Biografia prasowa

 

Anna Falkiewicz

Socjolog  

 współpracownik Polskiego Radia  

 

  Naprzeciw światu  

Anna Amanowicz

 

W każdy wtorek w Muzeum Tyflologicznym Biblioteki Centralnej PZN w Warszawie odbywają się spotkania kulturalne. Goście wieczoru, głównie muzycy, śpiewacy, poeci, recytatorzy, dostarczają bywalcom "muzealnego salonu" artystycznych przeżyć, oddziałują na emocje. Ostatnio było nieco inaczej. Spotkaniu towarzyszyła osobna, refleksyjna aura. Bo i gość, zaproszony przez Ewę Samonek, był szczególny: Anna Falkiewicz. Z wykształcenia socjolog, z zawodu dziennikarz. Osoba od dziecka obdarzona słabym wzrokiem, a od kilkunastu lat całkowicie niewidoma. "Życie przeżywać samodzielnie i niezależnie. Nie zawieszać się na nikim, nie żądać, nie wymagać. Chyba że ktoś sam chce nam coś z siebie dać" - to życiowe credo Anny Falkiewicz.

W wystawienniczej salce muzeum, w malarskiej scenerii, pani Anna z wdziękiem i humorem opowiadała o sobie. O tym, jak borykała się z problemami osoby z dysfunkcją wzroku, jak zdobywała wykształcenie, przyswajała sobie świat, realizowała talenty. Słuchaczy zainteresowała głównie opowieścią o miłości do radia, którego słucha od piątego roku życia. I o pełnej determinacji walce, już w dorosłości, o swoje w nim miejsce. Dzięki radiu uczyła się języków i tak rozsmakowała się w muzyce, iż  pod własnym dachem wykształciła wirtuoza, syna, który dziś odnosi artystyczne sukcesy. Wcześnie odkryła, że jej najcenniejszym darem jest głos. Przykuwający uwagę, donośny, o miłej intonacji  i, co ważne, wzbudzający zaufanie. Pewna tego daru, z dyplomem socjologa w kieszeni, wystartowała w konkursie spikerskim Polskiego Radia. Próba głosu, zdaniem jury, wypadła świetnie, pochwalono ją za znajomość dwóch języków obcych, obiecano odezwać się.  

Nikt nigdy z radia nie zadzwonił. Ktoś inny, mając w kieszeni uniwersytecki dyplom socjologa, schowałby marzenia do lamusa. Ale nie pani Anna. Mimo dysfunkcji wzroku, nigdy nie czuła się kimś gorszym. Była pewna, że kiedyś dopnie swego. Był rok 1971. W jakiejś lekarskiej przychodni nos w nos zderzyła się z ogromnym plakatem, na którym ktoś odwrócony tyłem, z zamazaną twarzą, trzymał w ręku telefoniczną słuchawkę, a pod spodem widniał, wykaligrafowany wielkimi czerwonymi literami, napis: "Telefon Zaufania - twój anonimowy przyjaciel." - Pomoc człowiekowi w kryzysie, to jest to, co chcę robić - skonstatowała wówczas dwudziestodwulatka. I przedłożyła w Telefonie Zaufania swoją propozycję pracy. Odrzucono ją natychmiast. Nikt nie wierzył, że osoba tak młoda może dyżurować przy tak ważnym telefonie. A jednak do zdeterminowanych i upartych świat należy. I choć starania o etat anonimowego przyjaciela trwały aż dwa lata, przez kolejne dwadzieścia sześć pani Anna realizowała swoje marzenie - jako dyżurna nr 23 pracowała głosem, udzielała rad i porad, wyciągała ludzi z sytuacji kryzysowych, niekiedy wręcz samobójczych. W tym czasie poznała około 5 tys. osób. Do dziś z wypełnionej po brzegi szuflady wyzierają listy i kartki od wdzięcznych rozmówców.   

Od sześciu lat "Telefon Zaufania" milczy, został zlikwidowany jako placówka służby zdrowia, która nie potrafiła się samosfinansować. W dwumilionowym mieście, z kulejącym lecznictwem, taki telefon w pewnym sensie załatwiał profilaktykę, lecz któż zdoła przekonać o tym decydentów, którzy na tak ważny cel nie chcą wyłożyć marnych 100 tysięcy złotych rocznie? Pani Anna jednak nie rezygnowała i pukała, gdzie się tylko dało. W 2002 r., dzięki umiejętnościom mediacyjnym, zdołała przekonać "radio" do pomysłu audycji o formule telefonu zaufania, sponsorowanej przez firmy farmaceutyczne. I tak, od przeszło trzech lat wspiera zagubionych w "gąszczu życia" jego słuchaczy. Czyni to z wydatną pomocą asystującego jej doktora Skalskiego, psychiatry, również psychologów i terapeutów, a także zapraszanych gości (byli nimi m.in.: profesor Bralczyk, Maja Komorowska, Marek Nowakowski). Audycja "Radiowy Telefon Zaufania" nadawana jest w programie I PR nocą, w godzinach od 24 do 2. Tematy wymyślane przez panią Annę, za każdym razem są inne. Była "Empatia", "Poczucie humoru fundamentem zdrowia psychicznego", "Wspomnienia są zawsze bez wad". Ostatni temat dotyczył zaburzeń snu i ich leczenia. Na wszystkie słuchacze bardzo żywo reagowali.

Pani Anna pracuje z autolektorem. Na spotkaniu podkreślała nadzwyczajną dla niewidomego zaletę tego urządzenia. Osoby stroniące od techniki najnowszej generacji przekonywała o prostocie jego obsługi. Namawiała obecnych na sali, by występowali do PFRON z podaniem o dotację (z programu "Komputer dla Homera") na zakup tego genialnego, acz drogiego urządzenia.  

Ostatnio pani Anna otrzymała od profesora Zatońskiego propozycję szkolenia osób do dyżuru telefonicznego w istniejącej już placówce zajmującej się profilaktyką uzależnienia tytoniowego. - Jeśli mam już szkolić - skonstatowała - to poproszę, żeby telefon działał całą dobę i nie zajmował się wyłącznie palaczami. - A może kierownictwo PZN namówiłoby PFRON do finansowego wsparcia telefonu zaufania? - podpowiedział ktoś z sali. - Gdyby istniał pod dachem PZN i obsługiwał całą Warszawę, byłby to prestiż dla naszej instytucji - dodał ktoś inny. Ewa Samonek podsumowała: - Idea powołania telefonu zaufania dla środowisk osób niepełnosprawnych jest bardzo cenna. Tym bardziej, gdy przy telefonie dyżuruje osoba sama mająca  takie problemy. Obiecała zainteresować władze PZN inicjatywą. Słuchacze wyrazili chęć złożenia podpisów pod stosowną petycją.

Na zakończenie spotkania pani Anna Falkiewicz, głosem Stanisława Uryszka, pracownika Instytutu Psychiatrii i Neurologii, przedstawiła własną twórczość literacką, a mianowicie fragmenty pamiętnika pisanego trzynastozgłoskowcem. Było sporo zabawy, bo okazało się, iż swoją traumę i uczenie się życia po niewidomemu autorka zaprezentowała w ujęciu... satyrycznym.

To było bardzo owocne spotkanie, za pomysł  którego należą się Ewie Samonek duże brawa. Optymistyczny przykład budzi nadzieję. A czy może być coś bardziej budującego dla ludzi zdesperowanych niepewnością swego losu od kontaktu z człowiekiem, który mimo wszystko nie traci "apetytu na życie", w trudnych sytuacjach nie opuszcza rąk, tylko bierze się z losem za bary?  I, co   najważniejsze - wygrywa! Pochodnia lipiec 2005