się magicznym słowem, pod które każdy podkłada inne treści. Chyba dla większości to po prostu zakup zagranicznych automatów sterowanych przez komputery, które mają zarobić na płace niewidomych markujących pracę. Jedna z koleżanek, będąca wiceprezesem zarządu spółdzielni, powiedziała mi: U nas automaty japońskie produkują wyroby dziewiarskie, a niewidomi robią na swych maszynach różne dodatki do nich. Nie mamy trudności ze zbytem. Myślę, że pomysł nie jest zły, ale trudno go zastosować w innej branży. Wiele czynności wykonywanych dotychczas rękodzielniczo przez niewidomych może być przekazanych automatom, co w konsekwencji obniży cenę w sposób nieporównywalny. Anglicy już czterdzieści lat temu mówili, że warsztaty dziewiarskie dla niewidomych skazane są na likwidację, bo ich wyroby nie wytrzymują konkurencji, zarówno co do jakości, jak i ceny. Już nie raz mówiłem, w tym i na forum komisji sejmowych, że niewidomych należy zatrudniać przede wszystkim wśród osób widzących. Tam są nieograniczone możliwości nowych stanowisk pracy. Trzeba jednak do tego zabrać się metodą Henryka Ruszczyca, czyli jeździć po zakładach, obserwować pracowników przy warsztatach i próbować dostosowywać je do możliwości i potrzeb niewidomych. A już zadaniem ustawodawcy jest stworzenie takiego spójnego systemu prawnego, aby zakładowi opłacało się zatrudnienie niewidomego.   

 Dobrym początkiem jest art. 24 ustawy o zatrudnieniu. Być może dalszym krokiem w tym kierunku będzie ustawa o rehabilitacji inwalidów w procesie pracy. Spółdzielcy w tym miejscu mogą zadać pytania: A co z nami? Gdzie pójdziemy? Czy na starość mamy zmieniać zawód?. Myślę, że na pytania te należy odpowiedzieć inaczej, aniżeli oczekują tego spółdzielcy. Spółdzielnie trzeba odbudować od wewnątrz. Ma to być zakład pracy, w którym każdy członek - nie tylko z litery prawa, ale i głębokiego przekonania - czuje się współwłaścicielem. To ma być nieco innego rodzaju spółka, w której od każdego zależy, czy prowadzone przedsiębiorstwo daje zyski, czy straty. Pamiętam te trudne lata czterdzieste. Ileż to surowców i wyrobów gotowych nosili na własnych plecach spółdzielcy w Lublinie czy Łodzi. Jakże często nie było pieniędzy na wypłatę i było to zmartwienie całej załogi. Dziś w świadomości członka spółdzielni wszystko co spółdzielcze to cudze, a zatem moje jest tylko to, co uda mi się wyszarpnąć ze spółdzielni. Aby spółdzielnia mogła się odrodzić, trzeba zmienić tę mentalność, ograniczyć do minimum personel, uatrakcyjnić wykonywane towary i stawać się zakładem naprawdę konkurencyjnym. Oczywiście nie chodzi mi o powrót do stosunków i warunków z lat czterdziestych, tylko o powrót do tamtej wizji zakładu pracy jako mojego, osobistego dobra, o które powinienem dbać i troszczyć się na co dzień.   

Nie jest to jednak droga dla wszystkich spółdzielni. Pewna ich część musi przekształcić się w zakłady pracy chronionej, częściowo dotowane ze skarbu państwa. Nie mogą to już być spółdzielnie, ale np. zakłady własne Polskiego Związku Niewidomych. Ich produkcja musi być pod względem jakości i ceny konkurencyjna, a dla sprostania tej konkurencyjności będzie niejednokrotnie potrzebna dotacja. Dla osób najmniej sprawnych powinna być prowadzona terapia zajęciowa, całkowicie rozliczana w budżecie placówki, przy której będzie prowadzona. Przestańmy jednak mówić o wyłączności, o nakazach czy zakazach. To już nie te czasy.   

  Podczas posiedzenia w Muszynie w krótkiej informacji przekazałem członkom Zarządu Głównego obraz prac legislacyjnych dotyczących pomocy społecznej, rehabilitacji zawodowej i zagadnień emerytalno-rentowych. Między innymi powiedziałem: Musimy zerwać z postawą roszczeniową. Możemy i powinniśmy walczyć o sprawy zasadnicze, moralnie i społecznie chwytliwe. Będziemy zatem walczyć o możność łączenia pracy z pobieranym świadczeniem, o podniesienie dodatków pielęgnacyjnych i ich zróżnicowanie w zależności od stopnia niedołęstwa - np. podwójne inwalidztwo pierwszej grupy. Nie będziemy natomiast walczyć o nowe przywileje, bo nikt ich nam dziś nie da. Musimy też realnie spojrzeć na rzeczywistą liczbę niewidomych w Polsce... Czy faktycznie mamy 80 tysięcy niewidomych? W rozumieniu procesów rehabilitacyjnych niewidomym jest tylko ten inwalida wzroku, który w zaspokajaniu życiowych i zawodowych potrzeb posługuje się technikami bezwzrokowymi. Pozostali inwalidzi wzroku wymagają głównie pomocy socjalnej, a ta powinna być świadczona przede wszystkim przez aparat samorządu terytorialnego. To są tylko przykłady tych wielu problemów oczekujących na rozwiązanie w najbliższej przyszłości. Nie obawiam się trudności w ich załatwieniu, bo klimat jest bardzo dobry. Wielu posłów z ogromną życzliwością wysłuchuje nas i z zapałem broni naszych postulatów - oczywiście tych słusznych. Na przeszkodzie stoją wprawdzie biurokratyczni oponenci, ale i z nimi można dojść do porozumienia, gdy broni się słusznej sprawy. Gorzej rzecz się ma z możliwościami. Chcemy rozwiązywać narosłe trudności w najgorszym okresie, gdy budżet państwa rwie się i gdy z wielu stron dochodzą wołania, że coś się wali, że ktoś ginie, że trzeba wesprzeć tę czy inną działalność.   

 Niestety, w Muszynie nadal spotkałem się z dawną mentalnością. Jeden z kolegów w rozmowie kuluarowej wyraził zdziwienie, że my ciągle o coś prosimy: Oni muszą dać! Niech niewidomy otrzyma rentę w takiej wysokości, aby mógł co najmniej dwa razy w miesiącu wyjeżdżać za granicę. Niech renta nie będzie mniejsza od renty niewidomego Niemca!. Niestety, nie był to głos odosobniony. Inny niewidomy powiedział: Dlaczego oni nam ciągle czynią łaskę? Nam po prostu należy się samochód, sprzęt elektroniczny i środki na ludzką egzystencję!. Panowie! Tą drogą nie zajdziemy daleko. Bądźmy realistami: domagajmy się tego, co możliwe i niezbędne. Cierpliwość jest najlepszą szkołą, a zarazem drogą prowadzącą do sukcesu. Mamy przed sobą rok 1991. Czy będzie on rokiem sukcesu, czy klęski? Od nas samych sporo zależy. Życzę wszystkim jak najwięcej sukcesów.  

Pochodnia grudzień 1990