Biografia prasowa

 

Ks. Tadeusz Fedorowicz  

Duchowy opiekun Lasek  

 Autor  wielu publikacji o treści filozoficzno-religijnej  

 

   

        Zawsze wierny  

W tym roku ks. Tadeusz Fedorowicz obchodził 60. rocznicę święceń kapłańskich. 28 czerwca, w uroczystość św. Ireneusza zebraliśmy się w kaplicy Zakładu dla Niewidomych w Laskach, żeby modlić się i dziękować za hojność Boga, który stawia na drodze ludziom takich księży, jak Ojciec Tadeusz. O prymicjach sprzed sześćdziesięciu lat przypominały biały ornat i kielich, w którym odprawił swą pierwszą Mszę. Otoczony przyjaciółmi wspominał z wdzięcznością przyjaciół - specjalnie zamówiony w Paryżu ornat był darem Jana Szeptyckiego, zaś kielich, wzorowany na średniowiecznym płockim kielichu został ofiarowany prymicjantowi przez Stefana Swieżawskiego. Wszyscy trzej przyjaźnili się od piętnastego roku życia, wiernie i do końca.  

Chyba ta wierność, przypominająca skałę z Psalmów jest najważniejszą cechą Ojca Tadeusza. Dzięki niej ludzie na nieludzkiej ziemi w dalekim Kazachstanie znajdowali siły, by przeżyć i jeszcze odkryć sens miażdżącego cierpienia. Dzięki tej wierności błąkający się po labiryntach realsocjalizmu znajdowali odporność na pokusy szczęścia bez Boga.  

Całe życie wypełnione wiernością - Bogu, powołaniu, przyjaciołom. Ale także spotkanym ludziom i pedantyczne przechowywanie w pamięci zwłaszcza dobra, które w nich było, każdy jego okruch, dostrzeżony przez Ojca Tadeusza. Nikt nie wie, z iloma ludźmi spotkał się w życiu, do ilu serc Chrystus dotarł dzięki wierności, zagarniającej całe życie. Jak sam wspomina, początki były bardzo zwyczajne...  

Powołanie dojrzewało jakoś poza moją świadomością. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Pamiętam, jak po maturze ojciec wziął mnie na spacer po polach i spytał, co zamierzam dalej robić. Powiedziałem, że gdyby Klebanówka, majątek, w którym się urodziłem, była wolna, to bym chętnie w niej pozostał na gospodarstwie. Ale ponieważ była już własnością mojego brata ciotecznego, ta możliwość odpadała, zaś druga wieś, Kamionka, mnie nie interesowała. A ponieważ ojciec mój po maturze studiował prawo dwa lata (dopiero później poszedł na studia rolnicze), więc powiedziałem, że pójdę na prawo, gdyż to daje różne możliwości - pracę w administracji, pracę w adwokaturze. Skończyłem prawo, ale studiowałem tylko cztery lata, bez doktoratu, z magisterium.  

Powołanie dojrzewało we mnie powoli i podświadomie. Po zrobieniu magisterium na prawie poszedłem na rok do wojska do Włodzimierza Wołyńskiego, do artylerii. Tam powoli dojrzewała we mnie ta myśl. Choć pamiętam, że jeszcze przed pójściem do wojska byłem na polowaniu i tak dla żartów rzucałem kapelusz, moja kuzynka zaczęła do niego strzelać, jeszcze ktoś strzelał, no i rozwalili mi w końcu ten świecki kapelusz. Wtedy pomyślałem, że już nie będę go potrzebował. Nie było to przeczucie, a jakieś przywidzenie. Dojrzewało to we mnie nie wbrew, w mojej wpółświadomości i poza wolą.  

Pod koniec wojska byłem na spacerze z moim przyjacielem Swieżawskim, z którym przyjaźniłem się od piętnastego roku życia. Było to gdzieś pod Baranowiczami. Późnym wieczorem poszedłem sobie z nim na spacer, patrzyłem na gwiaździste niebo i pomyślałem: To ja pójdę do Tego Pana Boga.  

W wojsku ostatecznie zdecydowałem się na seminarium. Ale jeszcze postanowiłem, że gdy wrócę, zapytam mojego ciotecznego brata, który z ojcem moim pracował w przemyśle we Lwowie, czy będę mu potrzebny, bo jeżeli tak, to jeszcze zostanę, a jak nie - pójdę do seminarium. A on powiedział: No to idź do seminarium. Tak że moja decyzja nie była taka, że ja chcę i idę, a taka, jakbym wiedział, że właśnie tak ma być. I wtedy w mundurze konnego artylerzysty zgłosiłem się do seminarium.  I nigdy nie przyszło mi na myśl żałować, byłem całkowicie zdecydowany i zadowolony. I rzeczywiście - nie potrzebowałem już świeckiego kapelusza.  

 

Taki był początek. Ksiądz Tadeusz mówi, że przeszedł bardzo długą drogę, gdyż pamięta czasy sprzed pierwszej wojny światowej. Utkwiły mu w pamięci trzy rzeczy - gdy wybuchła wojna austriacko-serbska dookoła mówili, że Serbowie są tak krwiożerczy, że chodzą z nożami w zębach, a on jako kilkuletni chłopiec bał się, żeby nie przyszli z tymi nożami do ich domu. Zapałki można było wtedy kupić tylko produkcji szwedzkiej i z kilku słów, napisanych na pasku, okalającym pudełko, rozumiał tylko jedno słowo: fosfor. W tych czasach kobiety chodziły w długich sukniach - i to trzeci szczegół, który zapamiętał z tych czasów ks. Tadeusz. - Jak się od tego czasu świat zmienił... W życiu jednego człowieka, jakie ogromne zmiany i geograficzne, i społeczne, i obyczajowe. Zdumiewające...  

Z takiej perspektywy Ojciec Tadeusz patrzy na czasy współczesne. Patrzy, martwi się i ufa, gdyż ludzie wierni nigdy nie popadają w rozpacz.  

Są dwie kategorie myślenia ludzkiego - mądrość i nauka. Nauka daje wiedzę, dzięki niej poznaje się świat. Jest i mądrość, która jest poznawaniem prawdy i dobra. We wszystkich cywilizacjach byli mędrcy, którzy nie interesowali się materią, tylko prawdą i dobrem. Prawda w najwyższej formie jest prawdą o Bogu i o człowieku, a dobro jest poznaniem wartości moralnych. W Europie od czasów Kartezjusza zaczął się gwałtowny rozwój wiedzy o świecie, aż dziś mamy samochody, samoloty, całą tę fantastyczną technikę, ale zapomniano o duszy człowieka, o człowieku jako takim.  

Kiedyś czytałem w jakimś piśmie artykuł o mądrości i tam było napisane, że pojęcie mądrości kojarzy nam się z długobrodym starcem, greckim, rzymskim czy chrześcijańskim, dzisiaj zaś rozumiemy mądrość całkiem inaczej - jako dużą wiedzę o świecie i umiejętność stosowania jej w praktyce. Pomyślałem wtedy, że to nie jest mądrość. Niestety, nasza cywilizacja nie poszła po linii mądrości, ale po linii techniki. Następstwem tego jest cała technika wojenna, brak dobrego wychowania człowieka. Zaniedbanie mądrości doprowadziło naszą cywilizację do tylu katastrof. Z tego wzięły się katastrofa komunizmu czy hitleryzmu.  

Komunizm, hitleryzm, permisywizm na Zachodzie są katastrofą człowieczeństwa. Ale równolegle do tego zaczyna się odnowa religii. Jej symbolem jest Jan Paweł II. To odrodzenie zaczęło się jeszcze za mojej młodości, pamiętam mszaliki, wydawane przez benedyktynów belgijskich, pragnienie odnowy liturgicznej. Po wielu latach ludzie widzą, ku czemu zmierza świat bez mądrości i zaczynają myśleć. Nasycili się już techniką i wygodnictwem, zaczynają myśleć o prawdzie i o wartościach. Ja w każdym razie widzę ten kierunek mądrości, gdyż ludzie cierpią na przesyt techniką i zaczynają szukać sensu człowieczeństwa. Widzę te poszukiwania u młodzieży, a szefem tej odnowy jest obecny Papież, który budzi w ludziach potrzebę prawdy i dobra.  

 Notowała: Alina Petrowa-Wasilewicz  

Credo , wrzesień 1996