Norbert Galla

przewodniczący  zarządu Śląskiego Okręgu   

Polskiego Związku Niewidomych  

przewodniczący Śląskiej Fundacji Niewidomych   

 

 

 "Jak robia, to robia"  

Małgorzata Czerwińska  

 

    - Czy mogę opowiedzieć kawał - pyta żartobliwie mój rozmówca.  

      - Nie, najpierw porozmawiajmy o życiu, a potem przejdźmy do śląskich dowcipów - staram się nadać naszemu dialogowi nieco refleksyjny charakter. Bez powodzenia. Ani zapadający melancholijnie nad Ustroniem-Zawodziem jesienny wieczór, ani trudy dnia, wypełnionego mnóstwem zajęć i spraw, nie są w stanie przygasić życiowej energii, optymizmu i poczucia humoru Pana Norberta Gali.

   - Poważny jestem zawsze, nawet wtedy, gdy żartuję - zapewnia Pan Norbert.

   Tak więc, dowcipnie, ale na serio, gawędzimy sobie i życiu, plącząc wspomnienia z teraźniejszością, śląską gwarę z literacką polszczyzną.

   Zawodowej karierze piłkarskiej, już na samym jej progu, przeszkodził słaby wzrok. Z matematyką na drugim roku studiów wygrała wiosna i piękna dziewczyna. A może wyczynowe kopanie i słupki z wieloma niewiadomymi n

ie były jego powołaniem ? W chorzowskim okręgu doradzono masaż leczniczy, jako właściwą przyszłość dla młodego, rozsądnego człowieka. W roku 1977, po ukończeniu krakowskiej szkoły, masaż stał się zawodem i zupełnie dostatnim chlebem na ponad osiem lat.

   Do Górniczego Centrum Rehabilitacji w Reptach Śląskich trafił Pan Norbert wraz z przyjacielem z krakowskich czasów, również Ślązakiem. Połączył ich nie tylko lokalny patriotyzm i męska przyjaźń. Sprowadzając rzecz z górnolotnych słów do prozy życia - lubili pieniądze, a przede wszystkim zawód, który dostarczał ich w zupełnie przyzwoitych ilościach.

   - Nigdy nie brakowało mi pieniędzy - wyznaje Pan Norbert - dlatego, że nie myślałem o tym, aby je mieć. Zawsze na pierwszym miejscu stawiam pracę, a pieniądze są jej konsekwencją.

"Zasuwali" więc z przyjacielem "od siódmej do siódmej, nie wyłączając letnich miesięcy. Nie chodziło jednak tylko o mieć, większe znaczenie miało "być", czyli rozwijanie się w zawodzie, poszerzanie wiedzy i umiejętności, nie tylko medycznych. Służyły temu  razem podjęte studia zaoczne w dziedzinie pedagogiki pracy i pedagogiki specjalnej. Wówczas też zrodził się pomysł zorganizowania całego systemu doskonalenia zawodowego niewidomych fizjoterapeutów, który dopiero dziś, po blisko 10 latach, dojrzał do realizacji. Wtedy, w połowie lat 80. los chciał inaczej. Przyjaciel zdecydował się poszukać swojego miejsca na ziemi poza granicami kraju. Pana Norberta natomiast przeznaczenie i ludzkie zaufanie obsadziły w roku 1987 w podwójnej roli kierownika: Poradni dla Nowo Ociemniałych i Okręgu PZN w Chorzowie.  

   - To nie jest takie proste zostać kierownikiem dwóch instytucji w jednym dniu. Nie miałem żadnego pojęcia o tej robocie. Miałem wówczas 32 lata, nigdy nie kierowałem żadnym zespołem. Usiadłem w gabinecie, nerwowo zastanawiając się, co mam tu robić, modląc się jednocześnie, by nikt do mnie nie wszedł - kwituje żartem swoje ówczesne przerażenie Pan Norbert.  

 Dziś trudno sobie przypomnieć pierwsze decyzje i polecenia. Jest pewne, że nie dotyczyły zrobienia herbaty. Tę szef zwykł robić sobie sam. W natłoku spraw, obowiązków, zajęć, decyzji, poleceń Pan Norbert przyznaje ,że nigdy nie pamięta dwóch rzeczy: daty powstania PZN, usprawiedliwiając się, że go przy tym nie było, co jest prawdą, gdyż urodził się kilka lat później - oraz liczby swoich pracowników. To ostatnie również nie dziwi. Trzynastu pracowników chorzowskiego okręgu nie uznaje, za przykładem szefa, zakresów czynności. Każdy może zastąpić każdego. Wszyscy doskonale się uzupełniają.

- Zakresy czynności? O co chodzi? Trzeba robić i koniec! - podsumowuje stanowczo Pan Norbert.

Świadomość kierowania największym okręgiem PZN, zrzeszającym 7 tysięcy niewidomych, czyni niejedną noc bezsenną. Z odpowiedzialności za ludzkie losy, z pracowitości, uporu i hartu ducha, właściwemu ludziom ze Śląska "twardym i konkretnym jak pierun" - zrodziło się i urzeczywistniło wiele inicjatyw. Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Dąbrowie Górniczej, Regionalna Fundacja Pomocy Niewidomym, pierwszy w tzw. terenie zakład własny PZN, "szkoła życia" dla dzieci niewidomych z dodatkowym kalectwem w Rudołtowicach. Mówiąc o tym z perspektywy czasu, nietrudno popaść w styl kadencyjnego sprawozdania .A przecież wszystko to wyrosło z niespokojnego usposobienia Szefa, oraz rzetelnej pracy tych, których zdołał zarazić swą życiową energią i pasją działania.

Druga kadencja chorzowskiego prezesa? Trzeba zapewnić ciągłość opieki absolwentom Rudołtowic, a masażystom stworzyć bazę doskonalenia zawodowego. Pracownicy chorzowskiego okręgu nie narzekają na brak zajęć. Już teraz mają ich bez liku, a przecież niepodobna, ażeby Szef znów czegoś nowego nie wymyślił. Pan Norbert nie ustaje w tym nawet w trakcie nielicznych urlopów, podczas których, dla" odprężenia" ciężko pracuje fizycznie, remontując i modernizując swój rodzinny dom w podgliwickiej wsi. Spokojne hodowanie "bani" /dyni/ w przydomowym ogródku nie pociąga tak, jak stresujące uprawianie "PZN-owskiego pola", nie jest tak ważne, tak pełne głębokiego sensu. Dobre na emeryturę, ale nie teraz, gdy jeszcze tyle do zrobienia. Emerytura? To dla Pana Norberta czas więcej niż przyszły.

-Chciałbym krótko żyć, a wiele zrobić - wyznaje - mieć wokół siebie ładne, mądre dziewczyny, inteligentnych, rezolutnych chłopców i żyć szybko, ostro poganiać -siebie, innych i czas. Czy mogę już opowiedzieć ten kawał? - kończy swoje zwięzłe życiowe credo Pan Norbert. Pozwalam. Dowcip pozostanie jednak w magnetofonowym zapisie naszego spotkania. Jest niecenzuralny nawet dla niecenzurowanej prasy. Jego pointa doskonale odpowiada stylowi życia i bycia mojego rozmówcy. Rozpoczyna się od twardo po śląsku wypowiedzianych słów: "Jak robia to robia..."

   Pochodnia  lipiec 1994