Diabelska hierarchia kolorów - Rafał Geremek

 

Z socjologiem prof. Ewą Nowicką rozmawia Rafał Geremek.

Rafał Geremek: Czy wybór Baracka Obamy na prezydenta sprawi, że stosunki rasowe w Ameryce się poprawią?

Ewa Nowicka: Może stać się odwrotnie. Jeśli Obama będzie słabym prezydentem, dla rasistów będzie to tylko potwierdzenie przekonania, że czarni do niczego się nie nadają. Biali, którzy życzliwie podchodzili do czarnych, machną ręką i dojdą do wniosku, że Afroamerykanie dostali o jedną szansę za dużo. Obawiam się, że nowy prezydent może swój sukces przypłacić życiem - zostać zastrzelony, podobnie jak paru innych niewygodnych polityków w USA. Wtedy dojdzie do wybuchu społecznego. Ale sam wybór Obamy wskazuje na to, że Amerykanie w ciągu ostatnich 30 lat radykalnie zmienili swoje podejście do odmienności rasowej.

R.G.: Czy rasizm jest naturalnym odruchem społecznym? Znamy z historii przypadki, że gdy biali po raz pierwszy widzieli ciemnoskórych ludzi, czuli strach, dostrzegali w nich demony.

E.N.: Uprzedzenia rasowe nie są czymś naturalnym - są częścią kultury. Dzieci do lat czterech nie rozróżniają kolorów skóry. Dopiero później zauważają odmienność i oceniają ją na podstawie opinii dorosłych. Stosunek do odmienności jest wytworzony kulturowo. My się tego uczymy. Dla mnie rasizm jest narzędziem, które się stosuje, by zepchnąć inną grupę na gorszą pozycję społeczną, wykorzystać ją ekonomicznie.

R.G.: Coś w tym jest. Kiedy w Lizbonie w 1496 roku po raz pierwszy handlarze niewolników wystawili żywy towar z Afryki na widok publiczny, omal ich nie zlinczowano. Później, kiedy było już jasne, jakie korzyści przynosi handel Afrykanami, Portugalczycy zaczęli sobie racjonalizować los czarnych.

E.N.: Sami Portugalczycy mają w sobie sporo bagażu genetycznego z północnej Afryki. Ale to tylko potwierdza tezę, że rasizm ma korzenie ekonomiczne. Los Afrykanów zabranych do Ameryki jest tego dobrym przykładem. Pierwsi czarni, których przywieziono za ocean z Afryki Zachodniej w 1619 roku, nie byli niewolnikami. Mieli status uzależnionych służących, podobnie jak wielu białych. Oznaczało to, że za cenę podróży do Ameryki musieli jakiś czas przepracować dla swoich sponsorów. Standardowo ten okres wynosił siedem lat. Zaczęto go wydłużać, aż w końcu, by pozyskać nową siłę roboczą, postanowiono rozciągnąć uzależnienie na następne pokolenia. W drugiej połowie XVII wieku w Wirginii uchwalono ustawę, która stwierdzała, że ten, kto miał niewolną matkę, też będzie niewolny. I ten akt prawny obowiązywał aż do 1863 roku.

R.G.: Jak długo jeszcze niewolnictwem będzie można tłumaczyć nędzę i patologię wśród Afroamerykanów? Od co najmniej trzech dekad korzystają z niezwykłych udogodnień. Każda wspólnota powinna znaleźć w sobie moc, żeby wydźwignąć się o własnych siłach.

E.N.: Pan lekceważy siłę doświadczenia, jakim jest niewolnictwo. To odarcie z godności, pozbawienie człowieczeństwa. Od nadania Murzynom wolności w USA minęło zaledwie sześć pokoleń. To wbrew pozorom mało. Zresztą do połowy lat 50. obowiązywały w Ameryce akty segregacyjne, czarni byli traktowani jak inna kategoria społeczna - oczywiście niższa. Będąc w Stanach Zjednoczonych, obserwowałam różnice między Afroamerykanami a czarnymi z Afryki bądź z Karaibów, gdzie niewolnictwo zniesiono o wiele wcześniej. Ci drudzy emanowali siłą, przebojowością. Potomkowie niewolników wyglądali na niepewnych siebie, co często w środowiskach mniej edukowanych zasłaniali agresją. Obama zrobił błyskotliwą karierę, m.in. dlatego, że nie miał nigdy i nie mógł mieć kompleksu niewolnika. Z niewolnictwem i amerykańskimi Murzynami nie ma nic wspólnego. Jego ojciec, Afrykanin, tylko chwilowo mieszkał w USA. Obama wychował się z białą matką i dziadkami. Mógł się odciąć od Afroamerykanów, ale postanowił jako senator walczyć o ich prawa i pozycję społeczną. W Stanach Zjednoczonych w ogóle nie sposób uciec od koloru własnej skóry. Paradoksem było istnienie tzw. białych Murzynów, tj. z wyglądu białych ludzi, którzy mieli jakiegoś czarnego przodka i dlatego byli klasyfikowani jako czarni. Obowiązywała zasada jednej kropli krwi decydującej o przynależności rasowej. Świadczy to, jak skrajne mogą być postawy w USA dotyczące kwestii rasowych.

R.G.: Sokrates był przekonany o niższości intelektualnej Murzynów. Herodot przedstawił Murzynów jako psiogłowe, rozwiązłe seksualnie bestie, żywiące się szarańczą. Podobnie o czarnoskórych wyrażał się kilka wieków później Pliniusz Starszy. Starożytni Grecy, podobnie jak Rzymianie, uważali Afrykanów za gorszych, co przypisywali klimatowi. To on miał ich degenerować.

E.N.: Ludzie imperium położonego w basenie Morza Śródziemnego oswojeni byli na pewno z ciemniejszym kolorem skóry. Wiedziano, że śniadzi Egipcjanie stworzyli wielką cywilizację. Niewolnictwo w Rzymie nie zależało przecież od koloru skóry, co dowodzi, że nie było obsesji na tle rasy. Także św. Augustyn, prawdopodobnie z pochodzenia Berber, wywodził się z terenów dzisiejszej Algierii i miał ciemną karnację, również jego matka, św. Monika. Na dawnych ikonografiach pokazywano ich prawdziwy wizerunek. Artyści wybielali ich później, co widać np. na obrazie z 1840 roku. W średniowieczu także nie traktowano czarnych jako podludzi.

R.G.: Naprawdę? Święty Tomasz z Akwinu był przekonany o nierówności ras, a księża w kazaniach przedstawiali czarnoskórych jako wcielenie szatana. Efrem Syryjczyk przypisał Noemu słowa: "Niech będzie przeklęty Kanaan i niech Bóg uczyni jego twarz czarną".

E.N.: Możemy zebrać mnóstwo rasistowskich wypowiedzi ludzi każdej epoki i stworzyć wrażenie wszechobecnego rasizmu. Gdyby wszyscy uważali czarnych za diabłów, to dlaczego w średniowieczu i wcześniej na prawie wszystkich obrazach ukazujących Trzech Króli, jeden z bożych posłańców miał czarną twarz? Diabeł posłańcem dobrej nowiny? Uważam, że demonizuje się rasizm motywowany religijnie. Akurat chrześcijaństwo ma wielkie zasługi w walce z rasizmem i niewolnictwem. Pierwsi biali Amerykanie z pobudek religijnych wyzwalali niewolników na długo przed wojną secesyjną. Od XVIII wieku szczególnie aktywni w tej kwestii byli baptyści - dlatego do tego Kościoła do dziś należy tak wielu czarnych w USA. To oni stworzyli w XIX wieku kulturę gospel, wspaniałego śpiewu niosącego dobrą nowinę. Nie bez przyczyny chrześcijaństwo czyni tak wielkie postępy do dziś wśród czarnych.

R.G.: Według amerykańskich biologów Richarda J. Herrnsteina i Charlesa Murraya, autorów "Krzywej dzwonowej", biali uzyskują w testach na inteligencję średnio 15 punktów więcej niż czarni. W 2007 roku wybuchł skandal, kiedy biolog i noblista James Watson ogłosił, że czarni są mniej inteligentni.

E.N.: Nie wierzę w te badania. Przypominają mi się słynne badania inteligencji z lat 70., w których rzeczywiście czarni wypadali najgorzej. Tyle że najinteligentniejsi okazali się nie biali, a Eskimosi! Przeprowadzono je na niezwykle skromnej liczbie respondentów, ale nawet jeśli są robione z punktu widzenia metodologicznego poprawnie, to też mnie nie przekonują. W latach 30. za pomocą testów inteligencji amerykańscy urzędnicy zakwalifikowali 80 proc. żydowskich imigrantów z Europy jako niedorozwiniętych umysłowo kretynów. Owi imigranci okazali się wyjątkowo przedsiębiorczy i zaradni, a ich dzieci i wnuki odnoszą wielkie sukcesy w biznesie i nauce. Poza tym piętno niewolnictwa, o którym już wspomniałam, odgrywa ogromną rolę. Jeszcze w latach 70. niewielu Afroamerykanów studiowało.

R.G.: Można zaryzykować chyba tezę, że popularność Obamy sprawi, iż biali będą mieli mniej oporów, by wiązać się z czarnymi. Ale owo "mieszanie się" rodzi nowe problemy. Trzy czwarte związków mieszanych to czarny mężczyzna i biała kobieta. Tysiące amerykańskich Murzynek zostaje bez pary.

E.N.: To jest rzeczywiście problem wynikający z postrzegania ras. Biali niechętnie żenią się z Murzynkami, bo uznają, że to obniża ich prestiż, a dla mężczyzny to bardzo ważne. Kobiety nie mają takich oporów. Paradoksalnie, to właśnie czarne kobiety i biali mężczyźni powinni najszybciej łączyć się w pary, bo częściej ze sobą przebywają. Afroamerykanki są o wiele lepiej wykształcone niż czarni Amerykanie. To one pracują w biurach, firmach, wszędzie tam, gdzie dominują biali mężczyźni. Ale ci nie chcą tych kobiet. Dlatego czarny, wykształcony mężczyzna jest na wagę złota. Pamiętam, jak znalazłam się w Ameryce w środowisku czarnych studentów, dziewczyny patrzyły na mnie z podejrzliwością, czy nie chcę ukraść im mężczyzny. Proces mieszania się ras będzie postępował, bo coraz więcej Amerykanów akceptuje międzyrasowe małżeństwa. W 1991 r. po raz pierwszy w historii USA więcej osób opowiadało się za mieszaniem się ras (48 proc.), niż im się sprzeciwiało (42 proc.). A jeszcze w 1958 r. zaledwie 4 proc. białych Amerykanów akceptowało międzyrasowe małżeństwa, obecnie prawie 70 proc.! To zjawisko nie osiągnęło jednak takiej skali jak w czasach niewolnictwa, gdy właściciele plantacji masowo zapładniali czarne kobiety. Zwykle przemocą, ale bywało, że niewolnice same się oddawały, by ich dzieci miały lepszy los. I to brzemię dźwigają do dziś Afroamerykanie.

R.G.: I pewnie dlatego w wielu gangach tworzonych przez czarnych zgwałcenie białej kobiety jest rytuałem inicjacyjnym. A czy my, Polacy, również akceptujemy małżeństwa wielorasowe?

E.N.: Wbrew pozorom nie jest z nami tak źle. Tylko 4,5 proc. Polaków nie chciałoby, by Polki wychodziły za mężczyzn o innym kolorze skóry. W naszym kraju najwięcej jest par polsko-wietnamskich. Ale przybywa też polsko-afrykańskich. Na tych relacjach niesłychanie zaciążyła ostatnio sprawa Simona Mola, Kameruńczyka, który celowo zarażał kobiety wirusem HIV. Poznałam go jako niezwykle czarującego człowieka, ale dowiedziałam się, kim jest, bo molestował znajomą studentkę. Nie dała się zaciągnąć do łóżka, więc wyzwał ją od rasistek. On był przykładem Afrykanina, który wykorzystywał swój kolor skóry i kompleksy z tym związane. Ale jego przykład nie powinien rzucać cienia na tych Afrykanów, którzy osiedlili się w naszym kraju i są normalnymi, przyzwoitymi ludźmi.

R.G.: I czasem dochodzi do humorystycznych sytuacji. Pamiętam, jak przed 12 laty sołtys jednej z lubuskich wsi zauroczył się pewnym czarnym przybyszem i stwierdził, że sam musi zacząć walkę z rasizmem.

Wystosował otwarty protest przeciwko czytaniu dzieciom wierszyka o "Murzynku Bambo", który nie lubi kąpieli, bo się "boi, że się wybieli".

E.N.: To, że ta sytuacja miała miejsce na wsi, wcale mnie nie dziwi. Czarnoskórzy zawsze czuli się w Polsce lepiej na wsi niż w mieście. W dużych skupiskach panuje większa anonimowość, co sprzyja chuligańskim wybrykom. Na wsi, gdy nowy czarnoskóry mieszkaniec da się poznać z dobrej strony, to ludzie go uwielbiają. Polska wieś jest bardziej tolerancyjna niż miasto.

Stosunek do odmienności rasowej pokazuje, jak bardzo różnimy się od starej Europy. Te kraje w większości należą do kultury brzoskwini - na początku jest łatwo, a potem natrafia się na opór. Tam, zwłaszcza w państwach północnych, otwarcie rzadko wypowiada się rasistowskie uwagi, ale wejście czarnego do białej rodziny jest trudne. Przez lata traktuje się go jak obcego. Polska jest kulturą kokosu - na początku trudno, a potem miąższ i mleczko. Początkowo polscy rodzice często nie kryją konsternacji, kiedy chłopak czy dziewczyna przyprowadza czarną wybrankę czy wybrańca, ale później, po wejściu w układ rodzinnych relacji, kolor skóry przestaje być ważny. Czasem tacy rodzice stają się gorliwymi obrońcami czarnych powinowatych. I oni najlepiej mogą zaświadczyć, że uprzedzenia rasowe to nonsens.

Newsweek" 4/2009

 

Nasz Świat kwiecień 2009